Szukaj na tym blogu

czwartek, 30 listopada 2023

Zanim wystygnie kawa - Toshikazu Kawaguchi

 

Historia tej książki dzieje się w kawiarni, niezwyczajnej, bo w niej można przenieść się w czasie, ale żeby tego doświadczyć trzeba spełnić kilka zasad i doczekać się aż z "krzesła katapulty" do innych czasoprzestrzeni, zsiądzie pewna kobieta. Wszystkie warunki są dość wymagające, ale upilnowanie momentu kiedy kobieta opuści krzesło jest najtrudniejsze, tylko najbardziej wytrwali, albo "szczęśliwcy" tego dostąpią. Kawiarnia to miejsce przesączone historiami ludzi, zarówno tych, którzy w niej pracują jak i  klientów, z których niektórzy chcą napić się kawy, a niektórzy pobyć i pomyśleć. Pogawędki, wymiana obserwacji, ciche żale.

Autor szczegółowo ukazuje historie tylko kilku "szczęśliwców", którzy przenieśli się w przeszłość, aby załatwić ważne, często niedokończone sprawy, zaprzepaszczone możliwości, zignorowane uczucia. Te powroty nie mogły jednak zmienić biegu historii, chociaż niektórym przyniosły ulgę.

Podsumowując, mnie książka nie porwała, wiele w niej powtarzalności, przydługich dialogów, gdybania i żali. Wydała mi się nazbyt naiwna a miejscami także powolna, a wręcz anemiczna. Z plusów działa na wyobraźnie i miejscami budzi współczucie względem bohaterów.


Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej) - Pavol Rankov

 

Trochę podkładu historycznego do opowieści Pavla Rankova, aby lepiej zrozumieć złożoność sytuacji życiowej głównych bohaterów i tym bardziej docenić niezwykłą trwałość jednego z najważniejszych uczuć, przyjaźni. Gdzieś w tle jest także miłość: do dziewczyny, do rodziców, ojczyzny, niemniej to przyjaźń jest tutaj główną bohaterką.

Akcja powieści zaczyna się w Levicach, mieście dzisiaj słowackim, które jednak do końca I wojny światowej leżało w granicach Austro-Węgier, a po zakończonej wojnie znalazło się w granicach Pierwszej Republiki Czechosłowackiej. Nie na długo jednak, bo już 1 czerwca 1919 roku miasto znowu znalazło się pod rządami Węgierskiej Republiki Rad. Po trwających miesiąc walkach pomiędzy węgierskim a czechosłowackim wojskiem Węgrzy się wycofali i do miasta weszła armia czechosłowacka. Jednakże 10 listopada 1938 roku miasto ponownie zajęło węgierskie wojsko, jednocześnie wprowadzając prawicowy policyjny reżim. Kiedy faszyści rozpoczęli wojnę z Polską, te treny też znalazły się pod ich wpływami aż do 20 grudnia 1944 roku kiedy to miasto zostało "wyzwolone" przez armię radziecką i ponownie znalazło się w granicach Czechosłowacji, tym razem szybko przekształconej w komunistyczną.

Pierwszego września 1938 roku (ważny dzień, bo każdy rozdział rozpoczyna się właśnie tego dnia, choć już innego roku) trzej przyjaciele Jan Czech, Gabriel Słowak i Peter Węgier siedzą nad basenem i obmyślają zawody pływackie o pierwszeństwo ubiegania się o względy Marii, która podoba się każdemu z nich. Kończą się brakiem rozstrzygnięcia ze względu na przykry wypadek jednego z nich. Rok mija i lata szczęśliwości kończą się dla przyjaciół bezpowrotnie, zaczyna się w Europie wojna, która wyzwoli w ich życiu szereg zdarzeń i decyzji, które będą zmuszeni podejmować. Autor prowadzi czytelników ścieżkami losów trzech głównych bohaterów i tej czwartej, która krąży wokół nich, a może to oni starają się zawsze być w jej pobliżu? Lata mijają, widzimy jak historia wplata ich w swoje kręte ścieżki i jakie podejmują decyzje, w które strony prowadzą ich tory życia, czasem wspólnie, czasem rozdzielnie, w różnych krajach, miejscach i sytuacjach.

Autor zostawił czytelnikowi wolną rękę jeśli chodzi o analizę historii i wpisanych w nią bohaterów oraz ich oceny. Czytelnik może puścić wodze fantazji i znaleźć odpowiedź na pytanie, czy to się zdarzyło czy tylko autor pofantazjował. Książka jest napisana ze swadą i lekkością, humor autora nie opuszcza, miejscami jest nawet absurdalnie. Nie unika karykatury opisując ówczesnych przywódców słowackich i ironizuje na ich temat. Język książki jest lekki i swobodny. Dla mnie to była wciągająca i ciekawa lektura. Pozostawiła sporo refleksji, nad przyjaźnią ponad wszystko, trudnymi wyborami wobec zmian politycznych, niespełnionymi miłościami i ilością zdarzeń dla wycinku życia jednego pokolenia.

niedziela, 26 listopada 2023

Światłoczuła. Kadry z życia Zofii Chomętowskiej - Ula Ryciak

 

"Aparat zrasta się z ciałem jak huba z korą. Pcha cię w gąszcze, do wspinaczki na drzewa, od której stronią dziewczęta z dworów." (str.45)

  • "01 Zbliżenie
  • 02 Naświetlenie
  • 03 Migawki
  • 05 Czułość
  • 06 Głębia
  • 07 Powiększenie
  • 08 Błysk
  • 09 Negatywy
  • 10 Przesłony
  • 11 Odbitki
  • 12 Flesze" 

Tytuły rozdziałów tak wiele mówią o kim jest ta opowieść. Wszystko w tej książce krąży wokół robienia fotografii, to najważniejszy wybór Zofii, nieodłączny element jej tożsamości, to wreszcie oko i szkiełko przez które widziała świat.

Nie wiem czy to jest "typowa" biografia, dla mnie to była opowieść o życiu polskiej fotografki dwudziestego wieku Zofii Chomętowskiej. Autorka opisuje wiele faktów i zdarzeń z życia bohaterki, ale stosuje jeszcze jeden zabieg, a mianowicie zwraca się do fotografki per "ty", wczuwając się tym sposobem w codzienność bohaterki: "Zdecydujesz się zostać artystką." (str. 53) "Czytujesz modne pisma o sztuce." (str. 61) Ula Ryciak opisuje ciekawie i malowniczo rzeczywistość, w której przyszło Zofii Chomętowskiej dorastać, piękne Polesie z dorzeczem Prypeci, dworek, psy.  Nakreśla rozliczne kontakty z bogatym światem arystokracji, z którym bohaterka miała bliski kontakt z racji koneksji rodzinnych. Prowadzi czytelnika drogami artystki, które wiodły ją do różnych zakątków, Polski, Europy i świata. Ukazuje osobę o zdecydowanym charakterze, nie poddającej się konwenansom, wyzwolonej, niezależnej, odpowiedzialnej za rodzinę. Pracującej i pracowitej, pełnej energii i pomysłów na wykorzystanie fotografii. 

Widzimy kobietę dla której najważniejszym atrybutem była aparat, a tuż po nim samochód, bo artystka była zawsze gotowa na zrobienie zdjęcia i wyruszenie na poszukiwanie tych niezapomnianych ujęć. "Aparat zamienia każdego człowieka w turystę wędrującego po rzeczywistości innych ludzi." (str. 60) Leica była z Zofią Chomętowską do końca jej dni, była najważniejszą rzeczą w jej życiu: "I ty - jedyna kobieta w tym towarzystwie, która stworzyła bliską więź z leicką. To jej obiektyw już od dłuższego czasu wyznacza horyzont twojego widzenia. Zbliża, oddala, wyostrza. To z nią się nie rozstajesz. To przy niej czujesz emocje." (str. 130) 

Mnie ta książka ujęła nie tylko niezwykłością bohaterki, ale także nietuzinkowym sposobem opowiedzenia o niej. Dla mnie styl autorki, poetycki, malowniczy, opisujący myśli i dyskutujący z bohaterką był ciekawy, wciągający, przenikający jakieś delikatniejsze struny. Autorka, w moim odbiorze książki, operowała czymś nieuchwytnym, ale jednak intuicyjnie wyczuwalnym. Te błyski, migawki, ekspozycje, przesłony i naświetlenia były w opisach kadrów z życia fotografki. Czułe, czasem doświetlone, czasem nieostre były dla mnie czymś nowym, ale bardzo przypadły mi do gustu. Co istotne autorka umieściła w książce wiele zdjęć artystki Mnie również podobała się forma graficzna i kolorystyczna książki.

czwartek, 16 listopada 2023

Chłopki. Opowieść o naszych babkach - Joanna Kuciel-Frydryszak

 

W ostatnich latach wiele pojawiło się książek o Polsce ludu, chłopach, niewolnictwie  pańszczyźnianym, ale żadna mnie tak nie wciągnęła jak "Chłopki" Joanny Kuciel-Frydryszak, która zabrała się za los kobiet na wsi. Aby zdobyć materiały do książki autorka przewertowała przepastne archiwa, przeprowadziła rozmowy z potomkami i potomkiniami. Chciał pokazać szeroki kontekst historii kobiet wiejskich żyjących pod koniec XIX i pierwszej połowy XX wieku w mojej opinii to jej się udało. Jej książka dosłownie nie chciała wypuścić mnie ze swojej treści, wcisnęła mnie w fotel i poprowadziła przez bez mała pięćset stron jakby to była kilkunastostronicowa nowela. Nie będę oryginalna, kiedy powiem, że to mój numer jeden tego roku. Nie będę też rozpisywała się zanadto, bo wiele już recenzji na jej temat powstało, ograniczę się do tego co dla mnie było w niej najważniejsze.

Książka szeroko pokazała los kobiet wiejskich, począwszy od ich narodzin, zakończywszy na zejściu z tego łez padołu. Te sto lat z okładem temu kobiety były rzeczą przynależną do mężczyzny, najpierw ojca, kogoś z rodziny, a potem kiedy została sprzedana mężowi, to właśnie on stawał się jej właścicielem, i służyła mu do wszystkiego. Służyła to w mojej opinii najlepsze określenie roli, bo była przydatna dopóki wywiązywała się z rozlicznych obowiązków, a miała ich najwięcej ze wszystkich członków rodziny, aby je wypełnić wstawała najwcześniej i kładła się najpóźniej. Dom, podwórko, często pole, zwierzęta, dzieci, jedzenie to były jej obowiązki, mężczyzny one nie obchodziły, miał "ważniejsze" sprawy na głowie. Kiedy z niedożywienia, przepracowania i licznych ciąż chorowała, a często umierała mężczyzna kupował sobie kolejną kobietę, która przejmowała rolę poprzedniczki. Rodziny chętnie pozbywały się gęby do jedzenia, najchętniej córki, jako tej mniej wartościowej dla rodziny, zatem mężczyźni nie mieli problemu z braniem kolejnych żon. Kobieta była do roboty, do posługi, do służenia, do bycia pod ręką do wszystkiego. Miała robić, rodzić i nie narzekać. Presja była ogromna i pochodziła z wielu stron, rozpoczynała się w rodzinie, szła przez społeczność, kościół, dziedzica, i rodzinę docelową (męża). 

Kobiety jeśli tylko mogły wychodziły, albo wyjeżdżały z domu za pracą, czy to do dziedzica, czy do miasta do fabryki, a niektóre zagranicę. Wiele spotykała krzywda, a na pewno ciężka praca, ale wiedziały, że to i tak było lepsze niż powrót do rodzinnego domu, gdzie była bieda, ubóstwo, brud, krzywda, upokorzenie i agresja. Gdzie królowała ciemnota, zabobon, wiara w konieczność podporządkowania się przeznaczeniu.

Wieś w tamtym czasie stanowiła gros społeczeństwa, a traktowana była jako konieczne zło, w którym żyje ciemny lud stworzony do ciężkiej pracy, aby dostarczać żywności do miast. Kiedy wreszcie zainteresowali się nią społecznicy, lekarze załamano ręce: na sposób życia, na brud, na nędzę, na brak higieny, na niedożywienie, liczne choroby, na straszne położenie, który stanowiły skutek tego braku zainteresowania warunkami życia tej warstwy społecznej. W szczególności los kobiet przejął społeczników, którzy zaczęli pisać, apelować, wnosić o zmiany, aby wesprzeć uciemiężoną kobietę wiejską. Ale ich starania często spotykały się z buntem, niezrozumieniem, odpuszczeniem spowodowanym naciskami z różnych kręgów zainteresowań. 

Mężczyźni z rodziny buntowali się, bo bali się utraty kontroli nad służącymi, księża, bo bali się utraty oddanych niewolnic, panowie, bali się utraty taniej siły roboczej, bo kobietom mniej płacono za pracę niż mężczyznom, itd... Społecznicy jednak nie odpuszczali, bo wiedzieli, że tylko kobiety mogą coś zmienić w warunkach życia domu i wsi, dlatego przychodzili z edukacją, bardzo podstawową acz szeroką, która obejmowała proste ulepszenia w życiu, np. noszenie majtek, utrzymywanie czystości, mycie rąk, włosów, ciała, używanie kondomów, jedzenie warzyw. Uczono szyć, gotować, dbać o dom i o dzieci, uprawiać ogródki warzywne. Wielką reformą było stawianie sławojek w obrębie domostwa, bo do tej pory potrzeby fizjologiczne załatwiane były za "stodołą", co wiązało się z roznoszeniem różnych chorób, bo nieczystości walały się wszędzie. 

Itd, itd.... 

Ta książka wskrzesiła wspomnienia o mojej babci, bo podzieliła ona los kobiet tu opisanych, przypomniały mi się losy siostry mojego dziadka, która wyemigrowała za pracą do Francji i tam osiadła. Przypomniało mi się wiele opowieści znajomych bliższych i dalszych o ich przodkiniach. Co prawda te czasy minęły, ale ciągle kobiety mierzą się z gorszym traktowaniem, mają pod górkę z wieloma sprawami, w wielu obszarach są gorzej traktowane, spotykają się z niesprawiedliwością, lekceważeniem, obarczaniem winą. Niższe płace, odchowywanie dzieci i dbanie o dom to ciągle domena kobiet.  

środa, 15 listopada 2023

O zmierzchu - Hwang Sok-Yong

 

“Już dawno doszedłem do wniosku, że ludziom i światu nie można ufać. Po pewnym czasie ludzkie pragnienia przefiltrowują nasz system wartości, zatrzymując tylko nieliczne cechy - większość zostaje porzucona bądź zmieniona tak, aby odpowiadać naszym priorytetom. Nawet drobne pozostałości naszych ideałów zostają upchnięte w piwnicy wspomnień niczym używane w przeszłości, stare przedmioty. (...) Koniec końców o wszystkim decydują pieniądze i władza”.

To oszczędna w słowach i emocjach opowieść o nieodległej historii Korei Południowej, jej dzikiego kapitalizmu, drapieżnej działalności deweloperów i architektów, którzy dostarczali im projektów nie wnikając w kontekst ich realizacji. To opowieść o marzeniach, których realizacja wiąże się z pozostawieniem nawet największych ideałów, miłości, bliskości i zrozumienia. To poprowadzona dwutorowo opowieść o ludziach, którzy aby żyć musieli ciężko pracować, a ten trud tylko dla niewielu przynosił zyski, niektórzy mogli ledwie przetrwać kolejny dzień. To opowieść o niesprawiedliwości i biedzie, której towarzyszy bezprawie, która jest związana z brakiem godności, szacunku, a nawet śmierci. O poniewierce za "chlebem", który często okazywał się niestrawnym zakalcem, który był tylko w niewielkich ilościach, który trzeba było wydzierać innym.

Autor oczami jednego z głównych bohaterów pokazuje codzienność mieszkańców koreańskich miast. Sok-Yong pisząc o architekturze pokazuje jej wpływ na kształtowanie rzeczywistości, zwraca uwagę na problem z wynajmem mieszkań, nieuczciwość pracodawców, samotność, która jest nieodłącznym elementem koreańskiego kapitalizmu, w którym czas wypełniony zostaje pracą i marzeniami o sukcesie. Autor pokazuje pogoń za wyrwaniem się do lepszego świata, która niestety okazuje się pusta i niesatysfakcjonująca. Z drugiej strony widzimy tych, którzy się nie wyrwali, którym nie udało się osiągnąć lepszego wykształcenia, zdobyć lepszej pracy, którzy klepią biedę, popadają w frustrację, podsycają żal niespełnienia. 

“O zmierzchu” jest dla mnie książką o cierpieniu, które człowiek zadaje samemu sobie na różne sposoby. Jest opowieścią o smutku, samotności i niespełnieniu, czy bogaty, czy biedny odczuwa w sobie pustkę, żal i tęsknotę. Ale to też szkic o przyzwoitości, bo ten, który jest ze sobą w zgodzie, nie tworzy dla poklasku, nie goni za majątkiem wygrywa przed sobą i w oczach innych. To smutna i poruszająca książka, która mnie wciągnęła w swoje rozważania o sensie i wyborach. To książka wielowątkowa, o szerokim kontekście i znaczeniu, pokazująca złożoność człowieka, jego wyborów i położenia w zależności od czasów, miejsca i możliwości. 

Łakome - Małgorzata Lebda

 

To bardzo sensualna książka, pachnie gleba, trawa, mięso. Słychać jak leci ćma, kroczą mrówki, czy bzyczą pszczoły. Można dotknąć kurzu, powąchać siana i usłyszeć nocne odgłosy pola. Czuć ciepło lata i chłód jesieni. Czuć starość i chorobę babki, papierosy dziadka, ból wnuczki, miłość Ann.

Książka o życiu i umieraniu, o chorobie, wsparciu i bliskości, o prostocie i zwyczajności. To książka o śmierci, która jest zwieńczeniem życia, o naturze, której człowiek jest  elementem, jednym z trybików tego świata. W niej ludzie, przyroda, zwierzęta są tak blisko siebie. To opowieść, w której piękno i brzydota przeplatają się ze sobą. 

Symbole: dom, sad, ubojnia przenikają krajobraz tej opowieści, dziwią, zaskakują, przypominają o zwyczajności. Ten dom był oazą, dawał schronienie, był intymnym światem dla ludzi, którzy w nim żyli i dokonywali żywota. Sad to przedsionek piekła, jeszcze kolorowy, szumiący, ale już przepełniony zapachem ubojni, z jej odorami i odgłosami zwierząt przeczuwających co je czeka, niespokojnych, przerażonych. Żywioły: wiatr, burza, błoto nadają ruchu, niepokoju, utrzymują w rozedrganiu, napędzają do działania.

Opowieść jest nostalgiczna, pełna głębokiego znaczenia i sensu, choć nie wszystko jest podane wprost, to jednak trafia tam gdzie trzeba. Opowieść pełna liryzmu, metafor na czele ze światłem, które towarzyszy nam od otwarcia oczu do ich zamknięcia. Piękny, poetycki język, który napełnia i zadowala apetyt czytelniczy.


sobota, 11 listopada 2023

Mężczyzna imieniem Ove - Fredrick Backman

 

Wreszcie i w moje ręce trafiła książka o zrzędliwym i gburowatym Ove. Początek mnie śmieszył i irytował na zmianę, miałam wrażenia z "Dnia świra", ale nic bardziej mylnego. Główny bohater książki to mężczyzna, który cierpi w swoim wnętrzu, fizycznie i emocjonalnie. To bardzo piękna opowieść o człowieku pełnym przywar, skostniałych zasad i zachowań nie z tej epoki. Czytając odkrywałam kolejne karty z  doświadczeniami, które były jego udziałem, i które przyniosły takie a nie inne efekty jego zachowań. "Mężczyzna imieniem Ove" wciągnęła mnie, zauroczyła i zostanie na długo.

Ta książka daje do myślenia. Patrzyłam na człowieka, który swoim zewnętrznym zachowaniem odstraszał, był kłujący, nieprzystępny, burczący, a w środku miał ogromne serce dosłownie i w przenośni. To wielkie serce dawało o sobie znać w uczynkach, ale też kiedy się denerwował, co zwykł robić często, bo wiele rzeczy go irytowało, na wiele nie miał zgody, zwłaszcza na niesprawiedliwość, oszustwo, jawne kpiny. Ove przeszedł niejedno w życiu, nie poddawał się łatwo, ale zdarzenie, które dotknęło jego ogromnej miłości, żony Sonji nadwątliło jego siły. Walczył jak lew, albo raczej gruboskórny i rozjuszony hipopotam, ale nawet takiej mocy nie poddała się siła "opiekuńczego państwa", które wiedziało lepiej jak obywatelowi pomóc, kiedy sobie nie radzi. Ale Ove radził sobie mimo wszystko dopóki nie zabrakło mu głównego paliwa - Sonji, z którą nie chciał i nie mógł się rozstać. "...walczył z całym światem. Kłócił się z personelem szpitala, ze specjalistami i z ordynatorem. Kłócił się z mężczyznami w białych koszulach w różnych urzędach, których w końcu zrobiło się tak dużo, że już nie mógł spamiętać ich nazw." (str. 268) Chciał pójść za nią wszędzie, dokądkolwiek by się nie udała, bo "Mężczyźni tacy jak Ove i Rune należeli do pokolenia, w którym człowiek był tym, co robił, a nie tym, co mówił, powtarzała Sonja." (str. 281) 

Za co polubiłam Ove? Za zasady, bo był w nich konsekwentny, za lojalność, stanowczość, wyrozumiałość, oddanie, cierpliwość i bezgraniczną i dozgonną miłość do swojej żony, za upór w dochodzeniu praw i sprawiedliwości. Polubiłam jego zrzędliwość, bo za nią kryła się cała gama dobrych uczynków, jego pozorną oziębłość, bo miała w sobie dużo ciepła i za pomoc innym, która nie miała być pomocą. To bohater, którego albo się ignoruje lub nie cierpi, albo bierze takiego jakim jest i wydobywa ogromne pokłady wspaniałości. 

Miałam wielką przyjemność ze spotkaniem z Ove i z całą gamą uczuć, które mi towarzyszyły przy czytaniu o nim.


środa, 1 listopada 2023

Piersi i jajeczka - Mieko Kawakami

 

Już sam tytuł tej książki dzieli ją na dwa podstawowe zagadnienia, którymi zajęła się autorka w "Piersi i jajeczka". Mieko Kawakami zabiera głos w sprawie problemów, z którymi borykają się kobiety w japońskim społeczeństwie. Pokazała ich cały przekrój i mnogość odcieni, ale też ukazała pęknięcia w tym betonowym hierarchicznym świecie. Opisała zmiany jakie mają miejsce, zwłaszcza w metropoliach, w których mieszka dużo młodych, ambitnych i pracujących kobiet, które pomne na wzorce swoich krewnych: matek, ciotek, babek, kuzynek, chcą żyć inaczej, nie dać się włożyć w ramki systemu, zaszufladkować według uszytego wzorca. Autorka pokazała obraz kobiet, które chcą żyć własnym życiem, a nie być oddane na usługi męża i jego rodziny, żyć w ciągłym dyktacie teściowej, spełniać zachcianki wszystkich wokół zapominając o sobie i odrobinie swoich potrzeb.

Autorka porusza przede wszystkim tematy, które są zamknięte za kotarami rodzinnymi, albo pozostają w ukryciu wyłącznie jednostki. Sporo w niej niedopowiedzeń, tematów o których się nie mówi, wątków, których nie wypada poruszać, zachowań tylko dla wtajemniczonych. Ukrywanie prawdy, problemów i dylematów jest na porządku dziennym. Nawet najbliższe osoby nie znajdą wsparcia w rodzinie, bo najważniejsze jest pozorowanie, granie według reguł ogółu. Przybieranie póz, nadrabianie miną, zaprzeczenia, system pozorów i sztucznych masek to norma. W Japonii "co inni powiedzą" jest zdecydowanie bardziej wymagające niż w naszym kraju. "Wyobraziłam sobie dziewczynkę pochyloną nad leżącą nietrzeźwą matką i przeszły mnie ciarki. Nie było jednak sensu rozmawiać na ten temat teraz." (str. 142) Kobiety w tym społeczeństwie, jak w większości, ale szczególnie w patriarchalnym nie wspierają siebie, zdecydowanie zaś rywalizują ze sobą, zwalczają siebie i za wszelką cenę walczą o pozycję dominującą, aby nie być zdominowaną. Podporządkowują sobie słabsze, czy nowe w rodzinie, gnębią się i dokuczają, jedne są ofiarami ofiar, a inne katami, po złożonej ofierze. Najczęściej nie maja innego wyjścia, bo nie mają pracy, muszą wychowywać dzieci, spełniać rolę żony, opiekunki dla bliskich męża. "Od małego uczy się chłopców, że są ważniejsi od dziewczynek. Że tylko dlatego, że mają siusiaka kobiety powinny im usługiwać.Potem w dorosłym życiu jest to samo: świat kręci się wokół penisa. Taki system. A jeśli coś im nie wychodzi, nikt ich nie lubi, nie mają pieniędzy albo pracy, wszystkiemu winne są kobiety." (str. 323) To wychowywanie chłopców przynosi im więcej szkody niż pożytku, bo nie potrafią radzić sobie z najprostszymi domowo-rodzinnymi sprawami, dzieci tracą na tym, że nie ma ojców w domu, a kiedy są nie umieją albo nie chcą się nimi zająć. Ma być im wygodnie, mają stać na szczycie hierarchii domowej, choć wcale jej nie ogarniają, bo nie byli do niej przygotowani.

W pierwszej części zderzamy się wzorcem urody, który urasta do obsesji, wymaga poświęceń i dużych środków finansowych. Mowa o piersiach, które nie służą już tylko do wykarmienia potomstwa, ale jako atrybut piękna, kobiecości, atrakcyjności, za którym się goni, o którym się myśli i marzy. Nie ważny jest ból, strach, konsekwencje, ważne, aby dotknąć wzorca, dosięgnąć wyżyn idealności. Nie licząc się ze zdaniem bliskich, wręcz omijając czy unikając ich obaw, brnąć ślepo w realizację. 

Druga część to rozważanie na temat macierzyństwa i decydowania o nim, czy to potrzeba, czy wymóg narzucony przez normy społeczne? Czy rodzicielstwo ma być tylko zrzucane na matkę, być jej wątpliwym "przywilejem", a może mężczyźni mogliby bardziej zaangażować się w życie rodzinne. Autorka opisuje dokładnie obszar dostępu do in vitro, jest on niezwykle żywy w dyskursie, bo coraz więcej par boryka się z niepłodnością, choć to tylko zakulisowy temat to bardzo często problemy leżą po stronie mężczyzn, a za brak dzieci wciąż obwinia się kobiety. To problem podwójnej moralności, czystości krwi i szeregu powiązanych z nim wątków pobocznych. "Zerwała z nim tuż przed ślubem. Stwierdziła, że nie chce mieć dzieci, które w jednej czwartej będą miały nieznane geny. Jej rodzice też byli przeciwni." (str. 356) Autorka na przykładzie dwóch kobiet opisała potrzebę samotnego macierzyństwa, niezależności, problemów z własną seksualnością, nie akceptują utartych ról.

Czytając książkę miejscami odczuwałam przytłoczenie niepotrzebnym tekstem, miałam poczucie jałowej pisaniny, czasami też myśli bohaterki irytowały mnie lub wydawały się naiwne, ale książka mi się podobała, bo nie było w niej ckliwości, a koniec też nie jest banalny, czy hollywoodzki. Główne bohaterki są z krwi i kości, a ich dylematy dojmujące i prawdziwe. Dodatkowo bardzo wyraziste opisy miejsc, czynności, zachowań, smaków, co niewątpliwie dodawało atmosfery i klimatu, przenosiło do kraju kwitnącej wiśni, w którym życie kobiet podporządkowane jest patriarchalnemu systemowi, choć już młodsze pokolenia buntują się przeciwko starej mentalności i zwyczajowości to oczywiście potrzeba czasu i zmian systemowych. To ciekawy i mocny głos w sprawach, które dzieją się w społeczeństwie japońskim. To głos, który pokazuje świat uwikłanych kobiet w system, tradycję i kulturę, oparty na zaspokajaniu męskich potrzeb, na skakaniu wokół ich spraw, ale także na coraz wyraźniejszych rysach i pęknięciach na tej betonowej, feudalnej i patriarchalnej konstrukcji.