Szukaj na tym blogu

środa, 30 listopada 2016

Jak tata pokazał mi wszechświat - Ulf Stark, Eva Eriksson



Jeśli potraktuje się książkę dosłownie jak w tytule to można się zawieść albo rozczarować, może się nie spodobać albo być niezrozumiana. Ja po pierwszym przeczytaniu nie całkiem pojęłam w czym rzecz, ale po kolejnych, chyba doszłam do sedna, a może nie, każdy może dopisać własne przemyślenia po jej lekturze.
Nie jest to książeczka oczywista i prosta, dlatego warto ją przeczytać i pomyśleć.

A o czym, a to o tym jak to tata po pracy idzie z synkiem na spacer, ale nie na taki zwykły, bo tym razem z dodatkowym przesłaniem - pokazanie mu wszechświata. Zdążając do celu mijają znane miejsca i ludzi. Synek obserwuje tatę i cieszy się z jego obecności i bliskości. Tata chce mu pokazać coś co zapamięta "na całe życie", poświęca czas tylko synkowi. Idą, są tylko dla siebie. Syn nie może się doczekać tej podniosłej chwili, dopytuje, niecierpliwi się, ojciec tłumaczy i odpowiada.
Przychodzą na wielką łąkę, jest cicho, spokojnie, mogą przyjrzeć się przyrodzie, niebu. Syn patrzy z zaciekawieniem, chyba był i widział to miejsce, ale inaczej, teraz nabiera ono jakiegoś specjalnego znaczenia - tajemniczego, magicznego. Tata realizuje się jako mentor, pokazuje, tłumaczy, dzieli się wiedzą. Chce pokazać synowi piękno otaczającego świata. Uczy nazw gwiazdozbiorów. Ech chwilo trwaj...

I mnie udzielił mi się klimat i spokój jaki płynie z tego pokazywania.

Nagle do zmysłów taty dotarł jakiś nieprzyjemny bodziec, "zapaszek" kupki pieska, w którą wdepnął. Czar prysł, codzienność przysłoniła sprawy wzniosłe. Tata był rozczarowany i poirytowany wyglądem buta. Wracają do domu w milczeniu. W głosie taty słychać żal, ale syn jest szczęśliwy z tego wydarzenia i spędzonego razem czasu.
W domu czeka na nich pyszny posiłek i mama.
Było "i pięknie i śmiesznie".

To nieprzesłodzona książeczka o relacjach między ludźmi o sprawach ważnych i przyziemnych, wzniosłych i śmiesznych:)

Jak Rudy polubił gwiazdkę - Marzena Kwietniewska-Talarczyk



Czytamy książki tej autorki, bo poruszają ważne zagadnienia. Bohaterami są zwierzęta, zależne od ludzi i przez nich doświadczani miło lub niemiło.
Książki pokazują różne ludzkie oblicza i stosunek do zależnych istot, ich poziom odpowiedzialności, empatii, wrażliwości, itp.
Ta pozycja porusza niezwykle wrażliwy problem zaspokajania próżności, płytkich emocjonalnie decyzji i wyobraźni, podejmowania decyzji na chwilę. Zawiera też coraz częściej poruszany w odpowiedzialnych mediach problem konsumpcjonizmu.
Konkretyzując zjawisko, mamy w tej książce nieodpowiedzialnych ludzi, traktujących zwierzę jak rzecz, chwilowy kaprys, którego trzeba się pozbyć jeśli już nie potrzebny a obowiązków przy nim dużo. Dobrą okazją do zaspokajania wielu fanaberii są Święta Bożego Narodzenia, niestety po nich przychodzi czas znudzenia, gorzkie chwile dla prezentu, który już przebrzmiał i nie wzbudza zainteresowania. Szczególnie trudnym czasem są wakacje, bo ludzie chcą wyjechać a ze zwierzęciem trzeba coś zrobić, bo często zabrać ze sobą nie mogą? Różnie z tą sprawą sobie radzą.
Ale żeby nie było tak gorzko, to na osłodę powiem, że książka kończy się pozytywnie, czyli dobro wygrywa, a pies znajduje serdeczne schronienie.

Ale po kolei: w miłym domu urodziły się szczeniaki, psia matka i ludzka opiekunka bardzo szczęśliwe. Ale jak to bywa pieski rosną i przychodzi czas znalezienia dla nich domu. Do tej pory opiekunce udawało się znaleźć dobre domy dla swoich psiaczków. Po małego Rudego zgłasza się pani, która żarliwie zapewnia o swoich szczerych intencjach podarowania pieska swojemu synkowi, który tak bardzo o nim marzy. I tak Rudy trafia do domu, w którym mieszka Kamilek jego nowy opiekun. Nie bardzo Rudemu te zmiany przypadły do gustu, bo najpierw został wciśnięty do pudełka i wsunięty pod łóżko w sypialni rodziców. Zapomniany i zostawiony bez picia i jedzenia. A kiedy wreszcie został wypakowany, jego mały opiekun traktował go jak zabawkę na alkaiczne baterie. Rudy ciągle musiał się bawić z Kamilem i spełniać jego zachcianki, chociaż jako mały piesek miał potrzebę odpoczynku i drzemki. Niestety oprócz tego, że miał być w ciągłej gotowości do zabawy to był niemiło traktowany, np. ciągnięto go za ogon. To bolało oczywiście, zaś dorośli nie reagowali na zachowania syna.

Niestety czas działał na niekorzyść Rudego, obowiązki związane z opieką nad nim przerosły całą rodzinę. Nikt nie miał ochoty poświęcać mu czasu i pamiętać o jego potrzebach. Przed wakacjami stał się też niepotrzebnym balastem, którego należało się pozbyć, brutalnie, bez zadawania sobie trudu znalezienia dla niego nowego miejsca.

Początki były nawet ciekawe, bo ciągle pojawiały się nowe atrakcje - psy i ludzie, którzy na dodatek rzucali jakieś jedzenie łagodnie wyglądającemu psu. Rudy radził sobie całkiem nie najgorzej dopóki nie nadeszły dni zimne i dżdżyste, zaczął padać śnieg i nie było się czym ogrzać i najeść. Zaczął szukać miejsca dla siebie do "przezimowania", dziwił się, że spotyka mnóstwo śpieszących dokądś ludzi, że widzi te same elementy świąteczne co rok temu. Wróciły nie miłe wspomnienia. Jakoś udało mu się trafić na osiedle domów i ukryć w garażu jednego z nich.
Co z tego wynikło, czy tym razem święta okażą się milsze? zachęcam do lektury:)

Podsumowując, to dobra pozycja dla tych, którzy chcą obdarzyć dziecko zwierzątkiem, tym samym spełniając jego marzenie. Dobrze byłoby aby to marzenie było realistyczne i odpowiedzialne. Być może książka pomoże w podjęciu właściwej decyzji i oszczędzeniu sobie i innym niepotrzebnych emocji.
Może po prostu będzie dobrą ucząca empatii i odpowiedzialności lekturą.

wtorek, 29 listopada 2016

Matka feministka - Agnieszka Graff



Jakoś bardzo długo zwlekałam z tą książką, przyczyna nie znana. Natomiast Agnieszkę Graff czytuję w Wysokich Obcasach (dodatek do GW), słucham w radio i w internecie. Czytam i słucham jej poglądów. Stała mi się szczególnie bliska po urodzeniu dziecka i "zmianie optyki" - jak sama mówi. Zajęła się tematem spychanym na plan dalszy w działaniu, ale nagminnie wykorzystywanym w celach propagandowych.

Bez ogródek napiszę, że w swojej książce zawarła takie treści, które ja wypowiadam, ale których nie przelewam na papier, bo nie jestem taka mądra i wypisana jak moja imienniczka. Tym bardziej cieszę się, że ona jest i tworzenie przychodzi jej z łatwością, bo mogę z tego korzystać;)

Książka zawiera treści bardzo bliskie mojemu sercu. Macierzyństwo, matkowanie, bycie matką, mama/o, to wszystko mi bliskie. Tych doświadczeń i spostrzeżeń o których pisze autorka mam dwa razy więcej. Irytacji na otoczenie też dwa razy więcej. Dlaczego, bo jestem matką dwójki dzieci i wszystkie problemy fizyczne wynikające z użytkowania otoczenia przeżywałam i przeżywam dwa razy. I wcale nie jest łatwiej za drugim razem, wręcz irytacja z czasem narasta, bo niewiele się zmienia, bo drugi raz muszę przejść przez te same problemy na ulicy, u lekarza, w urzędzie, w środkach transportu publicznego. Drugi raz zabrakło żłobka, mam nadzieję, że chociaż przedszkole nie będzie dla nas nieosiągalne, ale któż to wie wobec zachodzących zmian?!

Książka wywołała lawinę emocji, więc trochę ich tutaj zostawię, aby ulżyć duszy. Oczywiście o wszystkich sprawach dotyczących hasła "Matka" nie będę pisać, bo to znane i opisane i za dużo miejsca by zajęło...
Takich głosów jak Agnieszki Graff w przestrzeni publicznej potrzebnych jest więcej. Bo to jest głos realnego macierzyństwa, z szerokokątnym spojrzeniem na wszystkie aspekty tego "zjawiska". Macierzyństwo opisane przez autorkę, jest bardziej ludzkie, bliskie, realne, odczarowane. Matka to nie mit ani legenda, to człowiek i jak każdy przedstawiciel tego gatunku ma swoje prawa i obowiązki z tą tylko różnicą, że natura obdarzyła go możliwością rodzenia przedstawicieli następnego pokolenia. Na tym koniec moich marzeń. Wpisana w stereotyp nie jest już człowiekiem, ale kobietą, matką i w zależności od światopoglądu przypisano jej schematy działania. Zdaniem jednych ma być idealnie zorganizowana, super samodzielna, nienarzekająca na zmęczenie, ma być kobietą sukcesu, świetnie spełniać się na każdym polu działania - nazywam ten gatunek "robotem wieloczynnościowy made in Poland". Inni widzą ją w roli super matki, opiekuńczej, zawsze w gotowości do rodzenia kolejnych dzieci, kochającą i czułą żoną. Jeszcze inni każą jej siedzieć w domu, bo ma sobie radzić sama, nikogo o nic nie prosić i prezentować się nienagannie.

Hm, a gdzie miejsce dla człowieka, przecież opieka nad dzieckiem jest cenna, jest jak wymagający wielu umiejętności zawód, potrzebny wręcz niezbędny, bo przygotowujący kolejne pokolenie.
Graff porusza problem braku sprawowania opieki nad dzieckiem przez oboje rodziców. Obecnie to w zdecydowanej większości przypadków matka zostaje w domu aby podjąć się opieki nad potomkiem. Dziecko najczęściej ma dwoje rodziców, niestety, ten jeden rodzic znika zaraz po urodzeniu, bo ma inne zadania, zostaje na posterunku ten drugi. Graff, co mi się podoba, nie zrzuca za ten stan rzeczy odpowiedzialności na kobiety, ale na państwo i jego podejście do kwestii społecznych i opiekuńczych. Pozostaje jednak kwestia braku wynagrodzenia za sprawowanie opieki nad dzieckiem (po roku zasiłku macierzyńskiego) a nade wszystkim brak właściwej polityki społecznej w zakresie pomocy matce na rynku pracy a ogólniej rodzicom po powrocie matki do pracy.

Zainteresowała mnie poruszona kwestia "tajemnicy kobiecej" i może w tej tajemnicy należałoby szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego to matka zostaje zazwyczaj przy dziecku. Mowa o tym, że dla dziecka jesteśmy niezastąpione - czyli o sednie macierzyństwa, zdecydowanie emocjonalno - psychicznym wyróżniku. Trochę w tym radości, ale i smutku, narcyzmu, ofiarowania, słodkości i władzy. A może też zachłanności i perfekcjonizmu? Niemniej wszystko dobre, jeśli kobieta ma głębokie przekonanie o swojej zgodzie i pewności na taką postawę, gorzej dla niej jeśli nie, bo wszyscy mogą na tym stracić.

Autorka przypomniała, że ruchy kobiece też nie poświęcają wystarczającej ilości uwagi podstawowym problemom kobiecym związanych z macierzyństwem. Podnosi głos, że każda kobieta powinna mieć wybór i ta, której jakoś udaje się pogodzić opiekę nad dzieckiem z życiem zawodowym, albo tę opiekę zostawia komuś innemu i ta która chce poświęcić czas na wychowywanie dziecka. Co ważne ten czas powinien być wyceniony i opłacony. Dobrze byłoby aby same kobiety szanowały swoje wybory i starały się w tym wspierać.

W książce poruszone zostały też sprawy mocno drażliwe, wrażliwe i niezwykle ważne. Jednym z tematów, który od czasu do czasu pojawia się w mediach jest brak funduszu alimentacyjnego i nagminne miganie się mężczyzn przed odpowiedzialnością dbania o dziecko po rozstaniu z partnerką.
Jak do tego dochodzi? Przecież przed rozstaniem kobieta i mężczyzna mający dzieci razem dbali i zarabiali na swoją rodzinę. Jeśli podejmują decyzję o rozstaniu to zmienia się tylko to, że nie są partnerami i względem siebie nie mogą mieć oczekiwań, zostaje natomiast odpowiedzialność za powołane do życia dzieci. One dalej potrzebują jedzenia, ubrania, zabawek, itp., czyżby odchodzący partner zapomniał o tym, albo był do tego przyzwyczajony? Najczęściej dzieci zostają z matką więc siłą rzeczy zostaje nałożony na nią większy ciężar obowiązków, dlaczego zatem zostaje dodatkowo bez pieniędzy?! Państwo" bezwładny twór" taki problem ma w "głębokim poważaniu". Kobiety sobie poradzą, a jak nie poradzą to zabierzemy dziecko do domu dziecka, albo rodziny zastępczej, pod takim batem większość musi dać radę.

Porusza też kwestię prawa do aborcji i ciągłych pomysłów posłów i grup społecznych aby zmieniać i tak wyśrubowane zapisy ustawy obowiązującej w naszym kraju od 1993 roku.

Sporo miejsca autorka poświęciła przyziemnym, codziennym sprawom, np. stereotypom dotyczącym postrzegania dziewczynek i chłopców a to pod kontem zainteresowań, oferty pozaszkolnej, stroju, zabawek, traktowania obyczajowo-kulturowego. O infantylnym i czasami agresywnym traktowaniu dzieci, tylko dlatego że nimi są a normy społeczne tego nie piętnują. A także o obrazie kobiet w mediach i o różnych odsłonach macierzyństwa.

Kończy swoją książkę rozprawką o Matce naturze i wchodzeniu jej w drogę przez różne punkty widzenia.
Przytacza przykład Francji i krajów skandynawskich jako pożądanych przykładów równego traktowania pracy i rodzicielstwa oraz matki i ojca, wszak to nieodłączne i naturalne przymioty ludzkości. Od zarania dziejów ludzie mają dzieci co naturalne i pożądane, ale państwo i pracodawcy o tym zapominają albo wypierają ze świadomości. Jedni ciągle mają inne sprawy "na głowie" i nie chcą kolejnych problemów a drudzy potrzebują gotowego osobnika do pracy, najchętniej bez zaplecza rodzinnego?!

Zakończę cytatem:
"Współczesna Matka Natura lubi równość płci na rynku pracy i partnerstwo w sferze domowej. Równość jest naturalna. To ona jest wartością rodzinną".

Bynajmniej mnie by to odpowiadało...



czwartek, 24 listopada 2016

Zamieszanie na sawannie.... - Dorota Kassjanowicz



Historia opowiedziana na 49 stronach z ilustracjami dzieje się w okolicznościach sawanny w gorącej Afryce. Bohaterami są zwierzęta tam mieszkające a w "tle" turyści przybywający aby je zobaczyć. Czytało się ją bardzo szybko, ale nie urzekła mnie całościowo. Czasami miałam wręcz wrażenie, że nic się nie dzieje, a całą historię można zawrzeć na kilku stronach. Niemniej zawiera ważne przesłania dlatego warto ją przeczytać dzieciom i na kanwie lektury podyskutować.

Głównymi bohaterami książki są: Henrietta – żyrafa, która objada się niezdrowym jedzeniem zakupionym w sklepie dla turystów; Stasiek – motyl, który postanowił przytyć, by nie być zbyt „kruchym” (jak określił go jeden z turystów); Edek – bocian o wyglądzie bałwana ze śniegu, który zrezygnował z wylotu w zimne kraje, by zaoszczędzić na nowe gniazdo; Leon – odchudzony hipopotam, który nie ma już wpływu na swoje ciało; Strzała – odchudzony struś, wciąż na diecie, bo usłyszał o sobie „grube cielsko na chudych patykach", Antonio - kameleon, dopasowujący się do rozmówcy.

Co się stało ze zwierzętami? Przestały słuchać natury. Zakłóciły swoje naturalne nawyki żywieniowe, dopuściły do siebie nieprzyjemne emocje wywołane złośliwymi komentarzami turystów. Przeszły na restrykcyjne diety, aby podobać się jako ktoś inny. Niektóre przytyły ponad miarę, aby nie być kruchymi inne schudły nie do poznania.
Pozmieniały swój wygląd tak bardzo, że nie poznają same siebie i swoich przyjaciół. Do tego dochodzą czysto fizyczne skutki takich zmian czyli ociężałość, brak siły, powolność, wiotkość, nadmierna lekkość. I oczywiście problemy emocjonalne, brak wiary w siebie, apatia, depresja, kompulsywne zachowania. To wszystko powoduje, że przestają być szczęśliwe. Żyrafa nie poznaje siebie, bocian nie ma siły latać, struś nie ma siły chodzić, kameleon nie nadąża się przeobrażać, hipopotam jest tak chudy, że znosi go woda, zebry i gazele nie uciekają przed lwem, bo nie mają siły. Wszystko stanęło na głowie. Zakłócono naturalny system.

Dlaczego, bo chciały się podobać innym, bo przestały siebie kochać i sobie ufać, zaczęły wierzyć innym, ich ocenom i pomysłom.Zwierzęta zapomniały, że to ich naturalne właściwości przyciągają uwagę innych, że to właśnie różnice tak ciekawią, że każdy jest niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju i przez to taki interesujący.
Na szczęście zwierzęta pod wpływem rozmowy, dzielenia się doświadczeniami, postanowiły znów być sobą, przywrócić ład naturalny.

W prostej linii można historię zwierząt odnieść do świata ludzi. Często ludzie zapominają o naturze, o swoich własnych emocjach, o swojej niepowtarzalności, nie dbają o swoje bezpieczeństwo. Pozwalają się wrzucić do wielkiego worka, w którym bardzo źle się czują, chorują, nie układają im się relacje z najbliższymi.

Najzdrowiej dla duszy i ciała pozostać sobą, kochać siebie, ale aby to się stało trzeba stać na mocnych nogach emocjonalnych, mieć silne poczucie własnej wartości, umieć być asertywnym. Ale tego stanu człowiek potrzebuje uczyć się od samego początku co nie zawsze jest możliwe, niemniej można zacząć uczyć się w niemalże każdym momencie życia, ale trzeba chcieć i mieć świadomość potrzeby.

wtorek, 22 listopada 2016

Samotność Portugalczyka - Iza Klementowska



Byłam, widziałam, ale oprócz przewodników nie czytałam do tej pory niczego więcej o Portugalii. Dlatego książka "Samotność Portugalczyka" na którą natknęłam się na stornach Wydawnictwa Czarne bardzo mnie wciągnęła. Ponownie wędrowałam, ale tym razem z autorką, uliczkami Lizbony, albo pojechałam do Aveiro z sentymentem wspominając ich czar i klimat.
Portugalia to kraj niewielki, rozjaśniony słońcem, do którego udajemy się na wakacje. Portugalia to  symbole: muzyka fado, koguciki z Barcelos, wyroby ceramiczne azulejos, porto, owoce morza, oliwki i vinho verde. To znane miasta i miejsca Lisboa, Belem, Guimares, Coimbra, Porto, Braga, Algarve, każde ze swoją specyfiką i klimatem.
To ludzie popijający od rana maleńkie filiżanki kawy zagryzający czymś słodkim a wieczorem zajadający obfite kolacje. To ludzie lubiący mówić i zagadywać, gestykulować i dotykać się, wsłuchiwać się w innych i pomagać bezinteresownie.

Ale Portugalia ma też drugą stronę medalu, min. historię kolonializmu, dzięki któremu istniała jako potężne imperium mające wielkie znaczenie w świecie. Skutki skurczenia się do rozmiarów dziesięciomilionowego państwa dają o sobie znać do teraz. Ciężar krzywd doznanych podczas dyktatury Salazara i wszechwładnych tajnych służb też boli do dzisiaj. Oba wątki to główne tematy którymi zajęła się autorka "Samotności Portugalczyka". Wspomnienia z najnowszej historii Portugalii snują osoby jej znane lub napotkane przypadkiem. W książce poruszyła też współczesne dylematy Portugalczyków: kryzys, bezrobocie, niepokój o jutro, poczucie wyobcowania, żal po potędze i niechęć względem Unii Europejskiej. Autorka podjęła próbę pokazania różnych kart z życia Portugalczyków: bolesnych, wstydliwych, chwalebnych i codziennych.

A tak a propos, dlaczego samotność i to Portugalczyka, skąd ona się wzięła, kiedy był jej początek, czy widać gdzieś koniec? Nie znalazłam bezpośredniej odpowiedzi w książce, ale też autorka snuje swoje opowieści w sposób nieoczywisty, wyciąga je z różnych zakątków, czasów i miejsc. Zgłębia nie tylko materię ale też wczuwa się w emocje  i wspomnienia. Próbuje uchwycić meandry duszy Portugalii. Dla mnie każda z historii to osobne przeżycie i próba zbliżenia się do emocji bohatera, napisana została w oparciu o rzetelne informacje na temat Portugalii i jej mieszkańców.
Niestety, czasami nieuporządkowany styl i wyrwane z kontekstu myśli Izy Klementowskiej mogą niektórych rozczarować i pozostawić jakiś niedosyt. Chociaż może niektórych zachęcą do dalszego pogłębiania historii jakże ciekawego kraju sympatycznych ludzi. Dlatego może warto "Samotność Portugalczyka" potraktować jako uwerturę do kolejnych aktów historii Portugalii.

Pokrótce:
Bohaterowie Klementowskiej to min Dona Augusta, która wspomina o wszechobecnych aresztowaniach i strachu zamykającym ludziom usta i odbierającym radość życia. Maria da Conceição de Melo Rita wspomina życie codzienne sprawcy tego terroru Salazarze, twórcy estado novo – dyktatorze, który przez trzydzieści sześć lat sprawował władzę nad Portugalczykami. Ze wspomnień Ferreiry dowiadujemy się o następcy i kontynuatorze okrutnej polityki Marcelo Caetano, którego rządy obaliła dopiero rewolucja goździków w 1974 roku. Pisarz Gonçalo M. Tavares odpowiada na pytania autorki o portugalskie kolonie. Autorka czuje, że niechętnie powraca do tego tematu,ale nie ustępuje. Pisarz mówi, że „wielu młodych zaraz po studiach wyjeżdża do byłych kolonii w poszukiwaniu pracy, bo czują, że tak mogą i że wolno im to zrobić. Ale generację mojego ojca poczucie odpowiedzialności jeszcze ciśnie. Chociaż to też jest dziwna sprawa, bo my, Portugalczycy, nie mamy poczucia, że kolonizacja w naszym wykonaniu była okrutna”. Kolonizacja i jej obecne konsekwencje wyglądają różnie w zależności od punktu widzenia człowieka o czym opowiadają między innymi Amalia i Karim.

Portugalia jest dla mnie nie oczywista, bo na pierwszy rzut oka nie widać jakiś podziałów w społeczeństwie ani nietolerancji. W zasadzie Portugalczycy lubią ludzi, chętnie zagadują i pomagają, są przyjaźnie nastawieni do dzieci. Ale gdzieś w głębi coś w nich drzemie niejasnego, jakieś zadry, zazdrości, brak poczucia własnej wartości?
Warto zagłębić się w opowieści autorki, ale też iść dalej własnym tropem, bo Portugalia ma wiele do zaoferowania i jak każdy kraj zmienia się.

środa, 16 listopada 2016

Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym - Grażyna Jagielska


Jesteśmy czytaczami Wojciecha Jagielskiego, mamy w domu wiele jego książek, dlatego nie mogliśmy pominąć książki jego żony.

Czytając artykuły i książki Jagielskiego zastanawiałam się, czy ma jakieś życie osobiste (wtedy jeszcze nie sprawdzałam takich rzeczy w internecie), okazało się że tak. Zadawałam  sobie naiwne pytania: jak to możliwe, kiedy ma czas dla rodziny, dlaczego podejmuje takie ryzyko, jak sobie daje radę żona i rodzina kiedy on jest na wojnie?
Odpowiedź nadeszła. Grażyna Jagielska w swojej książce pokazała drugą stronę medalu, kulisy, zaplecze Wojciecha, dziennikarza, korespondenta wojennego. Ukazuje przeżycia z biernego uczestnictwa w wojnach, na które wyjeżdżał jej mąż. Od razu powiem, podziwiam kobietę za wytrwałość, oddanie, miłość, siłę i wiarę, że da radę. Rozumiała go, kochała jego pasję, robiła to dla nich, dla dzieci, najdłużej jak się dało, ale w końcu organizm zaczął się buntować, coś złego działo się z nią i przestała dawać sobie radę. "Miłość z kamienia" to wyznanie kobiety, żyjącej w strachu o życie męża, kobiety, która poniosła konsekwencje pracy i pasji swojego partnera.

Swoją książkę rozpoczyna od opisu pobytu w klinice psychiatrycznej "Dzisiaj mijają trzy miesiące, odkąd przyjęto mnie do kliniki psychiatrycznej z objawami stresu bojowego. Tak naprawdę jest to to stres mojego męża, ale on zawsze oddawał mi wszystkie swoje kłopoty". Książka to próba wyjaśnienia sobie i rodzinie dlaczego znalazła się w takim miejscu.Chęć podzielenia się z innymi, przeżywającymi podobne dramaty; za co też ją podziwiam, tym bardziej że będąc w takim stanie dała radę.

Autorka opowiada swoje doświadczenia innemu choremu, przebywającemu w tej samej klinice - Lucjanowi. Podczas spacerów lub siedząc na ławce mówi mu o swoich emocjach i udrękach związanych z byciem żoną reportera wojennego. Przygniata ją codzienność, wszystkie domowe i rodzinne obowiązki są przecież na jej głowie. Brakuje jej oparcia, dzielenia obowiązków, rozmów, bliskości.
Dodatkowo, prawie od początku wyjazdów męża w rejony konfliktów zbrojnych rodzą się jej lęki o niego, wraz z upływem lat nasilają się, stają się coraz bardziej dokuczliwe. Ingerują w jej codzienne funkcjonowanie. Boi się jego wyjazdów, ale jeszcze bardziej jego powrotów, bo wie, że to tylko oczekiwanie na kolejny wyjazd. Kiedy go nie ma, lęka się dźwięku telefonu, wręcz ucieka przed nim. Co przyprawia ją o taki lęk, oczywiście ewentualna wiadomość o śmierci Wojtka, przecież  w każdej chwili może zginąć, jest na wojnie! Do tego dochodzi udręka, że ona ginie razem z nim, bo tak naprawdę stanowią symbiozę, jedno ciało, więc jeśli jemu coś się stanie to ona też umrze.

W tych lękach, brakach, smutkach, samotności najgorsze stają się jego powroty do domu. Powracał jakby wyszedł na chwilę, np wynieść śmieci: "- No jestem" i zaczynał opowiadać o tym, czego był świadkiem, kogo spotkał, jak udało mu się przeżyć. Z niego "spływało", ona chłonęła jak gąbka, wszystkie opowieści zakotwiczały na dobre, niektórzy bohaterowie towarzyszyli jej w życiu codziennym. Nie mogła się od nich uwolnić, prześladowały ją losy ofiar wojennych. Płakała nad ich nieszczęściem, chciała im jakoś pomóc, zwłaszcza los Tai czeczenki, która była ofiarą zbiorowych gwałtów przez ponad rok i nikt z jej społeczności nie chciał jej pomóc, poruszył ją do głębi jestestwa. Nie mogła już żyć nie myśląc o niej, nie mając jej przy sobie. Nie mogła już wytrzymać tego napięcia, tych myśli, tych niepewności, tej samotności.

Aby pokazać jej swoją pracę mąż zabiera ją do Kaszmiru a następnie na Sri Lankę, gdzie chciał pokazać jej prawdziwe wnętrzności konfliktu. Wyruszyli też w podróż do Afganistanu, przez Indie, Pakistan. Doświadczenia z tej podróży były brzemienne, on już nie chciał więcej" zabierać" jej do pracy, ona skazała się na rezygnację ze wspólnych wyjazdów, aby nie odbierać mężowi jego cennych przeżyć.

Wiele razy czuła się oderwana od rzeczywistości, od ludzi, od życia, wiele razy była jedną nogą po "drugiej stronie".
Ale nie ma się co dziwić przetrwała wraz z mężem pięćdziesiąt trzy wojny, kto mógłby normalnie to przeżyć. Takie doświadczenia odciskają swoje piętno. On przelewał to do książki i zamykał opowieść a ona dalej z nimi żyła.

A Wojtek pisał, otrzymywał nagrody za swoje ciekawe książki, zyskiwał sławę w Polsce i za granicą. Mieli coraz więcej pieniędzy, więc stać ich było na lepsze życie. Ale w jakim sensie lepsze, miała wyrzuty sumienia, że wszystko co mieli zawdzięczali wojnie, że dla rzeczy materialnych mąż ryzykował ich życiem.

Mąż przestał wyjeżdżać, zmienił pracę, ale czy ta pasja nie pogna go znowu dokądś, np. za parę lat... Niby spokój, ale coś drzemie głęboko, jakaś niepewność, przecież udokumentowana, doświadczona. Na razie jest...
Książka mnie poruszyła do głębi....

poniedziałek, 14 listopada 2016

Zawsze o tym marzyłam - Rita Golden Gelman



Lubiłam wyjeżdżać, lubiłam planować i organizować moje wyjazdy, lubiłam zwiedzać te miejsca, kontemplować potem wspominać. Obecnie zostało tylko "lubiłam" i "wspominać". Niemniej jest jeszcze coś - czytam książki podróżnicze i o podróżach.
Jedną z nich jest książka Rity Golden Gelman, nawet ją kupiłam, chociaż postanowiłam podarować kolejnej osobie, która podjęła decyzje o zmianie w swoim życiu.
Autorka ujęła mnie potrzebą realnej zmiany w swoim życiu i była to zmiana w czterdziestej ósmej wiośnie swojego życia. Dodatkowo zmiana była diametralna, bo z osiadłego trochę fasadowego życia wybrała tryb koczowniczy, otwarty i szczery.
To co mi się podobało w tej historii to to, że autorka opisała z czego finansuje swoje podróże - pisze książki dla dzieci, dodatkowo prowadzi poczytnego bloga, udziela się medialnie, żyje oszczędnie.

Rita Golden Gelman opisała swoje życie od pewnego momentu, na swoistym rozdrożu, gdzie coś się skończyło i mogło zacząć się coś nowego, w zależności od wyboru kierunku. Mogła tkwić w swoim życiu, ułożonym, ale coraz bardziej uwierającym, w którym oboje z mężem zaczęli coraz mniej się rozumieć i potrzebować. Ich wspólne sprawy rozeszły się. Mąż złożył pozew o rozwód i choć zrobiło się jej żal, co normalne, to stała się spokojniejsza i lżejsza emocjonalnie, gotowa na nowe. Wreszcie mogła spróbować żyć dla siebie tak jak chciała tylko ona.
Postanowiła podróżować i tak się dzieje od 1986 roku, prowadzi koczowniczy styl życia i nie ma stałego adresu. Pasjonuje się poznawaniem ludzi, co daje wyraz w swojej książce. Nieustająco zawiera z kimś przyjaźnie, ktoś zaprasza ją do swojego domu. Aby poznać bliżej ludzi i ich zwyczaje, zazwyczaj zamieszkuje z nimi w ich warunkach bytowych. Dzięki temu ma możliwość udziału w unikalnych wydarzeniach danej społeczności. Nie planuje swoich podróży, nigdzie się nie śpieszy, słucha swojej natury i jedzie tam gdzie ją "wyśle".
W książce opisała swoje wyjazdy i pobyty w Meksyku, Gwatemali, Nikaragui,  na Wyspach Galapagos, w Indonezji, Kanadzie, Nowej Zelandii i Tajlandii. Opisała wszystko to co było dla niej ciekawe, co ją zachwyciło. Warunki życia, rytuały, kulturę życia mieszkańców, kuchnie i jej różnorodność oraz swoje kontakty i relacje z rodziną. Autorka opisała kilka ciekawych dla mnie miejsc, bo wcześniej o nich nie czytałam, np. wioska Zapoteków, Wyżyna Irian Jaya, lasy Borneo. Podobało mi się też jej podejście do świata w którym aktualnie przebywa, a mianowicie obserwowanie i kontemplacja, nie wtrącanie się w obyczajowość której nie zna.

Ogólnie książkę dobrze mi się czytało, z ciekawością przemierzałam przez kolejne wydarzenia z życia autorki. Niemniej książka wydała mi się trochę powierzchowna, albo za bardzo obyczajowa, albo, hm sama nie wiem, ale czegoś mi zabrakło. Może dlatego, że przeczytałam wiele książek podróżniczych i chyba samo założenie i konwencja były tu jakąś niewygodą?Kończąc, warto przeczytać, bo może być inspiracją do zmian i motywacją do odrzucenia lęków.

Lądowanie Rinowirusów. Przeziębienie - Wojciech Feleszko



Książka napisana przez lekarza pediatrę, specjalistę immunologa. Swoje doświadczenia z praktyki lekarskiej i oczywiście wiedzę przeniósł na papier i wyszła z tego przyjemna książka o mało zabawnych wirusach i chorobach dopadających dzieci.
W książce oprócz historii, są przezabawne ilustracje Ignacego Czwartosa i informacje około chorobowe zapisane przystępnym językiem.
Historyjka opowiada szczegółowo co dzieje się w zaatakowanym przez wirusy organizmie. Zachęca do dbania o podstawy higieny, np.do mycia rąk, co ma wpływ na dziecięcą odporność.

W książce mamy rodzinkę Nosków z dwójką dzieci, dziewczynką i chłopcem, pomocnego doktora Orzeszkę oraz kota i szczura.
Po krótkim opisie rodzinki i pana doktora autor przechodzi do historii o ataku wirusów na nos Kajtka. Szczegółowo, jakby był to opis jakiejś batalii opisuje autor akcję jakiej dokonują wirusy. Jak wdzierają się do noska Kajtka, niczym nie strudzona armia, zdobywając coraz to nowe obszary. Pierwszy niebezpieczeństwo dostrzega Granulocyt, wszczynając alarm, który budzi dzielnych obrońców nosa- Limfocyty.
Tymczasem po Kajtku (będącym w przedszkolu) coraz bardziej widać skutki ataku rinowirusów. Poinformowana przez przedszkolankę mama odbiera go z przedszkola i wzywa na pomoc doktora Orzeszka. Doktor przybywa z odsieczą, badając teren zmian wirusowych i aplikując niezbędne wzmacniacze.
A w nosie tymczasem trwa zaciekła walka ale już niedługo, bo układ immunologiczny plus przepisane leki wyciągają Kajtka z choroby.
Książeczka przybliży dzieciom w zabawny sposób przeziębienie i sposób jego leczenia.

piątek, 11 listopada 2016

Machiną przez Chiny - Łukasz Wierzbicki



Ponownie sięgnęłam po powieść Łukasza Wierzbickiego i ponownie był to dobry wybór. I tym razem autor oparł swoją opowieść na prawdziwych wydarzeniach. Uporządkował i poskładał historię Haliny i Stanisława Bujakowskich, którzy w latach 30-tych wyruszyli w nietuzinkową podróż motorem do Chin. Opisał ich wyprawę w książce "Mój chłopiec, motor i ja" i tak jak w przypadku wyprawy Kazimierza Nowaka stworzył wersję dla dzieci. Spisał przygody pary podróżników, niektóre ubarwiając i dodając swoje pomysły.

Młodożeńcy z Druskiennik, Halina i Stach postanawiają wyruszyć w podróż poślubną motocyklem do Chin. Droga jest długa, trudna, pełna nieoczekiwanych zdarzeń albo raczej przygód, bohaterowie dzielnie znoszą trudy i napotkane problemy. Nie zrażają się chorobami, głodem wynikającym z braku żywności, ciągłymi usterkami motocykla i naturalnymi przeszkodami na drodze. W swojej podróży zmagali się z naturą, atmosferą i własnymi słabościami. Towarzyszyło im zimno, gorąco, lód, piasek, brak wody lub jej nadmiar, brak dróg czasem mapy, niezbędnej do określenia dalszego kierunku podróży. Tak jak długa była podróż tak długa i lista zdarzeń jej towarzyszących, niemniej jednak bohaterowie tej historii nie poddawali się i osiągnęli swój cel.

Czytelnik przeżywa przygody i kłopoty bohaterów, ale też zwiedza kraje mijane w drodze do Chin a wszystko to barwnie opisane, ubrane w ciekaw dialogi i wsparte wartka akcją.
Z ogromną ciekawością czytało nam się opowieść Wierzbickiego. Ogromną przyjemnością było też oglądanie ilustracji projektu Marianny Oklejak, która bazując na oryginalnych fotografiach z wyprawy stworzyła kompozycję pełną ciepłych kolorów, kolaży, wycinanek i rysunków.

Tak na marginesie, Pan Wierzbicki to specjalista od wyszukiwania ciekawych postaci do swoich książek. Też bym kiedyś chciała trafić na jakiś trop...

czwartek, 10 listopada 2016

Najgorszy człowiek na świecie - Małgorzata Halber



Poleciła mi koleżanka, było warto, choć nie łatwo.

To książka dla tych, którzy nie wierzą, że trudno poradzić sobie z nałogami, dla tych którzy chcą zerwać "ALE" i dla tych którzy mogą wesprzeć albo dowiedzieć się. Autorka pisze wprost, nie owijając w bawełnę, używa dosadnego języka, ale pisze szczerze nawet o sprawach najtrudniejszych.
Małgorzata Halber własnymi problemami obdarzyła swoją bohaterkę Krystynę, niemniej ubrała ją we własne szaty.
Opisuje etapy swojego uzależnienia, stany emocjonalne, postrzeganie siebie i innych. Dzieli się swoją wiedzą na temat uzależnień, leczenia ich, problemów z jakimi borykają się inni, gdzie można zwrócić się po pomoc.

Autorka zwraca uwagę czytelnika, że alkoholicy to nie tylko Ci, których widać pod osiedlowymi sklepikami, ale też ludzie mediów. Alkoholizm może być chorobą każdego, nie ważne czy należy do elity władzy,  biznesu, świata akademickiego, grona pedagogicznego,duchowieństwa, itd., itp. Alkoholikem może być zarówno biedny jak i bogaty, brzydki, ładny, gruby i chudy.... Niszczy tak samo człowieka i jego relacje: z bliskimi, znajomymi i w pracy. Liczy się tylko - NAŁÓG. Zapewne trudno podjąć decyzję o zerwaniu z nałogiem, trudno się leczyć, a jeśli się uda  to niełatwo wytrzymać, ale są tacy, którym się udało i warto wesprzeć się ich przykładem.
Autorka w swoim wychodzeniu z nałogu była sama, choć kiedy oddawała się nałogom towarzyszy i pomagaczy nie zabrakło. Szczęśliwi Ci którzy mogą się wesprzeć na kimś.
Dziękuję Małgorzacie Halber za tę książkę, choć nie mam problemu z nałogami znam takie osoby i wiem jak ciężko jest bliskim z nimi.

W rozdziale ;Zrobię wszystko, żeby nie czuć" autorka zamieściła informację o emocjach głównych i szczegółowych oraz ich skutki. Cenna informacja dla każdego, bo niestety o tej podstawowej mądrości nie uczą w szkole (chyba że obecnie?). W domach też się o nich nie rozmawia dlatego wynikiem są problemy "emocjonalne". Bo jak ludzie mają rozumieć innych, mieć dla nich życzliwość, skoro nie rozumieją samych siebie, nie wiedzą co się z nimi dzieje i że mają dać sobie czas na ich przeżywanie.
Rozdział o emocjach to jedna, ale nie jedyna prawda ogólna, jest też o nieocenianiu innych, zajmowaniu się sobą, samoakceptacji i byciu dorosłym. Autorka zawarła również prawa i potrzeby jakie mają ludzie( i o które powinni dbać), a także prawdy, że" śmiech to narzędzie żeby nie czuć" a "ironia to najłagodniejsza forma agresji".

Krystyna to trzydziestokilkulatka, pracująca w telewizji. Ukończyła filozofię na UW. Ma mieszkanie, chłopaka, mnóstwo znajomych i jest uzależniona od alkoholu i narkotyków. W książce jest opis jej życia z nałogami, w trakcie leczenia i życia bez nich. Opisuje swoje stany emocjonalne, obserwacje, uczucia, lęki, problemy, samotność wśród tłumu, chwile zwątpienia i rezygnacji, momenty gdy wydaje się że popada z jednego nałogu w inny a także nawroty uzależnienia. Czytelnik widzi zachodzące w bohaterce zmiany, podejmowane nowe działania i decyzje, zwrot ku innym wartościom, otwarcie się na kontakty z innymi niż dotychczas ludźmi.

Książka przybliża też środowisko w którym autorka pracowała. Imprezy alkoholowe, fasadowe i puste relacje, nieprawdziwe uczucia i zachowania, brak konwersacji tylko rzucanie haseł.

sobota, 5 listopada 2016

Wybór Jasminy. Prawdziwa opowieść...- Jean Sasson



Książka, a raczej relacja o tym co zaszło podczas napaści zbrojnej Iraku na Kuwejt w 1991 roku. Autorka skupiła się na cierpieniu kobiet porywanych dla haniebnej przyjemności najeźdźców. Były niewolnicami seksualnymi, wykorzystywanymi w zależności od upodobań i wynaturzeń gwałcicieli. Autorka przybliżyła opowieść Jasminy, Libanki, zabłąkanej na ziemi kuwejckiej w tym nadzwyczajnym momencie. To historia straszna, bo opisuje upokorzenie, złamanie duchowe i fizyczne i ból fizyczny zadawany na różne sposoby.

Jasmina była piękną młodą kobietą, drobną i delikatną, która zdecydowała, że będzie stewardessą i dopięła swojego marzenia. Latała w różne miejsca świata, była lubiana i szanowana. Nie zawiodła też swoich rodziców, którzy początkowo bali się, że praca dla linii lotniczych zaważy na reputacji Jasminy. Bardzo dbała o swoją kobiecą reputację, nie balangowała, nie miała chłopaków, itp. W wieku około dwudziestu lat była dziewicą.

Pewnego dnia poleciała lotem do Kuwejtu. Cała załoga miała spędzić noc w hotelu i następnego dnia ruszyć w powrotny rejs. Niestety w nocy spadły na Kuwejt pierwsze strzały Irakijczyków. Splot okoliczności wepchnął ja w ręce najeźdźców. Trafiła do więzienia a raczej nielegalnego "seksualnego haremu". Tam została wybrana przez Kapitana oddziału, potężnego Irakijczyka, odtąd miała bez szemrania spełniać jego zachcianki seksualne, często perwersyjne i wyuzdane. Nowa rzeczywistość okazała się dla Jasminy przerażająca i okrutnie bolesna. Nie dość, że w brutalny sposób straciła dziewictwo, czyli straciła najwyższy honor kobiety muzułmańskiej ("Honor jest miarą szacunku") to każdy gwałt był dla niej bardzo bolesny fizycznie. Cierpiała podczas zwykłego stosunku, zaś analny okazał się torturą, po której długo składała się do stanu "używalności". Myślała o samobójstwie, ale znalazła motywację do dalszej egzystencji. Okazało się, że inne porwane, jeszcze bardziej cierpią od niej. Zwłaszcza jedna z nich, Lana, która była jeszcze dziewczynką, drobną i śliczną dziewicą. Trafiła w łapy straszliwego oprawcy, który znęcał się nad nią na takie wymyślne sposoby, że nawet nie będę o nich tutaj pisać.
Jasmina postanowiła, że wyprze się samej siebie aby ulżyć w cierpieniu Lanie. Udając miłość do Kapitana zyskała wyjątkowe prerogatywy, w tym możliwość pomocy Lanie.
Kończąc, Jasminie udało się przeżyć, ale czekała ją dalsza tortura, była w ciąży, niechcianej wręcz wstrętnej. Nie mogła jej usunąć, ale rząd kuwejcki kobietom w jej położeniu pomagał zapewniając im opiekę medyczna i zaplecze socjalne. Do chwili urodzenia owocu tortur miały przebywać w Domu niemowląt.

Ponoć arabscy mężczyźni mają w obowiązku chronić arabskie kobiety, jak pokazała ta historia, nie zawsze i nie wszyscy.
Książka jest swoistym hołdem złożonym wszystkim zgwałconym i torturowanym kobietom podczas różnych konfliktów zbrojnych w różnych rejonach świata. Autorka marzy aby zmieniła się psychika mężczyzn uczestniczących w konfliktach zbrojnych i los kobiet nie był tak okrutny jak to ma miejsce teraz. Cała sobą przyłączam się do tego marzenia i życzenia.

Po przeczytaniu historii Jasminy zadałam sobie pytanie czy kobiety które przeżyły takie tortury będą w stanie rozpocząć na nowo swoje życie Czy zdołały odnaleźć się w zwykłym życiu, czy zostały przyjęte przez rodziny. Czy udało im się pójść dalej ze swoimi przeżyciami? Kobiety są nadzwyczaj silne, ale czy aż tak?

Autorka przytacza, jako dodatek, także historię powstania państwa kuwejckiego i irackiego.

czwartek, 3 listopada 2016

Delhi. Stolica ze złota i snu - Rana Dasgupta



Przeczytana na potrzeby rozmowy w Dyskusyjnym Klubie Książki.
Cieszę się, że to na nią trafiło. Choć czytało mi się ją długo to było warto. To solidnie napisana pozycja, prawie 500 stron gęsto wypełnionych ważnymi informacjami, obserwacjami, przemyśleniami.
Dasgupta pisze o faktach, logicznie analizuje, czasem wyciąga wnioski, stara się zająć każdym ważnym obszarem dotyczącym Delhi. Autor by być wiarygodnym w swoim pisaniu o Delhi przeprowadził się tam. Chciał być na tyle blisko swojego tematu, aby poczuć klimat, atmosferę i zobaczyć na własne oczy ten żywy organizm na którym przeprowadza się operacje, często bardzo poważne, niestety częstokroć bez znieczulenia a co gorsze i bez zaszycia rany.  Stara się być obiektywnym słuchaczem i obserwatorem. Nie ocenia. To retoryka najwyższej próby.
Prezentuje przemiany historyczne i współczesne zachodzące w Dehli oraz skutki społeczne owych zmian. W każdym rozdziale swojej książki  rozmawia z ludźmi z różnych warstw społecznych, pokazując czytelnikowi ich postrzeganie i podejście do świata, który ich otacza.

Każdy rozdział jest przemyślany, poświęcony jakiemuś obszarowi, z którego powstanie całościowy portret Delhi. Rozdziały ukazują historię, przemiany, rozbudowę i politykę za którą stoją ludzie odpowiedzialni i mający wpływ na całościowy obraz miasta. Autor z życzliwością i otwartością wysłuchuje opowieści mieszkańców Delhi: krezusów, biurokratów,  przedsiębiorców, handlarza narkotyków, biedaków i pracowników międzynarodowych korporacji. Mówią o chaosie, niszczeniu albo tworzeniu niewyobrażalnych obszarów luksusu. Z jednej strony wyrastających jak grzyby po deszczu ogromnych centrach handlowych, osiedlach dla wybranych czy prywatnym mieście. Z drugiej strony o spychaniu ogromnej rzeszy biedaków na coraz dalsze obszary niebytu, tworząc swoiste ludzkie śmietniki w których oprócz biedy panuje walka o przetrwanie i skrawek czegokolwiek. Opisują oszałamiające fortuny, zawrotne kariery, luksus i rozpasanie elit ale też strach, nieradzenie sobie ze stresem, samotność i straszliwą przemoc.
Autor stara się przedstawić genezę obecnego stanu i wyglądu Delhi. Przedstawia przyjęty przez mocodawców sposób przeprowadzenia transformacji i jego wpływ na życie mieszkańców miasta.

Każdy rozdział był dla mnie bardzo intrygującą historią. W pierwszym rozdziale autor opisuje spotkanie z biznesmenem działającym w branży samochodowej. Mieszka na tzw. farmie na południu Delhi, zielonym terenie z dala od wielkomiejskiego smogu, otoczony zbytkiem, rodziną i planami na przyszłość. Dalej pokazuje "kulturę drogową", która ukształtowała się na szerokopasmówkach Delhi oraz mieszkańców krawężników!
Drugi rozdział pisarz poświęcił wspomnieniu o swojej rodzinie. W trzecim przypomniał o polityce Nehru, jego zachłyśnięciu się ideą gospodarki centralnie planowanej i wielkim upadku. Czwarty to opis liberalizacji i biznesów outsorcingowych działających na rzecz gigantów amerykańskich, które mogły odtąd świadczyć usługi dwadzieścia cztery godziny. Piąty rozdział pokazuje skutki działalności korporacji na rynku Indii. Pracownicy zaczęli traktować swoją pracę jak religię, oddają się jej bez reszty, zapomniawszy o rodzinie i bliskich znajomych. Ale przez to stali się przyjaciółmi USA, o czym pisze autor w rozdziale szóstym. W nim też ukazał jak można wypaczyć służbę zdrowia i opiekę medyczną sprowadzając jej znaczenie do maszynki do robienia ogromnej kasy.
         Skutki wejścia korporacji na rynek Indii poczyniły też zmiany w kulturze społecznej, zwłaszcza dotyczą one kobiet, które wyszły z domu. Niestety poskutkowało to naruszeniem tradycyjnej roli kobiet, a tym samym wzbudziło niepewność i niepokój wśród mężczyzn i w starszym pokoleniu kobiet. Młode, wyzwolone i niezależne kobiety, zaczęły być obwiniane za brak należytej dbałości o mężczyzn i ponosiły za to karę - bicie gwałty a nawet zabójstwa - o tym w rozdziale siódmym. Ósmy traktuje o upadku sufizmu i wszystkiego co się z nim wiązało - duchowości, języka, tradycji, muzyki, etyki. I znowu nawiązuje do trudności z jakimi przyszło się zmierzyć mężczyznom w związku z nową rolą kobiet (albo uciekają przed nimi albo je poniżają).
          W dziewiątym jest opis utraconego piękna Delhi Mogołów. Ucieczka prawdziwej arystokracji, grabież ich majątku i dóbr, "wytrącenie" starej kultury, języka: i łagodności miasta. Brytyjczykom zależało na zapanowaniu nad tą częścią świata, dlatego zastosowali maksymę: "Kiedy chce się zniszczyć naród, zabiera mu się język". Nowi mieszkańcy przybyli z Pendżabu wnieśli w miasto hałas, napastliwość i zachłanność. Rozdział dziesiąty to historia zbudowania nowego Delhi i przeniesienia do niego stolicy. Osadzenia w nim nowej przekupionej elity. Rodzenie się nowomowy Indusów i zanik pięknej mowy. Historia Defence Colony i jej mieszkańców, którzy stali się bogaci na siłę.
         Jedenasty to przypomnienie wielkiego podziału dokonanego przez Brytyjczyków w 1947 roku na cztery państwa, w tym zbitek ludności -Pakistan. Wstrząsający opis straszliwego exodus-u ludności (4 miliony) na inne ziemie. Towarzyszyły mu śmierć, choroby, brak żywności, zabójstwa, gwałty i uprowadzenia kobiet (75 tysięcy kobiet)!! Opisuje też sytuację tych samych kobiet po latach, kiedy to Indie się o nie upomniały i kolejną ich tragedię i niepotrzebne śmierci.
W rozdziale dwunastym bohater opowiada, że najważniejsza jest tradycja rodzinna, bo na niej można oprzeć pewność biznesu. Siła firm rodzinnych to podstawa silnych Indii i ich kultury. Ale po drugiej stronie lustra widzimy jak wali się stary porządek, w którym mężczyzna był wojownikiem, a obecna sytuacja przerosła go. Aby złagodzić skutki  transformacji i nieradzenie sobie z nowym porządkiem zaczyna pić, ucieka od rodziny, nie radzi sobie w związku i z dziećmi.
        Kolejny wstrząsający opis w rozdziale trzynastym traktuje o historii dzielnicy Bhalswa Colony. W 2000 roku władze zepchnęły dosłownie biedaków tam zamieszkujących w nicość, na swoiste wysypisko ludzkie gdzie pogłębiła się ich bieda, gdzie brak było jakichkolwiek środków do życia. Dodatkowo, wrzucone odpady ludzkie należały do różnych religii więc do tragedii doszły też konflikty. Historia obrończyni tych biedaków - Meenakshi.
Czternasty rozdział to opis krezusów, wyspy bogactwa w oceanie biedy i nędzy, gdzie wszystko sprzyja bogatym i niszczy biedaków: wszak "biedni są po to aby bogaci stawali się coraz bardziej bogaci". Dlatego rolnikom zabiera się ziemię, niszczy slumsy i z ludzi robi się niewolników, którym się nie płaci i o których się nie dba - wszak jest ich gigantyczny nadmiar. Na ich zgliszczach buduje się osiedla dla klasy średniej, która poczyna sobie z nimi arogancko i okrutnie. Wszystko ma jednak swoje konsekwencje - bogactwo przychodzi i odchodzi (piętnasty), zaś korupcja, despotyzm zbierają swoje wstydliwe żniwo (szesnasty). Jeden uczciwy urzędnik może raczej zaszkodzić sobie niż zmienić rzeczywistość - przypadek Meenu, niemniej nie jest osamotniony, bo tzw. eksentrycy też nie boją się mówić o nieuczciwości.
        Zachłanność prowadzi do upadku, ale czy do nauki i wyciągnięcia wniosków - skandal finansowy na szczytach władzy, ujawnione powiązania polityki i biznesu  to w rozdziale siedemnastym. Tutaj też historia niespożytego w swoich zapędach biznesowych Mickeya właściciela wielkich centrów handlowych, który panuje ekspansję swojej działalności do Etiopii. Wspomnienie o twórcy prywatnego miasta Gurgaon i braciach Gupta, którzy przenieśli swoje wpływy do RPA.
W osiemnastym słyszymy opowieść dilera narkotyków o rozpasaniu elit i uzależnieniu od kokainy. O roli guru w tym zakłóconym świecie, poszukiwaniu spokoju i radości, drugiego człowieka. Siedemnasty to skutki uboczne transformacji - duża śmiertelność dzieci. Niewyobrażalne skandale poprzedzające zorganizowanie Igrzysk Wspólnoty w 2010 roku. Kradzieże, bylejakość, tymczasowość i korupcja. Historia zmanierowanego handlarza pieniędzmi.
        I dobrnęłam do końca a tam najlepsze, ta zachłanna władza i elity zapomniały o najważniejszym - o naturze. Zakłócono system wodny, bo w pędzie do bogactwa zapomniano o podstawowych wartościach. Wyparto ze świadomości źródło życia - wodę - co może doprowadzić do wojny i zaniku cywilizacji. Elity zapomniały, że jeśli się bierze to też trzeba dawać, że warto zostawić coś po sobie tak jak czyniły to poprzednie pokolenia.
       Dokonało się Delhi to jaskrawy przejaw globalizmu naszego wieku. Ale czy nie warto spojrzeć na piękno natury oddać jej hołd, zwrócić się ku niej, zawierzyć?!


Delhi.... to arcyciekawie i porywająco namalowany portret jednego z najszybciej rozwijających się współcześnie miast, niemniej to także przypowieść o tym, jak człowiek w pędzie do nieograniczonej władzy i pieniędzy zapomniał o wszystkim wokół: innych ludziach, zwierzętach i naturze. Zapomniał, że jeśli się tylko bierze, to źródło może się wyczerpać. To wizja nie tylko Dehli i Indii, ale także przyszłości globalnego świata. Może warto pochylić się nad zagadnieniem, aby jakoś uchronić przyszłość natury, której jesteśmy częścią, my ludzie, tylko częścią....
Może warto odpowiedzieć sobie na jakim etapie rozwoju znalazło się to społeczeństwo, dokąd ich zaprowadzi taki rodzaj transformacji i gdzie jest koniec niszczenia wszystkiego wokół siebie? Czy natura zastopuje wreszcie ludzi, którzy tak bardzo o niej zapomnieli, którzy dewastują ją bez opamiętania i refleksji?