Szukaj na tym blogu

czwartek, 28 lutego 2019

W Zielonej Dolinie - Barbara Gawryluk


Książka pachnąca lasem,dzieciństwem i wakacjami. Mnie się aż tak intensywne i towarzyskie wakacje nie trafiały, ale też miałam wiele dróg, lasów i ciekawych miejsc w dzieciństwie.
Ta książka tętni życiem, radością i przygodą. Jak już weszłyśmy w jej świat to nie chciało się nam z niego wychodzić. Bohaterowie są pozytywni, dowcipni, zainteresowani czymś i kimś.Mają swoje marzenia, lubią ludzi, są pomysłowi i pełni pozytywnej energii. Czytając tą lekturę wydawało nam się jakby to byli ludzie znajomi, do których w każdej chwili można pojechać. Okolica i jej opisy napawały spokojem i radością. Chciało nam się wędrować, oglądać, wąchać, podpatrywać. Byłyśmy gotowe dołączyć się do zabaw, dać się wciągnąć w wir zajęć. Bardzo miła i wciągająca książka dla młodszych i starszych.

środa, 27 lutego 2019

Lud. Z grenlandzkiej wyspy - Ilona Wiśniewska


Hen, daleko leży największa wyspa Ziemi, spowita w 84% przez lód. Na pozostałych szesnastu procentach mieszka pięćdziesiąt sześć tysięcy stu siedemdziesięciu jeden mieszkańców (2017). W 89% jej mieszkańcami są Innuici, rdzenni mieszkańcy. To ludzie o ciemnych włosach i takiej karnacji, potrafiący milczeć i porozumiewać się niewerbalnie, skrywających mroczne wspomnienia i poczucie krzywdy. To też ludzie otwarci, mający poczucie humoru, bezpruderyjni, mówiący o cielesności i seksualności nie owijając w bawełnę. To niestety też ludzie, którzy mają kłopoty z alkoholizmem i używkami. Co roku notowana jest  znacząca liczba samobójstw, zwłaszcza wśród ludzi młodych. To też ludzie zahartowani przez klimat tej wyspy, wyznający zgoła inne zasady niż mieszkańcy oddalonego o około 30 godzin lotem kontynentu europejskiego. Tu zależności dyktuje natura, to ona ustanawia twarde prawa i wyznacza granice działania i zamieszkania. Mieszkańcy  nadal ubierają się w skóry zwierząt, które sami upolują, bo one najbardziej chronią przed panującym tu klimatem. Oczywiście nikt nie zabawia się w zabijanie dla rozrywki, robi to aby przetrwać. Ludzie w tym miejscu nie żartują sobie z natury, są jej poddani i posłuszni, walka z nią nie ma sensu. To ona wyznacza rytm ich życia, dlatego tak trudno im się przystosować do innych warunków i trudno im zrozumieć pośpiech ludzi z kontynentu. Innuici inaczej niż my podchodzą do wielu aspektów życia, wielu nie znają, wielu nie pojmują, bo z niektórymi w ogóle nie obcują na Grenlandii. Nie często zdarza się im podróżować, bo odległości i koszty są dosyć wysokie.

To trzecia książka Ilony Wiśniewskiej w moich rękach i chyba najbardziej wzruszająca. Prowadzi po odległej i nieznanej krainie, w której oczywiście najbardziej interesują ją ludzie. Jej język jest przepełniony ciekawymi porównaniami, opisami i zbliżeniami. Stara się pokazać to co najwrażliwsze, najważniejsze, najcenniejsze, czyli ludzi i naturę wyspy, robi to używając słów i zdjęć, jak zwykle jedne i drugie dopracowane i oddające głębię przekazu. Mam wrażenie, że z każdą książką jej słowa są coraz piękniejsze.

Autorka udała się w te zimne rejony aby pracować w domu dziecka na małym cypelku Grenlandii, zamieszkałym przez ponad tysiąc osób. Dzięki tej pracy poznała otoczenie, ludzi oraz ich historie. Powoli, bez narzucania się otoczenie zauważyło także ją (bo tu udzie przyjeżdżają i wyjeżdżają, nie warto wiązać się z nimi). Zaczęto zapraszać ją do domów i swoich rodzin, uchylać drzwi za którymi można posłyszeć różne ciekawe historie, np. o ludziach i historii tej wyspy. To zazwyczaj historie z mocnymi konturami, w środku których drży delikatna materia. Najbardziej miękki jest środek w którym tkwi sprawa uzyskania całkowitej niezależność od Danii. Uważają, że oddzielenie się od Danii pozwoli im na samodecydowanie i poczucie się obywatelami pierwszej kategorii. Obecnie czują się zależni i częściowo ubezwłasnowolnieni przez bogatego kolonizatora, który traktował Grenlandię z góry, bardziej jako dziecko gorszego Boga, niż kuzyna, którego można wesprzeć, bo z racji klimatu ma trudniej. Dania przyczyniała się do niszczenia tego co grenlandzkie, manipulując, językiem, edukacją, pracą, zarobkami i ludźmi. Czyniono eksperymenty, np. zabierano dzieci z wyspy aby edukować ich w Dani na bardziej światłych i zawsze wdzięcznych poddanych. Silny czynił spustoszenie, nie pytając czy to komuś odpowiada, oczywiście o przeprosinach raczej nie ma mowy. Może lekkie zawahanie, maleńkie zawstydzenie, ale to tylko ci Grenlandczycy, których trzeba prowadzić za rękę, bo nie daliby sobie sami rady.

W opowieściach zebranych przez Ilonę Wiśniewską przenika poczucie oddania tej wyspie i lokalny patriotyzm. Ludzie chcą podkreślać swoją tożsamość i nie wstydzić się swojej ojczyzny, najbardziej ten wydźwięk słychać wśród młodszego pokolenia. W tym pokoleniu drzemie nadzieja dla wyspy, bo oni chcą powrotu do korzeni, prostoty i życia w zgodzie z naturą 

Autorka jak zwykle potrafiła uchwycić czar miejsca i ludzi, przekazać wszystko co istotne dla tematu. Oczywiście pokazała człowieka z jego codziennością, borykaniem się z nią i braniem jej za bary. Sama uległa klimatowi i poznanym osobom. Była jak zwykle uważnym obserwatorem i słuchaczem, skrupulatnym kronikarzem tamtego czasu. Jak zwykle nie oceniająca, pozwalająca wybrzmieć innym. Przekazała tchnącą mnóstwem emocji opowieść o ludziach żyjących w prawdziwej "krainie lodu". Gorąco polecam.

sobota, 23 lutego 2019

Mama Mu na wycieczce i inne komiksy - Jujja Wieslander, Sven Nordqvist


Tym razem Mama Mu zabiera czytelników w świat swoich historii, ale opisanych w formie komiksów. Jak zwykle opowieści, tym razem cztery, są zabawne i zaskakujące. Mama Mu nic się nie zmieniła, jak zwykle pełna energii, pomysłów i serdeczności, zaś Pan Wrona jak zwykle gderliwy, zmienny i samolubny.
Mama Mu po raz kolejny pokazuje czytelnikom, że warto mieć pomysły i próbować je realizować i choć nie zawsze się to udaje, przynajmniej ma się satysfakcję z podjętej próby. Choć wiele Mama Mu już umie to tym razem chce spróbować min. stać na jednej nodze i chodzić po linie. Najpierw jednak marzy jej się piknik z Panem Wroną, niestety zaczyna padać deszcz i zaczyna się cała opowieść.
Ta książka może zainteresować dzieci, które same będą mogły sobie przeczytać, aby nie stracić nic z obrazów i opowieści. Dowcipna, pięknie ilustrowana i pomysłowa.

Rok z Findusem - Eva-Lena Larsson, Kennert Danielsson


W oparciu o dobrze znane już postacie z książek dla dzieci: Pettsonie i Findusie, została stworzona przez autorów ciekawa książka dla różnego odbiorcy. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie, zarówno starszy jak i młodszy. Bo to kalendarz działań na cały rok z podziałem na miesiące i charakterystyczne w nich prace. Autorzy pokazują czymże to Findus zajmuje się w poszczególnych miesiącach, dając tym samym propozycje czytelnikom. Podsuwają ciekawe rozwiązania, pomysły, sugestie, co zrobić, w jaki sposób, kiedy i po cóż. W książce oprócz wskazań co można i należy robić w danym miesiącu jest oczywiście mnóstwo pięknych, kolorowych i precyzyjnych ilustracji Svena Nordqvista. Nie zabrakło też charakterystycznych historyjek, choć tym razem wpisanych raczej dla rozluźnienia czytelnika.
Ta książka to kolorowy poradnik na cały rok, to przewodnik z pomysłami, to szkatułka z materiałami do robótek ręcznych. Bardzo wciągająca, zaciekawiająca, podpowiadająca. Pobudziła naszą ochotę na wspólne działania w domu, balkonie i ogrodzie.

Chłopiec z Lampedusy - Rafał Witek, Joanna Rusinek

Seria: Wojny dorosłych, historie dzieci.

Tym razem współczesna opowieść o różnych formach emigracji, tej zarobkowej i tej przymusowej z powodu wojny. Najpierw autor zapoznaje czytelnika z Andżeliką, która mieszka na Lampedusie z mamą. Przyjechały z Polski, mama pracuje w hotelu aby zarobić pieniądze na dom w Polsce. Jej tata jeździ ciężarówką po Europie wożąc sprzęt AGD, dziewczynka prawie go nie widuje. Bardzo za nim tęskni, ale może kiedyś uzbierają na ten ich wymarzony dom.
Andżelika uczy się we włoskiej szkole i dobrze sobie radzi. Ma koleżanki, poznaje miasto i jego mieszkańców.

Podczas wieczornego wyjścia po chleb spotyka przy brzegu morza chłopca, ciemnoskórego, mniej więcej w jej wieku. Jest zdziwiona tym spotkaniem, a kiedy chłopiec ukradnie jej chleb zdenerwuje się na niego. Okoliczności pozwolą poznać się dzieciom na wzajem. Trochę razem przeżyją, zanim chłopiec, Tandżin pojedzie do rodziców, którzy się odnajdą w ośrodku dla uchodźców pod Rzymem.

To historia zmyślona, ale oparta na zdarzeniach, które miały miejsce u wybrzeży Lampedusy, kiedy to niejednokrotnie dzieci i dorośli z Afryki chcieli dopłynąć do lepszego świata, z różnym skutkiem.
To historia o tęsknocie, strachu i stracie oraz poszukiwaniu miejsca dla siebie. To też poznawanie różnorodności i nauka tolerancji. Autor opisał mieszkańców miasteczka, którzy starali się pomóc przybyszom. Czasem czynili to w zaskakujący sposób, ale najważniejszy był efekt końcowy.

czwartek, 21 lutego 2019

Akuszerka - Katja Kettu


W mojej opinii w tą książkę albo wsiąkniesz, albo od niej uciekniesz, ale nie zostawi Cię obojętnym.
Niemniej warto zapoznać się z jedną z niewielu na polskim rynku lekturą fińską.

Ta książka ma w sobie niepokój, który towarzyszył mi podczas czytania aż do jej końca. Dla mnie miała jakąś nienazwaną moc przyciągania, bo choć miejscami nie rozumiałam jej, odrzucałam, nie mogłam nie powrócić. Trzymała mnie mocno w swojej opowieści, strasznej, zawiłej, niejasnej, nieoczywistej, niedopowiedzianej. Była napisana językiem "skandynawskim", prostym, pochodzącym z natury i językiem "wojennym", brutalnym, brudnym, przygniatającym. Słowa są mocne jak szczypce akuszerki. Tętnią jak otwarte serce, bolą jak poród, czasem smagają jak mroźny wiatr, a czasem chłoszczą zbyt silnymi strumieniami za gorącej lub za zimnej wody. Daleko jej od pięknych słówek i wysublimowanych gier, rzuca w czytelnika gorącymi kamieniami, razi prądem, wstrzykuje bolące zastrzyki. Ale to właśnie ten klimat mroczny, przyziemny mnie wciągnął, bo nie codziennie czytam takie książki. Ta była takim wstrząśnięciem, studnią bez dna, trudna i niezgłębiona. Bez nadziei na szczęśliwe zakończenie. Delikatny czytelnik spłoni się pod wulgaryzmami i seksem pełzającymi po stronach książki.

Na przekór temu co napisałam powyżej to książka o miłości, a raczej chwytaniu jej w czasach zawieruchy wojennej. Są w niej uniesienia, marzenia i plany na przyszłość - "Po wojnie pojedziemy do Berlina. Spróbujesz wiśniowych konfitur matki i napijemy się śliwowicy z nieuszkodzonych kieliszków. (...)" (str 151). Wzajemnie się przeplatające ciągła tęsknota, fascynacja i złość. Ta historia wydarzyła się naprawdę, oparta została o opowieść wnuczki obojga bohaterów, której Katja Kettu wysłuchała. Autorka przeplata swoją opowieść opowieściami różnych narratorów: bohaterki - Krzywego Oka, bohatera - Johannesa, ojca - bohaterki - Martwego Człowieka. Ciekawa struktura książki potęguje napięcie i zaciekawia - teraźniejszość przeplata się z przeszłością prowadząc powoli do finału. Autorka wyjaśnia też różne fakty, wydarzenia i niuanse.

Pokrótce o najważniejszych wątkach. "Akuszerka" to młoda kobieta, przeciętnej urody, o niezwykłych talentach, mieszkająca gdzieś nad Morzem Arktycznym. Jej umiejętności medyczne i ozdrowieńcze są doceniane przez wszystkich, swoich i obcych. Kiedy spotyka na swojej drodze miłość swojego życia (niemieckiego oficera i fotografa) "idzie" za nim do tajemniczego obozu  prowadzonego przez Niemców na północy Finlandii. Mimo wielu ostrzeżeń o czyhającym na nią tam niebezpieczeństwie  i nakłanianiu do ucieczki zostaje w obozie do końca ze względu na ukochanego. Oczywiście konsekwencje tej decyzji są straszliwe. Ta miłość jest szalona, nie zwyczajna, bo też i okoliczności nie są zwyczajne, cały czas wisi nad tym uczuciem niebezpieczeństwo. Z tej miłości rodzi się życie i śmierć, radość i cierpienie, poetyckość i wulgaryzm.

Dawno już nie trafiła w moje ręce książka tak głęboko poruszająca, skrajna w swoim wydźwięku. Struny na, których grała autorka były napięte do granic, miałam wrażenie, że jeszcze chwila i pękną, ale wytrzymały do końca. Oprócz emocji miałam piękne opisy przyrody, do których autorka odnosi się z niebywałą delikatnością i czułością.
Dostałam też garść informacji historycznych, dzięki którym mogłam dowiedzieć się o zawiłościach II Wojny Światowej w tym obszarze.

„Akuszerka” ukazuje człowieka i jego walkę z samym sobą, jego uczuciami, lękami, przeszłością. Daje mu nadzieję na dobro, jeśli tylko będzie umiał z niej skorzystać. Pokazuje holistycznie nagiego człowieka, otwartego na życie i narażonego na to co ono niesie. Pokazuje proste okrucieństwo i brutalność wojny, bez zbędnego mitologizowania. To była niezwykła lektura.

środa, 20 lutego 2019

Tata w sieci - Philippe de Kemmeter


To ciekawa książeczka na ówczesne czasy. Traktuje o problemie uzależnienia od "bycia w sieci", wirtualnych przyjaciół i braku czasu dla rodziny. Philippe de Kemmeter w prosty i obrazowy sposób opowiedział o współczesnym gonieniu za nowinkami wirtualnymi. Pokazał na rodzinie pingwinów zaburzone relacje, kłopoty z komunikacją, oddalenie od pozostałych członków rodziny, nieobecność duchem. Uwypuklił wszystko co istotne podczas uzależnienia od komputera. Pokazał smutek dziecka, frustrację żony i matki. Opisał niemiłe konsekwencje.

Warto przeczytać dziecku i dla siebie, a potem przemyśleć opisaną historię, bo dzisiaj nie trudno o wpadnięcie w uzależnienie od sieci i wirtualnego świata. Jest on tak zachłanny, że nie pozostawia zbyt wiele czasu dla realnej rzeczywistości i rozumienia spraw tu i teraz, rozróżniania co istotne a co jest tylko dodatkiem. To uzależnienie, jak każde inne, zabiera przestrzeń na inne bardziej ważne obszary, aspekty, ale nade wszystko osoby.

Mazel tow. Jak zostałam korepetytorką w domu ortodoksyjnych Żydów - J.S. Margot


Dzięki tej książce zajrzałam za kotarę nieznanej kultury i tradycji. Mogłam przeczytać o rzeczach niezwykłych, niewiarygodnych a czasem trudnych do pojęcia. Mogłam "zobaczyć" świat zupełnie inny od tego, w którym żyję. Autorka zaprowadziła czytelnika do świata ortodoksyjnych Żydów. Przybliżyła rodzinę żyjącą według tradycji judaistycznych. Opowiedziała o wielu aspektach ich życia: codzienności, obchodzeniu świąt, celebrowaniu posiłków, modlitw, nabożnego traktowania tradycji i nakazów swojej religii. Autorka spisała swoje wspomnienia z młodości, kiedy to została przyjęta do rodziny Schneiderów w charakterze nauczycielki dla dwójki z czworga dzieci. Margot Vanderstraeten, młoda, lewicująca, żyjąca w wolnym związku z muzułmaninem z Iranu konfrontuje się z ludźmi żyjącymi według sztywnych zasad i norm. Trafia do świata, z którym nie ma nic wspólnego, ale który staje się jej częścią na kilka lat.
Pomimo początkowej nieufności i zdecydowanych różnic, autorce udaje się "przedrzeć" przez odmienną dla niej obyczajowość i język. Nawiązuje bliższe więzi z dziećmi, a nawet przekuje je w długotrwałą i zażyłą relację w przyszłości. Margot zawsze otwarta na swoich podopiecznych, lubi z nimi dyskutować zwłaszcza na tematy trudniejsze, tabu lub kontrowersyjne zwłaszcza dla kultury żydowskiej. Sama też uczy się, poznaje i oswaja z nowym środowiskiem.
Autorka rzeczowo opowiada o zasadach, relacjach rodzinnych a także o zakupach, wyglądzie domu (bogatego i nowocześnie urządzonego), o otoczeniu, dzielnicy, o szkole i panujących w niej zasadach, podejściu do zwierząt, itd... Ciekawym dla mnie obszarem był opis koszerności, zasad w kuchni, zakupów, przygotowywania potraw. Zaskakujące i miłe były opisy bliskości małżonków Schneider i ich sposób okazywania sobie uczuć.

Z książki można jednak wyłuskać informacje, że autorka mimo spędzonego z tą rodziną czasu nie poznała wielu aspektów życia ortodoksyjnych Żydów. Popełniała gafy i nie naprawiała ich w przyszłości. Będąc z wizytą w Izraelu była zaskoczona traktowaniem jej jako kobiety (rygorami, obowiązkami, zasadami). Zaciekawiło mnie to i zastanowiło, że mimo bliskich relacji, częstych kontaktów nie zgłębiła wystarczająco nawet tych zasadniczych kwestii. Może chciała ich trochę "nagiąć" do swoich obyczajów?

Ta książka była dla mnie ciekawa, bo przybliżała odmienny świat, nieznany i zamknięty, trochę tajemniczy. Autorka nieco go otworzyła dla czytelnika, chociaż czasem niedokładnie. Może zapomniała niektóre sprawy albo pominęła. Czasem były fragmenty przegadane i rozmyte. Czasami zbagatelizowane, niemniej to tak inna kultura, że wszystko czego się dowiedziałam było dla mnie ważne.

środa, 13 lutego 2019

Pod śniegiem - Petra Soukupová


Zachęcana przez koleżankę wreszcie zabrałam się do czytania "Pod śniegiem" Petry Soukupovej i była to bardzo wartościowa lektura. To książka gęsto utkana życiem rodzinnym, jego meandrami, zależnościami, sentymentami. Przeplatające się żale, niespełnione marzenia i oczekiwania, ukryte złości i pamięć o dzieciństwie. To pełna dynamizmu opowieść o poszukiwaniu miłości, obojętności i zawiedzionych nadziejach. To wybuchające lawą gorących emocji myśli i dialogi. To realistycznie napisana książka o ludziach związanych ze sobą więzami krwi, ale niekoniecznie bliskich uczuciowo.

Autorka napisała opowieść bazując na wyprawie trzech sióstr na urodziny ojca. Stworzyła 400 ciekawych stron, kipiących emocjami w oparciu o jeden dzień z życia rodziny. Choć to jeden dzień był nasycony wydarzeniami, myślami, słowami, tak mocno, że czasami miałam wrażenie niewiarygodności. Co chwila coś eksplodowało, albo pęczniało, by za chwilę spuścić z tonu. Emocjonalne wulkany bohaterek, wybuchały czasem bardzo mocno, a gorąca lawa płynęła do czytelnika szerokim strumieniem, parzyła, a po upływie czasu zastygała w jakimś grymasie.
Czytałam, czasem z apetytem i ochotą na dokładkę, a czasem zadowalałam się tylko jednym daniem przesycona obfitością menu, bo to wartościowa lektura. Autorka to sztukmistrz opisywania emocji i zachowań ludzkich. Napisała opowieść, która porusza i nie pozostawia obojętnym, która przywołuje rozmyślania o swoich relacjach i historiach rodzinnych. Zastanawiałam się jak ja i moi bliscy wyglądamy w konfrontacji z bohaterami Soukupovej.

Autorka nakreśliła obraz rodziny: matki, ojca, trzech córek i ich rodzin. Pojawia się też matka ojca i jej relacje z synową. Mamy powrót do początków znajomości rodziców, potem wspomnienia z dzieciństwa sióstr, różniące się od siebie wszystkim. Mamy wspomnienia matki, opis związku i jego powolnego rozpadu, relacji z teściową i jej roli w życiu dorosłego syna i ojca. Mamy też bieżące obrazki z życia córek i ich otoczenia. Patrzymy z różnych perspektyw, czasami nie dowierzamy, a czasami widzimy podobieństwa. To obraz rodziny, ale jakże nieidealnej, skłóconej wewnętrznie, z różnymi niespełnionymi oczekiwaniami względem siebie, żalami noszonymi od lat, zgryzotami i ułomnościami. Bohaterowie dostali wyraziste role, wiele w nich niepokoju, złości, oczekiwań, rozczarowań, ale są też ci pogodzeni z życiem, wycofani, chcący załapać się na ostatnie promyki radości i spokoju. Córki ciągle zmagają się z oczekiwaniami względem innych i życia, matka chce pożyć sama, nie być obłożona nie swoimi obowiązkami, przeżyć jeszcze odrobinę samowystarczalności i samostanowienia o sobie.

To książka o kobietach, choć mężczyźni też dostali w niej swoje role, ale drugoplanowe, w cieniu, jakby wycofani, nieobecni duchowo. Autorka pokazuje zmagania kobiet na różnych płaszczyznach i z różnoraką materią. W każdym wieku biorą na siebie różne zadania, często nadmiernie je obciążające. Te zmagania wywołują w nich skrajne zachowania i przemyślenia.
Opowieść płynie wartko, zazwyczaj przybiera wysokie tony, ale czasem potrafi przejść na moderato. Świetna, pobudzająca lektura.

wtorek, 5 lutego 2019

Pozłacana rybka Barbara Kosmowska, Marta Kramarz


Barbara Kosmowska to doświadczona pisarka, specjalizuje się w opisywaniu wyrazistych przeżyć swoich bohaterów. W swoich książkach najczęściej porusza problemy rodzinne, kulturowe, zdrowotne i emocjonalne.

W "Pozłacanej rybce" mamy wszystko: nastolatkę i jej rozterki, rozwód rodziców, nowy związek ojca, narodziny przyrodniego brata, więzi z dziadkami, chorobę i śmierć. Jest rodząca się miłość. Są też różniste zachowania rówieśników, z którymi bohaterka daje sobie radę dzięki intuicji i rozmowom z bliskimi.
Książka wzruszająca, wciągająca i pozostawiająca długo wybrzmiewające echo. Autorka pokazała w książce zmiany jakie zachodzą w ludziach pod wpływem różnych przeżyć, emocji i otoczenia. Daje przykłady relacji między ludźmi: krewnymi, przyjaciółmi i znajomymi. Uczy, że warto mieć zasady a trzymanie się ich przynosi pozytywne rezultaty.

Główna bohaterka to nastolatka Alicja, która jest dziewczyną po "przejściach". Doświadczona rozwodem rodziców chce pojąć naturę związków, dlatego bacznie przygląda się swojemu rozwijającemu się uczuciu i związkowi swoich dziadków. Wyciąga wnioski i dzieli się nimi z czytelnikami. Pokazuje swoim zachowaniem jak reagować na chorobę koleżanki. Asertywnie nie daje się wciągać w nieodpowiadające jej zachowania swoich rówieśników. Rozważa swoje relacje z przyjaciółką, kiedy ta wpada w to "towarzystwo". Jest towarzyszką swojego młodszego przyrodniego brata w jego zmaganiu z nowotworem. Wspiera go, rozwesela, motywuje, pragnie zrozumieć. Dużo rozmawia o jego chorobie z różnymi osobami. Potrafi słuchać i asertywnie działać.
W tej historii wiele się dzieje, nie ma czasu na nudę. Wszystko jest ważne i godne uwagi. Wartka akcja wciąga w wir wydarzeń prowadząc czytelnika wieloma ścieżkami życia.
Polecam czytelnikom w różnym wieku.