Szukaj na tym blogu

czwartek, 25 lutego 2021

Oczy z Riegla - Roy Jacobsen

 

Sięgnęłam po "Oczy z Riegla" nie przeczytawszy wcześniejszych części, ale nie przeszkodziło mi to w odbiorze opisanej w niej historii. Wędrowałam z bohaterką przez Norwegię, patrząc jej oczami na spotykanych ludzi, odwiedzane miejsca, widziane krajobrazy. Nieśpieszna podróż z dzieckiem w chuście, w poszukiwaniu oczywistego i tego co takim nie jest. To droga w sensie dosłownym i z użyciem wielu sposobów przemieszczania się, a także symbolicznym, do tych mniej uchwytnych: miejsc, symboli, emocji. To zbieranie informacji, nazwisk, adresów, map, które pomogą w dotarciu do sedna. To niezwykła podróż usiana wspomnieniami o osobie poszukiwanej, Aleksandrze. Bohaterka, Ingrid zbiera ułomki informacji o ojcu jej dziecka, próbuje nawiązywać, wyciągać, dopytywać, ale nie każdy chce odpowiadać, dzielić się wspomnieniami, naruszać spokój zakamarków pamięci. I tutaj mamy drugi, nieco zawoalowany temat tej książki - II Wojna Światowa i udział w niej Norwegów. Niektórzy nie chcą wracać do przeżyć wojennych, z różnych względów, czy to współpracy z Niemcami, czy wręcz odwrotnie, ale także bierności i obojętności wobec tego co się działo, wobec tego co widzieli, czego byli świadkami, w czym brali udział. 

"-Idziesz drogą wyrzutów sumienia, moja kochana. - Co? - zdziwiła się Ingrid. Hubner powiedział - jeżeli dobrze go zrozumiała - że okupacja Norwegii miała szczególny charakter; w wielu miejscach przybrała formę niemalże współpracy, ludzi się pobrudzili, a teraz usiłują zmyć z siebie ten brud, kraj umywa ręce. Tak, nawet wielu z tych, którzy naprawdę czegoś dokonali, wie że mogli zrobić więcej, i woli, by im o tym nie przypominano." (str. 101)

Spotykani na drodze ludzie zazwyczaj pomagali jej, choć różne były powody tej pomocy, byli też tacy którzy sami potrzebowali pomocy, najbardziej tej emocjonalnej, byli też tacy, którzy zamazywali ślady, ukrywali wskazówki. Ingrid obserwuje, pyta, słyszy odpowiedzi i widzi zachowania. Jej przemyślenia nie osądzają, obserwują, łączą fakty. Nieugięta, zdeterminowana, konsekwentna, pokonuje kolejne kilometry i przeszkody w pozyskiwaniu informacji o ojcu dziecka. 

"-Dlaczego wszyscy tak się boją pamiętać?! Henrik stanął. -Chyba bardziej boimy się tego, co pamiętają inni." (str. 175)

Książka ujęła mnie spokojnym, acz konsekwentnym poszukiwaniem człowieka, który zostawił niezatarty ślad miłości w życiu Ingrid. Zauroczyła mnie swoim nieugiętym przekonaniem o słuszności podjętej decyzji i nie upadaniu na duchu, nie poddawaniu się podszeptom i zniechęcaniu, ale także umiejętnością odpuszczenia, zatrzymania, przecięcia. Wykreowani przez pisarza bohaterowie, opisy miejsc i ich różnorodność, sposoby przemieszczania się, a także pokazywanie spraw trudnych w sposób nieoczywisty z użyciem prostych słów tworzą niepowtarzalny klimat książki.






poniedziałek, 22 lutego 2021

Mężczyźni objaśniają mi świat - Rebecca Solnit

"Życzliwość i delikatność nigdy nie miały płci, nie miała jej także empatia." (str. 43)

Rebecca Solnit zebrała napisane na przestrzeni kilku lat eseje o problematyce kulturowego postrzegania kobiet i zmieściła je w niezbyt dużej książeczce, za to mocnej wymowie. Skupiła się na obszarach opresji wobec kobiet, a rozpoczęła od problemu zakorzenionego złego wzorca postrzegania roli kobiecości w ogóle. Autorka pokazuje, że społeczne przyzwolenie na zachowania według takich wzorców bardzo szybko zmieniają natężenie od protekcjonalnego do aroganckiego i przemocowego traktowania kobiet. "Mamy do czynienia z urodzajem na gwałt i przemoc wobec kobiet - i w tym kraju, i na całej Ziemi. Przemoc tę jednak bardzo rzadko traktuje się jako problem z zakresu praw obywatelskich czy praw człowieka, jako kryzys bardzo rzadko nawet w ogóle dostrzega się, że istnieje pewien jej wzorzec. Przemoc nie ma koloru, klasy, wyznania ani narodowości, ale ma płeć".(str. 27)

Autorka starała się pokazać wiele aspektów około i przemocowych, nie tylko jaskrawych przejawów, ale także wielu takich, które działają w ich cieniu. Chciała uchwycić jak najwięcej miejsc, czasów i sposobów tej przemocy: "...źródła przemocy tkwią w autorytaryzmie. Przemoc zaczyna się od przyjęcia założenia, które brzmi: mam prawo cię kontrolować. Morderstwo stanowi skrajną wersję tego autorytaryzmu, taka w której morderca potwierdza swoje prawo do decydowania, czy będziesz żyć, czy umrzesz, ostateczne narzędzie kontroli." (str. 33) Ta przemoc zaczyna się od marginalizacji jednej płci przez drugą a dzieje się to od wieków poprzez sposoby ich usuwania/wymazywania z przestrzeni, poprzez  np. nie umieszczanie ich w drzewach genealogicznych, ważnych księgach, zmianę nazwiska po ślubie, łączenie ich w "jedno ciało małżeństwa". Do tego dochodzi fizyczne ukrywanie kobiet w przeszłości i obecnie, np, okrywanie materiałami, trzymanie w zamknięciu domowym lub campusowym dla ich własnego bezpieczeństwa. Całe to stawianie kobietom ciągłych ograniczeń, pomaga w panowaniu nad nimi, a dalej zaś prowadzi do przemocy: ekonomicznej, psychicznej, czy fizycznej. "Przemoc seksualna, dokładnie tak jak tortury, jest atakiem na prawo ofiary do integralności cielesnej, samostanowienia i ekspresji. Jest niszcząca i uciszająca." (str. 120) Do tej kontroli dochodzi także przerzucanie na nie odpowiedzialności za cudze zachowania, obarczanie ich nie swoim poczuciem winy. Jak często skrzywdzone kobiety słyszą, że same tego chciały, że się nie opierały, że nie wiedzą co mówią, że wyolbrzymiają, wariują, itp. Dyskredytuje się je, ośmiesza, wyśmiewa, oczernia, nie daje im wiary, bo są kobietami, które ponoć mają to we krwi, ale to jest wygodnickie przerzucanie własnych złych czynów na innych, słabszych. Głównymi sprzymierzeńcami gwałtu, molestowania i traum wojennych są sławetne tajemnice i milczenie. "Jeśli tajemnica zostanie odkryta, sprawca próbuje podważyć wiarygodność swojej ofiary. Jeśli nie może jej uciszyć, usiłuje upewnić się, że nikt nie będzie jej słuchał." (str. 128) Potem następują tłumaczenia typu: ofiara kłamie, przesadza, sama jest sobie winna. Im potężniejszy złoczyńca tym większe możliwości kreowania rzeczywistości i jego wygranej.

Niestety złym wzorcom zachowań sprzyja szerzenie w telewizji, filmach akcji toksycznego modelu męskości, bezkarnego i wszechobecnego dostępu do broni, nienawiści do kobiet, co prowadzi do wielu nieszczęść, morderstw a wręcz katastrof. "Przemoc domowa, panjaśnienie, kultura gwałtu i prawo do seksu należą do narzędzi językowych na nowo opisujących rzeczywistość, z którą wiele kobiet ma na co dzień do czynienia, i pozwalają zacząć je zmieniać." (str. 149)

Niestety ta przemoc i "panjaśnienie", brak humanistycznego podejścia do słabszych, nie dotyczy tylko kobiet. Ostatnimi czasy wryło się też w wielkie instytucje, organizacje i bogate kraje, które niszczą biedniejszych, mniejszych, ich ziemie i kulturę. Wykorzystywanie, deptanie, krzywdzenie stało się domeną bogatych i potężnych. O tym też pisze autorka, bo to są kolejne przyzwolenia i bezkarne zachowania. "-Trzeba, żeby Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, wszystkie wielkie fundacje i rządy przyznały, że przez trzydzieści lat wszystko sknociliśmy - także ja sam jako prezydent. Myliliśmy się, uważając, że żywność należy traktować jak każdy inny produkt w handlu międzynarodowym; musimy powrócić do bardziej odpowiedzialnej i zrównoważonej formy rolnictwa." (str. 58) To oczywiste zło, ale nie jedyne, bo kolejnym złem wyrządzanym kobietom i innym słabszym są wojny, które same w sobie są potwornym aktem przemocy. Niemniej i wojny są różne, ta trwająca nieustannie jest o prawo kobiet do wolności i równości. "Myślę o Kasandrze, żeglując po niepewnych wodach wojen o gender, ponieważ wiarygodność jest w tych wojnach tak ważną bronią i ponieważ kobietom tak ochoczo kategorycznie się jej odmawia." (str. 117)

Co takiego stało się, że jesteśmy w tym miejscu naszego człowieczeństwa, że odhumanizowane, bogate, zachłanne, albo silniejsze jednostki depczą godność innych, zabierają im wolność, ziemie, bogactwa naturalne, wodę i powietrze. Czy to nie przyzwolenie, bezkarność, brak reakcji, niema akceptacja pozwoliła na takie zachowania? Wracając do kobiet, przecież to one w wielu wierzeniach były prządkami życia, pająkami, które przędą ludzkie losy. A i dzisiaj w ogromnej większości kultur to na ich barkach spoczywa los kolejnych pokoleń, bo to one zabiegają o to, aby dzieci miały co jeść, gdzie mieszkać i umieć poradzić sobie w życiu. To one codziennie zabiegają o to, co jest tak mało ważne w oczach mężczyzn, jedzenie, ciepło i dach nad głową. To podstawa i na niej należałoby budować, równość, sprawiedliwość i wolność.

Od wieków nie edukowano mężczyzn, że nie wolno gwałcić, używać agresji w stosunku do słabszych, o szacunku, empatii, itd. Za to ciągle edukuje się kobiety jak powinny się chronić przed niebezpieczeństwem, omijać miejsca nie "dla nich", chronić się w miejscach bezpiecznych, gdzie ktoś będzie mógł im pomóc, itd. Jednym słowem przerzuca się na nich odpowiedzialność za nie czynienie im zła przez mężczyzn. Ale czy to od wieków nie jest wywrócone, czy o to chodzi dojrzałym społeczeństwom? Z czym spotykają się kobiety jeśli nie stosują się do wytyczonych im obowiązkom, normom, nazywane są "szmatami", dziwkami, czy jeszcze bardziej wulgarnie, tylko dlatego, że urodziły się z waginą i od początku narodzin mają wyznaczane role zachowań. Ta niesprawiedliwość aż krzyczy, domaga się naprawy, bo tyle wokół się zmienia, a ona zostaje na podobnym poziomie. Nie tylko to musi się zmienić, ale wiele innych spraw i problemów. "Musimy wyzwolić się od tak wielu rzeczy: na przykład od systemu, który nagradza konkurencję, bezwzględność, myślenie w kategoriach krótkoterminowych rozwiązań i nieustępliwy indywidualizm, systemu, który zarazem niszczy środowisko i promuje nieograniczoną konsumpcję - możecie go nazwać kapitalizmem. Wciela on to, co najgorsze w maczyzmie, niszcząc zarazem to co najlepsze na Ziemi. Mężczyźni częściej lepiej  się do niego dopasowują, ale w rzeczywistości nie służy on nikomu z nas." (str. 172)

Książka "Mężczyźni objaśniają mi świat" to mocny głos w kobiecej sprawie, ale także w sprawie niesprawiedliwości w ogóle. Książkę polecam każdemu, to szerokokątne spojrzenie na złożoność jednego bardzo ważnego problemu, dotyczącego połowy społeczeństwa na Ziemi, a w szerszym kontekście nawet więcej.

niedziela, 21 lutego 2021

Klimatyczni - Olga Ślepowrońska, Weronika Żurowska

 

Mamy obecnie cudowne czasy dla książek, zwłaszcza patrząc ze swojej czytelniczej strony. Różnorodność tematyki, technicznego i graficznego podejścia do nich dla dorosłych jest duża, ale dla dzieci to już cały ocean różnorodności. Autorzy, ilustratorzy oraz wydawcy prześcigają się w nowych pomysłach na książki dla dzieci. I nie chodzi mi tutaj o same treści, chociaż one też są inne niż były w moim dzieciństwie. Chodzi mi o ilustracje, formy, kształty, użyte materiały, dodatki, całą grafikę, itd. Dzisiaj książki to sztuka, przekaz, zabawa i edukacja na wielu obszarach.

I tak jest w przypadku tej książki, bo niesie ze sobą wyjątkowo ważne treści. Autorka zgromadziła w niej ciekawe opowieści z różnych stron świata, wspaniałych, mądrych i odważnych bohaterów, poradnik, praktyczne informacje, zabawy edukacyjne i komiks. Przekaz tej książki jest aktualny, bo to lęk i związana z nim troska o losy świata. Autorka jest bardzo wrażliwa zarówno na niesprawiedliwości względem słabszych, jak i dzisiejsze problemy globalne. Ilustracje wykonane przez Weronikę Żurawską są oryginalne, bardzo wymowne poprzez kolorystykę i style. Książka wydana przez Wydawnictwo Tekturka na papierze z "odzysku".


Autorka podzieliła swoją książkę na sześć części, w skład której wchodzi, problem lokalny dwójki rodzeństwa a następnie także ich przyjaciół, przedstawiony za pomocą komiksu. Następna część jest opowieścią o bohaterze, kolejna to poradnik, instrukcja lub informacje praktyczne nawiązujące do opowieści. Co zabawne opowieści snuje żółw Tymoteusz, pupil rodzeństwa Basi i Witka.

Jeśli chodzi o clou komisów są to problemy dzieci mieszkających w mieście, np. chwilowy brak światła, likwidacja parku i ich rozwiązywanie. Opowieści dotyczą osób mieszkających w różnych częściach świata i ich dokonań, prostych, ale bardzo potrzebnych dla lokalnych społeczności rozwiązań. Pierwsza opowieść jest o Wiliamie Kamkwamba z Malawi, który z tego co znalazł zrobił elektrownię wiatrową dzięki, której zapewnił prąd całej wiosce. Kolejna była 8-letnia Xochtil Guadalupe Cruz Lopez z Meksyku, która najpierw dla rodziny, a potem dla pozostałych mieszkańców wody skonstruowała z dostępnych rzeczy ogrzewacze wody. Następna to Wangari Maatahi z Kenii, kobieta, która zsolidaryzowała ludzi w swoim kraju, aby zasadzić miliony drzew i udało jej się to. Kolejny to Henryk Jordam, który w zaczadzonym, ciasnym i brudnym mieście powołał do życia swój pierwszy zielony ogród dla dzieci. Następnie Arvind Gupta z Indii, który postanowił dać najbiedniejszym dzieciom w Indiach trochę radości i zaczął robić dla nich zabawki z tego co miał pod ręką, czyli ze śmieci. Ostatnia to Leah Nelson, z USA, która marzyła, aby ludzi stali się milsi dla siebie. Zaczęła dawać ludziom bransoletki, aby dzielili się z kolejnymi, aby w konsekwencji stworzyć krąg życzliwości. Wszystkie te inicjatywy, pomysły powodują, że świat w którym żyjemy staje się lepszy i łatwiejszy do życia.

Cała książka to mądry przekaz, apel o dbanie o własną planetę, o szukanie prostych rozwiązań dla problemów, o organizowanie się, bo we wspólnotach jest większa siła. Opowieści dają świadectwo, że razem można zdziałać więcej.


piątek, 19 lutego 2021

Polskie kresy literatury - Katarzyna Węglicka


Zobaczywszy tytuł z ciekawością sięgnęłam po książkę, bo tematyka ze wszech miar mnie zainteresowała: kresy, historia, znane nazwiska i ich życiorysy. Spodziewałam się klimatów kresowych, ciekawych opowieści, zaskakujących osób. Poniekąd tak było, bo osób w książce nie brakuje, miejsc też jest wiele, i może właśnie dlatego ciekawych opowieści i klimatu brak. Czasami "opowieść" o bohaterze, albo raczej najbliższym otoczeniu, miasteczku, wsi, ograniczały się do jednej, dwóch stron, które były ledwie muśnięciem postaci, ulotnym przypomnieniem, delikatną zachętą do pogłębienia informacji. Niemniej, aby zmieścić na 352 stronach pięćdziesiąt dwa nazwiska trzeba się w czymś ograniczyć. Dla mnie jednak to raczej spis z bardzo krótkim wspomnieniem o każdym bohaterze, czasem opis drogi do miejsca, przyrody, zabudowań. Mnie nie udało się dowiedzieć czegoś co pozwoliłoby mi na bliższe przyjrzenie się bohaterowi. Tylko o niektórych postaciach, tych bardziej znanych autorka napisała trochę więcej, ale o nich i tak jest wiele informacji w różnych innych źródłach.

Być może nie odszyfrowałam przesłania autorki, albo może za dużo oczekiwałam, niemniej do mnie nie trafiła taka koncepcja przypomnienia postaci. Autorka często skupiała się na opisach krajobrazu, budynków, pomników, które kojarzą się z postacią, czasem ograniczyła się na docieraniu do celu, odkrywaniu dawnych miejsc związanych z postacią, pobycie tam.. Ze smutkiem stwierdziłam, że doznałam rozczarowania. Suma sumarum, z tej książki  można dowiedzieć się ilu znanych i podziwianych za ich talent pisarski, pochodziło z polskich kresów wschodnich, uszczknąć jakiegoś wspomnienia, obejrzeć zdjęcia z ich miejsc w dzisiejszym wydaniu. Jeśli ktoś lubi krótkie treści, szybko zmieniające się klisze z postaciami, to warto sięgnąć, dla lubiących obszerniejszych informacji może okazać się nie wystarczająca.

Perfekcyjny świat Miwako Sumidy - Clarissa Goenawan


"Fumi-nee mówi, że sierociniec jest jak sklep zoologiczny - powiedziałem. -Najmłodsze szczeniaki mają największe szanse na to, że ktoś je kupi. Im zwierzęta starsze, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktokolwiek zechce je wziąć. (str. 45)

Clarissa Goenawan to młoda pisarka, z dwoma książkami na koncie, w mojej opinii jeszcze początkująca, niemniej wyraźnie zarysowała myśl przewodnią swoich powieści, chce przekazać światu problemy, które przytłaczają młodych ludzi. W tej książce poruszyła problemy samotności, braku samoakceptacji, strachu przed odrzuceniem grupy. Dotknęła obszarów z podświadomości i sfery wierzeń Japończyków. "Fumi od dawna podejrzewała istnienie więzi pomiędzy podświadomością a duszą, ale przecież nie miała z kim przedyskutować tej hipotezy". (str. 202) 

Książka jest podzielona na trzy części, które koncentrują się na swoich bohaterach, młodych kobietach. Pierwsza część wyznacza oś wokół której dzieją się dwie pozostałe opowieści. Sam tytuł powieści jest przewrotny i mylący, za tymi słowami obiecującymi miłe uniesienia ukazuje nam się szereg życiowych problemów, skrywanych tajemnic, ból, strach, niespełnione miłości.

Poznajemy młodą studentkę Miwako Sumida, która jawi nam się jako opanowana, niezależna, odporna na różne presje z otoczenia. Ale to tylko zewnętrzna maska, pod którą kryją się miękkie tkanki trudnych przeżyć, które ją przytłaczają. Autorka odsłania jej tajemnice powoli, dawkując przyczyny tragicznych następstw. Czyni to za pomocą listów, opowieści bliskich a kończy słowami samej Miwako. Nie tylko Miwako skrywa tajemnie i trudne przeżycia, bo Fumi-nee, siostra zakochanego w Miwako, Ryusi'ego też zmaga się z różnymi trudnymi przejściami z wczesnej młodości. Jej bratu też towarzyszą obawy, nadmierna odpowiedzialność i niespełniona miłość. 

Ta książka to nie tylko postaci to też ważne sprawy ludzi, ich zmagania z brakiem akceptacji, ostracyzmem, agresją, osieroceniem. Autorka na przykładach bohaterów omawia dramat aborcji, problem z przemocą w rodzinie, podejście do homoseksualizmu.

Książka wciąga w zaplątane historie bohaterów, niemniej jest nieco zawiła i trochę niezrozumiale mistyczna. I choć autorka podjęła próbę budowania napięcia, w mojej opinii zabrakło nieco,... umiejętności. Powolne odkrywanie kart i dawkowanie tajemniczych zdarzeń w mojej opinii nie przyniosło oczekiwanego efektu niepewności i napięcia. 

niedziela, 14 lutego 2021

Latawce - Romain Gary

 

Książkę Romain'a Gary czytało mi się łatwo i raczej z zainteresowaniem, chociaż były wątki, które mnie irytowały, ale może dlatego, że podeszłam do niej zbyt serio? To książka o mani wielkości i o prostocie zarazem, o pracowitości i próżności, o wytrwałej walce w imię swoich ideałów i jej unikaniu. Styl pisarza jest lekki, ale ta lekkość jest być może nieco zawoalowana, gdzieś tam kryje się ironia, żart, może kłamstewko. Jego język nie raz wywołał uśmiech na mojej twarzy, zwłaszcza kiedy opisywał przywary polskiej arystokracji, przywiązanie Francuzów do ich tradycji kulinarnych, "walki" z okupantem. W książce znajdziemy wiele ciekawych postaci, niestandardowych, mocno podkreślonych, może nawet nieco przerysowanych przez pisarza, które łatwo odróżnić i zapamiętać. 

Latawce, te ulotne radości dzieciństwa są tutaj symbolem oporu, zaangażowania, odwetu, niezgody na okupację. To też sztuka, która cieszy artystę i odbiorców. To mała rzecz, która walczy z wielką i przytłaczającą wojną. Autor nie opisywał wielkiej wojny, bo tak wielu już o niej pisało, on skupił się na drobnych elementach, które dopiero w odpowiedniej ilości składają się na wielkie. Ta mozolna, codzienna bieganina, zabiegi o chwile radości, miłość aż po grób wbrew wszystkiemu dają poczucie sensu, nadziei i wspólnoty.

To też książka o miłości, która dla mnie była zbyt nierealistyczna, ale dlaczego nie opisywać jej, zwłaszcza w powieści. To opowieść o miłości do ojczyzny i jej poszczególnych składowych: kultury, historii, architektury, kuchni, zwyczajów. O cichej walce, ale prowadzącej do odzyskania ojczyzny. To ukazanie różnych losów ludzkich i dokonywanych przez nich trudnych wyborów. To obrazek małych zdarzeń wpisany w wielką historię. To tęsknota za ulotnością życia i za chwilami tymi naprawdę ważnymi.

Ta powieść wzbudzała różne emocje: radość, irytację, smutek, zdziwienie i opisywała wszystkie uczucia. Jest niejednoznaczna, nieoczywista i raczej dwulicowa, można pokusić się o wyciągnięcie wniosków i głębszych refleksji. To ciekawie napisana książka, której klimatowi warto się poddać.

środa, 10 lutego 2021

Agonia - Paweł Kapusta

 

Po "Gadzie" sięgnęłam po "Agonię" Pawła Kapusty i znowu lektura z mocnym uderzeniem. Autor wybrał temat, które porusza sprawy z obszaru dotyczącego ludzi na co dzień. Być może nie każdego i nie w równej mierze, ale z pewnością częściej albo rzadziej, wcześniej lub później zetkniemy się z nim, odczujemy na własnej skórze. Paweł Kapusta wziął na warsztat obszar, który z zaszłości, albo z nomenklatury nazywamy służbą zdrowia, a który już dawno ze służbą nie ma nic wspólnego, zresztą jak wiele innych podobnie określonych zawodów. Pokazał ten obszar szeroko, z różnych stron, podmiotów, problemów. Mamy zatem lekarzy z różnych odcinków "służby", mamy różnych pacjentów, nawet tych najtrudniejszych dla systemu, mamy prawników medycznych, urzędników NFZ, lekarzy pracujących dla osadzonych w więzieniach. Autor pokazał te najbardziej jaskrawe problemy, całego chorego systemu. Przeplatał opowieści, ukazywał anomalia, tragizmy, porażki, znieczulicę urzędniczą, niebezpieczeństwo zawodu, niewdzięczność, wypalenie, żal. Oczywiście Paweł Kapusta ukazał wycinek z całości, być może najbardziej skrajny, ale też czuły i rozpaczliwy

Zaczął od ratowników medycznych, którzy pracują w ogromnym stresie, ponad siły i głównie z wielkiej pasji, bo ich pensja jest nieadekwatna do wkładanego wysiłku fizycznego i psychicznego. Pokazał jak wygląda ich praca na przykładzie kilku ratowników, ile mają godzin pracy w miesiącu, ile wezwań w ciągu dyżuru i jak żyją. Ich opowieści są smutne, straszne, wzbudzają podziw i zdumienie. Za swoją ciężką psychicznie i fizycznie pracę otrzymują najniższą krajową, więc muszą jeszcze gdzieś dorabiać.

Napisał o NFZ, w którym chodzi chyba przede wszystkim, aby zatrzymać jak najwięcej pieniędzy spływających od ubezpieczonych, w swojej Kasie. Żeby pieniądze podatnika wracały do niego w jak najbardziej ograniczonym zakresie, jak najbardziej ograniczonym "pakiecie". Każdy pacjent to dla nich numer, który wpada w wielką machinę, bezduszną rzecz jasna, do której trudno się dostać, bo zastawiana gęsto i mocno regałami z segregatorami wypełnionymi procedurami na każdą okazję. To instytucja broniąca pieniędzy, które do niej wpływają. Ta machina odpowiada za całe rzesze dramatów ludzkich, zwłaszcza jeśli ma do czynienia z chorobami nietypowymi, rzadkimi, zakwalifikowanymi niezgodnie ze schorzeniem. NFZ (często specjalnie, aby nie wydawać środków), robi wszystko, aby chorych odsunąć od nowoczesnych rozwiązań medycznych, aby finansować taniość, a nie jakość, aby pomagać jednym kosztem drugim, bez konsekwencji, dając jednym zabierając drugim przerywając tym samym kurację, która trzyma przy życiu, a tym samym często skracając to życie. Niechętnie finansuje zabiegi zagraniczne, mocno rozdziela działania na umowę od komercyjnych zabiegów. Nie pomaga, to nie jest rola NFZ, nie ratuje to nie jej rola, nie pomaga lekarzom, nie pomaga pacjentom, to po cóż jest?

Odsłonił kotarę do SOR, w którym kręci się jak w diabelskim młynie, w którym pracownicy nie wiedzą w co ręce włożyć, skoro podsyła, zwozi i przyprowadza się każdego: znalezionego na ulicy, z nagłym bólem gdziekolwiek w ciele, nie przyjętego na nocnej pomocy lekarskiej, symulującego więźnia, itd. Nie ma wstępnej selekcji przed przywiezieniem na SOR, każdym trzeba się zająć, dla niektórych, tych naprawdę nagłych nie starczy czasu. Ci ludzie zarabiają na swoich dyżurach nawet i około dwudziestu tysięcy, ale chętnie zamieniliby się na spokojniejszy i bezpieczniejszy odcinek.

Opisał niezwykle wrażliwy element z medycznego obszaru: transplantologię. To tak zawiła materia, że tylko entuzjastom, ambitnym i niezwykle wrażliwym chce się tam pracować i rzeczywiście pomagać ratować oczekujących ludzi. Szkoda, że jest ich tak niewielu.

Mamy też opis dyżuru na oddziale dziecięcym szpitala w Warszawie, gdzie praca wre całą dobę, gdzie nie ma chwili na odsapnięcie, decyzje trzeba podejmować szybko, a nie ma gdzie położyć kolejnego pacjenta. Jeden lekarz na nocnym dyżurze ma naprawdę ciężko, ale to rezydent więc można w niego orać - mało zarobi to niech się narobi i zasłuży na tytuł specjalisty.

Mamy też opowieść pewnego lekarza dentysty, który z powołania, przekonania leczy ludziom zęby na NFZ. Pokazuje jakie zasady ustala ta instytucja, jakich nakazuje dokonywać wyborów, i jak każe za wykraczanie poza umowę. Dentysta, który chce pomóc pacjentowi zgodnie ze swoją najnowocześniejszą wiedzą nie może, bo NFZ nie opłaca nowocześniejszych rozwiązań w stomatologii (i nie tylko tam) tylko takie, które wprowadzono na początku istnienia tej instytucji. Lekarz nie stosujący się do wytycznych, dostaje karę pieniężną. W tym przypadku około stu pięćdziesięciu tysięcy złotych...

Opisał przypadki pacjentów, którym nikt nie chce pomóc. Oto kobieta, która nagle zaczęła tracić władze w nogach, a kolejne operacje zamiast pomóc pogarszały sprawę, bo nikt nie wpadł na to aby zlecić pogłębione badania. Pacjentka wpadła w takie sidła systemu, że trudno to pojąć, na zachodzie robią takie operacje, a w Polsce jest inwalidką walczącą o swoją godność. Oto chłopiec, u którego zdiagnozowano chorobę, która zamieniała go w niepełnosprawnego, uzależnionego totalnie od opiekunów. Kiedy po staraniach rodziców dostał lek hamujący rozwój choroby, powróciła nadzieja, ale niestety NFZ zabrał leczenie bez żadnych wyjaśnień, pozostawił ból opieki i patrzenie na spadanie ich syna w objęcia śmierci. Oto matka i córka udręczone chorobą tej młodszej. U córki zdiagnozowano zaburzenia psychiczne, które nie są chorobą, ale objawiają się strasznie, wiążą się z uciekaniem z domu, dzwonieniem na policję i oskarżaniem matki o ataki, o napaści na matkę, uciekanie ze szkoły, notoryczne skargi na córkę od wszystkich wokół. Ale córki nikt nie chce wziąć, zaś matce nikt nie chce pomóc, a problem narasta. Córka przez to, że nie ma odpowiedniej kwalifikacji nie może zostać przyjęta do ośrodka dla niepełnosprawnych umysłowo, matka już dzisiaj nie daje sobie z nią rady, ale przynajmniej wszystkie interwencje kończą się zatrzymaniem i przewiezieniem do domu. Niestety zaraz będzie dorosła i za swoje czyny będzie zamykana w więzieniu, bo nikt już nie będzie litował się nad dzieckiem, ale tam nie powinna trafić. Matka jest zdruzgotana, nie wie jak sobie poradzić..

Opisuje też sytuację służby zdrowia w więzieniu i specjalnym zakładzie dla niebezpiecznych i umysłowo niepełnosprawnych więźniów w Gostyninie. W to trudno uwierzyć, to trzeba przeczytać.

Autor nie szczędzi czytelnikowi opisów towarzyszących codziennej, brudnej robocie lekarzy, niewdzięcznej i ciężkiej fizycznie. Opisuje dosłownie, nie zamalowuje trawy na zielono, nie owija w bawełnę, dlatego ta książka jest przepełniona życiem, tym bolesnym, brudnym, cielesnym, bliskim. Autor uchylił tylko mamy rąbek tego systemu, a i tak było to mocne uderzenie.

wtorek, 9 lutego 2021

Dziewczynka z parku - Barbara Kosmowska

 

To książka o chorobie, śmierci, żałobie, tęsknocie, smutku, a także miłości i przyjaźni. Napisana z pozycji dziecka pozwala spojrzeć na poważne sprawy jego oczami. Widzimy jak kilkuletnie dziecko pojmuje to co się stało, jaki to ma na nie wpływ, co dzieje się z mamą i babcią. Jak tłumaczy sobie i czytelnikowi pewne zachowania matki i opisuje przeżycia własne. Widzimy jak sobie radzi ze smutkiem, żalem, tęsknotą za zmarłym tatą. Mamy wrażenie dojrzałej nad to straszne wydarzenie dziewczynki, która płacze w środku, ale na zewnątrz zachowuje spokój. Żyje całą masą wspaniałych wspomnień związanych z tatą, a było ich ogromnie wiele. Przywołuje w pamięci jego słowa, porady, przestrogi. 

"Tata świetnie się znał na różnych sprawach. Wiedział co trzeba powiedzieć i w jaki sposób. Wyjaśnił kiedyś Andzi, żeby nigdy nie walczyła z ludzkimi słowami, bo nie są tego warte. Nie są warte, aby z ich powodu rodzić nowe złe słowa." (str. 80).

Przypomina ich wspólne spacery, wyprawy, przygody. Na drodze swojej żałoby spotyka kolegę, nowego w jej klasie, okazuje się, że ona mimo swoich cierpień może być wsparciem dla kogoś innego. 

Autorka przeprowadza czytelnika przez smutne wydarzenia, które są częścią życia, także dzieci, chociaż o nich nie mówi się głośno w ich towarzystwie, albo nie mówi w ogóle. Prowadzi drogą naturalnej żałoby, pożegnania, czasu na rozstanie z najbliższą osobą, aż do momentu pogodzenia się, przeżycia i pójścia dalej. To bardzo piękna opowieść, rozczulająca, ale pokazująca, że nie żyjemy w próżni, nie jesteśmy sami, że miłość daje nam się, a przyjaźń wspiera  w działaniu. Okraszona pięknymi, nostalgicznymi ilustracjami, tylko oddać się czytaniu.

 


 

poniedziałek, 8 lutego 2021

Mołdawia. Państwo niekonieczne - Kamil Całus

 

"Wiesz, co Stalin kiedyś powiedział o Mołdawianach? Mamałyga nie wybucha - mówi Elena, dodając, że historia przyznała w tej kwestii dyktatorowi rację. I to nie raz. Mołdawianin uparcie nie stawia oporu. Nie siłuje się z przeznaczeniem. Woli przyjąć los, niż go zmieniać. Ten fatalizm zakorzeniony jest niezwykle głęboko w mołdawskiej mentalności, a do tego zachowuje imponującą żywotność przekazywany z pokolenia na pokolenie w ludowych pieśniach i baśniach." (str. 258)

Kamil Całus napisał książkę, w której przybliżył najważniejsze wątki z najnowszej trzydziestoletniej historii Mołdawii. Jako bywalec znający realia tego kraju od środka starał się pokazać jak najszerszy jego obraz.Autor poruszał się po tematyce bardzo sprawnie, ciekawie dobierając i komponując wątki. Operował bardzo przystępnym słowem i stylem, co jeszcze bardziej pozwalało wciągnąć się w zawiłe losy polityczno-społeczno-gospodarcze Mołdawii, kraju niegdyś winem i dobrobytem płynącym, a dziś najbiedniejszym w Europie. Dzisiaj z tego kraju ucieka około połowa młodych ludzi, wioski i małe miasteczka wyludniły się. Brakuje specjalistów, którzy emigrują, aby godnie żyć w krajach UE.Ci, którzy pozostali, ledwo wiążą koniec z końcem, dorabiając na kilku etatach, trochę z obowiązku, trochę z racji wieku i przyzwyczajenia. Autor pokazywał Mołdawian z różnych stron, aby pozwolić czytelnikowi przyjrzeć się im i wyrobić sobie własne zdanie. 

Choć do tej pory nie zastanawiałam się zbytnio nad losami tego kraju, to opowieść o nim bardzo mnie wciągnęła, tym bardziej, że miejscami przesiąknięta była opisami rodem z powieści kryminalno-sensacyjnej z elementami thrillera. Odzyskanie niepodległości to dla Mołdawii bardzo burzliwy okres, z wieloma rozterkami, dylematami, roztrząsaniami dotyczącymi przynależności etnicznej, kulturowej, językowej. To okres wstrząsów politycznych, zachłannych i nieuczciwych pretendentów do najwyższych stanowisk państwowych, to rozdrapywanie wszystkiego co się jeszcze da. Autor odmalował obraz zachłanności, nieuczciwości, podłości i wchodzenia do polityki dosłownie po trupach. Ukazał dyktatorów, z ich najgorszymi przywarami i zachowaniami.

Opowiedział bardzo dokładnie "karierę" biznesową i polityczną człowieka, który przez kilkanaście lat miał ogromny wpływ na losy swojego kraju, który pociągał za wszystkie sznurki (zwany był przez to "lalkarzem")całego systemu. Kontrolował najważniejsze instytucje w kraju. Przekupił aparat sprawiedliwości, prawny, bezpieczeństwa, owinął sobie wokół palca sędziów, policję, miał swoich ludzi wszędzie, grał na wielu frontach, i zachodzie,  i wschodzie. Okradł własne państwo i swoich współobywateli, a będąc pod ścianą zaszył się w bezpiecznym miejscu. Był jak mafioso, dyktator i oligarcha w jednym, okrutny wobec konkurentów, nieobliczalny i przebiegły.

Kamil Całus chciał pokazać ogrom dylematów i problemów tego małego, biednego kraju, zależności od rosyjskich dostaw, min. gazu, możliwości jakie oferuje bliskość UE, różnorodność i wielokulturowość obywateli, rozterki co do przynależności i dążności. Odmalował obraz postaw i charakteru obywateli, ich łagodność i branie wszystkiego takim jakie jest, ale też ich nieliczne zrywy w najbardziej krytycznych momentach państwa. Opisał najświeższe wydarzenia polityczne w Mołdawii, zostawiając niejako pewną nieśmiałą dozę optymizmu na być może pozytywne zmiany w kraju rozdartym na wielu obszarach.

Bardzo ciekawie napisana i wsparta własnymi doświadczeniami, znajomościami i eksploracją kraju książka. Zdecydowanie warto zagłębić się w realistyczną opowieść Kamila Całusa.

 

czwartek, 4 lutego 2021

Wrzenie. Francja na krawędzi - Anna Pamuła

 

"W latach sześćdziesiątych wspierałem napływ imigrantów, bo sam przyjechałem z Algierii. Dziesięć lat później byłem za tym, żeby do tych ciężko pracujących mężczyzn dołączyły kobiety i dzieci. Ale potem pojawiły się problemy. To wszystko wina francuskiej edukacji. W Izraelu przez pierwsze sześć miesięcy uczysz się hebrajskiego, potem dopiero dołączasz do wspólnoty narodowej. Francja wzięła wszystkich i od nikogo nic nie chciała." (str. 367)

Książka Anny Pamuły wrze, bulgocze, kipi, pokazuje Francję, która wychodzi poza ramy schematycznego odbioru. Nie jest to kraj ze zdjęć przewodników, to tygiel kulturowo-religijny z narastającymi problemami.

Francja jest krajem laickim, co oznacza rozdział państwa od kościołów. We wszystkich instytucjach państwowych nie wolno używać widocznych symboli jakiejkolwiek religii. Jak mówi sama autorka -"Wolność grupy jest ważniejsza, od wolności jednostki, zaś prawo człowieka do wolności wypowiedzi jest ważniejsze niż prawo kulturowe." W swojej książce porusza szereg różnorodnych tematów związanych z kwestiami kulturowymi, społecznymi, religijnymi, ale przede wszystkim różnego pojmowania wolności. Rozdziały w książce traktują o wielorakich przejawach wolności i podejściu do niego przez społeczeństwo i władze. Zaczyna rozmową z nauczycielką, która uczy dzieci w szkole na przedmieściach Paryża. Do takich szkół chodzą dzieci imigrantów, same najczęściej już urodzone we Francji, głośno kwestionujące jednak prawo do wolności wyznawania religii. Nauczycielka sama emigrantka rozmawia z uczniami w taki sposób, aby pokazać im, że Francja to ich kraj i że powinni się z nim utożsamiać, myśleć o swojej w niej przyszłości. Zadaje im trudne pytania, bierze pod włos, pokazuje, że mogą być kim chcą, bo żyją w wolnym kraju, mówi im, że w Algierii za zadawanie pytań spotkałaby ich kara. Uczy ich przełamywania stereotypów, pozbywania się nietolerancji i wrogości do tych innych, znienawidzonych. Mają szansę porozmawiać ze starszą panią,. Żydówką, która opowiada im o wojnie i jej okropnościach i o pięknie życia w wolnym kraju.

Porusza problem wielożeństwa, które jest zakazane we Francji, ale wciąż w zaciszach domów utrzymywane. Pokazuje mechanizmy, ale też zmiany zachodzące w umysłach kobiet, które nabierają odwagi i uciekają od takiego życia. Przy okazji nie omija tematu "kulturowego" bicia kobiet przez mężczyzn.

Pisze o bestialskim rytuale obrzezywania dziewczynek, który został do Francji "przywieziony" wraz z falą imigrantów z Mali. Powstał cały system rzezania, przekazywano sobie adresy rzezaczek z ucha do ucha matki, aby ich córki były czyste i godne zamążpójścia. Jeśli nie udawało się to we Francji matki zabierały swoje kilkuletnie córki na "urlop" do Mali i tam dokonywano wycięcia zewnętrznych organów kobiecych. Aby rozprawić się z tym rytuałem zastosowano system rozwiązań, które przyniosły efekty: każdy rodzic wyjeżdżający na wakacje z córką do Mali lub innego kraju, w którym dokonuje się "zabiegu" musi stawić się z dzieckiem w przychodni, w której sprawdza się stan zdrowia dziecka, tak samo jest po przyjeździe. Bezwzględnie ściga się i karze kobiety zajmujące się rzezaniem we Francji. Rodzice, którzy dopuszczają do tego czynu skazywani są na kilkuletnie kary więzienia i grzywny. 

Porusza problem podejścia Francuzów do czarnoskórych obywateli, którzy postrzegani są jako ludzie tej gorszej kategorii. Oni sami wolą wyjechać np. do Anglii, w której jest znacznie większa tolerancja "inności", albo zaszywać się w swoich gettach i złościć się na białą Francję.

Pisze o Froncie Narodowym, jego przesłaniu dla Francji, sukcesach i różnorodności jego bardzo zróżnicowanych pod względem przekonań, wyznawanej wiary i koloru skóry zwolenników.

Pisze o fali radykalizmu nasilającego się w ostatnich czasach, poszukuje odpowiedzi na pytanie gdzie tkwi przyczyna tego wzmożenia: "Myślę, że w Bractwie Muzułmańskim, do którego dołączył z Kaderem, odnalazł miłość, której poszukiwał całe życie. Potrzebował jakichś ram, poczucia bezpieczeństwa  (...) Salafizm, jak jak każda radykalna doktryna, daje ci sens życia. Nagle masz nową rodzinę, braci, którzy są gotowi przejechać dla ciebie kilometry, żeby cie uratować przed niebezpieczeństwem." (str. 211) Dla dzieci które nie zaznały miłości w domu, opieki, ciepła domowego jest to wzruszające i atrakcyjne. Opisuje wydarzenia terrorystyczne, które działy się na przestrzeni kilkudziesięcioleci. Z bliska przyglądamy się aktowi terroryzmu dokonanego przez dwudziestokilkoletniego muzułmanina na ludziach niewinnych. "-Chcecie narzucić nam wasz zachodni styl życia, ale każdy kraj ma swoje tradycje." (str.262) Śledzimy rozpisany na osoby i rozprawy proces, czytamy o członkach rodziny i ich relacjach, o agresji w domu i wpływie na rodzinę i poszczególnych członków. Przy okazji autorka pisze o aresztowaniach matek, które wysyłały swoim synom pieniądze do Syrii i wspierały zdaniem rządu francuskiego, tamtejszych terrorystów. O ofiarach aktów terrorystycznych i kompletnego braku pomocy ze strony instytucji państwowych.

Kończy akcentem żydowskim. Francuscy Żydzi są mocno zasymilowani od pokoleń ze swoim krajem, ale od kilku dziesięcioleci zaczęli odczuwać nasiloną niechęć, płynącą ze strony "muzułmańskich" Francuzów. Nie czują się komfortowo i bezpiecznie we własnym kraju. Rząd Izraela otwiera przed nimi swoje drzwi i namawia do przyjazdu do kolebki Żydów. Niektórzy tak czynią, ale rzeczywistość nie jest taka kolorowa jak na folderach reklamowych, często nie mogą znaleźć pracy, życie jest drogie a choć mieszkania są stosunkowo tanie i dostępne wszystkiego nie załatwią. niektórzy wracają, niektórzy żyją w dwóch krajach po trochu, ale woleliby spokojnie żyć we własnym kraju.

Autorka wiedzie nas przez problemy współczesnej Francji wraz z poznanym w samochodzie Ibrahimem. Jego historia przeplata wszystkie powyższe wątki, czasem nawiązując do jego rozterek i opowieści o życiu. Bohater ma problem tożsamości, odnalezienia miejsca dla siebie we Francji, raz kocha ja innym razem złorzeczy na nią, stara się odnaleźć, to znów gubi się z powodu niedostosowania i nierealistycznych oczekiwań. Chce wyjechać, ale nie wile gdzie, bo to w końcu jego podwórko.

Książka mnie bardzo wciągnęła i pokazała obraz nieznanej Francji, nieomal każda jej strona kipi od wydarzeń, dlatego wniosków do wyciągnięcia przez każdego czytelnika można znaleźć wiele.