Szukaj na tym blogu

czwartek, 24 listopada 2022

Byk - Szczepan Twarodch

 

Szczepan Twardoch w innej roli niż dotychczas. W tym dramacie same mocne uderzenia: język, zdarzenia i bohaterowie, to wszystko wręcz krzyczy, czasami odrzucając i wzbudzając niechęć. To niełatwa lektura tak pod względem językowym jak i samej treści i jej przesłania. Atmosfera jest rozgrzana od samego początku, sceneria opowieści niepokoi, sama historia wzbudza sporo emocji, ilustracje podkręcają już i tak rozedrganą atmosferę.

Ta niewielkich rozmiarów książka to spora dawka emocjonalnych wydarzeń głównego bohatera Roberta Mamoka, człowieka który osiągnął sukces, ale swoimi niefrasobliwościami, wręcz ekscesami spowodował lawinę, która zrzuciła go z góry na której niegdyś dumnie zdobywał szczyty medialnej sławy. Nagle okazuje się, że świat, który stworzył jest bardzo kruchy i zaczyna się sypać, ludzie odwracają się od niego, wstydzą się, albo jeszcze chcą spić ostatnią śmietankę żerując na jego wybrykach. Jego monolog przeplatany rozmowami z dzwoniącymi do niego osobami to równia pochyła z której można tylko spaść w dół.

Autor swoją opowieścią punktuje, wyłuszcza i obnaża zepsucie i hipokryzję światka elit w kraju. W swoim stylu nie owija w bawełnę i nie patyczkuje się ze śmietanką towarzyską, która choć zadziera nosa i do niej aspiruje to to w gruncie rzeczy grajdołek, który uważa się za lepszych od maluczkich, bo ma pieniądze i "władzę". W utworze Twardoch nie omieszkał wpisać także innej ważnej kwestii, a mianowicie ciągle przemilczanej, albo nie dość wybrzmiewanej problematyki śląskiej tożsamości i nie dostrzeganie przez władze potrzeby, która rodzi się podskórnie i zaczyna pęcznieć.

Niełatwa lektura i choć zupełnie inna jak na Twardocha to równie mocna w brzmieniu.


Żona rzeźnika - Li Ang

 

Lektura nie łatwa, choć potężny ładunek okrutności i obrzydliwego zła został rozpisany na 160 stronach niewielkiej gabarytowo książki. Rozpoczyna się mocnym akordem jak głosiła informacja z wycinku prasowego: Lin Shih (główna bohaterka) zamordowała swojego męża. Wycinek ten to suchy przekaz, który przedstawia sam fakt popełnienia zbrodni, jej następstwa a także domniemywanie co było powodem tej zbrodni? Autorka do opisanej historii wykorzystała prawdziwe wydarzenia z lat trzydziestych dwudziestego wieku. Sama autorka chciała zrozumieć jak doszło do tej zbrodni, dlatego wróciła do korzeni głównej bohaterki. Pokazała w jakich warunkach spędziła dzieciństwo, jak była traktowana przez rodzinę, i jak postąpiono z nią kiedy już dorosła, jak wydano ją za mąż za rzeźnika. Opisała sceny w domu męża i jego zachowanie względem niej, pasma upokorzeń jakich doznawała każdego dnia. To wszystko miało ogromne znaczenie dla rozwoju wypadków. Autorka nakreśliła także obraz otoczenia, (sąsiadów bliższych i dalszych), które było opresyjne, zwłaszcza kobiety nie miały dla siebie litości, ich podłość i przewrotność była wręcz porażająca i paraliżująca.

"Żona rzeźnika" to opowieść napisana surowym językiem z naturalistycznymi opisami brutalnego zachowania człowieka lub ludzi względem innych. To odarta z ozdobników proza, która ma pokazać, jakie piekło gotujemy sobie sami w życiu. Autorka pokazała sceny domowe nasycone obrzydliwymi i urągającymi zachowaniami dodatkowo" koloryzując" je wydarzeniami z pracy męża głównej bohaterki. Otoczka podlana dziwacznymi tradycjami, wierzeniami, brakiem totalnej intymności, wulgarnego wścibstwa, zawiści i podłości. Wszystko to tworzyło krwisty kawał brutalnie rzeczywistej opowieści o życiu, które bajką bynajmniej nie było.

Książka dzwon, który przypomina brutalną prawdę o ludzkiej naturze.



sobota, 19 listopada 2022

Porodzina - Natalia Fiedorczuk

 

Książka Natalii Fiedorczuk wciągnęła mnie w swoje klimaty, była nieoczywista i zaskakująca. Z pozoru małomiasteczkowe senne klimaty z biegiem akcji stają się bardzo niepokojące. Ciekawi i nieidealni bohaterowie, ze swoimi tajemnicami, powiązaniami, rozterkami przydawali tej opowieści naturalności. Stworzona przez autorkę historia bardzo przypadła mi do gustu, chciałam żeby trwała jak najdłużej, a jednocześnie z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie.

Natalia Fiedorczuk stworzyła dwie skrajności: idealną rodzinę, która w swoich czterech ścianach skrywała ponure relacje; i bardzo nieidealną gdzie kwitnie miłość, ciepło, troska, zrozumienie i akceptacja. Pokazała te skrajności i postrzeganie ich przez otoczenie. Zachwycające wręcz instagramowe obrazki jednej rodziny wzbudzają westchnienia zazdrości i uwielbienia, drugiej zaś dziwacznej, odbiegającej od modelu portali społecznościowych hołoty wywołują irytację, potępienie, niezadowolenie. Ale przecież medale zawsze mają dwie strony, a i nie wszystko złoto co się świeci; autorka użyła tych zabiegów żeby uderzyć starymi prawdami, o których ciągle zapominamy, aby ponownie pokazać, że nie warto oceniać po pozorach, że uroda nie idzie w parze z dobrocią.

Główni bohaterowie piękni trzydziestoletni, zamożni, idealnie ustawieni życiowo, dwoje dzieci, on dyrektor, ona pani domu, świetne auta, basen, itd... Sielanka! Obok mieszkają ci pogardzani przez współmieszkańców, biedni, brudni, nieurodziwi, on stary, ona młoda, bałagan na podwórku, on ciągle bez stałej pracy, ona w domu z dziećmi. Jedni unikają ludzi, drudzy ich łakną, jedni kochają porządek, drudzy twórczy bałagan, jedni żyją w ciszy, drudzy ciągle w jakimś rozedrganiu. Którzy są szczęśliwi, a którym brakuje podstawowych uczuć, boją się, są niepewni jutra?

Autorka napisała, że chciała stworzyć negatywnego bohatera, dlatego zapisywała sobie historie różnych postaci z prawdziwego świata Na ich podstawie udało się jej odmalować typa niepokojącego, przyglądając się jego działaniom przechodził dreszcz po plecach. Akcja ciekawa, wielopostaciowa, z całą plejadą nieidealnych bohaterów, którzy okazują się prawdziwi, niezłomni, prawi, mimo swoich ułomności emocjonalnych i ci najważniejsi, zbyt piękni, żeby to było prawdziwe. Ciekawe historie poboczne, powiązania pomiędzy bohaterami, zaszłości, zależności sprzed lat dodawały książce smaku. Zdecydowanie dobra lektura.

piątek, 18 listopada 2022

Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna - Filip Zawada

 

" Ludzie nie mogą zapomnieć, co to raj, chociaż nigdy w nim nie byli. Za to próbują wymazać z pamięci przeżyte przez siebie piekło. Tylko, że ono nigdy o nich nie zapomina." (str. 232)

Chciałam sięgnąć po książki tego autora i oto trafiła mi się pierwsza przy okazji Dyskusyjnego Klubu Książki. Przeczytałam bardzo szybo, ale nie wiem co o tej książce napisać, żeby nie zatracić jej głębi, żeby nie napisać krzywdzącej opinii.

Mam natłok myśli, bo nie wiem czy to tylko smutna opowieść o wypaczonych/ patologicznych rodzinnych relacjach? Czy to opis dojrzewania, któremu przyszło wzrastać w towarzystwie dziadka, który jest przemocowcem, agresorem, alfonsem i kim tam jeszcze? Czy należałoby to dorastanie poszerzyć o sadystyczną panią Anielę z przedszkola, matkę, która sobie nie poradziła ze swoimi emocjami, ojcem który obraził się na dziadka i wycofał z życia syna. A może to jest spojrzenie na różne typy mężczyzn bardzo odległych od siebie pod każdym względem? Może to rozliczenie międzypokoleniowych wypaczeń, traum i urojonego bohaterstwa, które zrzucane na barki kolejnego pokolenia przyniosło wiele żalu, smutku i upokorzenia, chowania się w cień. "Patrząc na Szczepana, zastanawiałem się, czy po wojnie nie powinno się skazywać na śmierć zarówno przegranych, jak i wygranych. Nigdy nie powiedziałem tego na głos, żeby nie wyjść na okrutnika, ale żywiłem przekonanie, ze każdy konflikt niszczy obie strony i nigdy nie da się nikogo wyleczyć z poniesionych ran." (str. 22)

Miałam wrażenie, że niektóre wątki są wręcz przerysowane, może po to żeby uśmiechnąć się, zirytować, zdziwić. W życiu przecież można natknąć się na tak wiele zachowań niewiarygodnych, zagadkowych, niebywałych, że jeszcze nie jedno może nas zaskoczyć. Autor przez postać dziadka pokazał różnorodność, wieloaspektowość, wielopostaciowość jednej osoby. Skupił w tym bohaterze szeroki wachlarz negatywnych, agresywnych zachowań, emocji, cech charakteru. "Być może więzi rodzinne są piękne, ale u innych. Ja widziałem w nich zagrożenie. Ród był jak betonowe chodaki, ściągające na dno jeziora. Nie wolno mi było tego czy tamtego. Nie wolno było zachowywać się niestosownie. Nie wolno obrażać się na starszych. Nie wolno pracować w cyrku czy burdelu. Bo co by ludzie powiedzieli." (str. 101) Szczepan to wilk, który czasami przebierał się w babcię, aby pożreć czerwonego kapturka, niestety w tym przypadku zabrakło myśliwego, dopiero śmierć wybawiła kapturka przed ciągłym strachem i bezradnością. Ale nawet ona nie przyniosła wyswobodzenia, bo macki potwora były już głęboko zakorzenione, zasiały duże spustoszenie. "Człowiek potrafi wiele zniszczyć w życiu, żeby przetrwać." (str. 71) "Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna" nie daje nadziei na otrząśnięcie się po trudnym dzieciństwie. A z drugiej strony każde pokolenie kiedyś odchodzi na drugą stronę, dając pole do działania następnym i nadzieję, że będzie mądrzej, spokojniej, sprawiedliwiej i bez szalonej, niczym nieuzasadnionej przemocy. Bo przecież  "Młodość jest jak bomba zegarowa. Nie wiadomo, jak się w niej rozgościć, bo ani nie posiada się mądrości osób starszych, ani nie jest się naiwnym jak dziecko. Walka pomiędzy  młodością a dojrzałością sprawiała, że czuliśmy się zakłopotani tym, że żyjemy." (str. 128)




środa, 16 listopada 2022

Życie Violette - Valerie Perrin

 

"... przeszłość zatruwa teraźniejszość. Ciągłe wracanie do niej prowadzi powoli do śmierci." (str. 366)  

Kiedy już dałam się wciągnąć w atmosferę tej książki to nie chciałam się odrywać, choć początek przyznaję był nieco chaotyczny. Z biegiem czasu polubiłam główną bohaterkę, jej dojrzewanie, etapy godzenia się z największym bólem jaki matka może "dostać" od życia, jej przeobrażenia, postrzeganie innych osób. Podobało mi się to czym się zajmowała poza pracą, ale i sama praca była dla mnie interesująca i jakże nietuzinkowa. Cała otoczka i ludzie wokół tworzyli jakąś niezwykłą mieszaninę pozytywnych osobliwości. Chociaż patrząc już z perspektywy przeczytanej książki to nawet niektórzy z tych antypatycznych bohaterów, po opisaniu ich w szerszym kontekście zyskiwali moje zrozumienie. 

Violette, to pięćdziesięciolatka, która opowiada czytelnikom swoje życie, a nie było ono bajkowe, niemniej te radosne chwile, które jej się zdarzały tym mocniej celebrowała. Dziecko sierota, kiedy miała naście lat wybrał ją najprzystojniejszy facet w okolicy, wyszła za niego za mąż, urodziła córkę. Była pogodną osobą, choć widziała wokół siebie podłości i obojętność męża, starała się je chować skrzętnie w zakamarki duszy. Córka była jej radością, szczęściem, celem w życiu, dawała siłę do działania. Każdą pracę wykonywała sumiennie, miała dużo samozaparcia w nauce czytania i uczeniu się nowych rzeczy.

Przyszedł jednak taki moment, że Violette nie mogła się podnieść, cios zadany przez los przygniótł ją bardzo mocno, była tylko cieniem samej siebie. "Moje ubogie życie schowałam do szuflady niczym parę starych skarpetek. Których nigdy nie wyrzucę, ale też już więcej nie włożę. Nieważne. Nic nie jest ważne wobec śmierci ......... ." (str.242) Są śmierci, które zabierają z życia za dużo, nie ma się chęci i siły, aby żyć dalej. Można się zatracić w bólu, można też przeżyć tą stratę i kiedyś, może już w innej formie emocjonalnej powrócić. Tej bohaterce to się udało, chociaż zostało mnóstwo oznak tych zmian: "Philippe Toussaint sprawił, że się zestarzałam. Być kochanym to zachować młodość." (str.. 241) 

Ale autorka wlewa nadzieję, daje wybór swojej bohaterce i czytelnikom. "Gdy tylko otworzył usta, poczułam, że samotność schodzi ze mnie jak liniejąca skóra. Jego głos podziałał na mnie niczym błyskawica, jak gdyby zapalił nad moją głową lampę." (str.405) Mnie ta książka wzruszyła, rozrzewniła, rozczuliła, polubiłam bohaterów i tą oryginalną atmosferę cmentarza i jego "ludzi". Dobra lektura na długie jesienne wieczory.

wtorek, 1 listopada 2022

Misja Sowy Tosia, Franek i sekrety filozofii - Tomasz Stawiszyński

 

"Pamiętajcie, każda książka to osobny świat, nie ma nic lepszego niż czytanie i myślenie." (str. 116)

Tym razem Tomasz Stawiszyński swoje przemyślenia filozoficzne kieruje do dzieci. To opowieść o przygodzie z misją uratowania nas ludzi przed naszymi nawykami. Świat wykreowany przez Tomasza Stawiszyńskiego to świat, w którym ludzie poddali się "władzy technologii", wpatrzeni w smartfony pozbawili się możliwości bezpośrednich bliskich relacji, myślenia, rozważania i marzeń. "Ludzie przestają czytać książki, a zamiast tego spędzają dnie i noce z nosami w telefonach komórkowych i tabletach." (str. 37) Autorowi nie chodzi o całkowite wyeliminowanie zagrożenia płynącego z technologii, ale o umiar, innymi słowy Arystotelesowski "złoty środek", który pozwoli cieszyć się przede wszystkim światem rzeczywistym, a nie tym wykreowanym przez algorytmy.

Autor pisze też o nadmiarze, którego w krajach rozwiniętych doświadczamy, a tym samym o zaburzeniu równowagi. O pogoni za dobrami, zyskiem, wiecznym braku czasu, który przesącza się na rzeczy błahe, chociażby śledzenie mediów społecznościowych, kanałów internetowych, etc. "Dużo już mówiliśmy o tym, że smartfony i tablety pożerają czas. Ale robią także coś gorszego - wysysają z ludzi sny i marzenia. Sprawiają niepostrzeżenie, że ludzie przestają się interesować wszystkim, co nie znajduje się na wyświetlaczu telefonu. Przestają myśleć, rozumieć i czuć." (str. 65) Czytanie książek to jedna z dróg odzyskania wyobraźni, przywrócenia emocji i świata marzeń. Wyobraźnia, rozum, emocje to najważniejsze co człowiek posiada, dlatego warto z tych darów korzystać i nie dać się sprowadzić do roli zewnątrzsterownej marionetki. Warto zadawać pytania, oczekiwać i poszukiwać odpowiedzi, bo one inspirują, pokazują nowe możliwości, pobudzają do myślenia. "-Pytam więc jestem" (Świat Zofii), poszukuję, otwieram nowe drzwi, wybieram nowe drogi, świat jest niezbadany, dlatego nie warto zamykać się na utarte cudze stwierdzenia. "Sokrates - uważany za jednego z najmądrzejszych ludzi, jacy kiedykolwiek się urodzili - cały czas rozmawiał z innymi i ciągle zadawał im pytania." (str. 78)

Tomasz Stawiszyński opowiada o przymiotach, które jak się okazuje nie są nam dane raz na zawsze, powinniśmy kierować się tym co mamy najcenniejszego, czym wyróżniamy się jako naczelne - rozumem. Tłumaczy także dlaczego warto rozmawiać z innymi w sposób bezpośredni, że wtedy widzi się reakcje i emocje drugiego człowieka, ma się do niego inny stosunek niż do kogoś niewidzialnego. Książkę czytało mi się z przyjemnością, niemniej pozostał jakiś niedosyt, może oczekiwałam więcej, obszerniej, mniej jednostronnie? Niemniej polecam oczywiście.