Szukaj na tym blogu

środa, 21 czerwca 2017

O zajączku Filipie, który ze strachu dokonał wielkich czynów. Historia mrożąca krew w żyłach - Elżbieta Zubrzycka, Klara Wincenty

Wypożyczona z biblioteki.

"Pamiętaj, żeby osiągnąć sukces, 
musisz być pierwszy,
 najlepszy albo inny" 

Jestem fanką autorki i staram się czytać jak najwięcej jej książek dla dzieci moim córkom dlatego nie mogłam pominąć tej "O zajączku Filipie...".

To książka pokazuje dzieciom jak można swoje lęki i niewłaściwe mniemanie o sobie zmienić w siłę, która góry przenosi. Oczywiście czasami trzeba poświęcić temu czas i uwagę a nawet włożyć w to sporą pracę, ale naprawdę warto. Praca nad sobą i dla siebie bardzo się opłaca, przynosi zaskakująco pozytywne efekty i otwiera nowe możliwości. Te starania pozwalają uwierzyć w siebie i dać siłę do dalszych działań. Dobrze byłoby umieć właściwie troszczyć się o siebie, bo jeśli tego nie potrafimy to nie zadbamy odpowiednio o innych.
Historia z książki uczy także niepoddawania się z byle powodu i nie użalania się, ale próbowania i szukania jak najbardziej pasujących i odpowiednich dla siebie obszarów postępowania. Bohaterowie przekazują wiele ważnych kwestii, np. o potrzebie rozwijania talentu, wierze w siebie, zaufaniu w swoje możliwości, radzeniu sobie z przegraną, o nauczeniu się "nie musieć". Uczy czerpania radości z cieszenia się i zachwycania najdrobniejszymi rzeczami i sprawami, co przekłada się na pozytywne postrzeganie siebie i świata.
Owszem może łatwiej narzekać i marudzić, usprawiedliwiać swoje lenistwo, niechęć i strach, ale to nie rozwija, zasklepia i nie daje w pełni żyć. A naprawdę warto próbować, brać przykład z Filipa.

To rzecz także o jednej z najcenniejszych spraw w życiu, a mianowicie o przyjaźni. To ona pomogła Filipowi rozwinąć  swoje  możliwości i przepędzić lęki. Dodała "skrzydeł" i radości. Stał się tym "innym", który daje radę przezwyciężać swoje słabości i odnosi sukcesy.

wtorek, 20 czerwca 2017

Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek - Justyna Bednarek



Ta książka mnie zauroczyła, nie mogłyśmy się od niej oderwać i przeczytałyśmy za jednym posiedzeniem.
Każda przygoda skarpetek jest ciekawa i niebywała, budzi marzenia i dreszczyk emocji. Pomysłowość autorki intryguje i zaskakuje. Ta książka jest najlepszym dowodem na to, że bohaterem opowieści dla dzieci może być wszystko, może czasem trzeba odziać w szaty albo dodać wartości, tchnąć duszę i oto gotowe. W tym przypadku mamy przesympatyczne, ciekawskie i entuzjastyczne skarpetki:)
Ileż to razy gubią się skarpetki i co gorsza czasem nigdy się nie odnajdują. Autorka w swojej książce przekazuje swoje wyjaśnienie.

Oczywiście książka jest pięknie i wymownie ilustrowana.


Pewnego razu mama i córka Basia zastanawiały się, co dzieje się ze skarpetkami, które trafiają parami do pralki a po praniu okazuje się, że jest tylko jedna. W szukaniu rozwiązania pomaga wezwany przez mamę hydraulik. Po obejrzeniu dokładnie pralki wypalił, że "skarpety dały nogę" i pokazał nawet miejsce ucieczki (dziura za pralką).

Skarpetki miały różne przygody, bo ich potrzeby i charaktery były bardzo różne. Te unikalne osobowości biorą na siebie różne zadania, funkcje albo spełniają swoje marzenia. Skarpety są albo lewe albo prawe, co w całej historii ma znaczenie. Różnią się także budową, materiałem, sposobem bycia. Jedne to eleganckie arystokratki, inne zwyczajne i szare ocieplacze.
Skarpetki przyjmują role: polityka, zastępczej mamy, "wspieraczki" w szpitalu, uszczelniacza wroniego gniazda, detektywa, gwiazdy filmowej, poszukiwacza przygód, itd.

To bardzo ciepła, napisana poprawną polszczyzną książka, która pobudza wyobraźnię, chęć do zabawy i potrzebę marzeń. To lektura dla dzieci i dorosłych, zabawna, ciekawa, pomysłowa.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Jak pokochać centra handlowe - Natalia Fiedorczuk-Cieślak

Wypożyczone w bibliotece.

Choć nie kocham centrów handlowych i z nich nie korzystam sięgnęłam po książkę zachęcona wpisem Małgorzaty Halber.
Lektura tej książki nie była czasem straconym, autorka ma taką lekkość językową, że słowa płyną a emocje kłębią się i burzą. Wróciły do mnie pewne wspomnienia, zdarzenia, wyparte trudy i poczucie samotności. Naszły mnie refleksje i dzisiaj głównie o nich.
Dla mnie to książka, która pokazuje pewien rodzaj "matkowania" i nie nazwę tego odkłamywaniem, bo każdy ma inaczej, wiem że są matki, które popadły w euforię (taką prawdziwą), mają zdrowe dzieci i nie wiele ich zniechęca lub przygniata, są matki, które mocno zderzają się z drugą stroną macierzyństwa, z różnych powodów (a jest ich wiele), własnych, społecznych i ogólno-życiowych. Są też matki zwyczajne, które kochają swoje dzieci, czasami sobie radzą, czasami nie, które potrzebują wyjść z domu bez dziecka, ale nie mają nikogo do pomocy, które podejmują dziesiątki decyzji związanych z życiem własnym, dziecka, rodziny, biegają do lekarza, robią zakupy, pranie, prasowanie, i t d.... Zwyczajne życie z dziećmi w które czasami bezszelestnie i niespodziewanie spada np. choroba dziecka, przychodzi im się zmagać z dodatkowym zadaniem, zostawić drugie dziecko i zająć się tym chorym, mieć wyrzuty sumienia, popłakiwać na zmęczenie własne i cierpienie dziecka. Ale tak to jest i zazwyczaj matki się nie skarżą, może miło było by im gdyby ktoś powiedział serdeczne słowo, zaproponował spotkanie, pogawędkę, wsparcie. Czasami wystarcza pamięć, że ona jest, w tym "swoim" świecie.

Książka Natalii Fiedorczuk-Cieślak to opowieść kobiety, której doszło nowe zadanie, misja - opieka i wychowanie dziecka. To przebudzenie w nowej rzeczywistości, niestety doszła do tego jej choroba, czyli było jej trudniej. Uważam jednak, że dawała sobie radę, podnosiła się z dna, stawała na nogi.
Radziła sobie zwyczajnie, niezwyczajnie, intuicyjnie, tak jak potrafiła. Kochała swoje dzieci i starała się być jak najlepszą mamą, a że czasami miała ochotę gdzieś uciec, oderwać się to chyba nic nadzwyczajnego?! Matki bez depresji też tak mają - korzystam z własnych doświadczeń.

To taka gorzko-słodka opowieść o życiu, o byciu kobietą w dodatkowej roli - matki, o dodatkowych zadaniach i obowiązkach, o realiach, codzienności. Autorka wplatała w zadania i działania emocje bohaterki i tak jak na początku były to częściej smutki i żale to w drugiej części zgoda, spokój i radość.

Dziecko w życiu rodzica, zwłaszcza matki (tak już jest biologicznie) powoduje duże zmiany, niektórzy wchodzą w nie łatwiej, inni trudniej, niektórzy nie radzą sobie w ogóle. Życie, ludzie, kolej rzeczy...etc.
Niemniej nie ma co krytykować, lepiej przypomnieć sobie własne doświadczenia, chcieć zrozumieć, spojrzeć życzliwych okiem, porozmawiać,  pomóc. Ideałów nie ma, a jeśli ktoś tak uważa to może patrzy tylko po tafli, a warto zagłębić się, bo tam częściej tkwi sedno.
. Takie czasy, takie zwyczaje i zachowania. Zmieniło się podejście, możliwości, zaplecze, jedno  pozostało kobieta rodzi i staje się matką, hormony i emocje dostają nową rolę do wypełnienia.

niedziela, 18 czerwca 2017

To ja, Malala - Malala Yousafzai, Christina Lamb

Wypożyczona z biblioteki.

Ta książka nie jest wielką literaturą, a i samej bohaterki w niej nie za wiele, niemniej warto ją przeczytać z kilku powodów.
Po pierwsze historii Pakistanu, którą Malala opisała w sposób zwięzły i zrozumiały.
Po drugie historii jej rodziny, jako opisu zachowań, zwyczajów, religii i tradycji ludzi zamieszkujących tamten obszar ziemi.
Po trzecie po raz kolejny uświadomienie i / lub przypomnienie, że trudny to teren do życia dla człowieka w szczególności dla tego płci żeńskiej.
Po czwarte poznanie kobiety i jej drogi do Nagrody Pokojowej.

Chce mi się wierzyć w działania bohaterki  tej książki i jej opowieści zwłaszcza te o rodzinie. Gratuluję jej, że miała takiego ojca, który zamiast zamknąć ją w domu, wydać za mąż w odpowiednim wieku, zachęcał i mobilizował do nauki. Miała szczęście mieć matkę, która swoim zachowaniem wykraczała poza przyjętą rolę domowej żony i matki, dbała aby dzieci na czas poszły do szkoły i nie zaniedbywały nauki.
Malala miała szczęście bo natura nie poskąpiła jej rozumu i zdolności, zaś rodzina otworzyła i pokazała przed nią drogę do wykorzystania tych przymiotów.
Malala miała szczęście, że jej głos został usłyszany i to przez znamienite kręgi. Miała też szczęście, że przeżyła zamach na swoje życie, że miała dość siły aby wydobrzeć i dalej działać na rzecz kobiet.
Ta dziewczyna, kobieta,  nie bała się głośno mówić o rzeczach bardzo niepopularnych, niewygodnych czy wręcz zakazanych. Podziwiam odwagę, siłę i energię. Życzę aby udało jej się pomóc jak największej rzeszy dziewcząt i kobiet. Żeby kobiety korzystały z odwagi Malali.
https://www.malala.org/
 


Poczytam ci, mamo. Elementarz przyrodniczy - Beata Ostrowicka

Z biblioteki.


"Poczytam ci, mamo. Elementarz przyrodniczy" to książka, o przyrodzie i jej możliwościach, jej zagadkach i zawiłościach, o znaczeniu, wartości i niezwykłości.
To elementarz, ale z fabułą, bohaterami, historiami, zdarzeniami powiązanymi z głównym nurtem. Nauka poprzez zabawę, opowieść o jakichś wydarzeniach. Książka jest kolorowa, zawiera mnóstwo ilustracji i obrazków, wyróżnionych haseł i istotnych informacji. A poza tym emocje, ciekawe zagadki i doświadczenia.


Główni bohaterowie tej książki Julka, Lenka, Ada, Maja, Yao, Julek, Antek, Krzyś i kilku innych, przekazują dzieciom ciekawostki i sprawy poważne z obszaru przyrodniczego. Oczywiście bardzo szerokiego, bo to i pory roku i różnorodność krajobrazu Polski, możliwości ochrony przyrody, informacje o organach wewnętrznych, prawidłowym odżywianiu, zagrożeniach dla człowieka wynikających z nieznajomości roślin, zwierząt czy zjawisk atmosferycznych. W tej książce autorka zawarła też dużo treści na temat ochrony świata, przed niewłaściwym postępowaniem człowieka i rozwiązaniom. Uczy eco odpowiedzialności. Czytelnik dowiaduje się także jak sprawdzać pewne zjawiska przy pomocy łatwych eksperymentów.



Poczytam Ci mamo i Nasza księgarnia  trzymają klasę. Polecam, bo ta książka to przygoda z nauką i wiedzą w praktyce bohaterów.

Ni pies, ni wydra - Marcin Brykczyński

Z biblioteki.

Podziwiam ludzi piszących książki, jeszcze bardziej tych, którzy tworzą rymy, a Marcin Brykczyński to osoba wielce utalentowana, bo w rymy wplata np. idiomy jak to ma miejsce w tej pozycji, a wszystko logicznie, ciekawie, dowcipnie i pouczająco.

Oprócz wiersza o czymś / o kimś, zawarte zostały wyjaśnienia i ciekawe ilustracje.  Idiomów jest tak wiele, że aż zadziwia ich mnogość, a i to pewnie dopiero wierzchołek góry lodowej ;)
Podzielę je na kilka obszarów tematycznych, znajdziemy zatem wiersze z idiomami:
- odzwierzęcymi -"ni pies, ni wydra", ptaki, wilki, końskie zdrowie, kot, pies,
- o szerszymi znaczeniu - świat, niebo, góra, droga,
- z obszaru ludzkich pragnień i zachowań - o zdrowiu, pieniądzu, złocie, czasie, łzach i śmiechu, zimnie,
- wyrażeń - w koło Macieju, patykiem na wodzie, spokojna głowa, takie buty,
- różnymi - o mleku, duchu, domu, bestii, i tropikach.
 
To książka dla młodszych i starszych, dla zapoznania, przypomnienia, przyswojenia.
Nadmienię, że autor jest bardzo twórczy i wśród jego książek każdy znajdzie coś dla siebie, nawet ci, którzy nie przepadają za wierszami: http://www.marcinbrykczynski.pl/ksiazki.html

wtorek, 13 czerwca 2017

Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia - Witold Szabłowski

Wypożyczona z biblioteki

                 "Kto mówi prawdę? Wszyscy. Tylko że każdy swoją.
                  Każdy ma tu swoją pamięć. Każdy ma swoją historię."

Książka wzruszająca, głęboko poruszająca, nie dająca o sobie zapomnieć. Czytałam ją na "jednym" wdechu, często ze łzami w oczach i mnóstwem pytań w głowie. To literatura obowiązkowa, żeby wiedzieć i pamiętać, żeby nie otwierać drogi do podobnych zdarzeń. Książka pokazująca, że po każdej ze stron byli dobrzy i źli i że nie ważna jest przynależność, narodowość czy religia ale to jakim się jest człowiekiem. Zło tak samo jak dobro czyni tylko człowiek i to on ratuje, pomaga, wspiera albo katuje, niszczy i krzywdzi.

Autor zbierał materiały na Ukrainie, gdzie jeszcze żyją świadkowie lub dzieci świadków wydarzeń z lata 1943 roku. Ten rok okazał się apokalipsą dla Polaków zamieszkujących ziemie dzisiejszej Ukrainy. Wołyń to miejsce które było ojczyzną dla wielu różnych grup, min. Polaków, Ukraińców, Rosjan, Czechów i Żydów, ludzi różnej religii, kultury i obyczajów. To swoisty tygiel kulturowy, niestety też mieszanka wybuchowa, która eksplodowała podczas II Wojny Światowej.
Autor, reportażysta i baczny słuchacz i obserwator, oddaje głos zwykłym ludziom, unaocznionym na tle wydarzeń historycznych, którym dane było przeżyć koszmar ludobójstwa bliskich ludzi: rodzin, przyjaciół, sąsiadów,
Podziwiam autora, bo podjął się bardzo trudnego zadania odnalezienia ludzi - Ukraińców, którzy ratowali ludzi - Polaków podczas czystek wołyńskich. Niełatwe bo z jednej strony upłynęło wiele lat, więc i świadkowie tych wydarzeń odeszli z tego świata  a z drugiej strony ratujący Polaków to zdrajcy Ukrainy, więc czasami trudno otworzyć się i przyznać.
Niemniej Witoldowi Szabłowskiemu udaje się odszukać postaci podtrzymujące pamięć o tych wydarzeniach. Oczywiście różni to ludzie, różne treści i zachowania przekazują, są wśród nich nacjonaliści i ludzie o wielkim kosmopolitycznym podejściu do innych (Pani Szura, pastor Jelinek).

Autor nie pominął też opisu działania niemieckich okupantów mającego na celu eksterminacje Żydów z tamtych terenów, co także wiązało się z różnymi zachowaniami pozostałych mieszkańców tego "skrawka ziemi". I także w tym przypadku byli to zarówno ciemiężyciele i oprawcy jak  i ratownicy i wspomożyciele.

Witold Szabłowski zawarł tak wiele prawd, mądrości i przesłań w swojej książki, że można by cytować bez końca, ale lepiej przeczytać jego pracę, niemniej kończąc wspomnę tylko o prawdzie uniwersalnej i można by ją szerzyć dalej wobec różnych pytań i gromkich słów: "... czasów wojennych nie można mierzyć dzisiejszą miarą. (...) Trudno wskazać, kto zaczął, kto kogo bardziej skrzywdził. Takie rachunki nie mają dziś sensu.". Ta książka skłania do pochylenia głów, przemyślenia i refleksji o tym, co się stało i jak nie dopuścić do podobnych zdarzeń w przyszłości. Co ważne autor pokazuje całą paletę najgorszego i najwspanialszego człowieczeństwa: życzliwość, przyjaźń, szacunek dla inności, poświęcenie i bohaterstwo.

Czytając książkę cały czas miałam w pamięci Rwandę i tamtejsze wydarzenia z 1994 roku. To dla mnie zdarzenia mające podobne cechy wspólne: mniejszość została zmasakrowana przez większość, masakra była nadzwyczaj bestialska i nie oszczędzała nikogo, bo napastnicy chcieli przeprowadzić totalną czystkę etniczną, kierowali się głęboką nienawiścią, członkowie rodziny okazywali się mordercami.

Obejrzałam film Wojciecha Smarzowskiego "Wołyń" i choć jest on w "stylu Smarzowskiego" to poza niektórymi nadzwyczaj brutalnymi scenami, oglądałam z bijącym sercem i otwartymi oczami. Jest tak realistyczny, zwłaszcza w kontekście książki, że jest wart poświęconego czasu. To piękna historia wpisana w okrutne czasy i ukazana na tyle na ile jej one pozwoliły. Smarzowski nie oszczędza nikogo i myślę, że stara się być obiektywny, nie ma tam tylko dobrych i zwalczanych Polaków albo złych morderców Ukraińców. Po każdej stronie byli po prostu dobrzy albo źli ludzie. Wzruszający majstersztyk.

poniedziałek, 12 czerwca 2017

O Kamilu, który patrzy rękami - Tomasz Małkowski

Z biblioteki.

Bardzo lubię czytać dzieciom tego typu książki, opisujące jakiś ważny temat lub zjawisko społeczne czy problem, z którym warto się zapoznać, przbliżyć, spojrzeć nań z różnych stron.

Ta książka naświetla w sposób bardzo zwyczajny i prosty świat niewidomych, a konkretnie dziecka. Autor pokazał, że jego bohater pięcioletni Kamil nie potrzebuje litości, jest odważny, pogodny, pomocny i szczęśliwy. Zachowuje się adekwatnie do swojego wieku i chciałby też robić to co jego równolatki. Chciałby rozwijać się i poznawać nowe obszary a to że nie widzi nie stanowi dla niego przeszkody. Ma szczęście, bo jego rodzice są kochający, otwarci i pomocni, zachęcają go do podejmowania prób, nie poddawania się.
Kamil ma też starszą o rok siostrę, która jest najwspanialszą siostrą na świecie, z którą można robić psikusy, miło i twórczo spędzać czas, szukać przygód i która zawsze wesprze albo stanie w obronie.
Kamil posiada doskonały słuch i umie patrzeć rękami.

Autor opisał kilkanaście zdarzeń z życia rodzinki Kamila, skupiając się na postaci głównego bohatera. Tak naprawdę Kamil nie ma problemu z niewidzeniem, to raczej otoczenie ma z tym prawdziwy problem. Czasem objawia się to nadgorliwością, nadopiekuńczością, arogancją lub złośliwością. Innym razem zrozumieniem, życzliwością, serdecznością, otwartością lub pomocą. Czyli jak to w życiu z ludźmi.

Kamil ma przejścia z ciocią Helenką, która użala się nad nim, traktuje go jak kalekę i dziecko specjalnej troski. Pokazuje jak sam jeździ rowerem, chociaż łatwiej z siostrą w tandemie, jak świetnie radzi sobie na zjeżdżalni i przy grze w piłkę nożną. Widzimy, że potrafi nauczyć się zjeżdżać na nartach. Okazuje się, że niewidomi lubią chodzić do zoo albo do muzeum, czasami potrzebują jechać tramwajem. Chadzają też do centrów handlowych i do restauracji. Zdarzają im się też czasem pomyłki, jak ta kiedy Kamil zaszedł do sąsiada zamiast do swojego mieszkania, czy wpadł do wody. Niemniej Kamil niczym się nie zraża, a najbardziej brakiem słuchu muzycznego i talentu plastycznego. Może w życiu robić wszystko na co mu przyjdzie ochota.

Bardzo ciekawie napisana, językiem przystępnym dla dziecka, z wyczuwalnymi emocjami.

Martwa dolina - Frank Westerman

Z biblioteki.

Książkę można  przeczytać, bo autor stara się przybliżyć kraj, o którym wiele się nie mówi, zatem może to być wyprawa poznawcza. Samo zjawisko choć dla mnie wielce intrygujące opisane było przez autora w kategorii domniemywań. Tak naprawdę miałam niedosyt i czułam rozczarowanie, bo poświęcił jej najmniej stron.
Dużo jest relacji z rozmów o zabarwieniu mitologicznym. Zresztą sam autor nazwał rozdziały swojej książki w formie przypuszczeń - "mitów", nie sprawdzonych i snutych bez końca domysłów..
Dużo było religijnych wątków, boskiej ingerencji, mało człowieka i realnej pomocy. Fakt został przysypany i niewyjaśniony, a zwykli obywatele albo cierpią w milczeniu albo tworzą mity i legendy na jego temat.

21 sierpnia 1986 roku w północno-wschodnim Kamerunie w miejscu gwarnym bo, zamieszkałym przez dwa tysiące ludzi nagle zamarło wszelkie życie. Zostały nienaruszone chaty i obejścia, zaś ludzie zalegli bez tchu: kobiety, dzieci i mężczyźni. Zamarł też cały inwentarz. Niemym świadkiem tego tajemniczego wydarzenia pozostały drzewa palmowe.
Autor podczas swojej wyprawy poznawał ludzi różnej profesji i doświadczenia, starał się pozbierać najrozmaitsze teorie i fakty, opowieści i zwyczajne fantasmagorie. Niemniej jego książka pozostawia niedosyt i otwartą przestrzeń do myślenia.

Ta niewątpliwa tragedia nie została wyjaśniona ani przez autora, ani odpowiednie władze, które nonszalancko zbyły zdarzenie i pominęły pamięć o nim. Wydarzenie pozostanie otwarte dla tworzenia dalszych mitów i teorii.

wtorek, 6 czerwca 2017

Geniusz - A. Scott Berg

Przeczytana na potrzeby Dyskusyjnego Klubu Książki.



Geniusz to pokaźnych rozmiarów księga, zapisana gęsto drobnymi literkami, jakby autor bał się, że nie zawrze wszystkiego o życiu swojego bohatera.
Na okładce zdjęcie mężczyzny w okularach pochylonego nad maszyną do pisania. Tytuł mocno wymowny - Geniusz - dający pole do zastanawiania się dopóki nie doczyta się informacji zapisanej na kartce zwisającej z maszyny do pisania:
„Biografia Maxa Perkinsa – człowieka, który stworzył amerykańską literaturę XX wieku”.

Te wszystkie wielkie słowa dotyczą człowieka, który w procesie przygotowywania książki do druku jest niewidoczny i nieznany, choć jak się okazuje niezbędny. Redaktor, bo o nim mowa jest na tyle istotny, że czasami decydujący o być albo nie pisarza. Oczywiście to zapewne zależy jaki człowiek pełni tą funkcję. W przypadku Geniusza mamy do czynienia z pasjonatem zafascynowanym pomaganiem twórcom, wspieraniem ich, prostowaniem krętych ścieżek w dotarciu do sedna pomysłu na książkę. Bohater Berga to redaktor, przyjaciel, doradca, coach, mentor, nauczyciel, "bankier". To człowiek, który z oddaniem poświęcał się swojej pracy, albo raczej swojej pasji, który pomagał, wspierał, podsuwał pomysły, korygował błędy, budował ramy i wyznaczał granice. Człowiek, który z empatią, cierpliwością i troską podchodził do "swoich" twórców. Perkins to redaktor, który dawał szansę nowicjuszom, wspierał wypalonych, zachęcał, motywował, namawiał a czasami inspirował.

Czytając książkę odnosiłam wrażenie, że  czasami to on był twórcą książki, bo nie tylko poddawał pomysł, tworzył jej strukturę to jeszcze dokładnie ją redagował, co w przypadku niektórych autorów było niemalże równoznaczne z przepisaniem książki od nowa.
Czasami zastanawiałam się dlaczego sam nie pisze, aż na stronie 176 znalazłam odpowiedź na moje pytanie zadane ustami innej kobiety. Perkins był redaktorem i na tym się skupiał. Chciał pozostać niewidocznym i nieznanym, co nie zawsze mu się udawało, bo niektórzy wdzięczni pisarze dedykowali mu swoje książki.
Jego sekretarka, Irma Wyckoff wspomniała, że pan Perkins wyżywał się literacko w listach, których pisał około dwudziestu dziennie, zwracając szczególną uwagę na interpunkcję. Niektórzy z jego twórców twierdzili, że jego wypowiedzi o literaturze są lepsze niż pisarzy.


To opowieść biograficzna o nadzwyczajnym choć zwykłym człowieku, którego w rewelacyjny sposób na światło dzienne wydobył Scott Berg. Choć to biografia pełna szczegółowych informacji z zawodowego i prywatnego życia Perkinsa, nie nudzi, nie dłuży się. Przyciąga talentem i entuzjazmem bohatera, mnogością znanych i/lub wielkich pisarzy, ilością spraw, ludzi, zdarzeń. W tle historia kraju i świata, wydarzenia małe i podniosłe, ciekawe i zaskakujące.

Pracując w wydawnictwie Scribner's Sons, pozwolił zaistnieć takim twórcom jak Scott Fitzgerald, Ernest Hemingwey, Thomas Wolfe, Marjorie Rawlings, Ring Lardner, Nancy Hale, Marcia Davenport. Na 501 stronie znajdziecie opis jak podchodził do pisarzy, którzy tworzyli książki chaotycznie np. Marcia Davenport . Pisał do nich list albo listy z propozycjami zmian, które często liczyły wiele stron."Szkicował całą książkę, tworzył ramy i półki, autorowi pozostawiał wypełnienie ich szczegółami.

Ta książka wymagała ode mnie dość sporo czasu, niemniej nie był to czas stracony. Zarówno bohater jak i autor byli interesujący a miejscami nawet zachwycający i zadziwiający.
Czasami miałam wrażenie, że Perkinsa było mniej niż opowieści o jego autorach, co mi akurat nie przeszkadzało, bo dawało możliwości poznania przy okazji znanych pisarzy. W swojej książce Berg bardziej skupił się na stronie zawodowej Maksa Perkinsa, co widać właśnie po szczegółowych opisach relacji z autorami. Opisał rozkład dnia pracy, jej intensywność, ważność dla bohatera i oddanie swojej pasji. Autor nie pominął życia prywatnego, ale miałam wrażenie, że było ono tylko wypunktowane na osi czasu i ograniczone do najistotniejszych elementów. Dowiadujemy się o jego miejscach, domach, trasach, wyjazdach prywatnych i służbowych, ulubionych restauracjach. O dzieciństwie, wyborze studiów, ożenku, narodzinach córek i ważniejszych wydarzeniach z ich życia, wreszcie o odejściach do innego wymiaru różnych ważnych dla Perkinsa ludzi. O jego relacjach z kobietami - żoną, córkami, przyjaciółką, pisarkami.
O jego wyglądzie, charakterystycznych atrybutach, zachowaniach, nawykach, o jego wadach, zaletach i emocjach. Poznajemy jego sympatie, zachwyty, zrozumienie, wsparcie dla ulubionych autorów i poświęcanie dla nich ogromu swojego życia.


Ten bohater był dla mnie wart tej książki i nie żałuję ani minuty jej poświęconej. Zazdrościłam mu talentu i wizjonerstwa, pasji i oddania.


Obejrzałam też film, który został stworzony na podstawie książki. Z obsadą: Colin Firth jako Perkins, Jude Law jako Wolfe. Co prawda tym tytułowym geniuszem jest tutaj Wolfe, ale oglądając film miałam wrażenie, że było to starcie dwóch geniuszy, z działania których wychodziły dzieła.
Oparty na książce, ale całość dopasowana do formuły filmu. Oddaje osobowość obu panów, pokazuje ich relację i odmienne charaktery.

niedziela, 4 czerwca 2017

Oko w oko ze zwierzakiem - Renata Piątkowska

Z biblioteki.

Każda książka to szansa na jakąś przygodę, czasem mniej lub bardziej dosłownie. Książka Renaty Piątkowskiej jest prawdziwą przygodą, bo autorka zabiera czytelnika w różne przestrzenie i klimaty.
W książce znajdują się opowieści z różnych obszarów geograficznych i z różnych dat na osi czasu. Czasami to opowieści, które oparte były na prawdziwych wydarzeniach. Czasem były to wspomnienia dziadka, czasem brata, taty lub znajomego. Opowiadania nie mają pozornie połączeń między sobą, niemniej jedno jest dla nich niezmienne, każde ma swojego zwierzęcego bohatera.
Bohaterowie są bardzo różni, bo znajdziemy w książce ptaka, konia, dzika, delfiny i rekina, niedźwiadki, słonie i wydrę. Plejada i różnorodność bohaterów stanowi wartość  tej książki a dodatkowo jest napisana pięknym językiem. Dla mnie ciekawa, wciągająca a miejscami wzruszająca.

czwartek, 1 czerwca 2017

Król - Ewa Madeyska, Kasia Matyjaszek

Z wypożyczalni.


Druga z serii "Małe katastrofy". Grafika i ilustracje podtrzymane.
Tym razem Frania robi awanturę opiekunce swojej młodszej siostry, z którą musi wyjść na plac zabaw.
W zasadzie Frania nie ma nic przeciwko placowi zabaw, bo nawet lubiłaby tam bywać, ale jej strach wzbudzają dwaj chłopcy: Stasiek i Jasiek, którzy do miło zachowujących się dzieci nie należą.
Od razu po odkryciu przybycia na plac zabaw Frani zaczynają swoje harce, dokuczają jej słownie i fizycznie. Pierwszy ucierpiał jej konik, któremu chłopcy wyrwali nogę, następnie zabrali się za jej okulary aby je zniszczyć. Frania wzywała pomocy, ale opiekunka nie słyszała jej nawoływań. Byłoby słabo z Franią gdyby nie nagłe pojawienie się chłopca na wózku inwalidzkim.
I tu zaczął się wyśmiewczy "taniec" Jaśka i Staśka wokół wózka, momentami bywało niebezpiecznie a zdecydowanie bardzo nie miło. We Frani obudziła się rycerska odwaga i taka wściekłość, że zaczęła atak na chłopców. Oczywiście szanse są nie były równe, ale w sukurs przyszło im ciekawe wydarzenie.
Nauka dla łobuziaków jest spora, a radość z niezwykłych wydarzeń dla Frani i nowego kolegi Artura ogromna.
Polecam, może się przydać przy wspieraniu dzieci w podobnych zdarzeniach w  ich życiu.

Wesoła kuchnia - Elżbieta Śnieżkowska-Bielak

Z biblioteki.

Przypadła mi do gustu ta książka, bo oprócz ciekawych wierszy autorka zamieściła przepisy kulinarne, najczęściej do wykonania przez dzieci. Dania są bardzo zróżnicowane, każdy może znaleźć coś dla siebie: kolorowe, warzywne, sezonowe, na każdą porę dnia.
Są ilustracje motywu przewodniego, czasami postaci dziewczynki lub chłopca, a także zdjęcia dań i dokładny opis ich wykonania.
Moje dziecko podczas czytania książki wybierało dania do zrobienia. Omawiałyśmy wygląd dań, możliwość wykonania i niezbędne przygotowania. Cieszyłyśmy się na przyszłą degustację:)

Okularki - Ewa Madeyska, Kasia Matyjaszek

Wypożyczona z biblioteki.

U nas pierwsza z serii "Małe katastrofy".
Historia rodzinna, w którą wpisany jest problem głównej bohaterki - Frani, której trudno zaakceptować konieczność noszenia okularów. Choć dziewczynka ma świadomość, że zdecydowanie lepiej widzi w okularach i łatwiej w nich rysować nie chce ich zakładać. Przyczyną tej niechęci jest zachowanie kolegi z przedszkola, Wiktora, który naśmiewa się z niej i przezywa ją w wymyślny sposób związany z okularami.
Frania miała na tyle dość dokuczania Wiktora, że na samo wspomnienie o konieczności wyjścia do przedszkola buntowała się.

Traf chciał, że któregoś dnia w domu tata nie mógł znaleźć okularów. W poszukiwania zaangażowała się cała rodzina. Awantura, zamieszanie, sporo się działo. Ale za to kiedy się odnalazły, Frania dowiedziała się ważnej rzeczy od taty, którą wykorzystała w przedszkolu w "starciu słownym" z Wiktorem. Skończyły się jej kłopoty z kolegą.

Ciekawa i pouczająco-wspierająca historia. Może stanowić wsparcie przy dyskusji z dzieckiem na temat podobnych problemów.
Książka ma ciekawą grafikę i ilustracje. Polecam