Szukaj na tym blogu

sobota, 30 stycznia 2021

Ocieplenie klimatu. Na czym polegają zmiany klimatyczne na ziemi? - Kristina Scharmacher-Schreiber

 

Książkę znalazłam w bibliotece dla dzieci, ale jest to książka dla odbiorcy w różnym wieku. Zawiera uniwersalne informacje, z których dodatkowo można wybrać odpowiadający każdemu czytelnikowi ich "poziom". Każda strona zawiera ważne i ciekawe treści i przyciągające wzrok ilustracje. Książka ma potencjał podręcznika do nauki ekologii (której niestety w szkołach brakuje), a na pewno jako przewodnik po zmianach jakie zachodzą w otoczeniu. Książka zawiera informacje o zmianach, skutkach i możliwych działaniach zmniejszających lub hamujących owe skutki. W wymowny i obrazowy sposób pokazuje mechanizmy stworzone przez człowieka, np. produkcja wybranej rzeczy, spożywanie różnego rodzaju jedzenia, wyliczenia CO2 dla różnych typów pojazdów. Zawiera proste rady dotyczące oszczędzania energii, jedzenia, wykorzystywania ponownie przedmiotów, itp.

 Książka, która wspiera w edukacji i wdrażaniu w życie zmian. Pokazuje, wyjaśnia i uczy. Polecam.

środa, 27 stycznia 2021

Kto odejdzie, już nie wróci. Jak opuściłem świat chasydów - Shulem Deen

"Mieć wiarę oznacza wierzyć ślepo, nie żądać dowodu, potwierdzenia, logiki. Mieć wiarę oznacza wierzyć bez żadnej przyczyny." (str. 179)

Religia narzuca, ogranicza i wyznacza, jedna mniej druga więcej, ta książka jest o religii, która narzuca, ogranicza i wyznacza wszystko. Czytając książki o społecznościach zamkniętych w swoich tradycjach, przekonaniach, kulturze i religii można poczuć ciarki na plecach, ze złości, ciekawości, zdziwienia lub zachwytu. Można uznać takie praktyki jako zacofanie albo izolacjonizm w imię wyższych wartości. Można też czerpać z tego zyski finansowe lub ambicjonalne dla niewielkiego grona "najważniejszych" w społeczności ludzi kosztem podporządkowanej większości, w której czasami znajdą się osoby poszukujące i zadające pytania, poddające w wątpliwość narzucone aspekty życia i wyznania. To właśnie takim osobom, u których budzą się wątpliwości jest trudno, bo albo zostaną w społeczności, ale z gotującą się niezgodą wewnętrzną, albo odejdą do innego świata i wtedy poniosą konsekwencje wielorakie: emocjonalne, finansowe, rodzinne. Niektórzy ryzykują tym drugim i do takich zalicza się autor i bohater książki "Kto odejdzie, już nie wróci".

Autor oprócz pokazania szerokiego aspektu społeczno-religijno-kulturowego chasydów w New Square w stanie Nowy York, opisał krok po kroku budzące się w nim wątpliwości co do prawdziwości przekazywanych mu od dzieciństwa "jedynych, prawdziwych i nieomylnych prawd jego religii" Zrobił to w sposób bardzo uporządkowany, a jednocześnie bardzo wciągający. W moim odczuciu udało mu się oddać emocje towarzyszące jego rozterkom, przeżyciom, podejmowanym decyzjom. Znalazłam w niej wiele wiadomości o obyczajach Żydów Skver, ich życiu, problemach i zachowaniach.

Warto przeczytać książkę, bo wzbudza emocje, a raczej całą ich gamę, dobrze się też czyta ze względu na język i wartką akcję. Nie będę streszczać książki, bo szkoda mi ingerować w odbiór przez innych czytelników, wynotowałam za to cytaty najbardziej dla mnie interesujące, które czasami komentowałam, a czasami pozostawiłam je swojej wymowie.  

"Żona to nie przyjaciel. Żona to nie coś, o czym trzeba zbyt wiele myśleć. Ożenek jest biblijnym nakazem, więc biorąc żonę, wypełniamy Boże przykazanie. Żona jest po to, w wspomagać w służeniu Bogu, nic więcej." (str. 53)

"Chłopcy mieli mieć czyste umysły i poświęcać się jedynie studiowaniu Tory. Od dziewcząt tego nie wymagano. "Ten kto uczy Tory swoją córkę, uczy ja głupoty" - mówili mędrcy. Utwierdzano nas w przekonaniu, że dziewczęta nie miewają takich jak chłopcy potrzeb i pokus. (...) kobiety mają dusze bardziej wzniosłe niż mężczyźni, nie muszą więc studiować Tory, nie obowiązuje ich tyle przykazań..." (str. 58-59) To dzięki tym umysłom i braku obciążenia grzechem, kobiety nie są zobowiązane do modlitw, za to mają pracować, rodzić dzieci i zajmować się domem, mężczyźni jako ci słabi i grzeszni mają się nieustająco poświęcać modlitwom.

"W końcu mieliśmy nowinę. Tyle było pytań i tyle rzeczy do omówienia (...) - Jak dziecko wychodzi na świat? ... - Nie wiem - powiedziała Gitty - sama się nad tym zastanawiałam." (str. 94-95)

"Nienawidziłem faktu, że gospodarka naszej wioski i wszystkie związane  z nią sprawy finansowe opierały się na oszustwie. Przy każdej nowej pracy padało pytanie: legalnie czy nielegalnie? A mimo to nigdy nie starczało nam pieniędzy." (str. 134) Żydzi, o których pisze autor należą do najbiedniejszych, ich region w stanie Nowy Jork jest wspierany przez państwo, dostają dopłaty do czynszów, bonów żywnościowych (w ramach programu dożywiana dla kobiet, noworodków i dzieci) i opłacenie dodatkowych lekcji angielskiego.

"Heretycy, powiedzieli rabini, nigdy nie mogą odpokutować. "Nigdy nie przyjmiemy ich z powrotem - napisał Majmonides, dwunastowieczny mędrzec znany z racjonalistycznego podejścia do wiary. - Nie akceptujemy skruchy heretyków, bo im nie wierzymy." (str. 145)

"Wszystko, co nowe, jest zakazane przez Torę.", powiedział Chatam Sofer, austriacki rabin..." (str. 148) Choć ten twardy nakaz był sprzeczny z ruchem oświeceniowym chasydyzmu z XVIII wieku, zyskał na znaczeniu, kiedy wielu Żydów zdało sobie sprawę jak szybko oświecone poluzowanie zagraża arbitralności i sztywnym regułom. Współczesny chasydzki świat osadza się na prostych wartościach wierności kulturowej. "Celem jest dobrowolnie przyjęta gettoizacja. Odrębny język i ubiór do minimum ograniczają kontakty ze światem zewnętrznym i przyczyniają się do zachowania dystansu. Restrykcje dotyczące świeckiej edukacji i wiedzy ogólnej nie dopuszczają do przenikania zagranicznych idei. Zakaz korzystania z mediów i uczestnictwa w powszechnych rozrywkach pomaga unikać pokus. I tak chasydom oszczędzono katastrofy nowoczesności." (str. 149) I tak właśnie chasydzccy rabini uzależniają swoich członków społeczności od swojej wspólnoty  i "chronią" ich przed światem zewnętrznym, który jest dodatkowo demonizowany poprzez kłamstwa o nim. "Wmawia się im, że ludzie naokoło są niemoralni, że styczność z nimi to jak kontakt z trucizną. Wszystkie zachowania interpretowane są w przeinaczony sposób." (prof. Samuel Heilman) Dlatego nawet jeśli ktoś zdecyduje się na odejście może mu być trudno, albo nie poradzi sobie. Autor nieustająco miał dylematy, "...gdyby moja wiara się rozpadła, cobym wtedy zrobił? Jeśli przestanę wierzyć, czy to oznacza, że przestanę zachowywać koszer? Przestanę zachowywać szabat? Wejdę do szulu bez kapelusza? I co wtedy powiedzą swaci?" (str. 179), niemniej narastająca niezgoda na hipokryzję, brak jakiejkolwiek wolności, zakaz pogłębiania edukacji, wnikanie w każdy aspekt prywatności przelały czarę. Podjął decyzję, która wywróciła jego życie, odgrodziła od dzieci, pozostawiła niejako w żałobie.

"...najzaciętszymi zwolennikami bezmyślnego trzymania się zasad, tymi, którzy zazwyczaj najgłośniej protestują, wcale nie są ludzie o słabych umysłach. Wręcz przeciwnie, to nierzadko osoby o wielkim rozumie reagują najsilniej, (...) Żarliwość kompensuje strach. Religijnym zelotą, który krzyczy, bije i zabija, jest być może nie ten, który jest silny swoją wiarą, ale ten, który obawia się wyzwań, nie jest pewien swoich przekonań i nie ma innego i wyjścia, jak wzmocnić je przy werblach bezmyślnego fanatyzmu." (str. 248) Jakież to uniwersalne i pasujące do wszystkich twardych i zamkniętych umysłów i światów.

Rozwód to bardzo trudna sprawa, w przypadku autora doszły dodatkowo siły z zewnątrz, nacisk na sędziów, osoby z ośrodka rodzinnego, duża akcja propagandowa przeciwko jego zachowaniu, duże pieniądze, aby bronić dzieci przed ojcem, który zszedł na manowce. Chasydzi zrobią wszystko, aby nie doprowadzić do rozłamu w swojej wspólnocie, dlatego zniszczenie jednostki jest robione wszystkimi możliwymi metodami i środkami. "Formalnie skargi składała Gitty, wiedziałem jednak, że (...) uczestniczą w tym także inni "eksperci" wspólnoty." (str.349) Ideologia, która ma wpływ na młode umysły ma ogromną siłę, dodatkowo podbudowana potężnymi funduszami zakleszcza jednostki, nie daje szans na odchylenia od jedynej słusznej drogi.

Podsumowaniem, niech będzie sam tytuł: "Kto odejdzie już nie wróci", bo to mogłoby zachwiać skostniałą machiną na tyle potężną, że w pojedynkę trudno dać sobie z nią radę, na tyle kruchą, że zrobi wszystko, aby wyrzucić "zainfekowaną" jednostkę poza wspólnotę, aby nie zaczęła się psuć i sypać.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Nie zdążę - Olga Gitkiewicz

 

"Postanowił sprawdzić w praktyce demokratyczną zasadę, zgodnie z którą dobro ogółu jest ważniejsze niż interes jednostki. Rozumiał to dosłownie: autobus wiozący sto osób ma prawo do sto razy większej przestrzeni niż samochód z jedną osobą za kierownicą. (...) miasto rozwinięte to nie takie, w którym nawet biedni jeżdżą samochodami, ale takie, w którym nawet zamożni korzystają z transportu publicznego. Albo z rowerów, jak w Amsterdamie. Bo jeśli więcej inwestuje się w drogi i autostrady, to mniej zostaje na szkoły czy szpitale." Enrique Penalosa - burmistrz Bogoty (str. 35,36)

Nie miałam sprecyzowanych oczekiwań co do tej książki, dlatego pozytywnie mnie zaskoczyła. Autorka zawarła w niej: dane dotyczące transportu publicznego/zbiorowego, informacje o problemach społecznych związanych z likwidacją połączeń autobusowych i kolejowych w Polsce, o konsekwencjach dla całych regionów naszego kraju i o ich szerokim aspekcie społeczno-ekonomicznym dla mieszkańców małych miejscowościach. Zapisała rozmowy z różnymi ludźmi: użytkownikami transportu, jego pracownikami, mieszkańcami, samorządowcami, itd. Przytoczyła panujący dzisiaj trend samochodozy, który ma otoczkę nie tylko fizyczną, ale też "psychologiczno-kulturową".

Podała kilka przykładów miast, w których władze pomyślały o demokratycznym dostępie do środków transportu. Na przykład we wspomnianej wyżej Bogocie, w Madrycie, Nowym Jorku, i w Polsce, min. w Krakowie, Jaworznie, Lublinie. Powody mogły być różne (objęcie dostępem do transportu biedniejszych, smog, "odkorkowanie" centrum miasta), ale efekt pożyteczny dla szerokich rzesz odbiorców.Pokazała też, dla mnie rozczulające przykłady, jak kraje uczą swoich obywateli, od początku z korzystania z transportu publicznego i jakie to przynosi efekty (Czechy, Szwajcaria, Niemcy, Estonia)

Zaczęła jednak od strategii na jaką w latach dwudziestych XX wieku wpadł ówczesny prezes General Motors, otóż postanowił on oduczyć Nowojorczyków korzystania z transportu szynowego, który był wówczas najbardziej popularny. Najpierw wykupił firmę autobusową, potem upadającą tramwajową i rozpoczął zamykać nierentowne trasy szynowe, ludzie powoli przesiadali się do autobusów, kiedy to zagrało swój pomysł zaczął rozszerzać na kolejne miejsca i stany. Po nitce do kłębka, podobnie oduczył ich też jeżdżenia coraz bardziej ciasnymi autobusami i pokazał jak to wspaniale jeździ się własnym, wygodnym autem. Szkoda, że dbał tylko o swój interes, bo "dzięki" tym zmianom powstało zjawisko korków i spalin. (więcej na stronie: https://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/rzez-tramwajow-czyli-jak-ameryka-odwrocila-sie-od-szyny-2039.html) Czy nie jest to protoplasta wydarzeń, które miały miejsce w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych. Zmiana zwana transformacją" kłuła" społeczeństwo informacjami, że transport publiczny jest nie rentowny, niewydolny i trzeba go likwidować. Nazwano to szumnie i marketingowo "wygaszaniem popytu", innymi słowy robiono wszystko, aby zniechęcić społeczeństwo korzystania z komunikacji publicznej, czyli pks-ów i kolei. Autorka pod tym kątem uważniej przyjrzała się kolei, którą niszczono skutecznie - "kolej to chaos, który jednak jakoś działa. Z tego chaosu coś się czasem wyłania, linie są, a potem znikają, modyfikuje się rozkład jazdy, gdzieś można dojechać, a gdzieś nie, bo się nie da i kropka. I może to nie jest wynik żadnego zaplanowanego działania - może na kolei niczego nie da się zaplanować, może już dawno wymknęła się spod kontroli i działa tylko siłą rozpędu, jak każdy system, który się wypaczył." (str. 159)

Upadek szlaków kolejowych zmusił ludzi do przesiadania się do powstających jak grzyby po deszczu wszelkiej maści busików, które jednak brały tylko opłacalne ekonomicznie trasy, tam gdzie się nie opłaciło nie dojeżdżało nic. Ludzie zaczęli kupować sobie samochody różnej maści i wieku, itd.. Tych, których nie stać było na samochód, a nie było też połączeń pozostawiono samych sobie. I tak zaczęły się tworzyć białe plamy komunikacyjne w Polsce, ludzie tracili  pracę albo uciekali do wielkich miast czy innych krajów. Wioski wyludniały się, a miasta rozrastały i zapychały, ludzie utykali w korkach i oddychali smogiem. Ot kwadratura koła w smogowej otoczce, o której dzisiaj się nas codziennie informuje. A problem nie znika: "...wykluczenie transportowe to jeden z najpoważniejszych problemów w Polsce. Że skutkuje kolejnymi wykluczeniami." (str. 66) "Bieszczady się wyludniają, podobnie jak wiele rejonów w Polsce. Ten mechanizm działa jak spirala: transport zbiorowy zanika i zmusza ludzi do emigracji - czasem do większych miast, czasem za granicę. Rzadko jada wszyscy. Wyjeżdża mąż, ojciec, zięć. Wyjeżdżają dorosłe dzieci. Zostają osoby starsze albo samotne matki z maluchami. W miejscowości jest mniej ludzi, a więc mniej chętnych do korzystania z transportu zbiorowego, mniej potencjalnych klientów, nie ma komu jeździć, nie ma po co utrzymywać połączeń. I tak odcina się od świata tych, którzy zostali." (str. 85)

Co prawda zaczyna się dzisiaj o problemie dyskutować głośno, ale raczej nie w kręgach najwyższych władz, wiadomo nie od dziś, że łatwiej coś wygasić niż na nowo uruchomić. "- Jednym z kluczowych organów polskiej legislacji jest kolano- podsumował. - Na kolanie ustawy się pisze i kolanem przepycha przez sejm." (str.73) Niemniej czasem to samorządy, jeśli mają mądrego gospodarza potrafią coś zrobić efektywnego dla mieszkańców lokalnie. Niestety czasem też lokalność ma swoje ograniczenia, bo sąsiedzi nie umieją się porozumieć i dobry przykład pozostaje w obrębie np. jednego powiatu, województwa. Z centralnego pułapu byłoby pewnie łatwiej?!

Koniec bardzo interesujący, ale smutny zarazem, bo autorka wzorem pana Kołakowskiego spojrzała na podejście do transportu publicznego z perspektywy przyszłych pokoleń, oby to spojrzenie nie okazało się prorocze.

Podsumowując, książka była dla mnie ciekawa w treści i formie, wciągała w klimat mojego dzieciństwa i lat nastoletnich, pozwalała na retrospektywy z tego okresu i konfrontacje z sytuacją, która jest dzisiaj. Tworzyła atmosferę, dzięki której przenosiłam się do pięknych i brzydkich dworców, klimatu podróży pociągami wakacyjnymi, etc... Pozwalała na odniesienia do innych podobnych transformacji z lat 90-tych i do konkretnego wielkiego molocha, który z początkiem lat dwutysięcznych rozkładano na łopatki, aby aktualnie "zasypywać".

czwartek, 14 stycznia 2021

Pikantne historie dla pendżabskich wdów - Balli Kaur Jaswal

 

Zwyczajowo nie czytuję literatury tego typu, ale uczyniłam to w ramach "przydziału" książki z DKK. Sama nie sięgnęłabym po nią jednak nie była to dla mnie książka nieciekawa. Odczuciem pozytywnym i bardzo osobistym był "powrót" do Londynu, co prawda tym razem tylko na kartach tej książki, ale zawsze to coś. Będąc w Londynie nie zagłębiałam się do dzielnicy Southall, niemniej bywałam w okolicach. 

Autorka starała się odmalować dzielnicę, którą w głównej mierze zamieszkują pendżabscy imigranci, sikhowie. W tej dzielnicy stoi też dumnie ich największa poza Indiami świątynia. Czytając o miejscu miałam wrażenie, że imigranci choć z różnych powodów wyemigrowali/uciekli do Londynu, zgoła łatwiejszego miejsca do życia niż Indie, przenieśli jednak ze sobą całą obyczajowość i to w tym przeniesieniu jest clou tej książki, przynajmniej w moich oczach. Pomimo zmiany miejsca, prawa, norm, itd. mentalność i zwyczaje pozostały te same, tak samo instrumentalnie określona jest rola kobiet w rodzinie, aranżowane małżeństwa w młodym wieku są na porządku dziennym, przypadki marginalizacji, izolacji, przemoc domowa, ostracyzm społeczny z błahych (dla nas) powodów jest ogólnie panujący. Autorka trochę humorystycznie, trochę zasłaniając to "milusińskimi fatałaszkami" (opowieściami erotycznymi) pokazuje różne historie z życia kobiet w tym patriarchalnym społeczeństwie. Ukazuje ich zależność, poddanie się schematom i nakazom. Te kobiety, zwłaszcza ze starszego pokolenia najczęściej są analfabetkami, uzależnionymi od pomocy innych członków rodziny. Kobiety podlegają silnym naciskom obyczajowym wciąż bardzo aktualnym i opresyjnym. Wdowa w tym społeczeństwie jest niewidzialna, niepotrzebna, zepchnięta na margines, oczywiście w Anglii ich sytuacja i tak wygląda łaskawiej niż ma to miejsce w Indiach.

Autorka wplata problematyczne historie w treść książki, niemniej jest to ujęte w dość delikatny sposób, powierzchowny albo inaczej, właściwy dla tego typu książek. Główny wątek pokazuje jednak, że mimo wszystko znajdą się kobiety, które chcą wyjść z otoczenia i choć na chwilę zrobić coś dla siebie, oderwać się od rzeczywistości, pofantazjować, a nawet przenieść się do wirtualnej krainy uniesień. Dwudziestodwuletnia Nikki podejmuje się prowadzić zajęcia z języka angielskiego dla pendżabskich wdów w różnym wieku (nawet dwudziestokilkoletnia). Jednak wdowy zamiast oddać się zgłębianiu tajników języka, zaczynają opowiadać historie, które odbiegają od ich zwyczajowo przyjętej powściągliwości. Historie co tu dużo kryć, są erotyczne, odzwierciedlają ich marzenia i niespełnione w małżeństwie potrzeby seksualne. Kobiety zainspirowane oglądanymi bollywodzkimi serialami, tworzą podobne w klimacie opowieści, z czasem te opowieści zaczynają się rozrastać i "rozchodzić" pomiędzy znajomymi. Zajęcia "z angielskiego" zaczynają cieszyć się coraz większą popularnością. To właśnie uczestniczki tych zajęć będą odkrywały przed czytelnikami także te smutne historie z realnego życia. 

Książka jest delikatna, podrzuca problemy, ale zdecydowanie w miękkiej wersji, przynosi jakieś rozwiązania i nadzieje na przyszłość, ale bez uniesień i zachwytów. Niemniej napisała ją bardzo młoda adeptka pisarstwa, dlatego warto dać jej szansę na kolejne pozycje (zresztą już dostępne na rynku), bo potencjał jest. Ogólnie jest to czytadło zaciekawiające, trochę z humorem, ciepłem i rozterkami damsko-męskimi.


środa, 13 stycznia 2021

Zgubiona dusza - Joanna Concejo, Olga Tokarczuk

"Gdyby ktoś umiał spojrzeć na nas z góry zobaczyłby, że świat jest pełen ludzi biegających w pośpiechu, spoconych i bardzo zmęczonych, oraz ich spóźnionych, pogubionych dusz. (...) Dusze wiedzą, że zgubiły swojego właściciela, lecz ludzie często w ogóle nie zdają sobie sprawy, że zgubili własną duszę."

Ta książka to cacuszko dla miłośników takich osobliwości, dlatego albo przypadnie do gustu albo rozczaruje. To książka metaforyczna i symboliczna, zarówno tekst jak i obrazy motywują do refleksji, zadumy i przewartościowań. W utworze znajdziemy krótki tekst Olgi Tokarczuk i wiele opartych o niego, wpisanych i nawiązujących ilustracji Joanny Concejo.

Warto poznać kontekst tej książki, choćby czas jej ukazania się i do czego nawiązuje, bo to może pomóc w kontemplacji. Bo to zdecydowanie jest książka do rozważań nad naszym życiem. Nad tym co sobie zafundowaliśmy, nad pogonią, w którą się wkręciliśmy, nad zabieganiem za niczym co ważne, nad bieganiną za drobiazgami, które nas zalewają, nie wnosząc nic wartościowego w nasze życie. Tą karuzelą konsumpcjonizmu, ulotnością rzeczy zbędnych, którymi zaśmiecamy sobie prawdziwe wartości życia. To więcej, wcale nie znaczy, że nam wystarczy, bo chcemy kolejne więcej i następne jeszcze. Zapominamy o tym, że jesteśmy częścią świata natury, odtrącamy przyrodę, nie dbając o nią, choć na naszych oczach ginie. Liczy się tylko co mamy, a nie jak żyjemy i czy jest to najlepsze dla całego systemu. Moje przemyślenia powstały na podstawie wymownych obrazów pojawiających się na kartkach tej książki. Najpierw szare, niewyraźne, dalekie, dotyczące szerszego kontekstu, zaczynają nabierać bliskości, konkretów i kolorów. Na tych bliskich, z wyraźnymi barwami można odczytać emocje. Koniec napawa optymizmem i tchnie nadzieją. Książka zdecydowanie dla czytelników ciekawych i otwartych na innowacyjne podejście do przekazu.

piątek, 8 stycznia 2021

Nieczułość - Martyna Bunda

 

Tytuł okazał się przewrotny, stanowił tylko zasłonę dla miękkiej tkanki bohaterek skrytą pod twardym pancerzem. Kobiety, które grały w tej książce główne skrzypce starały się brać życie za bary, były twarde, zaradne i niezależne, ale w głębi najbardziej chciały być kochane, przez matkę, siostry i swoich partnerów.

Martyna Bunda napisała książkę o życiu czterech kobiet, matce i trzech córkach, zrobiła to w sposób bardzo proporcjonalny, prosty, prawdziwy, ale też nie pozostawiający miejsca do fantazjowania, rozemocjonowania czy własnych interpretacji. To książka, która przypadła mi do gustu, bo nie było w niej sentymentalizmu, infantylizacji, rozmazywania rzeczy ważnych. To jest dla mnie zaletą choć może dla innych czytelników okazać się wadą. Ja pozostaję pod wrażeniem przedstawionych obrazów, miejsc, sytuacji, zachowań i postępowania bohaterek. Główne postaci były dla mnie twardymi kobietami, które choć miały za sobą okrutne przejścia, nie poddały się, choć rozpamiętywały to w cichości serca, robiły co trzeba było robić, po prostu żyły dalej, podejmowały decyzje, bo życie toczyło się swoim codziennym torem. Były bezpośrednie, stanowcze, dociekliwe, komunikowały się językiem raczej bezpośrednim i prostolinijnym. Choć szukały miejsca dla siebie jedno ich przyciągało szczególnie, dom rodzinny, zbudowany przez matkę. Tam znajdowały pomoc, spokój, schronienie, ten dom był symbolem, oazą, ostoją, schronieniem, cichym i bezpiecznym portem, do którego wraca się po niebezpiecznych wyprawach. Miał on swój klimat, mnóstwo osobliwości, a poza tym wyróżniał się we wsi nowoczesnością.

Gerta, Truda, Ilda i ich matka Rozela dbały o swoje gniazdo, w którym zdarzyło się tyle sytuacji, że starczyło było na wiele opowieści. Ich dom zbudowany przez Rozelę był świadkiem okropności, smutku, żalu, miłości, radości, narodzin, śmierci, pożegnań i powrotów. W ich gospodarstwie dochodziło do zjawisk, które smuciły i bawiły. Bohaterki były nietuzinkowe, otwarte i tolerancyjne jak na owe czasy i środowisko. Gerta odważna, zaradna, zawsze gotowa stanąć za siostrami i matką. Niezłomna matka trzech córek, dobra organizatorka życia rodzinnego, praktyczna, lubiąca porządek, uzdolniona manualnie, nie dająca sobie w kaszę dmuchać. Truda, której nie dane było zadecydować za siebie w najważniejszej kwestii - zamążpójścia, buntowniczka, która ciągle chciała rozwijać się i uczyć. Pracująca zawodowo, z ambicjami i zdolnościami kierowania zespołem. Poddająca się instynktom, i potrzebom emocjonalno-cielesnym. Matka dla syna, któremu jednak nie umiała dać mu ani swojego mleka ani miłości. Podejrzliwa, niespokojna, czasami niecierpliwa, ale w chwilach trudnych oddana swoim siostrom. Ilda, najmłodsza, wiecznie zbuntowana, wyjątkowa, nie poddająca się schematom. Była matką dla syna Trudy, ciotką dla dziewczynek Gerty, kochanką dla mężczyzny z którym mieszkała ponad dwadzieścia lat w Sopocie. Była też oddaną córką, chyba zresztą ją najbardziej rozumiała i kochała matka. I wreszcie Rozela, matka, twarda kobieta, która tłumaczyła swoim córkom, że życie boli a część tego bólu pochodzi od mężczyzn. Trzeba do tego bólu przyzwyczajać się, oswajać go, żyć z nim. Nie miała łatwego życia, mąż tylko płodził dziecko i wyjeżdżał, sama musiała radzić sobie z codziennością, z zapewnieniem dzieciom jedzenia, domu, ciepła, na miłość zabrakło już miejsca. Była dla córek szorstka, często apodyktyczna, ale stanowiła dla nich stałość, bo zawsze była, trwała w domu w Dziewczej Górze, zawsze gotowa odeprzeć nieprzyjaciół. Rozela wiele przeszła podczas wojny, co w późniejszych latach jej życia wracało traumami, które trzeba było leczyć psychiatrycznie. 

Martyna Bunda starała się oddać klimat powojnia, w którym wracały do życia te kobiety, którym jakoś udało się przetrwać te trudne czasy. Przeniosła czytelnika na Kaszuby w zmieniającą się rzeczywistość. Ukazała wszystkie charakterystyczne dla tamtego okresu (komunizmu) możliwe wydarzenia, zakazy, nakazy, absurdy i niebezpieczeństwa, które czyhały na obywatela. Opowiedziała o silnych, choć niełatwych relacjach pomiędzy kobietami w rodzinie. Wpisała w te relacje pojawiających się na" horyzoncie", albo zrębach ich życia mężczyzn. W mocno wyrazistych konturach odrysowała proste kształty męskie versus skomplikowany wymiar kobiecy. Całość oddana jest prostym stylem, krótkie wypowiedzi i rozdziały współgrają i nadają spójności książce. Bardzo przypadła mi do odczuć czytelniczych.

czwartek, 7 stycznia 2021

Lajla znaczy noc - Aleksandra Lipczak

 

Aleksandra Lipczak znowu zabiera nas do Hiszpanii, ale nie takiej znowu oczywistej. Wraca do wielkiej Al-Andalus, państwa islamskiego stworzonego na półwyspie Iberyjskim przez Arabów po podboju Wizygotów w 711 roku. Ich panowanie a tym samym rozwój sztuki trwały do X wieku, kiedy to katoliccy książęta zaczęli wypierać Arabów z półwyspu. Ich wygnanie, rozgromienie pozostawiło po sobie widoczne ślady w architekturze chociażby takich miast jak Grenada, Kordoba, Sevilla, Malaga, etc.Wielka Katedra-Meczet, albo raczej Meczet-Katedra przechodziła z rąk do rąk, obecnie miejsce modlitw katolików, przez wieki służyło muzułmanom. Do dzisiaj jest symbolem ścierania się dwóch kultur, religii, wpływów i panowania i to ją jako symbol tych przeplatanych losów bierze na wejście autorka. Aleksandra Lipczak wiedzie czytelnika przez najważniejsze arabskie ośrodki kultury, piękne zachwycające do dzisiaj architekturą miasta południowej Hiszpanii. Wspomina ich historie i znaczenie dla ówczesnych.

Autorka nakreśli obraz Hiszpanii, państwa wcale nie tak jednolitego jakby się wydawało. Pokaże jak różne kultury przenikają się w tym kraju, tworząc mieszankę. Opisze nie tylko historię Arabów na tych ziemiach, ale także Żydów Sefardyjskich (Iberyjskich), którzy pod koniec XV wieku edyktem Izabeli Kastylijskiej podzielili los Arabów, z tym, że na wyjazd dostali cztery miesiące.

Książka oparta w zdecydowanej większości w historii, może nie dla każdego okazać się łatwa i ciekawa niemniej jest ważna, bo pokazuje złożoność tego świata tym razem skupiając się na Hiszpanii. Jednak jak się dobrze rozejrzymy w Europie, to okaże się, że żaden kraj nie jest jednorodny, że to zlepki kultur, religii, języków, itd. Pewnie najłatwiej jest nie zaglądać w wewnętrzne pokłady, bo można odkryć nieoczywistości, rzeczy skomplikowane i niełatwe do zrozumienia. Żyjemy w różnorodności i pewnie najbezpieczniej byłoby je zaakceptować, ale czasami wychyla się jakaś silna grupa z siłowym zapleczem i chce zrobić miejsce tylko dla siebie, co kończy się przykrymi konsekwencjami. Hiszpania toczy, na szczęście wewnętrzne, rozterki nad losem wygnanych mieszkańców, obecnie bijąc się w piersi naprawia krzywdę wyrządzoną Żydom. Potomkowie Żydów od kilku lat mogą wracać do państwa dziadów i otrzymać obywatelstwo. Dla Arabów nie otwarto takiego przywileju i być może nie stanie się to szybko.

To ciekawa obserwacja Aleksandry Filipczak, zresztą niejedyna, która ukazała się ostatnio na rynku wydawniczym. Autorzy coraz częściej sięgają do tematu podzbiorów różnorodności, którym przyszło żyć w jednym zbiorze nazwanym np. Hiszpania, Francja, Polska, itd. Społeczeństwa mieszają się na przestrzeni wieków, przenikają, wypierają, zazębiają, to nieustanny ruch, ciągła zmiana. Dlatego warto czytać takie książki, aby być świadomym niejednorodności kiedyś i dziś.

Na marginesie powiem, że czytając "Lajla znaczy noc" a zwłaszcza informacje o wygnaniu Żydów z Hiszpanii przyszła mi na myśl wędrówka opisana przez Olge Tokarczuk w "Księgach Jakubowych". Ludzie przemieszczają się od zarania dziejów i zapewne będą do robić dopóki będą mieli do tego miejsce na Ziemi.

Frida Kahlo - Maria Isabel Sanchez Vegara

 

W serii Mali Wielcy kolejna postać tym razem znana na całym świecie malarka Frida Kahlo. Kiedy Frida była mała chorowała, kiedy podrosła i mogła już korzystać z życia miała potworny wypadek, którego skutki odczuwała do końca swoich dni. Przykuta do łóżka przez długi czas zaczęła opowiadać o swoim cierpieniu poprzez ujmowanie go w obrazy. Jej autoportrety są bardzo charakterystyczne i jasne w przekazie, ukazujące cierpienie i ból. Frida jako osoba dorosła nie mogła mieć dzieci, dlatego uwielbiała otaczać się zwierzętami zwłaszcza niewielkimi, np. małpkami. Zwierzęta i kwiaty, które też uwielbiała były akcentami jej wielu obrazów. Frida kochała śmiech, życie i kolory, kiedy tylko mogła spotykała się z ludźmi, bawiła i tworzyła. Bardzo kochała swojego męża. 

To książka o ciekawej i bardzo barwnej kobiecie, pełnej pasji i energii, kochającej życie, rodzinę i to co ją otaczało. Żyła pełnią życia wtedy kiedy mogła. Książka oddaje jej charakter chociaż oczywiście w formie dla dzieci. Jej postawa może uczyć odwagi, samozaparcia i dawania sobie rady w bardzo trudnych sytuacjach.

Szata graficzna i treść bardzo przyjemne dla zmysłów. Polecamy.

Coco Chanel - Ana Albero, Maria Isabel Sanchez Vegara

 

Z cyklu Mali Wielcy tym razem opowieść o Coco Chanel, dziewczynce, która po śmierci mamy wychowywała się w sierocińcu. Kiedy dorosła zaczęła pracować w sklepie z odzieżą i dodatkami. Proste, skromne wychowanie przez siostry zakonne, opanowanie umiejętności szycia, a potem praca w sklepie doprowadziły ją do zdobycia sławy i pieniędzy. Coco stała się ikoną mody, bo zmieniła totalnie styl kobiet w kwestii ubierania się. Dzięki niej kobiety zrzuciły niewygodne, obciskające gorsety i założyły wygodne, proste acz eleganckie stroje. Nauczyła kobiety prostoty także w doborze kapeluszy i innych dodatków. Coco Chanel to też nazwisko znane z perfum, te o No 5 są niezmiennie od lat lubianymi w "wysokich" i szerokich kręgach kobiet. A "mała czarna" na zawsze będzie kojarzyła się właśnie z CC.

Książka jak i pozostałe z serii jest kolorowa, bardzo czytelna, łatwa w odbiorze i ciekawa. Przyciąga dzieci treścią, historią i obrazami.

Podwodny świat - Jennifer Berne

 

Jacques Cousteau określał siebie mianem "oceanograficznego technika". Był miłośnikiem przyrody, w szczególności zaś świata podwodnego co udokumentował w ponad 120 filmach telewizyjnych i ponad 50 książkach, dzięki czemu otworzył ten świat przed milionami gospodarstw domowych na świecie. Był też orędownikiem ochrony Ziemi, uważał, że każdy człowiek ma obowiązek dbać o planetę w każdym aspekcie życia. Książka została pięknie zilustrowała, zaś forma czcionki, format niektórych stron zostały zróżnicowane, a to wszystko bardzo zachęca po sięgnięcie po nią.

Jennifer Berne przybliżyła historię jego życia dzieciom. Książka zawiera najważniejsze wątki z życia tego odkrywcy i piewcy piękna przyrody. Autorka pokazała jak mały Jacques rozwijał swoje zainteresowania a następnie wdrażał je i realizował. Odmalowała jego pasje, liczne wynalazki, przydatne urządzenia i oryginalne rozwiązania, dokonania i pokazywanie nieznanych dotąd ludziom podwodnych światów. Uświadomiła doniosłość jego odkryć zarówno piękna i niezwykłości przyrody oraz zagrożeń płynących dla niej ze strony ludzi. Pokazała zabiegi i starania jakie podejmował u ludzi z najwyższych szczebli władzy, aby uświadomić jak ważne jest dbanie o planetę.

Książka ta ma wielowymiarowy wydźwięk, bo to jest piękna historia życia, która może motywować do pójścia w ślady odkrywcy, zachęca do działania i odkrywania oraz promuje dbanie o planetę, która jest domem dla każdego z nas. Jeśli nie będziemy dbać o ten dom to go po prostu nie będzie dla przyszłych pokoleń i o tym mówił min. bohater tej książki.

środa, 6 stycznia 2021

Amerykański brud - Jeanine Cummins

 

Napis na okładce "Jedna z najważniejszych powieści naszych czasów", to na pewno zabieg marketingowy, ale nie umniejsza on treści tej powieści. Zapewne jest wiele lepszych i ważniejszych, ale kolejne zwrócenie uwagi na problem imigracji ludzi z miejsc, z których nie daje się żyć, nie zaszkodzi. Główne przesłanie tej książki to pokazanie niedoli  ludzi, którzy chcą wreszcie żyć spokojniej, nie bać się o los najbliższych, nie martwić się o biedę, o głód, bezpieczeństwo. Autorka zbierała materiały i pisała książkę cztery lata, była przerażona swoimi odkryciami, informacjami, które zdobyła, losami ludzi, których zobaczyła. Zależało jej, aby to co napisze wstrząsnęło opinią publiczną, uświadomiło, że informacje z mainstreamu nijak się mają do prawdziwych sytuacji. Chciała choć w jakimś stopniu pokazać dlaczego ludzie uciekają ze swoich krajów, jaki trud podejmują podczas ucieczki, jakie mogą ich spotkać po drodze okropności i jak cały proces jest niebezpieczny. Chciała pokazać różnych ludzi, nie bandytów i leniwych, potencjalnych bezrobotnych, ale uciemiężonych, zranionych, prześladowanych, którzy potrzebują pomocy. W mojej opinii to jej się udało, może jest to ugładzona forma, ale to w końcu powieść a nie reportaż. Książka jest tak napisana, że wciąga praktycznie po przeczytaniu kilkunastu kartek, trzyma w napięciu, i trudno ją odłożyć. Dodatkowym atutem są dopisywane przez autorkę twarde informacje z danych światowych organizacji, np. że stolica Hondurasu jest najniebezpieczniejszym miastem świata - "stolicą morderstw", itp. Zabiegiem, który mi przeszkadzał, było pozostawienie w dialogach i tekście mnóstwa zwrotów po hiszpańsku, rozpraszały, zniecierpliwiły, bo nie były to typowo hiszpańskie, nieprzetłumaczalne zwroty, tylko nieprzetłumaczone słowa.

Sam początek nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak pozostała część książki; ucieczka, sposoby przemieszczania się, miejsca pobytu i napotkani ludzie. Wprowadzone retrospektywy głównej bohaterki naświetlały tragizm postaci i dolewały oliwy do ognia całej sytuacji. Główna bohaterka była dla mnie miejscami trochę przesłodzona, ale było tam wiele innych osób wyrazistych i pełnokrwistych. Opisami, wydarzeniami i przeżyciami bohaterów autorka starała się wprawić czytelnika  w rozedrganie emocji i udało jej się to. Napięcie i stres, który towarzyszy bohaterom wydaje się udzielać, plastyczne opisy mogą przenieść w opisywane miejsca.

Autorka wprowadza nas do pięknego, znanego miasta Meksyku, Accapulco, w którym już także rozgościły się kartele narkotykowe. Trzęsą życiem mieszkańców dosłownie i w przenośni, nie da się tam spokojnie żyć, wychodząc rano z domu nie wiadomo czy się do niego wróci. Meksyk to kraj w którym zabija się najwięcej dziennikarzy na świecie, to kraj, którego piękno zaanektowali sobie bardzo źli ludzie i uczynili go nieprzyjaznym dla pozostałych mieszkańców. Wraz z wydarzeniami w książce przemieszczamy się po różnych miastach i miejscowościach tego kraju, przy okazji dowiadując się o funkcjonowaniu komunikacji, urzędów i instytucji.

Ta opowieść pokazuje, że życie ludzkie choć tak ważne dla jednych jest kruche i niewiele warte dla innych. Podczas jednego wydarzenia rodzinnego ginie od kul bandytów kilkunastoosobowa rodzina. Dwie, które zostały przy życiu - matka Lydia  i syn Luca - rozpoczynają długą, męczącą i bardzo niebezpieczną podróż do wolnego kraju, w którym mają nadzieję uzyskać szansę na życie. Niektórzy bohaterowie wzbudzają sympatię, inni współczucie, niektórzy niepewność, a niektórym nie można ufać.

Być może wbrew reklamie ta książka nie zostanie na długo w zbiorowej pamięci, może jej wpływ będzie niewielki i na krótko, być może niewiele albo nic nie zmieni w świadomości ludzkiej, ale nie umniejsza to jej walorom czytelniczym. Z tych ponad 470 stron nie usunęłabym żadnej, każda czyta się nadzwyczaj szybko. Polecam.