Szukaj na tym blogu

niedziela, 30 czerwca 2019

Opowiem Ci o zbrodni - Katarzyna Bonda, Małgorzata Fugiel-Kuźmińska i inni...


"Ludzie wierzą w wieczną pamięć i odwracalność, a tymczasem wszystko zostanie zapomniane i nic nie będzie naprawione." (Milan Kundera, Żart)

'Wiedza niczego nie zmienia. Nie przywraca życia. Więc jeśli nic nie może zostać naprawione, niech lepiej wszystko zostanie zapomniane." (str. 180)

Książka powstała jako pokłosie programu telewizyjnego Crime&Investigation, który przedstawił dramatyczne zdarzenia, które miały miejsce w Polsce na przestrzeni około czterdziestu lat. Spojrzenia na prawdziwie popełnione zbrodnie i opisanie ich według swojego klucza, upodobań i metody podjęli się czołowi polscy pisarze kryminałów. Każdy z nich przekazał zbrodnię w inny sposób, co było ciekawe, bo pokazywało dramatyczne wydarzenie wielopłaszczyznowo. Same zdarzenia były bardzo różne, ale każda z nich poruszała i przerażała swoją bezsensownością, obojętnością na drugiego człowieka, czasem towarzyszył im strach, czasem bezrefleksyjność albo okrucieństwo. Rzadko sięgam po tego typu lekturę, niemniej niektóre z tych mini nowel były bardzo interesująco ujęte. Autorzy w zasadzie byli mi nie znani, wcześniej czytałam tylko książkę Katarzyny Bondy o polskich morderczyniach, dlatego nie miałam oczekiwań ani przeczuć. Autorzy korzystali z materiałów podsuniętych przez producentów, korzystali z akt policyjnych i sądowych opisywanych spraw. W mojej opinii jest to ciekawy projekt, bo czytelnik może wybrać dla siebie najbardziej odpowiadające mu opowiadanie/a (z sześciu) a pominąć te, które w jakiś sposób go nie interesują.

Każdy autor ma swój styl i każdy ma jakiś inny obszar zainteresowań, min. ze względu na wykształcenie, doświadczenie, pasje i wykonywany zawód.
Pierwszą autorką jest Katarzyna Bonda, która przypomniała o bezsensownej i niczym nie uzasadnionej zbrodni maturzysty Tomasza Jaworskiego w Lasku na Młocinach przez pijaną grupę dresiarzy, którzy wzięli na nim odwet za swoje frustracje. To byli młodzi bandyci, a przewodziła im kobieta. Maturzystę zmasakrowali potwornie, następnie zgnębili w mieszkaniu, aby w końcu spalić ciało a pozostałość zwłok wrzucić do Kanałku Żerańskiego. Ta potworna zbrodnia, jak i kolejne wstrząsnęła ludźmi, niestety nie była ani pierwsza ani ostatnia.
Igor Brejdygant miał do opisania chyba najbardziej bezsensowną zbrodnię, której nawet nie da się zrozumieć. Historia dzieje się w górach, mordercą jest mężczyzna, który ma przemożną chęć kogoś zamordować, żeby sprawdzić jak to jest, poczuć coś. Ofiarą jest przypadkowy chłopak powracający z dyskoteki.
Wojciech Chmielarz opisał dość skomplikowaną sprawę z udziałem kobiety, o bardzo złożonej i nie jednoznacznej osobowości i jej dużo młodszego kochanka.
Marta Guzowska w odbiegający od pozostałych autorów sposób opisała zbrodnię popełnioną na biznesmenie i jego młodej kochance przez kilku mężczyzn. Odszukanie sprawców zajęło kilka lat.
Małgorzata i Michał Kuźmińscy opisali zbrodnię z lat siedemdziesiątych, zbiorową, przerażającą, sięgającą w przeszłość i odbijającą się echem do dzisiaj. Okrucieństwo i złożoność tej sprawy była porażająca.
Katarzyna Puzyńska przypomniała zdarzenie z lat dziewięćdziesiątych z Bydgoszczy, gdzie w bloku na dziesiątym piętrze zginęła młoda dziewczyna zadźgana ostrym narzędziem. Na wyjaśnienie tego aktu zbrodniczego trzeba było czekać dwadzieścia lat.

Tą książkę można potraktować jako przegląd stylu poszczególnych pisarzy kryminałów, ich sposób ujęcia, przedstawienia, spojrzenia, narracji. Jeśli ktoś nie jest fanem kryminałów to myślę, że może sięgnąć po książkę - zbiór kilku opowieści różnej zawartości i wagi emocjonalnej. Zaś fan i zagorzały czytelnik kryminałów może się rozczarować.

Krótka historia o długiej miłości Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze


W książce zawarta jest niezwykła historia miłości, która zanim się dopełniła rozkwitała sześć lat w bardzo nie sprzyjającym środowisku. Zrodzona w okrutnych czasach, w miejscu wydawałoby się najmniej odpowiednim, przetrwała 55 lat. Czytając tą historię rozmyślałam o jej nadzwyczajnym wymiarze, niewiarygodnej sile i wytrwałości, wielkiej cierpliwości i oddaniu. Naszła mnie też myśl, czy w dzisiejszych czasach byłoby to możliwe. Mam wrażenie, że dzisiaj ludzie zawierają znajomości na chwile, nie mają cierpliwości, szybko się zniechęcają, brakuje im stałości, raczej poszukują nowych doznań.
Niemniej ta opowieść jest piękna, czuła, ciepła i nostalgiczna, mimo, że otoczka jest jej zaprzeczeniem. Pokazuje, że piękna miłość możliwa jest w najmniej przyjaznych warunkach.

Autorki zawarły w swojej książce opowieść o miłości Wiesławy Pajdak i Jerzego Śmiechowskiego, nie są to postacie z pierwszych stron gazet, ale to czyni ich ciekawszymi. Losy tej dwójki połączyły wydarzenia powojenne - aresztowania byłych obrońców ojczyzny przez nową władzę. Oboje oskarżeni po pierwszych przesłuchaniach zostają osadzeni w więzieniu mokotowskim na ulicy Rakowieckiej i umieszczeni w celach obok. Zaczynają komunikować się ze sobą za pomocą alfabetu Morse'a. Mieli opuchnięte i zakrwawione palce od stukania w grube ściany, ale opowieściom nie było końca. Po jakimś czasie przeniesiono ich w inne miejsce, ale umieszczono na przeciwko, co nie przeszkodziło im w dalszej komunikacji. Okoliczności i poznanie siebie zbliżyło ich na tyle, że przysięgli sobie miłość i zaręczyli się. Kiedy Wiesława została wypuszczona na jakiś czas pisała listy do Jerzego. Zaprzyjaźniła się z jego ojcem, który okazał się niezastąpionym opiekunem i "Papą". Kiedy ponownie osadzono ją w więzieniu "Papa" był przekaźnikiem listów pomiędzy narzeczonymi. Ta wymiana listów trwała kilka lat, aż wreszcie w 1953 oboje wyszli na wolność, najpierw on a następnie ona już jako jego żona. (Nie chcieli dłużej czekać, dlatego niedługo po jego uwolnieniu pobrali się w więzieniu, w którym przebywała).

Tych dwoje doświadczyło wielu cierpień i upokorzeń, zostało im zabrane wiele lat z młodości, ich najbliżsi poumierali, ale oni nie poddali się, nie dali się złamać, bo wierzyli głęboko w siebie i swoją miłość. To ona dawała im siłę do przetrwania, cały czas wzmacniali się i zapewniali o trwaniu w postanowieniu. Byli przykładem niewiarygodnej cierpliwości i przekonania o słuszności wyborów. Przekonali się, że było warto. Byli ze sobą szczęśliwi mimo kolejnych ciosów. Ta miłość to dar od losu i piękny przykład dla innych.

To była książka, którą przeczytałam z rozrzewnieniem. Byłam nią poruszona i oczarowana. Może ze względu na wybór formy nie była to najciekawiej opisana historia, ale warta przeczytania. Autorki utkały tą opowieść z listów bohaterów, dokładając od czasu do czasu swoje nitki, które wpełniaały i uzupełniały luki. Naświetliły klimat czasu i miejsca, starały się oddać przeżycia fizyczne i psychiczne osadzonych. Może ta książka mogła być utkana grubszą nicią z bardziej ścisłym ściegiem, do tego poprzetykana barwnymi dodatkami i obszyta szlachetną lamówką, ale autorki wybrały prostą wersję, bardziej surową. Może to był specjalny zabieg, aby tym bardziej uwypuklić clou historii. Podsumowując książkę pochłonęłam i dziękuję im za to.

Był sobie chłopczyk- Ewa Winnicka


Aktualnie w mediach coraz częściej słyszymy o "wstrząsających" wydarzeniach z udziałem dzieci. Domniemywam, że przyczyną nie jest to, że tych zdarzeń jest więcej, ale dlatego, że częściej nagłaśnia się sprawy. Dlaczego? Może dlatego, że w dzisiejszych czasach tragiczne wydarzenia, zwłaszcza z udziałem dzieci są podwaliną dla mediów do stworzenia programów jeszcze bardziej przyciągających odbiorców. Może się mylę, obym.
Niemniej historia, o której opowiedziała Ewa Winnicka, wstrząsnęła opinią publiczną, przez jakiś czas była "na pierwszych stronach" większości mediów i w centrum zainteresowania policji - miała priorytet. Była najbardziej potworną, poruszającą, niezrozumiałą, pustą, obezwładniającą zbrodnią, na długo przed i po. Dlaczego, co czyniło ją taką inną? Otóż, nikt nie szukał, nie potrzebował, nie zgłosił się po ciałko chłopca. Ten fakt wzruszył i uwrażliwił nawet tych twardych, czyli policjantów. To zdarzenie uwolniło pytanie o poziom naiwności, bo jest niewiarygodne, że członkowie rodziny przyjmowali do siebie przez dwa lata mgliste tłumaczenia z tytułu nieobecności dziecka. Uwypuklił próg obojętności, bo jak długo bez mrugnięcia powieki można okłamywać innych w sprawie dziecka. Powołał pytanie - jakim człowiekiem trzeba być żeby nie chcieć przyznać się do dziecka, nie potrzebować odzyskać jego ciałka, nie mieć ochoty wiedzieć gdzie spoczywa?

Doświadczona reporterka stworzyła wielopłaszczyznowy obraz dramatu z udziałem dziecka. Jako doświadczona obserwatorka pokazała czytelnikom wiele aspektów sprawy. Naświetliła jej wymiar społeczny, kryminalny, tragiczny, rodzinny., medialny. Pokazała reakcje mieszkańców Cieszyna, schematy działania policji, specyfikę instytucji opieki społecznej, działania państwa względem rodziny i jej członków, mechanizm zachowań rodziny i bliskich. Rzeczowo, bez oceniania, zostawiając wyciągnięcie wniosków odbiorcom. Pokazała też wyraźnie poszczególne postacie, ich losy, zachowania, charaktery, emocje. Przyjrzała się głównym bohaterom dramatu i ich zależnościom rodzinnym, wyniesionym z domu wartościom, relacjom rodzinnym, związkom, stosunkowi do rodziców / dzieci. Z niektórych relacji wyłania się agresja, z innych bierność, pustka, nieradzenie sobie, nieumiejętność. Opisała też środowisko lokalne okolic Będzina, jego historię i specyfikę.

Przy okazji tej tragedii wplotła bieżące wydarzenia i kolejną zbrodnię z udziałem rodziców i dziecka, równie medialną, ale z bardzo uwypukloną matką, pozującą na gwiazdę.
W książce dużo jest interesujących treści, związków, konotacji, zależności, postaci. Oczywiście to poruszająca lektura, bo jakże obojętność rodzica do dziecka może nie być poruszająca? Jak smutno jest patrzeć jak ludzie bezrefleksyjnie sprowadzają do swojego świata kolejne dzieci, a potem bez słowa je porzucają. Po tej książce została mi ziejąca pustką jama i pytania bez odpowiedzi. 

Ta książka to dobra lekcja postaw społecznych, rodzinnych, kulturowych. To obrazek naszych zachowań i mentalności. To fotografia krzywdzących i krzywdzonych pokoleń. To lektura do wyciągnięcia wniosków a także nauka na przyszłość.

piątek, 21 czerwca 2019

Błoto słodsze niż miód - Małgorzata Rejmer

"Każde stworzenie rodzi się wolne i powinno wolne pozostać." (str. 265)

Czekałam na tą pozycję dość długo, ale było warto. Małgorzata Rejmer napisała książkę, która mnie wciągnęła bez reszty. W swoim pięknym stylu i języku opisała zebrane z różnych źródeł straszne losy i historie obywateli małego europejskiego kraju - Albanii. W tym kraju, przez 47 lat niepodzielnie panował ustrój komunistyczny. Przywódca, obiegowo traktowany i nazywany jako ojciec, brat, wujek, był najbardziej nieugiętym, twardym komunistą, który swoich współziomków trzymał w zamordystycznym uścisku. Enver Hoxha wraz ze swoim aparatem wmawiał ludziom, że żyją w najlepszym kraju, w jedynym na świecie raju, gdzie państwo troszczy się o obywateli, a obywatele mają obowiązek służyć, ufać i kochać swój kraj miłością poddańczą. Otoczył go murem, zabudował bunkrami i roztoczył sieć powiązań, zależności, poddaństwa i podsłuchów. Za "troskę" żądał bezwzględnego posłuszeństwa i życia zgodnie z wolą partii i przywódcy, nikt nie mógł narzekać, oczekiwać zbyt wiele a nade wszystko pracować tam gdzie posłała go partia. Partia i wielki Hoxha decydowali o obywatelach od początku do końca, skoro już się urodził, to kazali mu chodzić do szkoły, wybierali za niego kierunek studiów lub pracę, wybierali męża lub żonę, wybierali miejsce  zamieszkania. O wszystkim myślała i decydowała partia, człowiek miał być od myślenia zwolniony i "szczęśliwy". Nikt w tym kraju nie mógł ufać nikomu, nawet w rodzinie nie mogli być siebie pewni, mąż żony, rodzic dziecka, kuzyn kuzyna, itd. "A skoro nie mogliśmy nikomu ufać, nie mogliśmy też stworzyć głębszych więzi. (...) Nic tak nie zagrażało reżimowi Hoxhy jak solidarność i przyjaźń." (str. 300) Ludzie żyli w strachu i samotności wewnętrznej, co prowadziło ich do alienacji. Czasem wręcz oddalali się od  innych, aby uniknąć podejrzeń, w niczym nie uczestniczyć. Strach towarzyszył im na co dzień, byli nim podszyci, przenikał i obezwładniał.  Z lęku niektórzy tracili głos, inni słuch, inni zdolność bycia w społeczeństwie, jeszcze inni wariowali.
W tym kraju kary za niesubordynację, niezgodne myśli czy zachowania, były straszliwe, wymyślne i powolne. Cierpienie było na porządku dziennym. Te traumy pozostawały z żywymi, umarli zabierali je ze sobą.

"Był sobie raj, stworzony w najsłuszniej socjalistycznym kraju na świecie. Gdzie wszystko należało do wszystkich i nic nie należało do nikogo. Gdzie każdy umiał pisać i czytać, ale pisać można było tylko to z czym zgadzała się władza, a czytać tylko to, co władza zatwierdzała." (str. 11)
Ten fragment jest zapowiedzą dalszych opisów autorki, przytaczanych wspomnień, opowieści i historii. W tym kraju - raju człowiek był prawie niczym, znaczenie miał tylko w chwili przydatności jako: siła robocza, materiał do bicia i karania, donosiciel i narzędzie w rękach systemu.

"Władza dawała dach i jedzenie, szkołę i pracę, więc obywatele nie musieli martwić się o nic. Musieli tylko uważać na to, co mówią, robią i myślą. Ich kraj-raj od 1976 roku nazywał się Ludowa Socjalistyczna Republika Albanii. Jego jedynym słusznym Bogiem był Towarzysz Komendant Enver Hoxha." (str. 13)
Oczywiście te zdania są kuriozalne, bo tak naprawdę w tej ludowej, czyli rządzonej przez lud, socjalistycznej czyli wspólnej i sprawiedliwej społecznie, republice czyli wybieranej w wolnych wyborach nie było grama z założeń. Była totalna kontrola i terror wobec tych, którzy nie stali się żyjącymi manekinami a próbowali świadomie lub nie odciąć się od niej.

Przez czterdzieści lat, w kraju liczącym mniej niż dwa miliony, władze trzymały za kratkami około 34000 ludzi, a zamordowano ich ponad 6000. 59000 internowano do obozów pracy.

W komunistycznej Albanii ludzie wegetowali, poddawani kompleksowej obserwacji, nasłuchowi i indoktrynacji. Zmieniono historię, kłamstwo było przekazywane obywatelom w każdy możliwy sposób, na każdym etapie. Manipulacja była szyta najgrubszymi nićmi i choć część obywateli dokładnie o tym wiedziała i nie mogła nic zrobić, a jeśli ktoś się "postawił" srogo odpokutował za to. Stworzono cały system kar, od zsyłania w najbardziej niedostępne zakamarki kraju, przez internowanie w ciężkie warunki aż po więzienie - potworne, męczące, zabijające. Jednym z nich, tym najokrutniejszym był Spaç, Ci którzy stamtąd wyszli mogli mówić o szczęściu. "Uciec ze Spaça można było tylko w nicość." (str. 264) A powracać do niego można było wielokrotnie, a i na miejscu można było zasłużyć na kolejne kary i lata pobytu. W tym obozie pracy ludzie nie tylko ciężko pracowali, byli też dręczeni na wiele wymyślnych sposobów, to miejsce było najlepszym dowodem na to, że "... - człowiek potrafi stworzyć drugiemu człowiekowi piekło na ziemi." (str. 264) 

Małgorzata Rejmer rozmawiała z wieloma ludźmi, którzy przeżyli komunizm, przekazali jej swoje wspomnienia z własnych przeżyć, ich rodzin lub znajomych. Z tych opowieści wyłaniają się różne obrazy, niemniej 90 procent z nich mają czarne i szare odcienie. Wyłania się z nich smutek, żal, złość, ból. Tylko nieliczne pozostają w zawieszeniu, niesprecyzowaniu czy niepewności. Była też opowieść opiewająca dawny ustrój, dobrego przywódcę-opiekuna i dawcę wszelkiego dobra. Niemniej wszyscy pozostali naznaczeni, bo "Albański upiór, o którym kiedyś mówiono, że żywi się krwią, dziś karmi się wspomnieniami ludzi." (str 278) I choć minęło już dwadzieścia siedem lat sprawy nie zostały rozliczone, krzywdy niewyrównane, kaci i oprawcy chodzą z podniesioną głową, a poszkodowani patrzą im w oczy, mijając ich na ulicy, spotykając w zakładzie pracy. Dla niektórych to cios, dla innych niezrozumienie, ale pogodzenie, bo nic się nie da zrobić?! "Tak, powiedzmy to wyraźnie, albański komunizm to było zbiorowe szaleństwo. Żeby żyć dalej po takiej traumie, musieliśmy o niej jak najszybciej zapomnieć. Tylko, że przeszłość jest wszędzie, dźwigamy ją w sobie. Można o niej zapomnieć, ale nie da się jej wymazać." (str. 300) W tym kraju, inaczej niż w pozostałych z bloku, nie rozliczono uzurpatorów, nie wykrzyczano głośno, że to było zło i należy je napiętnować. Sprawy potoczyły się samoistnie, zapanowało kolejne szaleństwo.

Niemniej są tacy, którzy pamiętają i nie dają zapomnieć innym, piszą, mówią i apelują, aby rozerwać stare rany, zrobić operację, zdezynfekować i dopiero wtedy zaszyć, aby zacząć odnowa. Należy wyczyścić źle zabliźnioną szramę i dać szansę na całkowite wyleczenie. "My nowa generacja, nie możemy winić się za przeszłość, ale nie możemy też wiecznie przemilczać naszej historii, nawet jeśli wydaje się nam odrażająca. Musimy skonfrontować się z tym, co było, i zaakceptować przeszłość." (str. 278)

Komunizm robił z ludzi marionetki, które nie miały swoich uczuć, rozumu, byli zewnątrz-sterowni. Nie mogli być pewni siebie, najbliższych i przyjaciół. Ten system odarł ich z wszystkiego co cenne, wartościowe, ważne. Wszystkie cele wyższe pozostawały poza ich możliwościami, mieli zapewnione podstawy i "bezpieczeństwo", reszta była fanaberią. To z pewnością wypaczyło, zubożyło i zamknęło. W tym systemie nie było szans na wolność, bo "W tle każdej rodzinnej historii jest dyktator, każda rodzina, świadomie lub nie, potwierdzała mechanizmy władzy i poddawała się im." (str 279)

Niemniej i na Albański komunizm przyszedł kres. Choć Hoxha wypierał się wszystkich braci w komunizmie, którzy zachwiali się w swojej drodze, coraz bardziej zamykał się na świat, popadał wręcz w paranoję do swojego końca nie poddał swojej wiary w jedyną słuszną ideologię. I choć  "Albański komunizm był jak twierdza, (str 303) to po śmierci Hoxhy z jej "...murów codziennie odpadało kilka kamieni." (str. 303) Władza zaczęła się chwiać, a ludzie przecierać oczy, lawina ruszyła.

To książka zawierająca duży ładunek emocji. Przyrządzona przez autorkę zdecydowanie w sosie gorzko - ostrym z ograniczonym dostępem do napojów orzeźwiających. Można rozpaczać razem z bohaterami, można im współczuć, można też pochylić głowę i oddać im cześć. To mocna a zarazem wrażliwa lektura. Polecam gorąco.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Laleczki skazańców. Życie z karą śmierci - Linda Polman


Stany Zjednoczone Ameryki szczycą się tym, że są najbardziej demokratycznym i stojącym na straży demokracji w świecie krajem. Jednak w swoim wolnym, demokratycznym, nowoczesnym i bogatym kraju utrzymują karę śmierci, a w niektórych stanach wręcz szczycą się nią. Oburzamy się słysząc, że w krajach muzułmańskich kamienują, wieszają, rozstrzeliwują ludzi, niemniej dzieje się to w krajach zniewolonych i niedemokratycznych, gdzie wykładnią prawa jest święta księga. Piętnujemy te skrajne przejawy okrucieństwa i zacofania, krzyczymy i oburzamy się. Niemniej jednak, kiedy kilkaset osób oczekuje w USA na wykonanie kary śmierci nie dziwimy się, nie krzyczymy, tym bardziej, że dzieje się to w kraju szczycącym się wartościami wolności i demokracji. W tym kraju ludzi skazuje się na karę śmierci nadzwyczaj łatwo. W tym kraju mieszka wielu najbogatszych ludzi na świeci i rzesze żyjących w nędzy i niebezpieczeństwie i to właśnie ci drudzy są mieszkańcami cel śmierci.
Wiedziona ciekawością sięgnęłam po książkę Lindy Polman, która opisała specyfikę wymiaru sprawiedliwości w USA, w szczególności skupiając się na skazanych na śmierć. Soczewka skierowana była na Teksas, który to stan piastuje najwyższe miejsce w ilości wyroków śmierci. Pokazała także wielowarstwową otoczkę systemu "sprawiedliwości": statystyki, specyfikę, zwyczaje, rytuały, bezwzględność, absurdy, naciąganie, hipokryzję, itd.
Autorka poświęciła tej książce długi czas, nie śpieszyła się z opowieściami, towarzyszyła swoim bohaterom latami, kontaktowała się z nimi, spotykała, odwiedzała. Z kart łatwo wyczytać uważność, którą otoczyła swoich bohaterów, wnikliwość w przyglądaniu się systemowi sprawiedliwości i zgłębieniu przyczyn skali skazańców. Wszystko to dodaje książce ważnego brzmienia i ciężaru. Holenderka zaczęła wręcz romantycznie, od  kobiet, które korespondują z więźniami, często ich odwiedzają, bo są ich jedynym kontaktem, czasem też wychodzą za nich za mąż. Te kobiety kierują się oczywiście różnymi potrzebami fizycznymi i emocjonalnymi. Autorka pokazała też ewaluację tych kontaktów na przestrzeni lat, w latach dziewięćdziesiątych był to rodzaj pomocy, ofiarowania, znalezienia sobie celu, sensu, itp. Obecnie jest to zabawa, moda, nowy post w sieci. Kiedyś kontakt trwał najczęściej do czasu śmierci skazanego teraz, fanki morderców "skaczą z kwiatka na kwiatek", albo są z nimi krótko, aby już nie powracać, raczej dla nowej zabawy, historii, wpisu. Niemniej, te najtrwalsze i wierne mają niemalże rytuały korespondencji, wizyt i spotkań. Kobiety kontaktują się też między sobą, dzieląc się różnymi sprawami. Często ich zaangażowanie to trud i poświęcenie, ale robią to, widząc w tym sens i cel.
Autorka opisała szczegółowo życie więźnia z wyrokiem śmierci, jego warunki bytowe, możliwości, prawa, obowiązki. Dzięki rozmowom z kobietami i posiadanym listom opisała cele i ich wyposażenie, co jest dozwolone a co zakazane, jak więźniowie są karmieni i czym, jak leczeni, albo nie leczeni i dlaczego. Opisała też szczegółowo ostatni etap więźnia przed egzekucją, dzień po dniu przybliżała czytelnika do dnia ostatecznego, który opisała dokładnie co do minut. Opisała rytuały, w tym ostatni posiłek. Przybliżyła historię i sposoby wykonywania kary śmierci, wady, zalety i problemy.

Wszystko się zmienia, ale jak pokazuje autorka nie system sprawiedliwości w USA, ten żyje własnym życiem, rządzi się własnymi regułami, jest zepsuty, zależny, zakłamany. I tym szerokim kontekstem zajęła się autorka na kolejnym poziomie wtajemniczenia czytelnika w arkana sądownictwa USA. Naświetliła różnice w  podejściu do przepisów, skazanego, obrony, prokuratora i sędziego  w poszczególnych stanach.

Przybliżyła też środowisko, z którego ludzie najczęściej trafiają do cel śmierci. W swoich opowieściach szczególną uwagę poświęciła "fortyfikacji" więzienia Polounsky w Teksasie oraz miasteczku i mieszkańcom Huntsville. Nie omieszkała wspomnieć jakie koszty są związane z utrzymaniem kar śmierci i wykonywania wyroku.

To ciekawie poprowadzony reportaż, z którego wyłania się prosty przekaz dotyczący kary śmierci, bez oceniania, rzeczowo i konkretnie. Autorka podała fakty zaś wyciąganie wniosków pozostawia czytelnikom. Tą książkę czyta się z zainteresowaniem, pozyskując nowe informacje i przemyślenia.

czwartek, 13 czerwca 2019

Sprawa Hoffmanowej - Katarzyna Zyskowska


Pochłonęłam kolejną książkę Katarzyny Zyskowskiej.
Autorka ma niewątpliwy talent wciągania czytelnika w swoje opowieści, zastawia sidła i nie wypuszcza z nich do końca.
Prowadzi swoją opowieść w dwóch czasoprzestrzeniach a w jednej z nich dwóch światach, realnym i emocjonalnym. Jeden wątek dzieje się w roku 1933 w sierpniu w Zakopanem, drugi w 1938/1939 w Kamienicy, przy czym narratorka wraca tu do swoich wspomnień z dzieciństwa i wczesnej młodości. Pisząc swoją historię inspiruje się prawdziwym wydarzeniem, które miało miejsce w 1925 roku w Tatrach, ale książka jest fikcją literacką, niemniej dla mnie bardzo udaną i spójną. Pojawiają się w niej postaci prawdziwe, np. ówcześni artyści, osoby zaginione w górach.
Katarzyna Zyskowska kreuje najpierw obraz znanej i pięknej aktorki, jej pozycji, statusu i stanu. W wątku z 1933 w wakacje rodzina Hoffmanów przyjeżdża do pensjonatu Akwamaryn w Zakopanem, w drugim jesteśmy w roku 1938 w Kamienicy, domu dla psychicznie chorych, w którym zamieszkuje główna bohaterka i narratorka jednocześnie.

Książka jest klimatyczna, oddaje aurę lat trzydziestych, atmosferę czasu i miejsc. Pokazuje piękno i siłę gór, odtwarza klimat Zakopanego i Warszawy. Działała na moją wyobraźnię, przenosiła mnie w wydarzenia, spacerowałam po górach, wysłuchiwałam opowieści udręczonej kobiety. Opowieść nie jest jednoznaczna ani oczywista. Do końca można mieć wątpliwości. Autorka kończy książkę wspomnieniem o rozkazie Hitlera, który postanawiał uwolnić społeczeństwo od psychicznie chorych...
Autorka pokazała w niej siłę mediów, już w tamtych czasach miały możliwość wynoszenia i zrzucania z piedestału, nagradzania i karania, rozsławiania i zasypywania. Mogły wywołać burzę i razić piorunem, co miało miejsce w tej historii.

Tą książką autorka potwierdziła dla mnie swoją umiejętność tworzenia i snucia ciekawych, wciągających opowieści, oplatających swoimi wątkami czytelnika. Zdecydowanie warto przeczytać.