Szukaj na tym blogu

środa, 31 sierpnia 2022

Kosmos jest super! 101 faktów, o których trzeba wiedzieć - Alice Harman

 

Ogromnie ciekawa książka, która ze swadą przybliża młodym czytelnikom, choć starszym także, bardzo dużo informacji z szeroko pojętego kosmosu. Książka zachęca do poznawania świata ciekawymi, skondensowanymi informacjami i ilustracyjną formą ich zaprezentowania. Choć autorka pozostawia swobodny sposób jej odbioru, wiele informacji wiąże się ze sobą, albo wynika i nawiązuje do siebie, swoisty zespół naczyń połączonych. 

Z najważniejszych tematów mamy wszystko co związane jest z najbliższym otoczeniem Ziemi, z Układem Słonecznym, omówione zostały najważniejsze ciała niebieskie, możliwości życia pozaziemskiego, zmiany jakie zachodzą w organizmie człowieka w przestrzeni pozaziemskiej i innych aspektów ludzkiego funkcjonowania poza ziemią. Kosmici, gwiazdy, planetoidy, statki i stacje kosmiczne, „śmieci” pozostawione w kosmosie i wiele, wiele innych treści.

Książka skutecznie wciągnęła nas w swoje wnętrza dlatego uważam, że zdecydowanie warto po nią sięgnąć.




poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Zakazane miejsca na świecie. Podróże magicznym dywanem - Patrick Makin

 

Pięknie zilustrowana książka, która opisuje odległe i najczęściej niedostępne dla zwykłego śmiertelnika miejsca. Autor opisał ich 19 miejsc, niektóre stworzyła sama natura, inne w jakimś celu człowiek. To miejsca, które budzą ciekawość, szacunek, strach, najczęściej owiane są tajemnicą i niebagatelną historią. Każde miejsce zawiera opis i wiele ciekawostek z nim związanych, oczywiście wszystko okraszone pięknymi ilustracjami. Twarda, dostojna okładka, dużego rozmiaru po rozłożeniu wygląda jak czarowna księga o tajemnicach tego świata.

W książce mamy dosłownie wachlarz różnorodności, bo opisano mityczną już komnatę bursztynową, domniemane miejsce grobowca Czyngis-Chana, niepokojące Paryskie Katakumby, budzący ciekawość samolot prezydenta USA czy sypialnię królowej brytyjskiej, nie zabrakło też historii o Armii Cesarza Chin. Mamy miejsca stworzone przez człowieka, aby eksperymentować nowe technologie - Strefa 51, czy przechowywać wszystkie nasiona świata - Globalny Bank Nasion. Z cudów natury mamy tu Wyspę Bouwena, Wulkan Arenal, Rów Mariański, Dolinę Śmierci na Kamczatce, czy wyspę węży u wybrzeży Brazylii.

Takie książki pozwalają na podróże do miejsc niezwykłych, na poznawanie różnorodności tego świata, otwierają przed czytelnikami możliwości pozyskania wiedzy o miejscach do których nie można się dostać lub są dostępne tylko dla nielicznych. Podsumowując to wspaniała przygoda możliwa z własnej kanapy, która uruchamia wyobraźnię dzieci i dorosłych.

niedziela, 28 sierpnia 2022

Potosi. Góra, która zjada ludzi - Ander Izagirre

  

" Potosi. Góra, która zjada ludzi" to książka poruszająca, ważna i wnosząca nową wiedzę, przynajmniej dla mnie. Reportaż z Boliwii, zbierany przez autora przez kilka lat. Oparty o perspektywę życia pewnej rodziny opowieść o niesprawiedliwości, wykorzystaniu, przemocy ludzkiej i systemowej. To smutny obraz ludzi biednych, bez dostępu do wody, energii elektrycznej, bez dostępu do lekarza, opieki społecznej, ubezpieczenia na życie. To opowieść o dzieciach, które muszą pracować od najmłodszych lat, o życiu w ciągłym strachu, przemęczeniu, szkodliwych warunkach pracy. Mamy oczywiście dorosłych, którzy dożywają do trzydziestu kilku lat, zaś czterdziestokilkuletnie kobiety to zniszczone trudami życia staruszki. Odmalowane historie zawierają w sobie przemoc wobec dzieci i kobiet, które są najbardziej dostępnym "workiem" do rozładowania emocji. To książka o codziennej przemocy, agresji, gwałtach, nagminnym molestowaniu, przed którym nie ma jak się bronić samemu, a brakuje instytucji, które choćby karały sprawców za ich czyny. Bezkarność, bierność, bezczynność i bezbronność to codzienność ludzka w tym kraju.

Potosi, to góra w Boliwii, w której ludzie od lat wydobywają cynę i srebro, ale robią to metodami prymitywnymi, bez zabezpieczenia, bez organizacji, grabiąc ile się da jeszcze wydrzeć górze. Góra czasami zatrzęsie, rozdziawi paszczę czy wyzionie opary, a wtedy górnicy giną najczęściej zasypani bez poszukiwań, bo któż by narażał dodatkowo życie. Jeśli górnicy mają szczęście i pracują w kopalni bez wpadek, to i tak ich życie jest krótkie, bo wyziewy kopalniane niszczą ich płuca, a potwornie ciężka praca ogólnie całe ciało. Życie wokół kopalni niesie ciągłe zagrożenie tak wewnątrz góry jak i wokół, a jeśli nie góra niszczy człowieka, to człowiek dopełnia tego dzieła.

Ander Izagirre podszedł do sprawy bardzo dociekliwie, przytoczył czytelnikom szeroki kontekst sytuacji w aspekcie geopolitycznym, w samej Boliwii, w przemyśle górniczym, w górniczych związkach zawodowych dorosłych i dzieci, a także w relacjach międzyludzkich dalszych i bliższych. Niemniej osią wokół której autor zbudował swój reportaż jest dziewczynka o imieniu Alicja, która jako wczesna nastolatka zaczyna pracę w kopalni, przy najcięższych, najbardziej uciążliwych i mocno niebezpiecznych zajęciach. Musi pomagać matce, wdowie po górniku i małej siostrze. Kiedy poznajemy Alicję pracuje w kopalni za darmo, bo spłaca jakieś długi względem kopalni, chce się uczyć, ale nie zawsze ma na to czas i siły. Następne lata pokazują, że dziewczyna jest silna, umie walczyć o swoje, robi postępy w nauce. Niestety nie jest odporna na przemoc fizyczną agresywnych górników. Reportaż kończy się kiedy Alicja jest ponad dwudziestolatką, matką dziewczynki, dalej uczy się, chce pracować w biurze i mieć wpływ na swoje życie, lepsze życie w mieście.

Niestety nie jest to historia zmyślona, to na wskroś realizm życia poza bogatą Europą, w której dba się o ludzi, o ich warunki pracy, o bezpieczeństwo dzieci i ich dostęp do edukacji, itd. To rzeczywistość biednego kraju, zniszczonego przez ludzi wewnątrz i z zewnątrz, którzy dla chęci zysku, interesów geopolitycznych niszczą życie maluczkich, tej "masy ludzkiej", która pracuje w pocie czoła na bogactwo i dobrostan niektórych, która jest zależna od ich widzimisię lub ich rozgrywek ekonomicznych. "Z Llallagua cyna jedzie ciężarówką do Oruro, potem pociągiem do Chile, potem statkiem do Chin, Indii, Korei, Japonii albo Stanów Zjednoczonych. Po paru miesiącach może wrócic do Llallagua, przemieniona na przykład w puszkę z tuńczykiem". (str. 99) Czytając tę książkę i wyobrażając sobie sytuacje kiedy dzieci przeciskają się tak wąskimi korytarzami, że cofając się nie mogą zawrócić miałam klaustrofobię, dusiłam się oparami, które góra emituje. Opisy były tak realistyczne, że czasami musiałam przerywać lekturę, żeby przetrzeć oczy i uspokoić oddech. To ważna książka, bo pokazuje, że XXI wiek, jego osiągnięcia i przywileje są tylko w nielicznych rejonach, w wielu zakątkach świata cały czas pod wieloma względami tkwią w zamierzchłych czasach. Warto przeczytać i przetrzeć oczy - Warto wiedzieć!

Dla mnie książka miała jeszcze jeden ważny wymiar, aby pokazać jak trudne i obarczone zagrożeniami jest życie kobiet w Boliwii, bez ich ciężkiej codziennej pracy mężczyźni i dzieci nie mieliby co jeść, bo to one dbają o wszystko co związane jest z gospodarstwem domowym, zdobywają pożywienie, przyrządzają, dbają o dzieci pod każdym względem i dodatkowo pracują w kopalni przy pracach, których mężczyźni nie chcą, bo są drobiazgowe i nisko płatne. Kobiety w tym państwie są obywatelami drugiej kategorii, lekceważone, źle opłacane, bez opieki medycznej, bez ubezpieczenia, bez wsparcia państwa. Są narażone na agresję i przemoc ze strony mężów, braci, synów i obcych mężczyzn. Niestety choć "- Demokracja wiele zawdzięcza nam, kobietom z kopalni. Cały czas walczyłyśmy, strajkowałyśmy, nie odpuszczałyśmy. Ale dla społeczeństwa jesteśmy niewidzialne. No bo jesteśmy niewidzialne i dla samych górników. Nawet nasi towarzysze nie biorą nas pod uwagę." (str. 154) "Pomimo wszystkiego, co robimy, wciąż pokutuje przekonanie, że kobiety nie wykonują żadnej pracy, bo nie dokładają się ekonomicznie do gospodarstwa domowego, przekonanie, że tylko mąż pracuje, bo jemu płacą wynagrodzenie. Wielokrotnie stykałyśmy się z ta trudnością." (str.111) Jakże smutne, niesprawiedliwe i pełne pogardy dla połowy społeczeństwa, które też odpowiada za powstawanie PKB tego kraju. Kobiety wciąż walczą o podstawową godność.

Uczciwa oszustka - Tove Jansson

 

Miałam wrażenie, że trafiłam do świata muminków, ale z ludzkimi postaciami.Co mi się w tej książce podobało to oddanie rzeczywistości i klimatu małej miejscowości. To klimat dobrze znany z wielu skandynawskich książek, w których mamy jasno określone postaci z przypisanymi im rolami, charakterystyczne miejsca i budynki. W "Uczciwej oszustce" mamy galerię osobliwych postaci i zarysowanych grubą kreską przypisanych im ról. "Łatki", które dostaje się w małej społeczności nie są łatwe do zdjęcia, ale czasami można je zerwać, zmniejszyć lub zakleić innymi. 

Zasadniczo najistotniejsze są w tej opowieści kobiety Katri i Anna, pochodzące z dwóch różnych światów i zajmujące się kompletnie różnymi sprawami. Bohaterki są w różnym wieku, o zupełnie innej pozycji społecznej, mają na rachunku bankowym kompletnie różniące się od siebie kwoty. Co ich zatem zaczyna łączyć, która wpadła na pomysł, żeby wkraść się w łaski tej drugiej i po cóż? Kto i co na tym układzie zyska, czy ktoś straci?

To prosta historia, niezbyt oryginalna, gładka w czytaniu, jak dla mnie trochę naiwna.

Internat - Serhij Żadan

 

Książka była dla mnie trudna w odbiorze, ale też prawdziwa, bo napisana przez świadka i uczestnika wojny w obwodzie donieckim w Ukrainie. Przesycona jest zdarzeniami, plątaniną myśli, natłokiem spraw. Choć akcja książki dzieje się tylko w trzy dni ilość wydarzeń jest ogromna i przytłaczająca. Autor bez patosu, podniosłych gestów, porywów patriotyzmu, opisuje szarą codzienność wojny, strach, cierpienie, głód, towarzyszące zimno, brud, zniszczenia wojenne, i szeroko pojęte straty. Sama okładka książki pokazuje, że wojna to zniszczenie, zgliszcza i utrata życia przez obywateli napadniętego kraju. Książka to jakiś wycinek z całego ciągu agresji, napaści, podburzania, manipulacji, która podsyca wojnę w Ukrainie.
Autor wraz ze swoim głównym bohaterem Paszą, nauczycielem prowadzi czytelnika przez miejsca przepełnione wojną, zamienione w poczekalnie, czy przejścia na lepszą stronę spokojnego świata. Czas nie ma większego znaczenia, bo nic nie jest takie jak było, wojna zmieniła wszystko, całą optykę świata własnego i innych. Pasza wędruje przez gąszcz ludzi i zdarzeń, aby odebrać z internatu swojego siostrzeńca. To droga dosłowna, ale i w głąb siebie, to przeżywanie lęków i przezwyciężanie ich, poszukiwanie sensu, istoty rzeczy, podstawy egzystencji. Wędrując do celu, Pasza porusza w odbiorcy szereg emocji. Jego widzenie świata jest bardzo organoleptyczne, wręcz czujemy to co przeżywa bohater: strach, chłód, widzimy ślady wojny.
Siła tej książki tkwi w tym, że autor nie stara się opisywać brutalności, agresji, okrutnych scen, żeby wzbudzić w odbiorcy silne emocji, wstrząsnąć nim. Robi to w subtelny, niby niepozorny sposób, ale to bardziej niepokoi i wprawia w drżenie niźli otwarte rany i lejąca się krew. Wprowadza niepokój, który sączy się w tym rejonie od lat, pod wieloma pozorami, czy płynącymi do ucha trującymi przekazami, czynami, postępowaniem. Nierozwiązane sprawy doprowadziły do eskalacji, zbytnie zwlekanie, trzymanie się złudnej nadziei doprowadziło do zuchwalstwa, tragedii, której końca nie widać.
Serhij Żadan w unikalny sposób odmalował całe zło wojny i zrobił to w sposób niepokojąco "subtelny", co tym bardziej oddało grozę sytuacji, z którą dzisiaj mierzy się Ukraina.

niedziela, 21 sierpnia 2022

Przewóz - Andrzej Stasiuk

 

Najpierw z pewną dozą nieśmiałości i niezrozumienia szło mi czytanie tej książki, ale nie pierwszy to raz tak mam z tym autorem. Niemniej kiedy nastąpiła chwila przełomowa, nie mogłam i nie chciałam się od niej odrywać. Tekst jest przesycony soczystymi, sensualnymi opisami, niekoniecznie przywołującymi w wyobraźni zapach fiołków, to czas wojny, ukrywania, uciekania opłotkami, przemykania bagnami, zaroślami. To czas grozy, smutku, niepewności, zdarzeń niezrozumiałych, niepotrzebnych, nieludzkich. Akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej, niemniej autor nie opisuje wzniosłości tego wydarzenia, ale jego dzieje i konsekwencje w małych społecznościach. Codzienne życie, kiedy to "swój" może okazać się zabójcą, a najeźdźca opiekunem, człowiekiem szukającym ciepła. To czas, kiedy ludzkie charaktery nabierają innych rysów niż w czasie pokoju, kiedy niektórzy pozwalają sobie na więcej, na zło, na które nie odważyli by się w czasach kiedy prawo jest prawem. Ale autor pokazuje postaci, które nie zważając na czasy pomagają, nie odmawiają pomocy ani Żydom, ani partyzantom, a i z Niemcami żyją obok nie wchodząc sobie w drogę. Jedyny postrach sieją Rosjanie, którzy lada moment mogą wejść na ziemie polskie, kiedy to Niemcy wycofają się z nich. Autor z uwagą i umiejętnością prowadzi czytelnika ścieżkami najniższych ludzkich instynktów, nie owija w bawełnę, opisuje ludzkie chucie, popędy, potrzeby, nawet w czasie wojny, bo instynkty nie znikają nigdy, nawet w czasie zagrożenia ludzie oczekują bliskości, ciepła, pożądania, seksu.

Andrzej Stasiuk prowadzi swoją opowieść w dwóch czasoprzestrzeniach, bo oprócz tej wojennej jest współczesna, kiedy to narrator włóczy się po drogach wschodniej Polski i wspomina swoją rodzinę, jakieś dawne zdarzenia, wydobywa z czeluści pamięci skrawki zachowań i opowieści swoich bliskich z czasów wojny. Opowieść współczesna to bezlitosne obnażenie polskości zapatrzonej bezmyślnie w swoje wspomnienie o potędze, o swoim urojonym mniemaniu wyższości, rozbuchanej dumy, chojractwa, zadufania w sobie. "... Jesteśmy mocni, ale mamy wrogów. Ze wszystkich stron. Dlatego że jesteśmy mocni mocą naszej tradycji i wiary. Barbarzyńcy Wschodu i Zachodu nie mogą tego znieść i pragną nas zniszczyć. Wiecie, plutonowy serce Europy może i biło kiedyś na zachodzie, może biło we Francji, ale teraz bije tutaj. Dlatego barbarzyńcy Wschodu i Zachodu zapragnęli je wyrwać." (str. 125) Obnaża to ciągłe powracanie do przeszłości, do mrzonek, do wyciągniętych najwznioślejszych wątków z historii, chwil ulotnej chwały, zdeptanej własną butą i arogancją. Zastanawia się nad powodami takich zachowań i wyborów, może te urojone sny o potędze odciągają od szarej codzienności, od konieczności zmagania się z masą problemów, potrzeb, na realizację i rozwiązania, których nie ma pieniędzy, pomysłu, możliwości i umiejętności. "Rano, jeszcze przez sen pomyślałem, że jestem jak ten kraj: wciąż powracam do dzieciństwa.(...) Jestem jak ten kraj, który odwraca wielki smutny łeb, żeby gapić się za siebie. Bo tylko tam może zaznać pocieszenia." (str. 297) Chcemy być szanowani, ale sami siebie nie szanujemy, chcemy być podziwiani, ale nie mamy czym się pochwalić, czym zaskoczyć. Pozostaje tylko użalanie się, trawienie zgryzot, majaków i przeżywanie tęsknot za ułudą honoru i chwały, zrzucanie winy na innych? Tylko po co to nadęcie, po cóż ciągłe domaganie się uwagi, dlatego że trawi nas jakieś niedowartościowanie samych siebie? Wszystko w naszych rękach.

Autor nie daje prostych odpowiedzi, nie zostawia rozwiązań, każe mierzyć się z poczuciem winy każdemu z osobna. Nie pudruje i nie maluje trawy na zielono, pokazuje brud, smród i dziadostwo takim jakim jest, bo ludziom się nie chce, bo zamiast brać się do roboty wolą ciągle wspominać lepsze czasy i wypominać swoje krzywdy, ale ile jeszcze można i po co? To lektura bez zadęcia, prostolinijna, bez ulepszania, upiększania i różu. Dla mnie książka ważna i symptomatyczna, adekwatna do dzisiejszej krajowej sytuacji.

sobota, 20 sierpnia 2022

Pocztówka z Mokum. 21 opowieści o Holandii - Piotr Oczko

 

"Oczy wilgotnieją mi mniej więcej dwa razy w roku." (str. 55), tak napisał autor o swojej podróży do Holandii i powrocie z niej, kiedy leci tam płacze ze szczęścia, powrotne łzy są już gorzkie, bo wraca do smutnej rzeczywistości. Zresztą jak sam pisze: "Los się musiał mną chyba nieźle zabawić. Wrzucono mnie w ten nieszczęsny byt w niewłaściwym czasie i w zupełnie nie w tym miejscu, co trzeba. Jestem z natury zdyscyplinowany, pracowity, pedantyczny i wręcz maniakalnie punktualny. Nie znoszę niefrasobliwości i spontaniczności, nie mam też wiele zrozumienia dla słabości ludzkich. Kocham domowość, cenię sobie komfort (nie mylić z luksusem), lubię pieniądze i szanuję przedmioty (w Kraju nizin to nie skąpstwo, a oszczędność, najchwalebniejsza z możliwych cnót). Wypisz, wymaluj jakiś dziewiętnastowieczny Holender, choć na pewno nie współczesny, bo ci już sobie sporo odpuścili." (str. 55) Autor co prawda urodził się w Polsce, pracuje w UJ, ale czuje się Holendrem, a Holandia to jego bezpieczny azyl, tytułowe Mokum, w którym ma swój kawałek podłogi, swój azyl.

Sięgając po książkę nie wiedziałam czego oczekiwać, okazała się dla mnie odkryciem, zaś autor w jakiś sposób bliski. Czytałam pod wielkim urokiem wiedzy, erudycji i umiejętności pisarskich autora. Autor mnie zafascynował swoją opowieścią o sztuce, kulturze i naturze Holendrów na przełomie dziejów. Pokazywał Holandię od XVII do XX wieku poprzez jej licznych twórców malarstwa, ceramiki, uwielbienia do kwiatów, zwłaszcza tulipanów. Opisał ich zwyczaje dotyczące utrzymywania reżimowego wręcz porządku, dni sprzątania, prania, etc. Przybliżył zwyczaje, podejście do dzieci, które było bardzo troskliwe, opiekuńcze i czułe jak na owe czasy, do kobiet, które żyły w naprawdę równo traktującym obie płci kraju. Opowiedział o zwyczajach Holendrów w obszarze palenia fajek i picia piwa, co dzisiaj mogłoby oburzać, albo wręcz szokować. Nie pominął również kwestii religijnych, które na przestrzeni dziejów miały swoje burzliwe losy, ani kwestii Żydów zamieszkujących Holandię, uświadomił czytelników, iż Holandia nie zawsze była taka tolerancyjna w kwestii społeczności LGBT. Opisał również sytuację klimatyczną Holandii i niebezpieczeństwa, których Holendrzy są świadomi, ze względu na zmiany klimatyczne. 

Co mnie dodatkowo ujęło w tej książce to wspaniale rozpisane znaczenie symboli w malarstwie Holenderskim wraz z zamieszczonym opisywanym obrazem, czy innym dziełem. Absolutnie fascynujące zdjęcie kuchni autora i moje przerażenie dotyczące ilości sprzątania, aby ją utrzymać w totalnym, pożądanym przez autora porządku.

Autor pokazał Holandię na przestrzeni wieków jako analogię do historii Polski. Trochę jako przykład, trochę ku świadomości: "...środowiska kościelne przodowały w szerzeniu nienawiści, dyskryminowania lesbijek i gejów oraz przedstawiały ich jako jednostki grzeszne, niemoralne i zasługujące na pogardę. Vide "tęczowa zaraza", określenie pewnego krakowskiego hierarchy." (str. 312) 

Opisał Holandię z pasją, zachwytem i miłością, niemniej jak sam mówi: "Nie idealizuję Holendrów, znam ich już nazbyt dobrze, żeby nie uświadamiać sobie ich zbiorowych przywar, na przykład często niegrzecznej bezceremonialności, emocjonalnego chłodu i rezerwy, posuniętego do granic indywidualizmu, interesowności, skąpstwa i bezdusznego perfekcjonizmu. Ale mimo to zdecydowanie wolę ich od zakompleksionych frustratów i hipokrytów żyjących mrzonkami o narodowej przeszłości i potędze." (str. 327) Autor pisze, że ta książka to swoiste rozliczenie z krajem, w którym się urodził. "Zawarte w niej szkice powstawały bowiem w czasie, gdy kraj, w którym mieszkam, wchodził na drogę nacjonalistycznej dyktatury, łamania praw człowieka, pogardy dla kobiet, lekceważenia osób z niepełnosprawnościami, szerzenia nienawiści w stosunku do ludzi LGBTQ+, przyzwolenia na antysemityzm, tłamszenia sądów, szkół i uniwersytetów, nieprawości i podłości. A także oficjalnej propagandy i retoryki, której nie powstydziłby się sam Joseph Goebbels. Mogę mieć tylko nadzieję, że za jakiś czas część moich gorzkich uwag przestanie być aktualne." (str. 327)

Autor zauroczył mnie swoją umiejętnością opisywania, rozważania, przytaczania przykładów, ale także pewnymi podobieństwami i analogiami do mojej osoby. Zainteresował mnie Holandią, a nawet zauroczył na tyle, że mam nadzieję się tam wybrać. Jak dla mnie odkrycie, nie mogłam się oderwać od tej opowieści holenderskiej.