Szukaj na tym blogu

czwartek, 31 maja 2018

Prawie się nie boję... - Anna Onichimowska

Seria: Bulbes i Hania Papierek

To pierwsza część serii, gęsto i barwnie ilustrowana pozycja o dziecięcych lękach, które czyhają w różnych zakamarkach wyobraźni i w emocjach.

Ważne jest żeby w tych lękach nie czuć się samotnym, aby mieć kogoś z kim można te strachy dzielić, przeganiać i rozwiewać. Strach jest nieodłącznym elementem naszego życia, boimy się w różnych obszarach, ważne jest aby te strachy racjonalizować, poddawać trzeźwej weryfikacji i nie dawać się wciągać w ich spiralę. Trzeba rozmawiać, szukać sposobów i pomocy u innych.

Pewien chłopiec zwany Bulbesem, a właściwie Olaf boi się, że jego mama nie odbierze go ze szkoły, zostanie sam na ulicy, bo pani nie może z nim dłużej oczekiwać na rodzica. Martwi się czy mama dotrze, czy coś jej się przytrafiło po drodze, czy o nim nie zapomniała?
Oczywiście powód spóźnienia był prozaiczny - korki, ale chłopiec już zbudował sobie otoczkę ze strachów i lęków i kiedy zobaczył mamę wylał na nią gniew. Mama też się bała, nie lubiła się spóźniać i wysłuchiwać narzekań pani nauczycielki - że znowu musiała dłużej zostać z Bulbesem.
Pewnego razu Bulbes poznaje Hanię Papierek co okazuje się bardzo pozytywnym doświadczeniem, bo jego lęki znacznie zmienią swój ciężar.

Co dalej z lękami, co stanie się z największym z nich. Czy znajomość z Hanią rozwinie się. Jak dadzą sobie radę mama i Bulbes? Zachęcam do przeczytania, bo to bardzo ciekawa pozycja, przybliżająca w nowatorski i nie oczywisty sposób podstawowe emocje i sposoby radzenia sobie z nimi.

Z głową pod dywanem - Anna Onichimowska

Seria: Bulbes i Hania Papierek

Bardzo udana pozycja, w której autorka pokazuje jak łatwo popaść w zakłamanie, jeśli człowiek się boi. Unaocznia oblicza przyjaźni, jej blaski i cienie. W tej części mamy również element pomocniczy - symbol - tym razem dywan, który pełni rolę terapeutyczną.
W tej opowieści przyjaźń Bulbesa i Hani Papierek jest narażona, czy faktycznie grozi jej rozpad?

Pewnego dnia klasa naszych bohaterów poszła do biblioteki na spotkanie z pisarką. Autorka książek opowiada im o sobie i swojej twórczości, pyta także dzieci kim chcieliby zostać jako dorośli. Padają odpowiedzi: piłkarze, policjant, prezydent, aktorki, piosenkarki. Bulbes deklaruje chęć bycia kucharzem co wywołuje lawinę naigrywania się z chłopca, z czasem coraz większe grupy przyłączają się do naśmiewania się z niego. Niestety aby nie czuć się odtrącona przez grupę Hania Papierek także przyłącza się do ogólnej wesołości z powodu tego kucharza. Sama nie wyjawia kim chciałaby być, bo nie starcza jej odwagi, zwłaszcza po przypadku Bulbesa. Chłopiec niby to ignorował żarty, ale reakcja Hani bardzo go zasmuciła, poczuł się zdradzony i samotny. Ta sytuacja pociąga za sobą cały szereg reakcji, przemyśleń, decyzji i działań.

Czy Bulbes poradzi sobie z odrzuceniem, jak zachowa się Hania , czy ktoś pomoże dzieciom. Warto przeczytać tą książkę, bo ma duży ładunek emocjonalny i terapeutyczny. Ciekawa, pomysłowa, wciągająca. Bardzo kolorowa i mądra.

środa, 30 maja 2018

Amelia Bedelia i przyjęcie niespodzianka - Peggy Parish


Przeczytaliśmy czwartą część z serii Amelia Bedelia i.......

Tym razem Amelia Bedelia dostała zlecenie od Pani Rogers, aby wraz z kuzynem Alcolu przygotować oblewanie zaręczyn przyjaciółki domu, Pani Almy.
Oczywiście jej działania jak zwykle są śmieszne i straszne. Jej lapsusy myślowe i działania są jak zwykle rozbrajające, zabawne i dowcipne. Wszystko robi na opak, ale i tak udaje jej się zdobyć sympatię gości, a z wstępnego oburzenia i złości wszystko kończy się radością i zabawą.

Tym razem najpierw okłada ryby "lodem", wkłada do wazonu cięte kwiaty, specjalnie traktuje obrus; generalnie przygotowuje oblewanie zaręczyn, zaś kuzyn pomaga jej w tym np. zadba o żywopłot na przywitanie gości, podsunie pomysł samego oblewania. Kiedy goście przybywają, należy solidnie wystąpić z niespodziankami i przyjęcie udane.

wtorek, 29 maja 2018

The place - Wizyta w kinie


Poszłam na ten film po dobrych wrażeniach z poprzedniego, chciałam zobaczyć czy reżyserowi uda się i za drugim razem stworzyć film z ciekawym spojrzeniem na współczesny świat.
Poniekąd tak, choć inaczej niż w przypadku swojego "Dobrze się kłamie...." Tym razem to dramat, z tkwiącą w nim tajemniczą postacią w centralnym punkcie kadru. Główny bohater to Bóg i diabeł w jednym, twórca i niszczyciel, psycholog i wandal ludzkich emocji. Wzbudzający zainteresowanie, zdenerwowanie i pokorę, irytujący swoim spokojem i brakiem emocji.

Akcja tak jak za pierwszym razem dzieje się w jednym miejscu, w Restauracji The Place, w której zasiada przy jednym ze stolików główny bohater, mężczyzna, przyciągający z magnetyczną siłą ludzi z problemami uczuciowymi, rozterkami życiowymi, niespełnionymi marzeniami, potrzebami ponad ich możliwości.
Spotkania "interesantów" odbywają się na podstawie tego samego schematu: mężczyzna słyszy życzenie, zapisuje je w obszernym notesie po czym przekazuje zainteresowanemu zadanie do wykonania. Owe zadania bywają różne: czasem łamią prawo, zadają ból, ratują życie, działają dla dobra kogoś. Nie należy jednak wiązać problemu z misją. Otrzymujący zadania często nie zgadzają się z nimi, na co tajemniczy człowiek zawsze odpowiada, że on jedynie przekazuje informacje, to oni są odpowiedzialni za ich dalszy ciąg. Czasami zapada cisza, czasami padają pytania, oskarżenia, wątpliwości, zdziwienie:
- "Dlaczego dajesz tak okrutne zadania?".
- "Bo ktoś zawsze jest na nie gotowy".

Wszechwiedzący mężczyzna zna wyniki postępowania swoich gości. Nic nie umknie jego świadomości, jest opanowany, zimny, pewny siebie. Nie uśmiecha się i nie mówi o sobie. Jest tam tylko dla "potrzebujących" go ludzi. Zagadywany od czasu do czasu przez właścicielkę The Place, nie zmiękcza się, pozostaje zamknięty i niezależny, choć coraz bardziej zmęczony nie daje przedrzeć się przez swoja skorupę. 

Po drugiej stronie widzimy różne postacie, ze swoimi historiami, rozterkami, marzeniami, potrzebami. Mamy samotnego mechanika samochodowego poszukującego bliskości i celu, niewidomego chłopaka poszukującego miłości, ojca szukającego ratunku dla umierającego dziecka, policjanta tęskniącego za synem, zakonnicę poszukującą na nowo sensu powołania, syna uciekającego przed ojcem, dziewczynę która chce być najpiękniejsza, starszą kobietę, która chce odzyskać zdrowie dla chorującego na Alzheimera męża, kobietę, która zazdrości sąsiadom ich miłości. Każde z nich oczekuje, że ów wszechwiedzący z kawiarni wskaże im rozwiązanie, da wytyczne do rozwiązania swoich problemów. 
Reżyser klatka po klatce odkrywa przed widzem powiązania jakie istnieją pomiędzy niektórymi bohaterami. Czasami zadania przecinają losy bohaterów, czasami są dla nich zagrożeniem, sprawdzianem, wyzwaniem. Z upływem czasu wszystko jest coraz bardziej rozpoznawalne i powtarzalne, schematyczne. Nie ma zaskoczenia, jest zbyt oczywiście i ogólnie. Nie ma głębszych refleksji, bardziej grożenie palcem i po raz kolejny pokazywanie jakie to zepsute jest zachodnioeuropejskie społeczeństwo:
 niemniej zło zostaje ukarane, bo dobrych ludzi jest więcej. 

Podsumowując, zdecydowanie nie jest to pasjonujące dzieło, ale z drugiej strony nie zanudza, wciąga w historie ludzi, ich zadania, realizacje, podejście, boje z własnymi emocjami. Zostawia jednak niedosyt, niejasności i niedopełnienie.

Nikt mnie nie ma - Åsa Linderborg


Najpierw myśl, która mi towarzyszy po przeczytaniu tej książki - Jeśli dorosły przestaje rozwijać się wraz z potrzebami dziecka traci na atrakcyjności. Stare i powtarzane po razy kolejny śmieszne żarty i powiedzonka przestają bawić, już nie dziecko a dorosłego. Patrzy i uwierzyć nie może, zadaje sobie pytanie w kim zaszła większa zmiana, zakłócająca dalsze porozumiewanie się.

Książkę czytałam z otwartością i empatią na przeżycia bohaterki. Konfrontowałam jej doświadczenia i obserwacje z obserwacjami i doświadczeniami innych będących w podobnej sytuacji.
To książka o relacjach dzieci z rodzicami, w soczewce zaś życie córki i ojca. Czteroletniej dziewczynki i dorosłego mężczyzny, ojca i alkoholika. To przejmująca książka o uważności dziecka na rodzica, o szczegółowości i ważności relacji. To lektura, która jest przyziemna, na wskroś cielesna i emocjonalna, jak człowiek. Autorka opisała swoje życie ze szczegółowymi opisami relacji z ojcem. Opisała panujące zwyczaje w rodzinie matki i ojca, przybliżyła sylwetki bliższych i dalszych. Naświetliła także tło społeczne i polityczne ówczesnej Szwecji (lata 70-te).
Dowiadujemy się, że rodzina po stronie matki była lewicowa, działała nawet w organizacji komunistycznej, gdzie dyskutowano o fenomenie Marksa i "wspaniałości" ZSRR. Babka bohaterki była nawet na kongresie związków zawodowych w Polsce podczas którego poznała męża. Głosili odważnie hasła równości, dbałości o ludzi pracy, sprawiedliwości. Ojciec też lewicował, chociaż raczej po cichu i z humorami.

To opowieść kobiety, która jako mała dziewczynka po rozwodzie rodziców została z tatą. Mama Åsy po odejściu od jej ojca, zostawiła jemu to co najcenniejsze na świecie – swoją ukochaną córkę. Rozstanie rodziców nie było dramatem dla Åsy, bo nadal widywała się z mamą, zaś tata był tylko dla niej, zajmował się nią jak umiał, upraszczał życie do granic możliwości co dla dziecka było wygodne, zabawne i dające swobodę. Asa była otoczona rodziną ojca, która dbała o nią jak tylko mogła i umiała. Ojciec pozwalał jej na swobodę w "doborze" strojów, dbaniu o higienę , jedzeniu tego na co ma ochotę. To nic, że tego nie ogarniał swoimi "umiejętnościami organizacyjnymi", mała dziewczynka o tym nie wiedziała. Ojciec uczył ją zaradności, pozbawiał strachów, liczenia na siebie, pokazywał siebie takiego jakim był - to nic, że było to wymuszone jego brakiem umiejętności społecznych, nieśmiałością, niechęcią do kontaktów z innymi. W dzieciństwie wszystkie decyzje i działania ojca dziewczynka przyjmowała z aprobatą, zrozumieniem czasem z zachwytem. Choć czasami było jej smutno kiedy tata coś obiecywał i nigdy nie dotrzymywał słowa, kiedy sprzedał jej rower (prezent od matki) nie pytając o zgodę, kiedy nie miał na ciepłą kurtkę, kiedy zostawiał ją na mrozie samą przed przedszkolem, aby poczekała na kogoś kto jej go otworzy. Czasami zastanawiało ją dlaczego nie dostawała od niego prezentów, dlaczego nie starczało im na jedzenie i opłacenie rachunków. Dziwiło ją, że ojciec taki mądry, świetny specjalista, wszystko wiedzący najlepiej, nie ma na opłacenie czynszu.
Dorastająca Åsa patrzy na ojca już pod innym kątem, widzi jego zachowania odbiegające od  tzw. norm, jest świadoma, że ojciec nie radzi sobie, że coraz bardziej jest pogubiony, niechlujny, nie nadąża za zmianami, pije coraz więcej, zrzuca winę na innych, staje się zgorzkniały i zapadnięty w sobie. Czara rozczarowania przelewa się, opuszcza ojca i wprowadza się do matki, a jej relacja z ojcem ulega rozmyciu, oddalają się od siebie.

Ich dorosłe relacje nie są już bliskie, niemniej bardziej pogodzone, stonowane; często rozmawiają przez telefon, kiedy się spotykają rozmawiają, albo raczej prześlizgują się po tematach i sprawach. Trudno im skonfrontować stare emocje i niezałatwione sprawy, choć pomiędzy wierszami słychać potrzebę bliskości nie uda im się już nigdy jej odbudować. Trochę zbliżają ich jej dzieci, ale na chwilę, pobieżnie.
Zabrakło tego co zwykle otwartości, potrzeby tak silnej, że aż boli obie strony, przyciąga i nie daje zapomnieć. Zabieganie, zasłanianie się codziennymi jakże ważnymi sprawami, uzupełnia to oddalenie.

Autorka pozwoliła czytelnikowi na przyjrzenie się z bliska jak ludzie radzą lub nie radzą sobie w życiu. Jak można rozwiązać lub nie problemy w sobie, związku, w rodzinie. Jak trudno podjąć rozmowę: wyjaśniającą, oczyszczającą, odświeżającą, inspirującą do nowej ulepszonej relacji.
To opowieść o życiu z jego wieloma odcieniami, z codziennymi sprawami i poważnymi problemami. To historia jakich zapewne wiele, ale opisana, dająca się skonfrontować, odnieść, dająca podpowiedź. Pozbawiająca złudzeń, rozwiewająca wątpliwości, przekazująca informację, że takie sytuacje mają miejsce wszędzie na świecie. Nie ma się co użalać, szukać tylko boleści w sobie, bo ludzi podobnych jest wielu.

To historia ojca alkoholika i jego córki. Zmagania człowieka uzależnionego i obarczonego odpowiedzialnością za dziecko. Zrodziła się we mnie nawet wątpliwość, czy pozostawienie dziecka u takiego ojca było ze strony matki aktem heroizmu czy miłości, oddaniem, czy złością. Może to dziecko uratowało go i dzięki niej nie stoczył się całkiem, bo musiał co dzień wstawać i myśleć o córce, musiał zbierać siły.

Po raz kolejny widać jak na dłoni, że po niewykorzystanych szansach na rozmowę pozostają nierozliczone sprawy. Po śmierci jednej z osób z "kamieniem" w sercu zostaje osoba żyjąca.  W książce pobrzmiewają nuty podsumowania, rozliczenia, skonfrontowania ze swoimi żalami, wspomnieniami i uczuciami. Dla mnie była bliska, zrozumiała i szczera.

niedziela, 27 maja 2018

Listy w butelce. Opowieść o Irenie Sendlerowej - Anna Czerwińska-Rydel


„Ja tylko próbowałam żyć po ludzku… To przecież nic takiego. Każdy by tak zrobił. Trzeba podać rękę tonącemu. Nawet jeśli nie umie się pływać, zawsze jakoś można pomóc. Nauczył mnie tego tatuś….”(str 87)

Po wzruszającej książce dla dzieci i młodzieży o Januszu Korczaku przeczytałam utrzymaną w podobnym tonie, choć innej autorki, książkę o Irenie Sendlerowej. To opisy najważniejszych zdarzeń i działań Ireny Sendlerowej podczas II Wojny Światowej w Warszawie, a dokładnie w gettcie. Siostra Jolanta, bo taki miała pseudonim, robiła co mogła aby poprawić los Żydów w gettcie Warszawskim, przynosiła leki, ubrania, jedzenie. Jednak pewnego dnia, będąc świadkiem dramatycznego wyprowadzenia mieszkańców Domu Sierot Janusza Korczaka na Umschlagplatz i wywiezienia ich do Treblinki, podjęła decyzję o ratowaniu dzieci z getta. Po spotkaniu z przewodniczącym Żegoty, na dużą skalę organizuje wyprowadzanie dzieci z getta. Jest to działalność niebezpieczna, wymagająca angażowania siatki ludzi i środków finansowych. Siostra Jolanta jest jednak zdesperowana i nieugięta, chce uratować jak najwięcej istnień. Zbiera także podstawowe informacje o uratowanych dzieciach zapisując je na paskach papieru. Początkowo przechowuje je w domu, ale kiedy okazuje się to niebezpieczne postanawia włożyć je do butelki po mleku i zakopać pod jabłonią. Po latach oddała je organizacji, która starała się pomagać Żydom w odnalezieniu członków swoich rodzin. Irena Sendlerowa uratowała 2500 dzieci. Podejrzewana przez Niemców o działania przeciwko nim, była aresztowana i osadzona na Pawiaku, gdzie poddawana była torturom, ale silna duchem, nie wydała nikogo z siatki, przetrzymała ciężki czas. Uratowana w ostatniej chwili przez Żegotę ponownie włączyła się do walki o ludzkie życie. Pod kolejnym nazwiskiem działa dalej na rzecz innych.

To absolutnie niezwykła postać, człowiek, który życie ludzkie cenił ponad wszystko inne. Była skromna, empatyczna, życzliwa i zapatrzona w drugiego człowieka. Pomaganie było jej misją, jej życiem, jej celem, pasją. Nie wyobrażała sobie, aby można było inaczej. Robiła to bezinteresownie i bez obaw o własne życie.

Nie znana po wojnie, żyła zwyczajnym życiem żony i matki, dalej pomagała, ale już w innych okolicznościach. Na szczęście dzięki pewnym działaniom Polacy dowiedzieli się o Irenie Sendlerowej. Jej bohaterstwo ujrzało światło dzienne, została nagrodzona wieloma odznaczeniami państwowymi, Orderem Uśmiechu i oczywiście Medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, itd.

Autorka napisała piękną książkę o Irenie Sendlerowej, wyjaśniła w prostych acz ciekawych słowach istotę kobiety, człowieka, która dla innych zrobiła tak wiele, oczekując tak niewiele.
Absolutnie godna pozycja jako lektura szkolna, zwłaszcza w tych czasach, bo pokazuje prawdziwie istotne wartości  w życiu.

Bardzo ujęło mnie podejście ojca Irenki do jej wychowania, życzyłabym sobie i innym aby dbali o swoje dzieci zgodnie z tą maksymą:

"Otóż mój mąż zawsze mówił tak: "Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się życie naszej córeczki. Być może pieszczoty w domu będą dla niej najmilszymi wspomnieniami". I rozpuszczał ją dalej". (str 66)

sobota, 26 maja 2018

Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit - Margo Jefferson


Autorka opisała swoje wspomnienia z dzieciństwa spędzonego wśród murzyńskiej społeczności począwszy od 1947 roku kiedy to przyszła na świat. Rodzina w której żyła należała do czarnej elity, wykształconej, zdecydowanie dobrze usytuowanej finansowo, pracującej i działającej w zawodach cieszących się estymą.
To także opis relacji pomiędzy grupami społecznymi, rasowymi, uprzywilejowanymi, biednymi i bogatymi. Pisarka uświadomiła czytelnikom protoplastów tytułowemu Negrolandu. A byli wśród nich ludzie, którzy walczyli o lepsze warunki życia swoich współbraci i sióstr jak James Forten z Filadelfii i Frances Jackson Coppin - "bojowniczka" o prawo do nauki dla dziewcząt. Głośno sprzeciwiali się niewolnictwu, niesprawiedliwości, wykorzystywaniu i nieposzanowaniu całej rasy. Byli też tacy, którzy wykorzystywali swoich uciśnionych współbraci np. Anthony Johnson - czarnoskóry właściciel niewolników. Przypomniała początki zmian, kiedy to po zakończeniu Wojny Secesyjnej uchwalono nowe prawa i zniesiono niewolnictwo co pomogło Afroamerykanom w uzyskaniu nowych szans i możliwości na godniejsze życie. Nie była to droga usłana płatkami róż, bo prawo prawem a ludzkie przyzwyczajenia i zaszłości żyły swoim życiem. Niechętne kręgi nadal blokowały możliwości rozwojowe czarnoskórej społeczności.
Niemniej jeśli wrogość i wygodnictwo białych nie dziwi, to o tyle wrogość i zazdrość czarnych wobec czarnych już tak. Białe elity stosowały ostracyzm wobec wzbogaconych czarnoskórych, zaś biedniejsze czarne grupy uznawały ich jako nie dość czarnych. Tak potraktowani tworzyli zatem enklawy nieprzystające do żadnej z powyższych grup.

Margo Jefferson opisuje swoją rodzinę i dom w Chicago. Ojciec szanowany pediatra i wieloletni ordynator oddziału, matka urzędniczka w opiece socjalnej, pani domu, żona  i działaczka społeczna. Córki (autorka miała siostrę) takich rodziców musiały spełniać określone wymagania: odpowiednio się zachowywać, cechować wysoką kulturą i kształcić się na odpowiednim poziomie. Miały wyglądać elegancko, ale schludnie, nienagannie i skromnie. Miały uważnie wypowiadać się i obracać w odpowiednich kręgach, aby nie zostać odtrąconymi lub naznaczonymi. Autorka wspomina miejsca i kręgi gdzie ona i jej podobni obracali się, a więc klub, Jack & Jil, szkoły i uczelnie oraz relacje między uczniami. Opisuje postaci znane szerszym odbiorcom i napomyka o prywatnych wątkach. To wspomnienia ze świata, którym na co dzień nie interesuje się wielu ludzi, ale który ma swoje niuanse, ciekawostki i historię.
Książka przybliża, otwiera oczy i uświadamia, że w tym wspaniałym kraju nie zawsze i nie wszystkim było łatwo.

poniedziałek, 21 maja 2018

Zjadanie zwierząt - Jonathan Safran Foer


Czytałam tą książkę z wielką atencją, wdzięcznością, smutkiem i powagą. Z atencją, bo autor zajął się bardzo poważnie, poprzez własne obserwacje, doświadczenia i trud sprawdzeniem stanu faktycznego miejsc gdzie rozmnaża, hoduje i/lub zabija się zwierzęta. Jonathan Safran Foer opisał zgładzanie zwierząt, które są hodowane, aby zaspokoić apetyt konsumentów, albo jeszcze bardziej dosłownie dla zysku bogatych amerykańskich przedsiębiorców. Ci traktują je jak towar, który zapewnia im bardzo dużo pieniędzy i władzę. Tworzą lobby, które jest bezkarne, choć coraz głośniej mówi się o niszczycielskiej działalności tej grupy. Bogaci hodowcy zdominowali "mięsny rynek przetwórczy" i dyktują warunki, nie dbając ani o konsumentów, ani o środowisko tylko i wyłącznie o swoje portfele. Dzięki nim trzymają się także doskonale giganci karmienia zbiorowego typu fast food, podają za niewielką cenę mięso, które ludzie tak "lubią". A tym czasem realne zagrożenie jakie niesie hodowla przemysłowa naszemu światu jest prawdziwa i postępująca. Hodowla zwierząt przyczynia światu ogromnie dużo problemów ekologicznych m.in.: erozję gleby, zmiany klimatu, zanieczyszczenie powietrza, niedobór i zanieczyszczenie wód oraz zanik bioróżnorodności.

Hodowla tylko dla zysku przyczynia się także do rozwoju chorób u ludzi. Jeśli żywią się słabymi zwierzętami sami też stają się słabi. Chorują na nowe i zaskakujące choroby i nie dzieje się to bez przyczyny.
Ferma Tyson to przykład na to jak zabito różnorodność, stworzono zmutowanego genetycznie i karmionego podejrzanymi substancjami chemicznymi "kurczaka fermowego". A cóż to za twór? To stworzony dzięki inżynierii genetycznej gatunek kur przeznaczonych na mięso - brojlery, które osiągają dwa razy większe rozmiary w dwa razy krótszym czasie. Stworzono również drugi rodzaj ptaka, to kura nioska, te kury znoszą jajka około roku potem jako wyeksploatowane są utylizowane i zastępowane kolejnymi. Osobniki, które nie znoszą jaj - koguty, czyli 250 milionów ptaków, utylizuje zaraz po urodzeniu, brutalnie jak śmieci!
A wracając do chorób, jak to się dzieje, że dzieci i dorośli chorują obecnie o wiele częściej na "wirusówki" i choroby, których wcześniej nie znano. Otóż, ptaki poprzez swoje odchody roznoszą pełne spektrum wirusów grypy, zaś różne ssaki są podatne  na niektóre z nich. Najgroźniejsze jest łączenie się różnych typów wirusów ze sobą, a czyni się to poprzez nieludzkie traktowanie zwierząt podczas ich chowu, ściśnięte, chore, nakarmione chemią, nie mające siły się ruszać i robiące kupę wokół siebie i na siebie są nosicielami całej masy chorób, które po zabiciu przekazują zjadaczom. Jak pisze autor nie dba się zbytnio o sterylne warunki przy "obróbce" ptaka. Zaś taki stan utrzymujący się wystarczająco długo, przenoszony, mutowany zagraża ludziom bardziej niż "hiszpanka" z roku 1918-1919.
Jest wiele chorób, które dręczą zwłaszcza najsłabszych: wirusówki żoładkowe, astmy, grypy, coraz częstsze alergie. Zwierzęta masowo karmi się prewencyjnie antybiotykami co powoduje odporność na antybiotyki ludzi podczas ich choroby. Lobby czuwa nad swoim dobrobytem mając w nosie to co dzieje się z konsumentami.

A wracając do zwierząt, dla mnie sama potworność zabijania jest nie pojęta i niczym nie wytłumaczalna. Każdy etap chowu przemysłowego jest okupiony cierpieniem: przycinanie dziobów, deformowanie ciał, obciążanie żołądków, trzymanie bez powietrza, ruchu i w ścisku; niedobijanie zwierząt przed "obróbką". Zwierzęta cierpią w klatkach, w transporcie, podczas karmienia, .... podczas całego swojego nędznego życia.
I choć PETA (Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt) oraz Amerykańskie Stowarzyszenie Publicznej Służby Zdrowia nawołują do zaprzestania nieludzkiego traktowania zwierząt, bo to zagraża światu, to tylko wymogi odbiorców mogą skłonić przemysł do zmiany postępowania, wymusić inną postawę biznesmenów. Zrobienie pierwszego kroku jest najtrudniejsze, ale potem jest coraz bardziej satysfakcjonująco.
Nie należy dać sobie wmówić, że niewiele możemy, bo to nie prawda, nawet mała kropla drąży skałę. Jesteśmy nieustannie poddawani manipulacji mediów, wmawia się ludziom potrzeby i "must have'y" jakby nie mieli własnej świadomości i umiejętności wyborów. Należy tylko otworzyć się i posłuchać ludzi, którzy mówią o realiach, piszą, pokazują, pomyśleć, samemu pogłębić temat. Świadomość, empatia, uczciwość to zobowiązania wobec zwierząt i otaczającego świata, bo to nasz jedyny świat i warto o niego zadbać.

Powtórzę za autorem przekonanie, iż ludzie nie przestaną jeść mięso, ale należy wrócić do naturalnej hodowli i zrównoważonego karmienia siebie. Mądrość, świadomość i dbałość o siebie powinna wpływać na wybory konsumenckie tak żywieniowe jak i kosmetyczne, odzieżowe i inne.

"Przejście na wegetarianizm jest obowiązkiem świadomego człowieka."

A teraz fakty:
str 31 "W Ameryce co roku usypia się miliony psów i kotów. Karmi się nimi zwierzęta, które są  pożywieniem ludzi." A może by tak zjadać te zwierzęta, które i tak idą na przerób, wtedy przynajmniej oszczędzono by te które idą na śmierć.
str 53 "Typowa klatka dla niosek ma powierzchnię 0,04 m2 w przeliczeniu na jedną kurę - to trochę mniej niż kartka papieru A4. Klatki stawia się jedna na drugiej. Zwykle układa się od trzech do dziewięciu warstw."
str 65 Wg badań ONZ "zakłady chowu przemysłowego stanowią dla dziury ozonowej zagrożenie większe niż transport" razem wzięty. "Wszystkożercy przyczyniają się do emisji siedmiokrotnie większej ilości gazów cieplarnianych niż weganie".
str 110 "Ludzie nie mają pojęcia skąd bierze się jedzenie. Nie jest sztuczne ani nie robi się go w laboratorium. Trzeba je wyhodować. (...) to konsumenci kierują tym przemysłem. To oni chcą taniego jedzenia.
str 120 "W latach 40. zaczęto karmić kurczaki paszą zawierającą sulfonamidy i antybiotyki, które stymulowały wzrost i zapobiegały chorobom." Tuczone brojlery uzyskiwały taką wagę tak szybko "jakby dziecko osiągnęło wagę 300 kilogramów w wieku 10 lat"!
str 121 "...uprzedmiotowienie (...) zawsze wiąże się z przemocą. Nie da się ukryć, że ludzie robią wszystko, by swoje okrucieństwo usprawiedliwić lub przynajmniej zatuszować".
str 198 " Zwierzęta hodowane na terenie USA produkują 130 razy więcej odchodów niż wszyscy mieszkańcy tego kraju razem wzięci. Gnój zanieczyszcza środowisko 160 razy bardziej niż ścieki miejskie. Mimo to na fermach nie ma infrastruktury umożliwiającej radzenie sobie z tym problemem."
199 "Na jednego Amerykanina przypada 127 kilogramów gnoju" rocznie.
str 204 "Są podstawy by podejrzewać, że przebywanie w pobliżu chlewni ma wpływ na zwiększenie podatności na zakażenia gronkowcem złocistym typu MRSA (odpornym na metycylinę - antybiotyk).
str 239 "Przemysł nie działa po to, by "karmić głodnych", ale po to, by zarabiać. Chodzi tylko o pieniądze.!!!
str 241 "Jaką zbrodnią jest więc chów przemysłowy, na który zużywa się 756 milionów ton zboża i kukurydzy? Taką ilością jedzenia można by wykarmić 1,4 miliardów osób żyjących w skrajnej nędzy." "Paczauri (były przewodniczący Międzynarodowego Panelu Klimatycznego), twierdzi, że ze względów ekologicznych wszyscy mieszkańcy krajów rozwiniętych powinni przejść na wegetarianizm."
str 243 Isaac Bashevis Singer uważał, że "walka o prawa zwierząt należy do najczystszych form poparcia sprawiedliwości społecznej, gdyż zwierzęta to najbardziej bezbronna z uciskanych grup."
str 269 "Wystarczy wiedzieć cokolwiek o przemyśle mięsnym i mieć pojęcie o etyce postępowania ze zwierzętami, by czuć, że przemysł ten stał się czymś naprawdę złym.
str 275 "Skoro nie możemy żyć bez przemocy, musimy decydować, czy oprzemy swą dietę na uprawie czy rzezi, na trosce czy wojnie. Częściej wybieramy wojnę. Częściej wybieramy rzeź. Tak  właśnie wygląda nasza postawa względem zjadania zwierząt. Czy da się coś z tym zrobić?"
str 292 "Regularne wybieranie współczucia zamiast okrucieństwa zmieniłoby świat."

To ważna książka, bo pokazuje nadzwyczaj poważny problem etyczny i ekologiczny. Choć autor opisuje to co ma miejsce w Stanach Zjednoczonych Ameryki, to w innych miejscach na świecie dzieję się podobnie, Polska nie jest wyjątkiem. Znajomi przekazali mi słowa hodowczyni trzody chlewnej, żeby absolutnie nie kupować karkówki, bo właśnie w to miejsce świnie są nastrzykiwane antybiotykami i innymi wspomagaczami.
Autor swoje poszukiwania prowadził z troski, przede wszystkim o mającego się urodzić syna, ale jego badanie okazało się misją i szeroką działalnością na rzecz walki z hodowlą zwierząt.
Autor pokazał ponad wszelką wątpliwość, że wmawianie ludziom prawd, że mięso jest konieczne dla prawidłowego rozwoju dziecka, bo zapewnia odpowiednie wartości odżywcze a tym samym daje siłę jest kłamstwem ukutym na potrzeby li i wyłącznie hodowców zwierząt. Jedzenie niezdrowego w tak dużych ilościach mięsa przyczynia się do zwiększonej zachorowalności na raka, zwiększenia ilości chorób serca, itd.
Warto zadbać o tych, których się najbardziej kocha i dokonywać jak najbardziej świadomych wyborów. Polecam lekturę i rozwój w kierunku przyswajania trudnych, może niewygodnych ale prawdziwych informacji.

niedziela, 20 maja 2018

Pudełko pełne kotów. Klinika zdrowego chomika - Barbara Gawryluk

Seria „Klinika zdrowego chomika”.

To drugi tom tej serii. Książka oparta jest na wydarzeniach, które oparte są na prawdziwych zdarzeniach. Bohaterowie doktor Wojtek i redaktor Grzegorz prowadzą razem popularny program o zwierzętach w Radio Kraków. W ich programie nie brakuje zaskakujących wydarzeń, jak pełzający po mikrofonie wąż lub swobodnie poruszające się po studiu psy i koty.
Historie są różne, ciekawe, wciągające i interesujące dla dzieci. Autorka ma dużą wprawę w pisaniu historii o zwierzętach. Ta pozycja też to potwierdza.

W książce opisane są różne przypadki, którym stara się pomóc doktor Grzegorz, oddany i pomocny lekarz weterynarii. Z rozdziałów dowiemy się jak doktor pomaga zwierzętom domowym i dzikim. Zdarzyło mu się na przykład uratować pustułkę, porzuconą świnkę morską, pomóc słoniowi wyczyścić oko, uspokoić rozwścieczoną papugę. Z jego gabinetu wychodziły czasem "skojarzone" przyjaźnie i/lub miłości, np dwóch kotów, kot i pies, itp.

Barbara Gawryluk stworzyła całą plejadę postaci bardzo pozytywnych, o empatycznym podejściu do zwierząt, pomagających i otwartych na pomoc. Przekaz jest jasny i jednoznaczny, zwierzęta potrzebują pomocy ludzi, a ci są im to winni jako gatunek wyższego rzędu. Dzieci zaś powinny uczyć się tego od dorosłych.
Zarówno doktor Wojtek jak i redaktor Grzegorz to osoby dające najlepszy przykład oddania swojej misji. To bardzo pozytywna lektura uzupełniona ilustracjami niezawodnej Joanny Rusinek.

czwartek, 17 maja 2018

Dyktator - Mariusz Zielke


Nie pamiętam co skłoniło mnie do sięgnięcia po tą książkę i pewnie też szybko o niej zapomnę. Nie zainteresowała mnie ta pozycja, bo nie tego oczekiwałam. Oczywiście nie będę jej krytykowała, bo to nie jest nieudana pozycja i zapewne kogoś zainteresuje. Tak jak nie mogłam oglądać "The House of Cards" (serial bardzo popularny dostępny min. na Netflix)
tak i ta książka to nie mój obszar zainteresowań. Trochę w niej "wizjonerstwa", groteski, komedii, poczucia humoru, wyśmiewania polityki. Miałam poczucie, że jest to treść napisana aby podrażnić, obśmiać, ukazać śmieszność i straszność. Intrygi polityczne na chwilę obecną mnie nie interesują, nie chce mi się czytać o tym o czym słyszę każdego dnia, z czym często się nie zgadzam, i z czym absolutnie się nie identyfikuję.
Mimo zastrzeżeń wiadomo o kim autor pisze, nie ma tu wielu niespodzianek, wykorzystuje to co dzieje się realnie ubarwiając, dopisując humoreski i fantasmagorie. Nie skończyłam jej, dlatego nie opisuję szczegółowo, bo byłoby to niezgodne z prawdą. Książkę czyta się łatwo i lekko jak sensacyjkę. Dla miłośników gatunku.




Fajna Ferajna - Monika Kowaleczko-Szumowska


To ciekawie skonstruowana książka, z adekwatnymi ilustracjami, wstawkami zawierającymi wyjaśnienia niektórych słów, skrótów, znaczeń, nazw typowych dla owego okresu i wydarzeń.

Książka zawiera opowieści o bardzo młodych bohaterach, którzy wzięli czynny udział w Powstaniu Warszawskim, którzy z zapałem szli pomagać albo walczyć z okupantem niemieckim. Każdy rozdział to opowieść bohatera, który nie zważał na niebezpieczeństwo, przeciwnie rwał się do walki z okupantem, chciał pomagać jak umiał.
Bohaterami książki są Mirek, Jaga, Jureczek, "Miki", Kazimierz, Basia, "Hipek", Halusia. To dzieci, które chciały ratować ojczyznę, za wszelką cenę wyrwać ją z rąk wroga, pomścić zniewagę i upodlenie.
Bohaterowie podejmowali zatem różne działania aby pomóc w Powstaniu Warszawskim.
  • Mirek, aby ratować ojczyznę uciekł z domu, nie zważając na niebezpieczeństwo walczył, wspierał i ochraniał to co jego zdaniem było najcenniejsze.
  • Jureczek po nocach niszczył flagi niemieckie, jako kurier przenosił listy, paczki, lekarstwa i broń na Mokotowie. 
  • Miki to chłopczyk pochodzenie żydowskiego, który doświadczony przez życie w gettcie i stratę najbliższych wraz z bratem dołączył do zrywu Powstańczej Warszawy. 
  • Kazimierz był kolporterem prasy powstańczej. 
  • Hipek to harcerz,, któremu przypadła w udziale zupełnie nietypowa rola, był "szczurem kanałowym", zajmował się patrolowaniem, nasłuchiwaniem, przeprowadzaniem w kanałach. Poznał je doskonale, potrafił przenosić tamtędy różne rzeczy i przeprowadzać ludzi. Było to bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie a przy tym niewygodne i specyficzne zapachowe. Ludzie wtedy jednak inaczej patrzyli na życie i swoje cele, więc nie straszne im były takie drobnostki jak niewygody.
  • Jaga, Basia i Halusia to dziewczynki, które przeżyły wiele okropnych jak na ich wiek wydarzeń. Dlatego gdy tylko wybuchło Powstanie robiły co mogły aby pomagać. Na równi z chłopcami wspierały walkę z wrogiem: Jaga łączniczka, zawsze wpierająca i dodająca otuchy, Basia ukrywająca się w piwnicach, w zimie, głodna, samotna a jednak niosąca pomoc. Halusia ratowniczka i opiekunka zwierząt, psy i koty, były jej podopiecznymi, bo przecież o nich zapomniano w obliczu tylu nieszczęść.

To książka przypominająca nam o tym co ma znaczenie, co jest ważne, co powinniśmy cenić każdego dnia. Pokazuje godne postawy w obliczu prawdziwych zmagań z niebezpieczeństwem, wrogiem, zagrożeniem, z możliwością utraty życia. Autorka przypomina, że dzięki takim ludziom i ich postawom żyjemy w wolnym kraju. Chyląc czoła im i ich czynom dobrze byłoby o tym pamiętać i uszanować ich poświęcenie. Kochajmy i szanujmy ich dziedzictwo.

środa, 16 maja 2018

Czy to jest człowiek - Primo Levi


Ostatnio czytam kilka książek z tego samego obszaru czasowego i tematycznego. Choć różni autorzy to bohaterowie uzupełniają się w opowieściach, historiach i doświadczeniach. Może główne przesłania mają inny wydźwięk, ale główny motyw pozostaje ten sam. Dylematy, zdarzenia, pytania bywają podobne, bo problem toczy się w tym samym kręgu tematycznym - II Wojna Światowa, bo o niej mowa, zmieniła życie tysiącom, nawet milionom ludzi, jedni wyszli z tej wojny z "zyskiem", inni obolali, jeszcze inni mocno poturbowani na duszy lub ciele. Tak wielu stało się ofiarami w taki czy inny sposób, tak wielu zostało zgładzonych, zwłaszcza kobiety, dzieci i starcy. To straszne, bolesne i nie do pomyślenia, a jednak to się stało, to wydarzenie miało miejsce, a najgorsze, że nie była nauczką dla przyszłych pokoleń.

"Jeżeli potępieni nie mają historii, a droga wiodąca do zagłady jest jedna i szeroka, dróg prowadzących do ocalenia jest wiele, są strome i nieprzewidziane". (str 127)

To kolejna książka z "obszaru" II Wojny Światowej. To książka niezwykła, bo napisana przez  świadka i uczestnika wydarzeń w Auschwitz. Primo Levi jako pierwszy obwieścił innym ludziom, co stało się w obozie zagłady. Chciał uwypuklić to co było ważne, co miało znaczenie, jak dawano sobie radę z podstawowymi potrzebami, czy i w jakich przypadkach człowiek był człowiekiem. Co znaczyło człowieczeństwo w totalnym upodleniu i "niebycie".
Autor opisuje swoją historię pobytu  w obozie w Auschwitz, od chwili wyjazdu z Włoch do opuszczenia go po ucieczce Hitlerowców. Levi w sposób niezwykle precyzyjny opisuje swoje życie obozowe. Z drobiazgowością przytacza każdą czynność, rzecz, zadanie, wygląd i działanie. Jego opisy są tak dokładne, że przenikają czytelnika, dotykają do żywego, pozwalają wejrzeć w zakamarki ciała, w ból i cierpienie każdego dnia pobytu w tym potwornym miejscu. Jego umiejętność formułowania tej opowieści, nadzwyczajna pamięć i siła pozwoliły mu na napisanie świadectwa niezwykłej formy. Opisuje swoje życie obozowe tak obrazowo, że aż oddaje klimat, kiedy pisze o zimnie to ono przenika, kiedy pisze o głodzie to boli żołądek, kiedy pisze o smrodzie to chce się zwymiotować, kiedy pisze o obtartych stopach, to bolą faktycznie, itd. Niezwykłe opisy strasznych wydarzeń wdzierają się w duszę i pamięć.

Autor zajął się pytaniami filozoficznymi o człowieczeństwo w obozie. Doszukiwał się go w różnych sytuacjach w tych mniejszych i większego kalibru.
Na stronie 30 opisał jednak bardzo obrazowo początek odczłowieczenia: - "W jednym momencie w przypływie proroczej niemal intuicji objawiła nam się rzeczywistość: zeszliśmy na dno. Niżej już zejść nie można, nędzniejsze bytowanie ludzkie nie istnieje, jest nie do pomyślenia. Nie mamy już nic swojego: zabrano nam ubrania, buty, nawet włosy; jeżeli coś powiemy, nie będą nas słuchali, a gdyby nawet słuchali, nie zrozumieliby nas. Odbiorą nam też i imię (...)." Tak upodleni ludzie staną się Aresztowanymi z numerami, które będą ich stygmatami do końca ich dni. Staną się "Kazett, rodzajem nijakim w liczbie pojedynczej". (str 174). Jeśli człowiekowi odbiera się wszystko co miał, staje się "pustym, zdolnym jedynie do cierpienia i zaspokajania podstawowych potrzeb; zapomni o godności i o rozsądku, bo ten kto straci wszystko, może łatwo zatracić samego siebie". (str 31) Może stać się czymś odczłowieczonym, wpisującym się w ideę "Obozu zagłady".
Niemniej przewija się też ważność słowa "godność", aby w tym upodleniu i odczłowieczeniu pozostać przy życiu, przetrwać dla przyszłego pokolenia. Trzeba robić choć drobne rzeczy, które choć w małym kształcie, ale pozwalają czuć się jeszcze trochę "kimś". Szukanie nadziei w maleńkich znakach, odkrywanie szczęścia w każdym pozytywnym przejawie.
Czasami nie myślenie o różnych strasznych sprawach, zdarzeniach, faktach dawało wytchnienie i choć chwilową nadzieję. -"Walka z głodem, zimnem i pracą zostawia mało czasu na myślenie, nawet jeśli chodzi o myślenie o selekcji."
Przekazuje, że zmiana miejsca pobyt np. na Ka-Be (szpital obozowy) wyzwalało jakiś rodzaj bycia człowiekiem, pobudzało ludzkie odruchy, wspomnienia, nadzieje. Chociaż, z drugiej strony, czy warto marzyć w tej nicości, może wszyscy, których dotknęła stygmatyzacja obozowa powinni zginąć w nim i nie zanosić tej prawdy w ten dawno temu zostawiony świat?
 
"Zjedz swój chleb, a jeżeli ci się uda, to i chleb swego sąsiada". (str 230)
Primo Levi pokazuje, jak różne rzeczy mają istotne znaczenie w zależności od miejsca pobytu/położenia. W obozie ogromnie ważne były buty: -"I niech ktoś nie sądzi, że buty w życiu obozowym są drugorzędnym szczegółem. Śmierć zaczyna się od butów: one dla większości z nas stały się prawdziwymi narzędziami tortur, gdy po wielogodzinnym marszu powodowały rany, które w nieuchronny sposób prowadziły do zakażenia." (str 42) Chore nogi prowadziły do kolejnych komplikacji życia i zagrożenia śmiercią lub szybką eliminacją. Zdrowe nogi chroniły, dawały pracę, jedzenie i nadzieję.
Problemy egzystencjalne ciągle powracają tylko zmieniają się ich cele. Raz jest to wiara i siła, innym razem przeżycie za wszelką cenę, zawsze jedzenie, picie, zimno lub gorąco. Wszystko to co odczuwa się w obozie, jest inne niż poza nim, poczynając od zimna i głodu, które znajdują się na przeciwnych krańcach w zależności od miejsca przebywania. Pory roku też mają różne znaczenie. Kiedy padał zbyt długo deszcz wszystko było obezwładniająco mokre, a jeśli do tego dochodziło zimno, brak możliwości wysuszenia ubrania, umycia się, ogrzania ludzie cierpieli jeszcze bardziej. Opisuje absurdyzm "zasad i norm" w obozie, podłość kapo, ale i rzadkie "przyjaźnie". Martwiły go selekcje, które skracały życie ludziom, bedących w dobrym stanie fizycznym, a przedłużały tym, którzy i tak nie mieli szans na przetrwanie. Opisuje tych uprzywilejowanych, przebiegłych i radzących sobie, przyzwyczajonych, pogodzonych i wiecznych "ofiar losu", z którymi lepiej nie zadawać się, bo są skazani na stracenie.

Autor pokazuje też obóz jako miejsce do codziennych zmagań, organizacji stałych spraw i niezbędnych rzeczy. Choć mieszkało w nich tysiące osób w różnych stadiach odczłowieczenia, to przecież żyjąc fizycznie potrzebowali choćby rzeczy codziennego użytku a aby je zdobyć trzeba było sprytu, umiejętności handlowych lub przestępczych aby je posiąść na własność. Należało zdobyć łyżkę, nóż, jak najlepsze buty, koszulę, igłę, nitkę, sznurek. W cenie były oczywiście inne rzeczy dające się wymienić na te potrzebne właśnie komuś. Istniały "giełdy", kwitła pomysłowość, kreatywność, wynalazczość. Walutą był chleb, za który można było zdobyć większość rzeczy.

Levi doszukiwał się człowieka we wszystkim. Opisał szczegółowo powolne powracanie do człowieczeństwa w ostatnich tygodniach przed wyzwoleniem obozu. Te powolne stadia i zmiany zachodzące w ludziach, którzy zdobywali się na zwykłe odruchy, gesty i zachowania. Powrót do świadomości społecznej, zbiorowej odpowiedzialności, potrzeby pomocy, współdzielenia niedoli, współczucia i współodczuwania. Dzielenie się emocjami, oczekiwanie na coś lepszego, na powrót do domu? Ciche wzmacnianie się nadzieją i marzeniem o opuszczeniu tego okropnego miejsca.

To książka, która zasługuje na przeczytanie i kontemplację.

Zmora z komina - Tomasz Siwiec


Seria: Ekoopowieści Misia Sortusia

Tym razem Miś Sortuś zabrał nas na wyprawę z Panem Kominko, który opowiedział o swojej pracy kominiarza, jej istocie i istotności. Clou pracy kominiarskiej polega oczywiście na czyszczeniu kominów, ale także na sprawdzaniu drożności otworów wentylacyjnych.
Miś dowiedział się jak ważne jest używanie właściwego opału do pieców, dlaczego używanie śmieci i odpadów zamiast opału powoduje Smog, dlaczego on jest taki niebezpieczny i gdzie może się pojawić.
Dowiemy się także o zależności guzika i kominiarza.

To kolejna rzeczowo napisana książeczka dla dzieci, niesie ona przesłanie dbania o środowisko, w którym przyszło nam żyć.

wtorek, 8 maja 2018

Z muchą na luzie ćwiczymy buzie, czyli zabawy logopedyczne dla dzieci - Marta Galewska-Kustra


Kolejna książka tej autorki i kolejne spotkania z muchą Fefe, tym razem jednak oprócz opowieści czytelnik dostaje możliwość ćwiczenia buzi. Zawarte historie pokazują pomysłowość Fefe, a przy okazji otwierają powiązane ćwiczenia dla buzi i języka.
To pomocne, radosne i żartobliwe praktyki mające pomóc w kłopotach z prawidłowym wysławianiem się. Zawarte w niej wskazówki pokazują kierunek i metody ćwiczeń z dzieckiem. Autorka ze znawstwem podpowiada jak najpełniej wykorzystać zabawę do nauki, a naukę do prawidłowego mówienia.

Ilustracje utrzymane w konwencji historyjek o Fefe, pełne ruchu, żartobliwe i figlarne. Warte polecenia na początek drogi do poprawy wymowy.

Czerwony głód - Anne Applebaum


Nad tą książką warto się pochylić, a na pewno zadumać, poddać refleksji.
Jak zwykle Anne Applebaum popełniła dzieło, dokładnie opisane, udokumentowane, zanalizowane i poddane szczegółowemu omówieniu. Autorka sięga do początku problemów, których skutki nazwano Hołodomorem. Pokazuje jak postępowanie jednostek wpłynęło na los milionów istnień. Jak chore urojenia doprowadziły do zabicia milionów ludzi. Książka wsparta jest pracami naukowymi Ukraińskich historyków i badaczy zjawiska. Cytowani są autorzy książek o tej tematyce, min. Miron Dolot, którego książkę przeczytałam ze łzami w oczach i suchym gardłem.

Książka jest wielowarstwowa, zawarta jest nie tylko tragedia głodu ukraińskiego rozpętanego przez bolszewizm i jego zwieńczenia w latach 30-tych. Można w niej znaleźć odniesienia historyczne do dzisiejszych niepokojów, czerpać z niej naukę, bądź zbagatelizować. Można odnaleźć zależności między postępowaniem jednostki kiedyś i dzisiaj, odnaleźć odpowiedniki i przełożenia. Złożoności zajść, zachowań i potrzeb ludzkich, utajona walka o wpływ i władzę to kolejne elementy tej wieży. Autorka z wielkim wyczuciem i rozwagą opisuje szczegóły zjawiska, drogi dojścia do kulminacji, skutków i zapominania. To niezwykła umiejętność autorki, bez oceniania opisać takie zdarzenia, które burzą krew, wołają o pomstę i wzbudzają pożądanie zemsty. Anne Applebaum profesjonalnie, bez obciążeń emocjonalnych zebrała i złożyła w bogatą w wiedzę księgę, zacną, cenną i straszną. Odsłaniająca oblicza ludzi zadających ból i cierpiących książka daje podwaliny do zapoznania się z największą, udokumentowaną na Ziemi, zagładą narodu.

Dzieło Anny Applebaum długo dudni w uszach, kołacze w sercu i telepie w duszy. Zapada w pamięć niedola narodu i człowieka.

Książkę należy przeczytać, przemyśleć, przedyskutować i zapamiętać.

Wystarczy tylko iskra, aby rozpętać pożogę, a tragedia Ukrainy jest tego najlepszym przykładem.

Mam na imię Lucy - Elizabeth Strout


"To jest Lucy, przyszła z niczym."

To książka zostawiła po sobie jakiś niepokój, związany z niezrozumieniem, nie docenieniem, nie poznaniem się na czymś głębszym. Pozostały mi po niej niedosyt, niejasność, niedopowiedzenie, pytania bez odpowiedzi. Czegoś mi w sobie zabrakło, aby odkryć więcej spostrzeżeń o relacjach między bliskimi sobie ludźmi, bo jestem przekonana, że jest ich wiele, często trudnych i nie oczywistych. Pozostało uczucie niepewności i dręczących myśli. Miałam wrażenie, że wszystko jest tkane tak cienką nitką, że miejscami się rwie, a czasami są dziury, a ja nie dam rady dokonać repasacji. Jest tak ulotna, że trzeba było wznieść się na wyższe poziomy. Trudno mi było czasami pozbierać sens, złapać wątek, zrozumieć niedopowiedzenia, błahostki, które mają pokazać problem właściwy. Takie ślizganie się po problemach, zawieszanie opowieści i przekazów stanowiło dla mnie barierę do odczytania i napęd do poszukiwania dna. Te skomplikowane, zatajone albo woalowane uczucia były trudne do zrozumienia. Czasami trzeba było przemyśleć, odłożyć wątek, by ponownie na niego spojrzeć za jakiś czas, czasem przedyskutować by osiągnąć głębsze pojmowanie spraw. Dla mnie nie była to łatwa książka, ale o trudnych sprawach nie można mówić łatwo i prosto. Niemniej dlatego powyższego warto było ją przeczytać, żeby dostrzec te trudności, żeby zadać te pytania, podręczyć się. I choć zostałam z poczuciem niepewności i niedosytu, książkę postrzegam jako ciekawą i zachęcającą do kolejnych tej autorki.


To historia kobiety wydawałoby się "spełnionej", w której drzemie jednak duża niepewność, niepokój, nieutulenie. Tli się w niej żal, towarzyszą lęki, zdenerwowanie, że jest nie dość dobra. Te emocje skutkują chorobą, niewyjaśnionymi zmianami w organizmie, na które trudno znaleźć lekarstwo. Przez ciało przepływają różne stadia choroby, trawi ją gorączka, co jest znakiem nagromadzonej złości. Relacje z mężem są zdawkowe lub nadto "ugładzone", bardziej życzeniowe. Relacje z córkami kładą podwaliny pod erupcję w następnych latach.

Dopiero wizyta matki poskutkowała poprawą zdrowia, zatliła się iskra nadziei na rozmowę, wyjaśnienia, ciepłe słowa. Jednak rozmowa okazała się strzępem różnych nieistotnych wspomnień o innych mieszkańcach miejsca, w którym wychowywała się bohaterka. Wyjaśnienia utkane zostały z niedomówień, przemilczeń i niejasnych grymasów. Deklarowanie uczuć nie było bezpośrednie i oczywiste, chociaż uważny czytelnik odnajdzie je w różnych kamuflażach.

Zawarte w książce rozmowy matki i córki budziły moją ciekawość, ale też rozterki i wątpliwości.Czasami miałam z nimi kłopot, może dlatego, że wolę treści utkane mocnymi nićmi a nie ledwo dostrzegalnymi pajęczynkami, niemniej po dogłębnym przemyśleniu i przedyskutowaniu zawartych w niej misternych przekazów stwierdzam, że autorka jest artystką w swoim fachu.
Pozostała mi nauka, iż książkę można przeczytać jeszcze raz, a życia nie da się przeżyć ponownie, dlatego ważne jest wszystko na co mamy wpływ w chwili rzeczywistej.