Szukaj na tym blogu

wtorek, 27 września 2022

Czarne lato. Australia płonie - Szymon Drobniak


"Jestem zła. Zła na nas ludzi. Tak ogólnie. Na to, jak traktujemy środowisko. I na totalny brak aktywności, brak działania. Bierne czekanie, aż "ktoś" coś zrobi." (str. 133)

Niewiedza i niechęć do jej niwelowania przynosi opłakane skutki. Autor skupił się na pokazywaniu i rozmawianiu o katastrofie klimatycznej. Przedstawiał twarde dowody na ocieplanie się ziemi, któremu jesteśmy jako ludzie winni, bo w sposób nienaturalny w szybkim tempie uwolniliśmy ogromne pokłady CO2 do atmosfery. Gdyby nie człowiek i jego zachłanność oraz ciągłe dążenie do tego "więcej" paliwa kopalne starczyłyby "na kolejne miliony lat". Obecnie mamy emisję tego gazu na poziomie nienotowanym "od trzech milionów lat". (str.29) W globalnym ociepleniu oprócz CO2 największego wroga ludzkości, biorą udział także: para wodna zatrzymująca ciepło przy powierzchni Ziemi, albedo (pokrywy śnieżne) Ziemi i jej zdolność odbijania światła słonecznego, rozmarzanie wiecznej zmarzliny, która uwalnia nadmierne ilości metanu do atmosfery, nie wspominając o produkcji gazów z typowo ludzkiej działalności, np. wycinanie dżungli, hodowla bydła, używanie pojazdów. 

"Klimatyczna katastrofa wykiełkowała tuż obok nas właśnie dlatego, że jesteśmy tak beznadziejnie krótkowzroczni. Maraton dziesiątek lat przewidywania naprzód okazuje się równie abstrakcyjny dla naszego umysłu jak skala wszechświata czy fizyka kwantowa. Świetnie sprawdzamy się w krótkich dystansach... Tak więc toczymy się przez powolutku podgotowującą się rzeczywistość Ziemi,..." (str. 177) Autor zastanawia się także co jest w stanie uratować naszą Ziemię, czy to może być wstyd, edukacja, siła ustawodawców i rządzących. Co trzeba byłoby pokazać/zrobić, aby ludzie zrozumieli skalę zagrożenia, aby zechcieli zostawić planetę w stanie używalnym kolejnym pokoleniom.

Żeby przybliżyć problem zmian zachodzących w klimacie i powagę sytuacji opisał pożary w Australii. Australia to zdaniem autora jaskrawy przykład nie troszczenia się o przyszłość Ziemi, wzorzec nie myślenia o dobrostanie przyszłych pokoleń. Począwszy od populistycznych rządzących i głoszonych przez nich pełnych hipokryzji haseł, naśmiewających się z "problemów" klimatologów i innych ekspertów badających zmiany zachodzące w przyrodzie, poprzez brak edukacji, do braku społecznej i publicznej odpowiedzialności za używanie (a raczej nadużywanie) energii. Australia jest pożeraczem energii, to kraj "permanentnej klimatyzacji", używania wszelakiej maści sprzętu generującego ogromne zapotrzebowanie na energię, która jest produkowana głównie z australijskiego węgla, którego ponoć jest na tym kontynencie pod dostatkiem. Nadużywanie energii prowadzi do ogrzewania powietrza, które w Australii przekroczyło już poziom 2 stopni w porównaniu z erą przedindustrialną, dlatego kontynent płonie. Pożary pochłaniają całe ekosystemy, podczas pożarów lata 2019/2020 życie straciło 3 miliardy zwierząt, w okrutnych męczarniach ginęły gatunki endemiczne i zwierzęta występujące w innych szerokościach geograficznych. Płonęły połacie lasów i sawann, zagrody i domostwa ludzkie. Te pożary pokazały paletę ludzkich zachowań względem kataklizmu stulecia. Od hipokryzji, obojętności, strachu, jednoczenia sił w walce z żywiołem po ucieczkę z miejsca katastrofy. 

Ale pożary to nie jedyny skutek ocieplania się powietrza, co autor starał się pokazać na przykładzie blaknięcia koralowców, które tracą swoją naturę pod wpływem nadmiernego ogrzewania się wody. Rafy to jeszcze poważniejszy problem niż pożary, bo stanowią one "dom dla 25% wszystkich oceanicznych gatunków zwierząt" (str 157) Te same skutki dotyczą morskich łąk i wielu innych ekosystemów oceanicznych. Niestety z racji odległości od siedzib ludzkich i nadmiaru innych spraw, problem raf interesuje tylko nielicznych.

Autor powrócił do przeszłości Australii, kiedy to Aborygeni zasiedlali te ziemie, żyjąc w zgodzie z naturą, szanując ją w każdym przejawie, nawet ogień miał inny wymiar i swoje ważne zadanie. Niestety przybycie w osiemnastym wieku białych zdeptało ten rytm. Naukowcy wykazują, że przed pojawieniem się białych kolonizatorów Australia była zielonym kontynentem, teraz jest żarzącym się węglem, który potrzebuje tylko większego podmuchu, aby siać spustoszenie. Pierwsi mieszkańcy podnoszą głosy rozwagi w sprawie matki Australii, ale jeszcze nie są słuchani z należytym szacunkiem i uwagą, tak jak to się dzieje w Nowej Zelandii, gdzie kultura maoryska jest częścią Nowozelandczyków.

W mojej opinii to ważna książka w obszarze klimatycznej katastrofy. Oczywiście nie pierwsza i nie ostatnia, która ostrzega, napomina, udowadnia zgubne działanie człowieka na los swojego gatunku i milionów innych istnień. Autor głosami ekspertów, wydarzeniami w Australii boje na alarm, ale jak pokazują przykłady ludzkość jest głucha na wszystkie sygnały, dowody, ekspertyzy, wyniki badań. Jedna z naukowczyń z którymi autor rozmawiał, Adriana Verges z żalem mówi, że "Nie chcę ludzi terroryzować. Choć jesteśmy w takim momencie naszej historii, że terror może być ostatnim narzędziem, jakie nam pozostanie. Bo jest naprawdę bardzo, bardzo źle." (str 170) Co robić zatem, aby nie skupiać się na swoich doraźnych potrzebach, wygodnictwie, lenistwie, przyzwyczajeniach i wysłać myśli w przyszłość, zacząć martwić się co będzie i jak. Aby tu i teraz nie było najważniejsze, ale to co czeka nas w niedalekiej przyszłości..

niedziela, 25 września 2022

Agla - Radek Rak

 

Jestem fanką "Baśni o wężowym sercu..." dlatego sięgnęłam po kolejną książkę tego autora. I pomimo, że czyta się ją dość lekko, to po dwustu stronach mnie zmogła. Jak dla mnie za dużo teksu, mnóstwo "przedłużanych" niewiele wnoszących słów, zdarzeń, zachowań. Być może nie był to dobry czas na nią, albo jeszcze coś innego, uogólniając nie zagrało tym razem tak jak tego oczekiwałam,

Historia zaczyna się ciekawie, bo opowiada o zbuntowanej młodej dziewczynie Sofii, która prowadzi nas przez swoje dojrzewanie i kolejne etapy w dorosłość. Jest niezależna co mi się podoba, zbuntowana, przez co miewa kłopoty, stara się być zaradna, choć czasem bywa jej trudno. Ta opowieść to symbol zmian, które są najbardziej stałym elementem w życiu człowieka.

Autor stworzył świat, w którym przeplata się mnóstwo różnych, nierzadko dziwacznie powiązanych ze sobą rzeczy. Mamy współczesność z magami, carem, ubecją, jakimiś stworzeniami ze starych wierzeń. Mamy samochody, pociągi, a jednocześnie jakieś tajemnicze uliczki ze sklepami tylko dla wtajemniczonych. Miałam wrażenie, że czasami jestem w opowieści o Harrym Potterze, czasem w "Sklepach cynamonowych", a czasami jeszcze w innych opowieściach. Prawdziwy miks, tygiel i wszystkiego po trochu. Radek Rak stworzył ciekawe relacje, mistrz-uczeń, mentorka-słuchaczka, przyjaciele-przyjaciółka. Autor użył swojej wyobraźni, pięknego języka, odmalował barwny kilim a mnie niestety czegoś mimo wszystko zabrakło, może cierpliwości.

Wrony - Petra Dvořáková

 

Przemoc ma różne oblicza, a Petra Dvorakova w swojej książce pokazuje najbardziej zwyczajną, taką rodzinną, z "normalnym domem" w tle. Autorka zabiera czytelnika do domu, w którym mieszka matka, ojciec i dwie córki Kasieńka i Baśka. Pokazuje nam ten świat z dwóch perspektyw Baśki i matki. Mamy też swoisty przerywnik pomiędzy rozdziałami w postaci wpisu-obserwacji Baśki sytuacji za oknem. Otóż wrona tworzy gniazdo, zakłada rodzinę, wychowuje swoje małe, etc. To analogia do tego co widzimy w statystycznej rodzinie ludzkiej, ale tylko analogia.

Ale zacznijmy od początku, tak ogólnie, schematycznie. Dwoje ludzi postanawia założyć rodzinę. Pytanie - dlaczego i po co? Bo tak trzeba, bo tak robią inni, bo co inni powiedzą, etc. Niemniej łączą się ze sobą i już. Nie mają pojęcia czy nadają się na rodziców, ale postanawiają mieć dzieci, nie wiedzą, że to nie jest już tylko przyjemność, to także ciężka robota i nie zawsze miłe doświadczenia, zwłaszcza jeśli dzieci chorują (ponad standardowo). Jedno z rodziców, w tym przypadku matka, bierze na siebie więcej obowiązków, które nadmiernie ją obciążają, drugie zaczyna się wycofywać czy to z powodu wygody, czy odepchnięte. Spirala zaczyna się nakręcać, u niej pojawiają się frustracje, on ucieka w jakieś swoje wewnętrzne zacisza - telewizor, gazeta, późniejsze powroty. Niezadowolenie u niej rośnie, emocje sięgają zenitu, potrzebują ujścia, więc wylewa się lawina żali i pretensji najpierw na męża, a potem na dziecko. To tylko początek, bo przecież nie ma konstruktywnej rozmowy w tym związku, nie ma już miłości, są tylko niemiłe obowiązki i rutyna. Brakuje bliskości, seksu, zwyczajnych rozmów o dniu codziennym. Rośnie góra niezadowolenia, pretensji, obwiniania, wyrzucania z siebie emocji, które odbijają się na kimś innym. Sprężyna jest coraz bardziej zwinięta, wystarczy szarpnięcie, nadmierne dokręcenie i wystrzeli, uderzając w kogoś boleśnie.

Autorka ten schemat ubrała postaciami, w mojej opinii bardzo udanie, bo poruszyła moje wrażliwe struny. Jej rodzina nie jest patologiczna, matka i ojciec pracują, zapewniają jedzenie, właściwe ubranie zależne od pory roku, itp. Ani matka, ani ojciec nie mają problemu z alkoholem. Ze słów matki wynika, że nawet kocha swoje dzieci, ale... mają wypełniać skrupulatnie jej polecenia, nakazy, zakazy, nie wymyślać głupot, słuchać co do nich mówi, utrzymywać porządek, być zdyscyplinowane, nie marudzić przy jedzeniu, być skromne, itp. Każda z córek ma inną wrażliwość i inny charakter, każda z wymaganiami matki radzi sobie na różne sposoby, każda jednak ponosi konsekwencje, albo wewnętrzne, albo zewnętrzne. W tej relacji nie ma wygranych, są tylko sfrustrowani i przegrani. Ojciec jest, ale wycofany, uciekający w swój świat, chyba, że zostaje doprowadzony do ściany i skraju swoich słabości wtedy zamienia się w kata. Ofiara przyjmuje ciosy ze wszystkich stron, od rodziców i dodatkowo od siostry, która też jest kłębkiem nerwów i strachów, zresztą rodzice dają przykład, z którego ona czerpie. Ta "normalna rodzina" nie zdała egzaminu, nie umiała i nie chciała słuchać i patrzeć na siebie krytycznie, nie kochała siebie, nie troszczyła się o swój dobrostan. Niestety nie dała też sobie pomóc, nie chciała słuchać głosów obiektywnych z zewnątrz. 

Autorka nie poszła utartym torem wybierając rodzinę z problemami, w swojej opowieści opisała  banalnie zwyczajną rodzinę i to właśnie w tym wyborze była moc. Bo nie wiadomo czego się spodziewać, aż tu nagle dostajemy obuchem w głowę. Dla mnie to historia z ważnym podtekstem i mocnymi emocjami.

poniedziałek, 19 września 2022

Wilcza rzeka - Wioletta Grzegorzewska

 

To trzecia książka tej autorki, którą przeczytałam. Każda z nich była inna, ta to zapiski z życia autorki w Wielkiej Brytanii, ale też swoista autobiografia. Wioletta Grzegorzewska wpuszcza czytelnika do swojego świata, pokazuje wydarzenia od wybuchu pandemii w 2020 roku, które przeplata wspomnieniami z pobytu na emigracji w różnych miejscach Anglii, nierzadko powraca także do dzieciństwa. Autorka opisuje swoje burzliwe małżeństwo, macierzyństwo, rozterki związane z pracą, tworzeniem, nową miłością. Opisuje przemieszczanie się i funkcjonowanie podczas lockdownu, swoje zmienne mieszkania i współlokatorów, a także system opieki nad pokrzywdzonymi przez kogoś z członków rodziny Wspomina swoje chwile załamań, próby samobójcze, poczucie samotności, po których jakoś powstawała, prostowała się i stawała twarzą w twarz z kolejnymi wyzwaniami. Mimo upadków, podnosiła się, chciała być odpowiedzialną, chroniącą swoją córkę matką. Bohaterka to też kobieta poszukująca miłości, namiętna, niezmiernie rozbudzona i niezaspokojona, potrzebująca czułości, ciepła i bratniej duszy. W jej opowieściach goszczą: smutek, żal, troska, lęk, strach, ale też nadzieja. 

Narratorka pokazuje szeroką paletę ludzkich zachowań, ich zmienności i przeżywanych problemów. Opisuje losy emigrantów, ich zmagania z językiem, kulturą, brakiem pieniędzy, tęsknotą, często podłymi warunkami zamieszkania, lękiem przed porażką, samotnością, itd. Jej portrety napotykanych osób, opisy krajobrazów i miejsc tworzą osobliwy kalejdoskop, przybierający swoje wymyślne kształty.

Przy jej opowieści powróciły moje własne wspomnienia z pobytów w Anglii, mieszkanie z Polakami, którzy wyjechali do pracy, głównie przy wykończeniówce, albo z ludźmi z całego świata i ich spojrzenie na angielskie otoczenie. Moje wspomnienia mieszały się, falowały wraz z przekładanymi kartami książki autorki. Autorka dała spojrzenie na człowieka, który miota się pomiędzy żywiołami, swoimi emocjami, lękami i odpowiedzialnością. To dobra lektura, choć zapewne nie każdy będzie miał ochotę na takie szczere i intymne uzewnętrznianie się.

sobota, 17 września 2022

Polowanie na małego szczupaka - Juhani Karila

 
"- Nie takie rzeczy na świecie bywajom."
(str. 56) to dla mnie dobre wprowadzenie do książki Juhani Karila, która okazała się zaskakująco wciągającą lekturą o krańcach Europy północnej, które często mogą kojarzyć się tylko ze śniegiem, mrozem i niedostępnymi obszarami. Autor pokazał przeciwieństwo tego wyobrażenia, w tej książce Laponia kipi życiem i walką o nie, potrafi być nieznośnie gorąco, a dodatkowo połączone z watahą nienakarmionych insektów bywa trudne do wytrzymania. W mojej opinii autorowi udało się oddać uroki natury, klimat miejsca, specyfikę zachowań ludzkich. Jego opisy uruchamiały u mnie odbiór dźwięków, zapachów, obrazów, bo używał tak wielorakich opisów fauny i flory, które pobudzały do reakcji. Podobały mi się także wplecione przez autora elementy fantasy, związane z ludowymi wierzeniami, w których pojawiają się wodniki, warwasy, chyłki i inne przedziwne stwory, które wyglądały tak, że nawet trudno było mi sobie wyobrazić. Byłam aktywnym obserwatorem opowieści snutej przez autora. Dałam się ponieść tej fali różnych zdarzeń, nie zadawałam pytań, ale podążałam za jego obrazami, za tajemnicą, za niespełnionymi marzeniami. Zachowałam się jak jedna z bohaterek książki, która nie szukała odpowiedzi, przyjmowała to co się dzieje jako coś najbardziej naturalnego w tej szerokości geograficznej. "Wiedziała, co ludzie potrafią zrobić sobie nawzajem. Jak szalone i dalekosiężne plany potrafią układać, gdy chcą zniszczyć bliźniego. Przekonała się również, co sama jest w stanie zrobić drugiemu człowiekowi, i kto wie, czy nie to właśnie zdumiewało ją najbardziej ze wszystkiego. Dlaczego więc nie mogłoby istnieć coś takiego. Taki chyłek. (str. 115)

Bohaterowie tej opowieści tworzą społeczność, która zna i pamięta losy sąsiadów od pokoleń, to postacie bardzo wyraziste, może dlatego, że nie ma ich zbyt wielu, niemniej każdy ma swoje znaczenie i mocno zarysowaną rolę. Niektórych można odbierać jako dziwaków innych jako "urwanych z choinki", ale wszyscy są w jakiś sposób ponadprzeciętni, wyróżniają się z "tłumu". Świat ludzki i stworów dzieje się równocześnie, nikt niczego nie kwestionuje i niczemu się nie dziwi.

Autor zawarł w tekście także wiele elementów około środowiskowych, wtrącał informacje o zakłóceniach w przyrodzie spowodowanych przez głupie działania człowieka, pochylał się nad losem przyszłości planety. "Powiedział jej, że środowisko przypomina teraz zepsutą sygnalizację świetlną na skrzyżowaniu, światła przełączają się jak popadnie i nikt nie potrafi ich naprawić. Wszyscy się modlą, żeby ustrojstwo całkiem nie padło." (str. 201) "Człowiek wycina zwierzęta w pień z taką samą łatwością, z jaką robi zakupy. Taka jest prawda. Wiecie co oznacza wycięcie gatunku w pień (...) - Wymarcie Nieodwracalne zniknięcie gatunku z powierzchni ziemi. Nieodwracalne lecz nie całkowite, gdyż zostaje po nim pamiątka. Bolesna rana. Wiecie o czym mówię. O szkieletach. O zdjęciach." (str. 199) Czyżby dlatego człowiek w swojej głupocie i egoizmie powołał do istnienia muzea historii naturalnej, w których woli przechowywać pamiątki po żyjących kiedyś, niż dbać o te które jeszcze żyją?!

Podsumowując podobała mi się ta książka, była ożywcza, inna, świeża, zabawna, dowcipna i zaskakująca. Wspaniałe tłumaczenie i wyjaśnienia tłumacza przybliżają do klimatu opowieści. Jest w niej miłość, tajemnica, tęsknota, nieumiejętność tworzenia bliskich relacji, mozolne odkrywanie siebie z drugiej strony lustra, szaleństwo, rytuały, jest w niej wreszcie niezwykłe życie pełne nieoczywistości. W tej książce wielu czytelników może znaleźć coś dla siebie.