Szukaj na tym blogu

sobota, 31 lipca 2021

Kowalska. Ta od Dąbrowskiej - Sylwia Chwedorczuk


Sylwia Chwedorczuk to autorka biografii Anny Kowalskiej, pisarki, literatki, społeczniczki, niezależnej, ambitnej i nadzwyczaj pracowitej osoby. Autorka z dostępnych dokumentów uplotła delikatną acz bogato zdobioną historię życia kobiety, która mimo swojej pracowitości, ciekawości świata, oczytaniu, erudycji, umiejętności i trafności swoich opinii, nie wierzyła w siebie i swoje możliwości. Ta jej niewiara dopadała ją na różnych obszarach życia, m.in. własnej twórczości, relacji z mężem, z córką i z przyjaciółką i partnerką Marią Dąbrowską. Te spadki wiary w siebie dopadały ją na różnych etapach życia, ale mimo wszystko starała się dopilnować wszystkiego za co lub za kogo czuła odpowiedzialność. Jej oddanie sprawom, twórczości, pracom społecznym, pomocy ludziom tym najbliższym i dalszym było ofiarne i bezbrzeżne.

Autorce udało się oddać przebogate w doświadczenia życie pisarki, kobiety, która chciała być niezależną, w czasach, w których kobiety o niezależności dopiero zaczynały cichutko myśleć. Chciała być pisarką, móc wypowiadać się na wiele ważkich tematów. Nie interesowała jej rola żony, chciała być partnerką, co w dużej mierze jej się udało. Żyła w świecie literatury, od wczesnej młodości wiedziała, że jej celem jest pisanie,  potwierdzała to w szkole i na uczelni. Jej wspólnota pisarska z mężem trwała do jego śmierci, a i po niej Anna dopracowywała jego i wspólne projekty literackie. Pisała, bo to było jej pasją i celem nadrzędnym, była w tym pisaniu coraz doskonalsza, ale nie na tyle by być z siebie zadowoloną. Jest autorką powieści, eseju i wielu opowiadań. Była redaktorem, prezesem koła literatury, wsparciem i drogowskazem dla wielu początkujących pisarzy. Żyła w czasie wielu niepokojów, wyjechała wraz z mężem z okupowanego przez Sowietów Lwowa do Warszawy, w której przeżyła Powstanie Warszawskie będąc jego współuczestniczką. Po wojnie znajduje swój azyl we Wrocławiu, ale tęskni za Warszawą, w której mieszka jej wielka miłość Maria. Pisze, wspiera, współtworzy na pustej ziemi życie literackie. We Wrocławiu zachodzi w ciążę i rodzi córkę Tulę. Po śmierci męża przymuszona sytuacją materialną, samotnością, ale nade wszystko tęsknotą za Marią przeprowadza się do Warszawy, w której upływają jej pozostałe lata życia.

Autorka z polotem opisała życie Anny Kowalskiej, miałam nieustające wrażenie, że jest cały czas najważniejsza, jakby wplatała w życie swojej bohaterki pozostałe ważne dla niej postaci, ale to ona była w centrum. To bardzo umiejętnie, pięknie i z zaangażowaniem napisana biografia. Wciągająca, tchnąca życiem, emocjami bez zamazywania tego co niewygodne. Udało się Sylwii Chwedorczuk wplatać fragmenty listów Anny do Marii i odwrotnie, w tak subtelny sposób, że czasami gdyby nie cudzysłów trudno byłoby je wychwycić, bo zdania tworzone były z dużą naturalnością i uważnością. Udało jej się uchwycić i opisać tą jakże trudną i bardzo emocjonalną relację między dwoma kobietami. Miałam wrażenie, że słychać podniesione głosy, czułe szepty, widać stęsknione gesty. Lektura tej książki to była wielka przyjemność, polecam każdemu, kto chce przeczytać dobrą biografię.

środa, 28 lipca 2021

Księżyc. Od nowiu do nowiu - Martín Caparrós

 "Podróżowanie to kłopot, utrudnienie, ogromny wydatek. Widziałem tylu ludzi ściśniętych w ciężarówkach, pociągach, busach, idących na piechotę i uginających się pod ciężarem worków i koszy, wyczekujących w słońcu i deszczu, że mogę zrozumieć, że oni nie mogą zrozumieć: po co ktoś miałby podróżować, jeśli nie jest do tego zmuszony? Albo rozumieją aż za dobrze: ci ludzie przyjeżdżający nie wiadomo po co muszą mieć gówno do robty i do tego kupę pieniędzy skoro wydają je na głupoty, nie? Tak wyglądamy w ich oczach - i chyba także we własnych." (str. 168)

Martin Caparros wyrusza w kolejną podróż, ale tym razem będzie opisywał ludzkie wysiłki, aby uciec z piekieł swoich krajów. Autor opisuje losy kilku imigrantów, są tak różne jak różni są ci ludzie - kobiety i mężczyźni - i jak różne są kraje, z których uciekli. Oprócz relacji uciekinierów, autor spisuje własne rozmyślania dotyczące swojej podróży, miejsc, w których przebywał, ludzi i sytuacji, których był świadkiem. Dzieli się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na tematy błahe i te zdecydowanie egzystencjalne. Rozmyśla nad nierównościami społecznymi i nad swoją uprzywilejowaną pozycją, która zapewnia mu wygodne i pozbawione wielu trosk życie. Rozmyśla nad gnuśnością zachodniego świata, bogatego i poszukującego możliwości zaspokojenia swoich potrzeb oczywiście z tych najwyższych poziomów piramidy Maslowa. By w końcu zrobić niejako zestawienie i porównać cele, motywy i potrzeby składające się na jego podróże, i na podróże jego rozmówców. Następnie środki transportu i komfort swój i imigrantów, wreszcie warunki bytowe u celu podróży jego i ich.

Podróże migrantów, bardzo różnią się od jego podróży i czemu innemu służą. Oni szukają dla siebie lepszego świata, w którym znajdą pracę i bezpieczny dom nad głową, on podróżuje, aby pokazać los tych pierwszych, unaocznić bogatym problemy biednych, uciśnionych, aby ..., właśnie co miałoby to im pokazać, dać, udowodnić? Czy raport przedstawiony przez autora coś zmieni w życiu tych imigrantów, zapewne nie, tak jak nie zmieniła losu głodnych poprzednia jego, wspaniała książka "Głód", w dalszym ciągu bogaci mają nadprodukcję żywności i mnóstwo jedzenia wyrzucają do śmieci, zaś głodni i niedożywieni nadal takimi pozostają.

To książka wieloznaczna, wielogłosowa i nieoczywista. Warto się w nią zagłębić, aby nie tylko pochylić się nad losem tych poszkodowanych, gorzej urodzonych, bo w rejonach nękanych wojnami, biedą, korupcją, przemocą i arogancją silniejszych, ale także wczuć się w rolę autora. Warto spojrzeć jego oczami na świat, któremu ma się przyglądać i opisywać, wsłuchać się w jego obserwacje, rozterki i przemyślenia, bardzo szczere i dosadne. Dla mnie autor ma umiejętność wciągania czytelnika w swoje książki, tym bardziej warto po nią sięgnąć.

sobota, 24 lipca 2021

Platforma - Michel Houellebecq

"Mieszkańcy Europy Zachodniej, kiedy tylko mają kilka dni wolności, pędzą na drugi koniec świata, przemierzają samolotem połowę kuli ziemskiej, zachowują się dosłownie tak, jakby uciekali z więzienia. Nie krytykuję ich; mam zamiar zrobić to samo." (str. 34)

To pierwsza książka tego głośnego autora, którą przeczytałam. Na pierwszy rzut oka napisana dość niewymagającym językiem, by nie powiedzieć prostym, z równie nieskomplikowaną zawartością, ale jak się w nią zagłębić, pomiędzy wierszami wyziera dość przygnębiający wizerunek świata zachodniego, "spasionego", znudzonego, poszukującego łatwych rozrywek, przyjemności, a może czasem nawet czegoś głębszego,prawdziwszego. W tej z pozoru błahej opowieści o wyprawach Europejczyków do "ciekawszych" miejsc naszego globu, szukaniu jak najbardziej atrakcyjnych propozycji tych eskapad, pogoni za rozrywkami na wyciągnięcie ręki, przeziera swoisty smutek, pustka, ciągły "głód", brak satysfakcji, brak szczęścia i spokoju. Autor pisze: "Więc – ciągnąłem swój wywód – z jednej strony kilkaset milionów ludzi żyjących na Zachodzie, którzy mają wszystko, co chcą, tyle że nie mogą osiągnąć satysfakcji z życia seksualnego: szukają, ciągle szukają, ale niczego nie znajdują i są głęboko nieszczęśliwi. Z drugiej strony, kilka miliardów istot, które nie mają niczego, zdychają z głodu, umierają młodo, żyją w nieludzkich warunkach i mają do sprzedania jedynie swoje ciało i swoją dziewiczą seksualność. To naprawdę dość proste do zrozumienia: wytworzyła się idealna sytuacja sprzyjająca wymianie." Problem znany nie od dziś, przesyt u jednych i skrajny niedosyt u drugich, choć dzisiaj przybrał jeszcze inne oblicze, bo ta pustka dobrobytu jest jakaś bardziej nie do zaspokojenia, nie do ugaszenia, ten nadmiar wylewa się tak bardzo, że nawet najbardziej skrajne dobra i zachowania nie dają nasycenia. Czyżby bogaty Zachód zatracił się w swoim dobrobycie? Czyżby co za dużo to  niezdrowo? Czy jest jeszcze dla niego ratunek?

A co w książce, otóż jej bohater Michel (czyżby autor nawiązywał do swoich doświadczeń) jest znudzonym urzędnikiem instytucji kultury, singlem, poszukującym wrażeń i doznań seksualnych. Nie wierzy w miłość, ma krytyczne zdanie dotyczące swoich rodaków, Europejczyków, kobiet, mężczyzn, ogólnie to człowiek znudzony otoczeniem i swoim życiem. W poszukiwaniu różnorodności wyjeżdża na wycieczkę do Tajlandii. Zachwyca się tamtejszymi kobietami, korzysta z dostępnych na wyciągnięcie ręki uciech w przybytkach masażu i nie tylko. Obcuje z przyrodą, czyta to co wpadnie mu w ręce, bo jednego jest pewny: "Życie bez czytania jest niebezpieczne, trzeba zadowolić się samym życiem, a to niesie ze sobą pewne ryzyko." Po powrocie z wyprawy postanawia spotkać się z kobietą poznaną tamże, co okazuje się niewątpliwie przełomowe dla niego. Rozpoczyna kilkumiesięczne, usiane rozkoszami, radościami, urozmaiceniami życie. To spotkanie jest dla niego niezwykle ożywcze, wręcz daje mu nadzieję, że spotkało go coś co ma głębszy sens, że nie jest sam, że może cieszyć się każdym dniem. Być może zaczyna kochać, ...? Odkrywa radość z bycia z kimś bliskim, ma nadzieję na jakieś trwałe zadowolenie. Wraca ponownie do rajskich wysp w Azji, tym razem  nie sam, rozkoszuje się każdym dniem, przeżywa głębokie emocje z Nią. Czy to będzie szczęście na dłużej?

To książka przesycona scenami seksu i poszukiwaniem łatwego zaspokojenia swoich potrzeb w tej sferze. To obraz cywilizacji, która przedobrzyła w dobrobycie, w łatwym dostępie do wszystkiego i nie już znajduje zaspokojenia w zwyczajności, potrzebuje coraz bardziej mocnych doznań, aby coś poczuć. Czy to bardziej smutne, czy przerażające, zdecydowanie zastanawiające. To co zostało według autora  (...) kultura to tylko niezbędna rekompensata za nieszczęścia, jakie na nas spadają. Może jeszcze coś,może nie jest za późno? Może jest coś lub ktoś co przebudzi, otrząśnie, da powód do zatrzymania, do obrony tego co jest na wyciągnięcie ręki, znane, ale zapomniane, nieatrakcyjne. Czy jest nadzieja, na pewno jest niebezpieczeństwo, że nie zdążymy przejrzeć na oczy...

czwartek, 22 lipca 2021

Niewidzialne kobiety - Caroline Criado Perez

 
Caroline Criado Perez opisała w książce codzienność, której w swoim zabieganiu nie przyglądamy się zbyt uważnie, a która przy bliższym obejrzeniu okazuje się "skrojona pod mężczyzn". Autorka pisze o wydawałoby się oczywistościach, które przyjmujemy każdego dnia bez mrugnięcia okiem. Wiemy, że tak jest i będzie, zwyczajowo odnosimy się do tego z akceptacją, najczęściej nieświadomą. Pełne nieświadomości, że wiele rzeczy można zmienić, dopasować, dostosować, ulepszyć, aby odpowiadały obu płciom. Czasami są to zmiany wielkie, a czasem zupełnie nieskomplikowane i proste we wdrożeniu, tylko jakoś nikt na nie do tej pory nie wpadł, albo pomyślał, że nie warto zawracać tym sobie i innym głowy. To książka wciągająca,otwierająca oczy, dająca motywację do myślenia i działania, do pójścia drogą  dostosowaną dla obu płci. I choć na Ziemi żyją ludzie podzieleni, przynajmniej w wersji pierwotnej, na dwie płcie, to jednak co by nie zrobić, gdzieżby się nie obrócić, tylko jedna ich część jest uprzywilejowana.

Autorka wypisała tak wiele przykładów, które jaskrawo uświadamiają, że świat urządzili mężczyźni dla samych siebie, a co gorsza udało im się wmówić kobietom, że one mają to przyjąć takim jakie jest. Mogą przyłączyć się do korzystania z tego co oferuje świat mężczyznom lub nie korzystać w ogóle. Co było dla mnie ważne autorka opisuje rzeczywistość w krajach rozwiniętych technologicznie, społecznie i kulturowo, bynajmniej nie mówi w niej o krajach, w których kobiety nie mają prawa głosu, są sprowadzone do kategorii "około domowej". A mimo to co rusz natyka się na przeszkody pod nogami kobiet, dosłownie i w przenośni. Autorka opisała przykłady z krajów bardzo rozwiniętych, m.in.: Norwegia, Japonia, USA. Przewertowała ogromne ilości materiałów, aby uwypuklić, nam problem, który cały czas dzieli ludzi na lepszych i gorszych, uprzywilejowanych i nie. Problem dotyczy wszystkich obszarów naszego życia, m.in. zdrowia, infrastruktury, usług publicznych, rynku pracy, a także technologii. Problem dotyczy zarówno całkowitych podstaw jak i fanaberii w postaci dóbr luksusowych. Dotyka sfery fizycznej, emocjonalnej, kulturowej, społecznej i historycznej.

Książka uświadamia, że pomimo, że ludzkość rozwija nowe technologie, pędzi ku sukcesom rozwojowym, kapitałowym, itd.... nadal jakby nie dostrzega, że za tym stoi zarówno kobieta i mężczyzna. Jakież to dziwne, nieprawdziwe, paradoksalne, niewyobrażalne, że nadal w epoce takich osiągnięć, takich wyników i sukcesów połowa społeczeństwa nadal jest postrzegana gorzej odsuwana na margines, przestawiana za kotarę. Choć tyle w tak zwanym rozwiniętym świecie mówi się o równości płci, szansach, możliwościach wyborów, równej drodze do sukcesów. to głównie kończy się na dobrych chęciach, deklaracjach i teoriach. Warto czytać takie książki, aby otwierały oczy, obalały utarte, ale wykoślawione slogany, wywracały myślenie i burzyły uśpiony spokój. Warto jeśli nie dla siebie to dla swoich córek, aby zapewnić im bardziej bezpieczny, sprawiedliwy i wygodny świat.

poniedziałek, 19 lipca 2021

Kobro. Skok w przestrzeń - Małgorzata Czyńska

 

"Rzeźba powinna być zagadnieniem architektonicznym, laboratoryjnym organizowaniem metod rozwiązania przestrzeni, organizacji ruchu, planowania miasta,  jego funkcjonalnego organizamu, wynikającego z realizacyjnych możliwości współczesnej sztuki, nauki i techniki, powinna być wyrazem dążeń, zmierzających do ponadindywidualnej organizacji społeczeństwa." (str. 83)

Sięgnęłam po kolejną książkę Małgorzaty Czyńskiej, tym razem z opowieścią o artystce, rzeźbiarce Katarzynie Kobro. W mojej opinii i tym razem autorka napisała książkę, w której najmniej treści było o tytułowej bohaterce. Szkoda, bo choć autorka zebrała sporo materiałów o artystce, to efekt końcowy okazał się okrojony. Ogólnie treść jest ciekawa, bo znajdziemy w niej informacje o historii sztuki nowoczesnej, trendach, dyskusjach, wyborach, o wielu artystach tamtego czasu, np. Kazimierzu Malewiczu, dużo o Władysławie Strzemińskim, mężu autorki i trochę wspomnień ich córki Niki. Znajdziemy też losy ludzi wobec rewolucji październikowej na przykładzie rodziny Kobro. Niemniej jeśli wszystkie te wiadomości miałyby uszczelniać życiorys Katii Kobro to w porządku, ale niestety jest ich przytłaczająca większość, zatem rozmywają główną bohaterkę. 

Zaś Katiia Kobro, to artystka ciekawa, wykształcona, z oryginalnym spojrzeniem na sztukę w przestrzeni życiowej człowieka, w zasadzie prekursorka łączenia sztuki z otoczeniem. To kobieta o bardzo intrygującym pochodzeniu, oddaniu pracy organicznej, minimalistce, pasjonatce sztuki. To osoba, która mimo przeżyć rewolucyjnych nie poddała się, nie uciekła do lepszych krajów (czytaj, np. Francji), tylko podjęła się edukacji i wychowywania młodych adeptów sztuki we własnym kraju.Była bezkompromisowa jeśli chodziło o jej spojrzenie na rzeźbę i sztukę w ogóle. Borykała się z wieloma problemami dnia codziennego, brakiem środków pieniężnych, dobrego lokum, ogrzewania, odzieży, często jedzenia. Niestety obce było jej także dbanie o higieniczny tryb życia,  pracy i relacji w związku. Niszczyła swój organizm  wypalając ogromne ilości papierosów i zażywając ogromne ilości tabletek z krzyżykiem, które źle wpływały na jej organizm. Starała się często ponad swoje siły pomagać swojemu mężowi, który oprócz kalectwa, był człowiekiem trudnego charakteru. Dbała jak tylko mogła o swoje jedyne dziecko,córkę Nikę. Jednym słowem, dla mnie jej postać była intrygująca i dlatego chciałam zagłębić się w jej życiorys. Kobieta fatalna, nieszczęśliwa, pogubiona a może zagubiona, w świecie gwałtownym, okrutnym i bezwzględnym.

Mimo, że książkę czyta się szybko, potrafi zainteresować, odkryć ciekawe wątki, to jednak najmniej mamy do czynienia z tytułową bohaterką i to było dla mnie rozczarowujące. Mimo rozczarowania uważam, że warto sięgnąć po tą książkę, dlatego że jest jedną z niewielu, która przypomina o tej rzeźbiarce.

wtorek, 6 lipca 2021

Co robić przed końcem świata - Tomasz Stawiszyński

 

Jestem słuchaczką audycji "Kwadransa filozofa" prowadzonego w pewnym radio przez Pana Tomasza Stawiszyńskiego, dlatego z radością sięgnęłam po jego książkę, w której to zamieścił wiele ze swoich felietonów. Czytając niektóre z nich jeszcze słyszałam jego głos, pozostałe odczytywałam po raz pierwszy. Wszystkie napisane stylem charakterystycznym autorowi, celnie, inteligentnie, refleksyjnie i oczywiście logicznie, rozważnie i zdroworozsądkowo. Zakres tych esejów jest dość szeroki, ale najczęściej osnuty na bieżących wydarzeniach, choć nie brakuje odwołań do charakterystycznych zdarzeń z przeszłości. Książka jest swoistą wyprawą po meandrach naszej codzienności, które autor z wprawą mądrego obserwatora, doświadczonego filozofa tłumaczy i pokazuje z różnych stron, często odmiennie od naszego spojrzenia. Autor nieśpiesznie i z dystansem analizuje, poddaje krytycznemu myśleniu, ćwiczy siebie i nas w rozumieniu współczesności krajowej i tej globalnej, "czasami politycznej, a czasami intymnej i egzystencjalnej." (str. 7) W swoich rozważaniach poszukuje "czegoś głębszego i  bardziej fundamentalnego" (tamże). Unika, jak sam mówi, dualizmu, bo ta droga przydatna jest tylko do produkowania konfliktów, albo konsolidowania zwaśnionych plemion, a tych pierwszych mamy obecnie aż nadto.

Autor w swojej  książce zwraca uwagę czytelnika na te aspekty naszego życia, które nam umykają, bo traktujemy je jako naturalne dla dzisiejszych czasów, na które nie zwracamy uwagi, bo jesteśmy nieuważni lub znieczuleni swoim zabieganiem. Uświadamia pewne, niby wiadome, sprawy, zdarzenia, fakty, które jednak mają głębsze znaczenie, szerszy wydźwięk. Nazywa i porządkuje sprawy niby oczywiste, ale na które nie zawsze zwracamy naszą uwagę. Wysnuwa wnioski, prowokuje do zmiany patrzenia na zjawiska spotykane na co dzień. Stara się pokazywać, że warto poszerzać swoje horyzonty i "nie grupować się wokół wąskich perspektyw." (str. 246) Motywuje do poszukiwań swoistego uniwersum, albo zatracania się w sporach tożsamościowych, czy niekończących się dyskusjach. Pobudza do rozważań w obszarze wiary tej szeroko pojętej i tej krajowej, zatwardziałej, wręcz betonowej, która nie dopuszcza do swoich haseł głoszonych od setek lat, myśli naukowej, wyników badań, osiągnięć nauki i techniki. Podkreśla szkodliwość uprawianej mitologi w przekazie kościoła katolickiego i zakłamywanie rzeczywistości. Omawia współczesne lęki, strachy, inklinacje, przekonania i skłonności nawet te zaprzeczające czemuś co zostało dawno udowodnione,opisane i sprawdzone.

 To w mojej opinii książka, po którą warto sięgnąć,czytać ją raczej powoli i w skupieniu, aby nie utracić ważnych przemyśleń, wskazań i wyjaśnień. To treści, które nakazują zatrzymanie się, zamyślenie, oddanie się lekturze bez pośpiechu. Warto też podyskutować z autorem, wejść z nim w polemikę, zwrócić mu uwagę, że miejscami nie udało mu się zachować obiektywizmu, że też poniosły go emocje, wyszły na powierzchnię jego poglądy, ale to tylko jeszcze bardziej mobilizuje do deliberacji.

Kończąc to lektura warta przeczytania, bo można treści w niej zawarte skonfrontować z własnymi poglądami na otaczający świat. Przekonać się, że filozofia uczy szerokiego i logicznego spojrzenia na wszystko co wokół nas.

piątek, 2 lipca 2021

Nikt ci nie uwierzy - Magda Knedler


 To jest książka, której czytanie boli, porusza wszystkie struny duszy. W moim odczuciu nie można przeczytać jej obojętnie, bo ma w sobie mocny ładunek bólu, szoku, niedowierzania. Czytałam tą książkę z wielkimi emocjami, tym bardziej, że autorka oparła swoją opowieść na historii, która wydarzyła się sto lat temu w miejscowości, która dzisiaj nosi nazwę Wleń.

"Nikt ci nie uwierzy" to obraz tego jak system, stereotypy, utarte schematy, brak równowagi w społeczeństwie, a wręcz wyrzucenie połowy tego społeczeństwa na margines doprowadził do sytuacji, kiedy ta słabsza strona a przez to często krzywdzona nie miała żadnych szans na pomoc. Kiedy kobieta w tamtym czasie zostawała bez opieki męskiego "opiekuna", np. owdowiała lub została osierocona, zostawała bez prawa "głosu", na łasce i niełasce innych mężczyzn. Jeśli nie znalazł się oddany opiekun to bywało tak, że nie miał się kto o nią upomnieć, stanąć w jej obronie, zatem stawała się bezbronna. Nawet jeśli działa jej się krzywda nikt jej nie wierzył, nikt jej nie wspierał, nikt nie chciał słuchać. Często same kobiety nie chciały się skarżyć, bo zostały już tak wychowane, aby być pokornymi, bezwolnymi, oddanymi woli jakiegoś mężczyzny,nie szukać pomocy. Takiego wychowania pilnowały oczywiście same kobiety matki, babki, guwernantki, etc. Tak więc zarówno wychowanie, schemat płci i status społeczny nie dawały szans na ratunek. Kobiety były na straconej pozycji, jako te zależne, bezwonne istoty, "rozhisteryzowane", "wyolbrzymiające" sprawę, nie mające pojęcia o życiu. Nie słuchano ich zdania, nie brano na poważnie, kiedy być może targane emocjami "plotły" jakieś "bzdury" o krzywdzie. Ich płeć wyznaczała kierunek ich traktowania, trzeba było nimi kierować, zarządzać, bo same bez wsparcia nic nie znaczyły, nie umiały dawać sobie rady w trudnych dziedzinach życia, mogły być żonami, gospodyniami, służącymi, które można było zignorować, zniewolić, zmusić, wedle własnej woli, zatem nie mogło być też mowy o krzywdzie.

"Było jak u Grimmów, Dorte, kiedy przeciwko księżniczce powstaje spisek różnych złych ludzi, którzy chcą ją pozbawić korony i wypędzić do lasu. Tyle, że on wcale nie chciał wypędzić, on chciał, żebyś została i na to patrzyła, patrzyła jak ci wszystko po kolei zabiera. Z każdym tak robił, nawet jeśli nie zawsze zabierał przedmioty należące do ciebie. Czasem zabierał po prostu ciebie, kawałek po kawałku, różne miejsca w mózgu, których nie mogłaś już używać tak, by on o tym nie wiedział." (str. 310) Autorka w swojej książce daje nam popis zobrazowania spirali zła, którą uruchomił jeden podstępny i przebiegły mężczyzna. Jednak ani ten mężczyzna nie był prostolinijnym przedstawicielem swojej płci, ani nie działał on sam. Autorka pokazała jak poddańcze wychowanie sprzyja takim zachowaniom. W tej opowieści to mężczyzna, choć był pasożytem, oszustem i po prostu podłym człowiekiem stał na wygranej pozycji, na dodatek wspierany przez innych mężczyzn. "Wpełzł" w pewną rodzinę, w której były tylko kobiety i omotał każdą wykorzystując jej słabości i wychowanie. Nie spoczął na laurach, bo swoje macki rozpostarł na kolejną, dalszą część rodziny, w której też zostały tylko kobiety, m.in. Dorte, która po śmierci ojca została majętną niepełnoletnią panienką, co przyciągnęło uwagę tego "łowcy okazji"  Nasza bohaterka choć wychowana w duchu równościowym a przez to świadoma tego co się wokół niej dzieje nie dała sobie rady z systemem. Jej ojciec "Przecież umarł. Nie było go już dłużej między nami i nie mógł reagować, a świat nie należy do martwych ludzi, lecz do żywych. Do żywych mężczyzn. I to ci żywi mężczyźni o nas decydują, to oni kształtują nasze życie swoimi własnymi wyborami. Swoim własnym przekonaniem, że wiedzą lepiej." (str. 204) 

Smutna opowieść, bo kobiety nie wspierały się, z wyjątkiem Dorte i jej guwernantki,dawały się wciągać w cierpienie psychiczne i fizyczne, nie wiedząc co z tym począć, jak się zachować. Były same ze swoim bólem, wstydem, krzywdą. Obrzucane inwektywami, bite, upokarzane, zapadały się w siebie, smutne, samotne, chore na duszy i ciele. Nie broniły się, bo nie umiały, nikt ich nie wspierał, nikt im nie wierzył, nikt nie słuchał. Nie wiedziały co jest dla nich dobre, a co złe, czy wolno im protestować jeśli robi im się krzywdę?

Można powiedzieć, że to dawno i że takie historie nie mogą mieć miejsca we współczesnym świecie, być może już nie w Europie, choć i tu byłabym ostrożna, ale nadal jest mnóstwo krajów, w których nadal kobieta traktowana jest jako towar, który można wymienić na krowę, albo stado kóz, która od urodzenia wtłoczona jest w życiową wąską ścieżkę przypisaną jej płci, która nie ma prawa, własności, głosu i szacunku. Niemniej ciągle trzeba być bardzo uważnym, słuchać i obserwować, aby i tam gdzie osiągnięto równość płci, np. w Europie, nie powrócono do tych strasznych prawideł i pomysłów. Bądźmy czujne i uważne, bo fanatyków i konserwatystów, którzy widzieliby kobietę tylko w domu, bez prawa głosu, jako maszynę do rodzenia dzieci, dbania o dom, itp. nie brakuje...