Szukaj na tym blogu

środa, 31 stycznia 2024

Na poboczu Ameryk. Pieszo z Panamy do Kanady - Ola Synowiec, Arkadiusz Winiatorski

 

To książka, z którą nie chciałam się rozstać, od której dostałam więcej niż oczekiwałam na początku. To opowieść z drogi, która daje ogromne doświadczenia, ale poszerza horyzonty i utwierdza we własnych fizycznych możliwościach. To książka pełna treści o historii i realiach krajów przez które wędrował Arkadiusz, a następnie on i Ola. To odmalowany obraz problemów, frustracji, zła, które ma swoje korzenie w rabunku złóż, ziemi, dóbr, a nawet godności i oczywiście skrajnej niesprawiedliwości. Opisują traumy, które zostały po czasach kolonizacji Hiszpanów, m.in. ludobójstwo ludu Yaqui w Meksyku, grabieżcze polityki skorumpowanych miejscowych i bogatych Amerykanów, którzy przyjeżdżali robić kokosowe interesy w tym regionie kosztem ludzi i środowiska, tworząc ogromne spustoszenie na wielu płaszczyznach kraju. Czy przejęte przez wielkie korporacje amerykańskie lub kanadyjskie, złoża, np. złota, które przynoszą zyski tylko właścicielom, pustosząc okolicę, m.in. z lasów, wody, pozostawiając trujące związki, wyludniając wsie i miasta, w których już nie da się żyć, pogłębiając rozwarstwienie i nierówności. Opisują polityki miejscowych rządów, które nie patrzą na swój kraj dalej niż na kadencję, dlatego podejmują decyzje dobre tylko w danej chwili, aby zaspokoić obecne potrzeby, mając za nic skutki uboczne takich decyzji dla lokalnych społeczności. Te skutki to m.in. coraz większy brak wody, zabijanie bioróżnorodności biologicznej kosztem monokultur. To oczywiście zabieranie zajęcia i pracy rdzennej ludności a w związku z tym ich ubożenie. To książka o wędrówce, która otwiera oczy, daje siłę i wiarę w człowieka lub odziera ze złudzeń. 

W tej książce, która z okładki jawiła mi się jako kolejny blog o podróżach, kolejna opowieść o zwiedzaniu krajów, znalazłam ogrom informacji o samej wyprawie, o spotkanych ludziach, ich historiach i problemach, o samej drodze, jej różnorodności. Arkadiusz opisał szczegóły praktyczne swojej wyprawy, dzielił się swoimi emocjami, a kiedy dołączyła Ola opisali swoje uczucia także względem siebie. Opisali jak siebie postrzegają w tym wspólnym trudzie podróży, kiedy zmęczenie, ból, wycieńczenie, brak miejsca na higienę, dawały się we znaki. Mieli siebie prawdziwych bez tej otoczki romantyzmu, zamalowania, które są przypisane do romantycznej fazy związku.

Dostajemy też opis pomocy jakiej obydwoje doznali w podróży w krajach Ameryki Południowej i Meksyku, zaś w Ameryce byli często postrzegani jako włóczędzy, ot inne postrzeganie człowieka.

Piękna, wciągająca, ciepła, różnorodna, ważna i esencjonalna książka, napisana pięknym językiem. Arkadiusz i Ola przeszli osobno, a następnie razem 11704 kilometry i zajęło to 21 miesięcy. Polecam lekturę książki i  bibliografii.

Dla pamięci wrzucam subiektywnie wybrane, najciekawsze cytaty z książki:

- "Zróżnicowane uprawy na własny użytek zastąpiły monstrualne plantacje bananów, ananasów i kokosów-mówi Mario. Krajowemu rolnictwu nie wyszło to na dobre".(str. 45) Kostaryka stała się ofiarą tych interesów, bo nie dość, że zabrano im ziemie pod podstawowe uprawy rolnicze, dlatego muszą je importować to jeszcze wielcy potentaci wykorzystują Kostarykanów do pracy, nieuczciwie ich traktując. Dodatkowo wielkie plantacje zaburzyły miejscową bioróżnorodność, zniszczyły gleby i wodę, bo jest w nich mnóstwo pestycydów, mają też szkodliwy wpływ na zdrowie mieszkańców, o których nie słychać w szerokim dyskursie. Powstają lokalne inicjatywy, które są zaangażowane w ochronę środowiska i odzyskanie równowagi. Ale Kostaryka ma też inne problemy, m.in. grabieżcza polityka budowlana, która wykorzystuje nadmierne pokłady żwiru z rzek, w których może zabraknąć wody co będzie miało ogromne reperkusje dla człowieka i przyrody. Co ciekawe rankingi ONZ pokazują, że mieszkańcy Kostaryki plasują się w czołówce szczęśliwych mieszkańców globu.

- "Pobocze drogi jest lustrem, w którym odbijają się przemierzane przeze mnie kraje. Czytam je z wyrzucanych śmieci. Śmieci na poboczu to lepszy miernik nastrojów i gustów społeczeństwa niż sondaże i statystyki sprzedaży. Puste opakowania wskazują mi, co miejscowi jedzą, co piją, czym żyją". (str. 131) To wstęp do Gwatemali, której (choć nie jedynej w tym regionie) potężnym problemem jest brak systemu, infrastruktury i zagospodarowania odpadów. Walają się wszędzie, brak na nie pieniędzy, pomysłu, zatem psują krajobraz i szkodzą. W tym regionie krajów nie stać jest na radzenie sobie ze śmieciami, ani lokalnie, ani wywożąc je za granicę, tak jak to robią Stany Zjednoczone. "W 2018 roku Stany wyeksportowały, w przeliczeniu na kontenerowce, sześćdziesiąt osiem tysięcy statków śmieci. Amerykańskie jednorazówki lądują w najbiedniejszych krajach, takich jak Bangladesz, Laos, Etiopia czy Senegal". Niejako robiąc koło, bo często są tam produkowane, zatruwając te kraje, generując ogromne ilości CO2, itd. Śmieci to ogromny problem w krajach turystycznych, bo jak pokazały badania w Indiach turyści zagraniczni produkują dziesięć razy więcej  odpadów na osobę niż miejscowi.

- "Według badań państwa z dużymi zasobami surowców naturalnych rozwijają się znacznie wolniej niż te, które ich nie mają. Istnieje korelacja między uzależnieniem gospodarki od eksploatacji surowców a wysokim poziomem biedy i wszystkiego, co z nią związane. Niektórzy nazywają to klątwą zasobów naturalnych, bo szkody przewyższają zyski, inni mówią o neokolonializmie, nowej konkwiście i powtórce z historii". (str. 288)

- Przechodząc już do Ameryki, znalazłam poruszający opis Big Sur, dzikiego skrawka Ameryki, o który dbają władze ograniczając turystykę do określonych sztywno ram, nie pozwalając na rozbudowę infrastruktury. Ten piękny obszar pozostaje zamieszkany prze nieliczną grupę lokalsów, którzy wiedzą jak dbać o to miejsce. To taki kontrast do krajów Ameryki Południowej, nieskażony grabieżczą polityką, oddany przyrodzie. 

- "Z pobocza drogi drogi widać społeczeństwo znacznie lepiej niż z ekranów telewizorów i stron gazet wydawanych gdzieś tam daleko, w dużych metropoliach". (str. 394)  "Innym ciekawym elementem architektonicznym przydrożnej Ameryki są miasteczka magazynów.... porastają pobocza i obok kasyn są najwyższymi oraz najnowocześniejszymi budowlami w okolicy". (str. 398) Te magazyny to objaw, po pierwsze posiadania nadmiernej ilości rzeczy, po drugie doświadczania życiowych zmian. Powody składowania rzeczy w magazynach mają już swój skrót 4xd (death, divorce, delocation, downsizing). Magazyny w Ameryce urosły zatem do rangi "symboli" z jednej strony nadmiernego konsumpcjonizmu bogatej części obywateli, z drugiej znacznemu ubożeniu ogromnej rzeszy społeczeństwa.

- "Korki to nieodłączna część życia w Los Angeles. (...) Wszędobylność samochodów sprawia, że pod nie buduje się dzisiaj miasta. (...) Parkingi zajmują ogromne połacie miasta, bo jakkolwiek patrzeć każde auto potrzebuje trzech miejsc postojowych: pod domem, pod pracą i pod centrum handlowym". (str. 427) Jednak ten styl wiele osób przytłacza, dlatego starają się wydostać z tego miasta, poszukać spokojniejszego i bardziej przyjaźniejszego do życia miejsca w Ameryce. Czytając takie informacje myślę, że ludzie potrafią zrobić sobie piekiełko na ziemi, nie zdając sobie z tego sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)