Szukaj na tym blogu

niedziela, 29 maja 2022

Drzewołazki - Cecylia Malik

 

Piękna książka w treści i ilustracjach.Autorka postanowiła zapoznać czytelników z różnymi gatunkami drzew, pokazać możliwości jakie dają drzewa i ich ważną funkcję w przyrodzie. Poznajemy ich nazwy, dowiadujemy się wiele o ich zwyczajach, możliwościach i tajnikach. Bo drzewa to skomplikowane rośliny, które np. nie lubią samotności, trochę jak ludzie, lepiej rośnie im się w społeczności niż samemu. Drzewa to też wspaniali towarzysze zabaw, bo niektóre z nich wspaniale nadają się do wspinaczek, a jak to robić najbezpieczniej autorka daje wskazówki. Cecylia Molik przypomina czytelnikom o tym jak ważne są drzewa w życiu człowieka, ze względu na swoje funkcje życiowe, które uzupełniają nasze potrzeby, m.in. produkują tlen, chronią przed słońcem, zatrzymują wodę, gęsto rosnące drzewa zatrzymują wiatr, są domem dla wielu istot mniejszych i większych.Wiedza edukacyjne została wpisana w wątek przygodowy, dzięki czemu w naturalny sposób wszystko ze sobą współgra. 

Pewnego razu na drzewie rosnącym na podwórku blokowym dwie mieszkanki Aniela i Antosia wypatrzyły dziewczynkę Ludkę, która pokazała im świat dotąd mijany obojętnie, traktowany jako stały element krajobrazu. Ludka objaśnia dziewczynkom jak zaprzyjaźnić się z tym wspaniałymi mieszkańcami ziemi.Tłumaczy jak wiele dobra mogą sobie dać wzajemnie i że trzeba stanąć w ich obronie. Ta książka to także przełamanie stereotypów, oczywiście w kwestii wspinania się po drzewach. Autorka w centrum wydarzeń umieściła dziewczyny, które zostały wyposażone w ciekawość świata, otwartość na nowe wyzwania i możliwości. Bohaterki to pełne energii, zainteresowań, spokoju i empatii młode kobiety, którym bliskie są problemy ekologii i potrzeba aktywizacji edukacji o niej. Z szacunkiem korzystają także ze wspinaczek po drzewach.

Bardzo mądra, ciekawa i przyjemna lektura, wręcz czuć szum drzew, ich zapach i strukturę. Polecam.

Barcelona noir - Lolita Bosh, Francisco González Ledesma i inni

 

Dlaczego sięgnęłam po tą książkę, może dlatego, że byłam w Barcelonie, oglądałam słynne dzieła Gaudiego, odwiedziłam Parc de Ciutadella, Parke Guell, galerie, La Rambla, słynny La Boqueria, katedry. Pamiętam ruch wieczorny i spokój dnia, nie zapomnę uroczego metra pod La Rambla, knajpek, uliczek i tej atmosfery wielokulturowości. Może te wspomnienia skłoniły mnie do sięgnięcia po książkę z cyklu "Noir..." o Barcelonie, żeby poczytać o tej drugiej stronie medalu. 

Książkę czyta się szybko, niejako ślizgając się po jej kartach. Dlaczego? W zbiorze opowiadań o Barcelonie zabrakło mi tej czarnej strony, albo raczej wyrazistych odcieni tej czerni, jakiejś werwy, tajemniczości. A tymczasem niektóre opowiadania były dla mnie tylko jakimś zarysem, wyrwanym z czegoś większego, inne przeszły bez echa, jakby zasnute mgłą lub rozwiane powiewem wiatru, nieliczne zostaną na chwilę. Opowiadania dotyczą różnych okresów dwudziestego wieku i różnych zdarzeń, autorzy poruszyli w nich opowieści wpisane w wielkie wydarzenia Europy i Hiszpanii i takie, które dotyczą bohaterów w "zwykłych" czasach. Nie zachwyciła mnie "Barcelona Noir", choć poruszyła wspomnienia.


niedziela, 22 maja 2022

Latarnicy - Emma Stonex


Emma Stonex oparła swoją opowieść o prawdziwe wydarzenia, które miały miejsce w 1900 roku u wybrzeży Szkocji, kiedy to trzej dyżurujący latarnicy zniknęli z miejsca swojej służby i słuch po nich zaginął. 

Jednakże autorka wydarzenia swojej książki przeniosła do dwóch czasoprzestrzeni 1972 roku i 1992 roku. Pierwsza daje nam informacje i opis wydarzeń trzech latarników, którzy pełnią swój kilkutygodniowy dyżur w latarni Maiden. Druga to opowieści ich partnerek, które za sprawą autora wracają w myślach i zwierzeniach do tych wydarzeń sprzed dwudziestu lat i teraźniejszości. Mężczyźni opowiadają swoją codzienność z dyżuru, przybliżają czytelnikom tajniki tej pracy, swoje motywacje, a wraz z upływem czasu wkraczamy w ich sprawy prywatne i osobiste animozje. Kobiety ukazują życie rozdarte pomiędzy tęsknotą, samotnością podczas nieobecności partnerów, a rozczarowaniem kiedy już zawitali do domu. Poznajemy ich życie sprzed dwudziestu lat i aktualne, kiedy to otoczyły się przypuszczeniami, rozterkami, pretensjami, i tęsknotą za wyjaśnieniem wielu kwestii.

Czytając książkę najbardziej podobały mi się wstępne rozdziały, kiedy wkraczamy w nieznany świat, mamy tylko skrawki jednej i drugiej opowieści, kiedy sytuacja zaczyna nabierać tempa, klimat robi się trochę duszny, ciasny i zawiesisty. Bohaterowie ukazują swoje wnętrza, które bardzo różnią się od ich zewnętrznej szaty, ukazywanej innym, tworzonej na potrzeby pozycji czy sytuacji. Niektóre postaci skrywają wiele żali, rozczarowań i smutku, wyrzutów sumienia, zazdrości i poczucia winy. Autorka ukazała dwa zamknięte światy; fizyczny latarników i emocjonalny ich byłych żon i partnerki. Oba na swój sposób klaustrofobiczne, zakryte dla innych, pełne ciężkiej atmosfery niedopowiedzeń, przechodzenia obok i udawania, że pewnych spraw nie widać. Emma Stonex wprowadzała różne spojrzenie osób na tą sama sprawę, być może budując tymi niuansami atmosferę, rozwijała uczucia i kierowała tory ku rozwiązaniu zagadki. Ostatnie rozdziały przyniosły u mnie sporo sprzecznych emocji. Pojawiło się rozczarowanie, niedowierzanie, zaskoczenie i zniechęcenie. 

Jednak ogólne wrażenia z lektury mam pozytywne, bo udało się autorce uchwycić wiele ludzkich emocji i zachowań wobec stawianych przed nimi wyzwaniami, zadaniami i decyzjami. Ukazała ciekawie i wyraziście oblicza smutku, straty i samotności, które w przypadku bohaterów tej książki miały wiele odcieni, powiązań i konsekwencji. Bohaterowie zmagają się z tymi emocjami na wiele sposobów, różnie dając sobie z nimi radę. Ukazała człowieka i jego zmagania z życiem, rozszalałym morzem wydarzeń, niespodziewanych trosk, bólu i niepokoju. Generalnie ciekawa lektura, choć może ciut przydługa.

sobota, 21 maja 2022

Zagroda zębów - Wit Szostak

 

Zaskakująco interesująca lektura, niespodziewanie przyjemna i pobudzająca do myślenia. Poszukująca możliwości, dająca alternatywy i różne warianty tej samej opowieści. Autor pokazuje nam wydarzenie pod wieloma kątami, z perspektywy wielu osób i czasu.

A o czym mowa, o "Odysei", o powrocie do domu króla Itaki. Autor zachwyca pomysłowością, językiem i zdolnościami literackimi w ogóle. Powrót Odysa pokazany został w wielu wersjach, widziany oczami członków jego rodziny i jego samego. Autor patrzył na uczestników opowieści z różnej perspektywy i pokazał możliwe scenariusze zachowań. Ich losy są przedstawione w wielu wariantach, bliskich dalekich, możliwych, prawdopodobnych, absurdalnych, ale po to jest literatura, aby bawić się, pławić w słowach, pomysłach, obmyślać wersje i snuć przypuszczenia. Zaczynamy od Telemacha, który poszukuje ojca, obserwujemy powrót Odysa, zachowanie Penelopy, sług i innych uczestników opowieści. Dałam się zakląć w te możliwości autora i ponieść jego wyobraźni z wielką przyjemnością.

Zaskoczyła mnie ta książka pod wieloma względami: językiem autora, wizjami, strukturą. Oczywiście te wszystkie przypuszczenia to tylko "strzępienie języka o zagrodę zębów", ale za to warte lektury. Autor daje ujście słowom, pomysłom tworząc nowe wersje starych wydarzeń, o których wiemy niewiele, tylko tyle ile chciał przedstawić piewca. Wit Szostak rozdarł zasłonę jednej niepodważalnej opowieści i idzie drogą z wieloma odgałęzieniami. Dosłownie puszcza wodze fantazji w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Ta książka to przygoda z fantazją i słowami w roli głównej.

Gejsza z Gion - Mineko Iwasaki

 

Autobiografia najsłynniejszej japońskiej gejszy. Sięgnęłam po książkę, bo od czasu do czasu zaglądam w klimaty Japonii. Tym razem dostałam prosto opisaną historię życia Mineko Iwasaki w świecie bardzo skomplikowanym, patchworkowym, zależnym od różnych stosunków międzyludzkich, zwyczajów, umiejętności, właściwych zachowań. To świat za kotarą, która pilnuje dostępu do tajemniczego wnętrza, pełnego niezwyczajnych rytuałów, emocji, piękna i ciężkiej pracy. Poznajemy Oki-ya, czyli miejsce, w którym mieszkają gejsze i maiko, poznajemy Ochaya, herbaciarnie, czyli miejsca ich pracy, szkoły, w których uczą się tańców. Autorka opowiada o świecie, który składa się z mnóstwa rytuałów, gestów, zachowań, to świat, w którym kolory, wzory, odpowiednio dobrane kimona mają ogromne znaczenie, to symbole tego zamkniętego świata. 

To ciekawa książka, bo pokazuje bardzo złożony, bogaty w ceremoniały, osadzony w dalekiej historii i obyczajowości świat Japońskiej kultury. Pokazuje paletę rzeczy, które składają się i wiążą z zawodem gejszy. To bardzo skomplikowana materia pod wieloma względami, sama droga, aby zostać gejszą nie jest łatwa, to lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń i dyscypliny. To poddawanie swojego ciała i duszy różnego rodzaju ćwiczeniom, to nauka i przyswajanie pokory, posłuszeństwa, negocjacji, obycia, ogłady, umiejętności słuchania i wypowiadania się. To nauka rytuałów: parzenia herbaty, otwierania drzwi, nalewania sake, tańca, gry na charakterystycznych instrumentach, itd. To cały krąg zależności ludzkich, od dostawców jedzenia po wytwórców kimon, od "garderobianego" po "makijażystkę", kwiaciarza, właściciela ochaya, opiekunki domu, opiekunki adeptek sztuki i atotori, czyli tej, która przejmuje spuściznę po matce domu gejsz. 

Autorka opowiada nam o swojej rodzinie, o wstąpieniu do świata gejsz i swojej karierze, a następnie o podjętych decyzjach na dalsze życie i ich konsekwencjach. 

W książce jest kilkanaście zdjęć, z wczesnych lat dzieciństwa Mineko i tych kiedy robi już postępy na drodze  gejszy i atotori. Cała opowieść jest bardzo interesująca ze względu na egzotyczność tego świata względem naszej kultury. Niemniej język opowieści jest bardzo prosty, co mnie akurat w pewien sposób irytowało, tym bardziej, że autorka miała w zwyczaju zapisywać swoje opinie, przypuszczenia, założenia i "złote myśli".

Ogólnie książka jest warta przeczytania w chwilach wolnych, niemniej sposób narracji jest bardzo prostolinijny, zaś sposób opowieści linearny. 



piątek, 20 maja 2022

Kości, które nosisz w kieszeni - Łukasz Barys

 

To nie jest ani łatwa, ani przyjemna lektura, niemniej wciąga w swój brudny, biedny, miejscami odrażający klimat. Smutna i mizerna jest dola ludzi, których opisuje autor. Główna bohaterka prowadzi czytelnika przez Pabianice, zapuszczony zakątek Polski, pozostawiony na pastwę biedy, brzydoty i wszystkiego tego czego wzrok nie lubi oglądać. Pabianice po upadku włókiennictwa stały się obrazem szarym, burym i niepożądanym, z którego się ucieka, albo w którym się marnuje. Oczywiście były w tym burym krajobrazie także postaci, którym się powodziło dobrze, ale zdawali się niejako kwiatami do kożucha, a i im przytrafiały się problemy.

Ula, główna bohaterka, najstarsza z trójki rodzeństwa opisuje świat biednej rodziny, opuszczonej przez ojca, w której jedyną żywicielką jest matka, pracująca w Biedronce. Jest też babcia, która po długich latach pracy w przetwórstwie farmaceutycznym choruje na raka. Ula przybliża nam świat śmierdzący grzybem, zimnem, moczem, chorobą i innymi przykrymi zapachami. Świat, w którym nie ma spokoju, miłości, szacunku, ciepła, jest za to poszukiwanie bliskości poprzez seks (matka Uli), w którym brakuje akceptacji i koleżeństwa, choć czasem trafia się porozumienie pomiędzy zakompleksionymi dziewczynami, ale nie trwa długo. Ula opisuje, jako coś zwyczajnego, ciągle sprowadzanych przez matkę facetów, którzy robią dużo hałasu, smrodu, potrafią uderzyć, ale nie zagrzewają miejsca na dłużej, zaspokojeni szukają kolejnych atrakcji. Ula czuje się pozostawiona sama sobie, zajmuje się rodzeństwem i chorą babcią, w szkole odrzucona przez "lepszych" od niej, często płacze, ucieka w odludne miejsca, na łąkę, nad rzekę lub na cmentarz, gdzie ma swoją "przyjaciółkę". Cmentarz staje się dla niej miejscem kultury, historii, rozrywki, chodzi tam, bo jest za darmo, a wśród grobów może snuć najprzeróżniejsze opowieści.

Generalnie książka przygnębiająca, przypomniała mi historię, która rozgrywa się w książce J.D Vance'a "Elegia dla bidoków", z tym, że "Kości..." to podwórko krajowe, taki zimny prysznic na rozpasane i bogate miasta. Autor nawiązuje do trudnych losów robotników zakładów włókienniczych i ciągnie tą opowieść do współczesności, gdzie obecni mieszkańcy wcale nie mają lepiej, dalej tyrają za marne grosze, aby tylko utrzymać rodziny. Może nie ma już wykorzystywania przez bogatego pana, ale za to przez wielkie firmy, które też wysysają soki z ludzi. Autor odmalował swoją opowieść grubymi liniami, słowami z pogranicza wulgaryzmów i zapachami, które nie przypominają perfum. Niemniej wszystko to nie wydawało mi się przerysowane, ale przeniesione z rzeczywistości na papier, bo przecież nie brakuje takich miejsc i takich losów w realu. Nawet wielkie i bogate miasta mają swoje wyspy biedy, brudu i smrodu.

To nie jest gruba książka, dlatego zachęcam do lektury, bo wyróżnia się w morzu pudru, różu i perfum.