Szukaj na tym blogu

niedziela, 28 stycznia 2018

Kryzys szkoły - Jesper Juul


"Nie ma dzieci, są ludzie".( Janusz Korczak) 

Jesper Juul podąża ścieżką Janusza Korczaka, też wsłuchuje się w tych młodych ludzi, obserwuje ich, zastanawia się nad ich zachowaniami.
Zakłada, że dzieci są mądre, ale niestety "traktują siebie tak, jak my je traktujemy." Wie, że za "trudnym" dzieckiem kryje się trudna sytuacja. Namawia rodziców, aby wybrali zamiast dziecka posłusznego to zdrowe psychicznie. Poświęcili czas, dali swobodę a jednocześnie scedowali na nich "odpowiedzialność" za ich pracę. Wyraźnie podkreśla, że uczeń jest podmiotem, do którego należy kierować uwagi i spostrzeżenia bezpośrednio, pomijając opiekunów.
 "...trzeba potraktować dzieci poważnie, włączyć je w proces nauki i pytać o zdanie."

Należy zadbać o to aby dzieci wykształciły w sobie wysokie poczucie własnej wartości (kim jestem?) i wiarę w siebie (co potrafię?). Wyposażeni w powyższe mogą wejść w dorosłość jako zdrowe psychicznie jednostki.

Jasper Juul opisuje współczesne problemy szkoły, namawia na taką zmianę funkcji nauczyciela, aby zniknęli uczestnicy i funkcjonariusze systemu edukacji. Aby z kultury posłuszeństwa przejść w kulturę odpowiedzialności. Aby wychować młodych, zdrowych psychicznie z rozwiniętymi kompetencjami społecznymi ludzi. Proponuje zmianę podejścia do szkoły w ogóle, aby zamiast obowiązku było prawo do nauki, zaś szkoła powinna być jak najbardziej demokratyczna. Najlepiej by było, gdyby system oferował kilka rodzajów szkół, aby młodzi ludzie mogli sobie wybrać to co im najbardziej odpowiada.

Zaufanie do kompetencji dziecka - od początku.
Dialog pomiędzy nauczycielami a uczniami to podstawa we współczesnym pokoleniu, które buntuje się przeciwko skostniałemu podejściu do niego. Uczniowie nie chcą słuchać, chcą być wysłuchani i rozmawiać, wymieniać poglądy, dopytywać. Chcą być partnerem a nie podwładnym. Kluczem do sukcesu "są kompetencje w budowaniu relacji z dzieckiem": dobry dialog z uczniem, dialog w ramach grupy i z rodzicami oraz określenie kim ma być współczesny pedagog. System powinien zatroszczyć się o komfort dla nauczycieli, o wsparcie ich kreatywności i chęci do eksperymentowania, bo tylko taki nauczyciel otworzy drzwi do ciekawego świata, którego nie należy się bać.

Przyszłość potrzebuje kreatywności i elastyczności, czyli przeciwieństwa posłuszeństwa. Liczyć się będą "samodzielność i zdolność podejmowania odpowiedzialności", dlatego skostniałe metody trzeba zmienić, bo "Jak wychować demokratyczne społeczeństwo w dyktatorskiej szkole?".


Przeczytałam z zainteresowaniem, pomarzyłam, skonfrontowałam z obecnym systemem, z sytuacją w klasie i zwiesiłam smutno głowę. Ale zaraz pojawiła się myśl - zacznij od siebie, bo tylko na to masz wpływ. Działaj w tym obszarze, w którym możesz i wspieraj tego młodego człowieka jak tylko możesz.


Wydawnictwo Mind, rok 2014

Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz - Anna Kamińska



To kolejna wyjątkowa książka w mojej pasji czytania. Czekałam na nią długo, ale było warto, bo i tym razem Anna Kamińska wciąga w opowieść o nietuzinkowej postaci rzetelnie, ciekawie i z pasją doszukiwania się w człowieku tego co najistotniejsze.

Autorka z pieczołowitością zajęła się historią Wandy Rutkiewicz. To książka o sile, która jest jak tornado, niszczy wszystko wokół siebie, jest napędem do samozniszczenia. To opowieść o miłości  i nieuleczalnej chorobie, którą  nazywa się alpinizmem. Najważniejszym celem życia bohaterki były góry i to te najbardziej nie dostępne, groźne, nieznane, zmienne i kapryśne. Stały się jej celem, pasją, obsesją, jej życiem; dla nich żyła i dla nich umarła, tylko one dawały jej poczucie sensu istnienia.

Wanda Rutkiewicz to kobieta, która ciągle sprawdzała się z samą sobą, mobilizowała, siłowała, brała za bary. Piękna, ambitna, nieustępliwa, zdystansowana i tajemnicza. Zawsze pomysłowa, wyzwolona, odważna, szczera, bezpośrednia i odpowiedzialna. Z jednej strony dbająca o ludzi, oddana, pamiętająca i pomocna, zaś z drugiej zamknięta w sobie, niedostępna, chłodna, prąca do przodu indywidualistka. Posiadająca wiele talentów i umiejętności a także niespożytą energię i potrzebę działania. Posiadała wyjątkowe umiejętności PR - owskie, żarliwie przekonująca potrafiła zdobyć to co było potrzebne aby spełnić cel.
Wychowana w niespokojnym emocjonalnie domu, przeżyła śmierć brata, potworne zabójstwo ojca. Nie znalazła ukojenia w lekkoatletyce, a w szczególności w siatkówce, bo chciała być najlepsza a nie tylko dobra. Praca, choć ciekawa też nie dawała satysfakcji. Nie znalazła radości w swoich związkach. Miała jednak dużo szczęścia do ludzi, którzy bezinteresownie poświęcali jej swój czas i pomagali w różnych sytuacjach.

Intrygowała, irytowała, wywoływała zazdrość, nie pozostawała obojętna. Jej chęć sięgnięcia po najwyższe szczyty irytowała mężczyzn, ale to ją tylko mobilizowało do rywalizacji. Pokazywała, że można, trzeba tylko właściwie się przygotować, nie poddawać i iść na przód.

Ostatnia część książki była dla mnie przepełniona kipiącymi emocjami.
Po pierwsze bohaterki, bo za wszelką cenę chciała zdobyć wszystkie ośmiotysięczniki, nie zważając na stan swojego zdrowia i wiek.
Po drugie środowiska wspinaczy, w którym wrzało oburzeniem, zdziwieniem i niechęcią.
A także bliskich i przyjaciół alpinistki, którzy na przemian trzymali kciuki i dopingowali aby zaraz lękać się o nią.
Autorka pokazała też jak Wanda Rutkiewicz wycofywała się z miejskiego życia, traciła umiejętności radzenia sobie w miejskim gwarze, przeszkadzał jej pęd świata. Po każdej wyprawie coraz bardziej odwracała się od niego tworząc wokół siebie kokon, "sprawiając wrażenie oblężonej twierdzy, kogoś za szybą..." (str. 390). Czuła, że zaczęło brakować dla niej przestrzeni. Odsunięta przez środowisko, za to, że nie potrafiła działać w zespole, stawiała coraz bardziej na indywidualizm. "Dla obu stron nie było wspólnej płaszczyzny, dla której dla nas miałoby to sens i dla niej byłoby okej." (str. 392) Czy doszła do ściany, może zabrakło drogi w przód, dlatego ciągle wybierała wspinanie?

Jak zaślepiona i głucha poszła w swoją ostatnią wyprawę na Kanczendzangę, pozostawiając całe mnóstwo znaków zapytania, niedomówień, pustej przestrzeni. Stała się legendą, wieczną tajemnicą, nieodgadnioną i fascynującą zagadką. Tak za życia jak i po śmierci.

Fascynująca książka o niezwykłej kobiecie, kolosie alpinizmu, przebojowej i heroicznej pasjonatce, zakochanej na dobre i na złe w ośnieżonych gigantach. Wciągająca i pozostawiająca po sobie ślad w pamięci.


Wydawnictwo Literackie, rok 2017

piątek, 26 stycznia 2018

Hebanowe serce - Renata Piątkowska, Maciej Szymanowicz

Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci
 
 Historia zawarta w "Hebanowym sercu" dzieje się obecnie. Te dramaty zwykłych, przestraszonych ludzi dzieją się na naszych oczach. Rodziny z ogarniętych wojną terenów Afryki uciekają do Europy z nadzieją na lepsze jutro. Po ciężkich przeżyciach związanych z wojną, biedą i okrucieństwem napastników decydują się na ucieczkę. Zabierają resztki swoich rzeczy, spieniężają te wartościowsze aby móc opłacić podróż. Podróż, która nie jest bynajmniej wybawieniem i obietnicą bezpieczeństwa oraz dobrobytu. Zanim osiągną ten raj europejski przechodzą przez piekło zafundowane przez naturę ale przede wszystkim człowieka. Tak to już jest, że na nieszczęściu jednych bogacą się inni, często wykorzystują, oszukują, wyciągają ostatni grosz, szantażują, prężą muskuły, bo mogą zaoferować ciut więcej niż zależni uciekinierzy. Przewodnicy i przewoźnicy to tylko ludzie, ze swoimi charakterami, emocjami i zachowaniami. To ludzie, którzy w obliczu napływającej zdesperowanej masy ludzkiej chcą skorzystać, zarobić nie rzadko oszukując i mamiąc. Często ich sposoby są okrutne i podłe, dokładają się do całej gromady nieszczęść.

Autorka opisała wyprawę małego Omenka, który wraz z rodzicami przebył długą i uciążliwą drogę, przez pustynię z niewielkimi zapasami w palącym słońcu, aby wykupić miejsce na łajbie do Europy. Historia ta nie pierwsza i nie ostatnia przeszywa na wskroś desperacją, strachem, ilością upokorzenia i beznadziei.
Oto rodzina z małym chłopcem doświadczona przez okropieństwa działań wojennych w ich kraju, ucieka przez piekło pustyni, aby dotrzeć do portu Zuwara w Libii skąd mocno już wysłużoną i przepełnioną ludźmi łodzią mają płynąć przez Morze Śródziemne do Lampedusy. Niestety na łódź dostają się tylko mama i syn, dla ojca nie starcza już pieniędzy. Dostają miejsce na skraju łódki, nie jest tam bezpiecznie, ale pocieszają się wzajemnie. Warunki straszne, ciasnota, brak picia, jedzenia, toalety. Fale rzucają łódeczką w górę i w dół, ludzie wypadają za burtę, oczywiście nikt ich nie ratuje. Słońce praży nie miłosiernie, mama próbuje zasłonić swojego synka samą sobą, on wypija resztki wody, źle się czuje, bo dokucza mu choroba morska. Prosi mamę o opowiedzenie baśni o dzielnym Ozyrionie, oprócz niej słyszy też straszne opowieści współtowarzyszy o ich losach. W nocy ucieka z łodzi sternik pozostawiając uciekinierów na łaskę morza, rozpętuje się wichura, przerażenie wśród pasażerów jest niewyobrażalne. Kiedy słyszą a niebawem widzą łódź patrolową z radości omal nie przechylają własnej. Zabrani ze swojej łajby, pod eskortą strażników dopływają do Lampedusy. W ośrodku dla uchodźców czują się bezpiecznie.
Jednak żal i strach pozostał w nich głęboko, zwłaszcza o tych którzy nie dopłynęli z nimi. Omenka ciągle dopytywał o tatę, tęsknił i wypatrywał jego powrotu.

Takie są losy ludzi, którzy nie rozpętują wojen, ale zbierają ich żniwo.Jak zawsze najbardziej niezasłużenie cierpią Ci najmłodsi. Wzruszająca opowieść Renaty Piątkowskiej dla młodszych i starszych.


Wydawnictwo Literatura, Łódź 2017

czwartek, 25 stycznia 2018

Czy wojna jest dla dziewczyn? - Paweł Beręsewicz, Olga Reszelska

Seria:Wojny dorosłych - historie dzieci 

Seria przybliża dzieciom ważne i trudne sprawy w sposób bezpieczny emocjonalnie, przekazuje informacje o najokrutniejszych wydarzeniach  jakie ludzkość wymyśliła, a mianowicie o wojnach, zarówno tych z dwudziestego stulecia jak i tych współczesnych.

"Czy wojna jest dla dziewczyn"oparta została o wspomnienia Elżbiety Łaniewskiej, która kiedy wybuchła II Wojna Światowa miała 9 lat, córka lekarki i pracownika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, szczęśliwe i pogodne dziecko.

Ela rozpoczyna swoją opowieść od wakacji nad morzem, które spędzała w towarzystwie pół roku starszego od siebie Antka. Chłopiec pod koniec ich wypoczynku zmienił swoje zachowanie, zaczął wymykać się na samotne wyprawy. Zainteresowana tym faktem dziewczynka pewnego razu poszła za nim i odkryła, że za wydmami lepi pączki. Antek szybko wyprowadził ją z błędu informując ją, że to pociski, którymi będzie obrzucał niemieckie samoloty. Nadciągała wojna, w której Antek miał zamiar brać czynny udział, wykluczając z tych działań Elę, bo "wojna nie  jest dla dziewczyn".

"- Wojna w ogóle nie jest dla dzieci, córeczko." - to słowa jej taty...

1 września 1939 roku Niemcy zaatakowały Polskę, dzieciństwo Eli, Antka i innych dzieci zostało zakończone. Strach i niemoc w środku a na zewnątrz huk strzałów i wybuchów, ranni i załamani ludzie, aresztowania, wywózki, getto, Powstanie Warszawskie, strata najbliższych, wymusiły zachowania dalekie od dziecięcych.Wojna to ogromnie trudny czas dla dorosłych a tym bardziej dla dzieci, niemniej radziły sobie jak mogły, pomagały, słuchały, dotrzymywały tajemnic i słowa. Były dzielne i silne i choć płakały ocierały łzy i parły do przodu, aby przeżyć kolejny dzień.
Ela mężnie pomagała w szpitalu, zapisała się do harcerstwa, przeżyła rozłąkę z tatą a potem jego śmierć, rozstanie z mamą, którą wywieziono do Oświęcimia. Przeżyła też inne śmierci, Antka, cioci i stróża i wielu innych ludzi. Chora z pięcioletnim kuzynem przedarła się do Skarżyska Kamiennej, gdzie uzyskała pomoc od rodziców koleżanek i gdzie doczekała się powrotu mamy.

Wojna jest straszna, jest dla nikogo i do niczego. Wojna sieje śmierć pośród życia, zabiera radość, nie pozwala spokojnie dorastać i rozwijać się.


Wydawnictwo Literatura, Łódź 2017

niedziela, 14 stycznia 2018

Królewna Lenka i awantura o skarb - Aneta Krella-Moch

Z biblioteki.

To jedna z serii o królewnie Lence. Książki opisują rożne problemy dzieci w wieku przedszkolnym. Napisana jest prostym i przystępnym językiem. Wciągnęła do lektury najmłodszych i przekonała do siebie starszych. Lenka ma takie same rozterki i zachowania jak niekrólewscy rówieśnicy, dlatego nam się bardzo spodobała. Polubiliśmy jej przygody, problemy, smutki i niedoskonałości. Jej pomysły były dla nas wciągające i ciekawe. Podążaliśmy jej ścieżkami i rozmyślaniami. Wychowawcze puenty pokazują dzieciom jak można wybrnąć z twarzą nawet z najtrudniejszych sytuacji. Zrozumiała z elementami magii, dworskich manier i ludzkich humorów książeczka jest ciepła i w sam raz na długie zimowe wieczory. Pełno w niej kolorowych i słonecznych ilustracji.

Chłopiec w pasiastej piżamie - John Boyne



To lektura, która wzrusza i osłupia. Autor w temat zagłady Żydów podczas II Wojny Światowej wpisał losy dwóch dziewięcioletnich chłopców, którzy urodzili się w tym samym dniu, miesiącu i roku, ale po różnych stronach drutu kolczastego. Jeden był synem wybranej rasy a drugi jego przeciwieństwem - str 61 - "A oni- ... - To, ... nie ludzie, Bruno".

Bruno, syn komendanta niemieckiego obozu zagłady w Polsce, żyje nieświadomy wydarzeń, które mają miejsce nieopodal "domu", za drutem kolczastym. Choć obserwuje ludzi dziwnie ubranych i wyglądających bardzo chudo i niezdrowo nie zastanawia się dlaczego tak się dzieje. W ramach wyprawy odkrywczej poznaje Szmula, syna żydowskiego zegarmistrza, który przebywa po drugiej stronie drutu. Szmul poznał już najgorsze oblicze żołnierzy niemieckich i choć nie rozumie dlaczego wydarzyły się wszystkie straszne zdarzenia, które doprowadziły ich do tego okropnego miejsca, w którym znikają bezpowrotnie członkowie jego rodziny, nie rozumie o co tak na prawdę chodzi. Wciąż zastanawia się nad tym co się stało, co spowodowało, że został wyrwany ze swojego ciepłego domu i osadzony w tym nieprzyjemnym miejscu.

Ich spotkanie zaowocowało serią spotkań przez około rok. Zawsze wyglądało podobnie, prowadzili rozmowy siedząc każdy po swojej stronie. Nigdy się nie bawili, ale poznawali wzajemnie i stawali się sobie bliscy. Żyli w niewiedzy, dziwiąc się zachowaniom dorosłych. Bruno przynosił jakiś skromny posiłek dla Szmula, bo wyglądał dość mizernie.

Autor umieszczając chłopców po dwóch stronach drutu pokazał wyraźną granicę pomiędzy bohaterami. Grubą linią oddzielił ich życia i ich możliwości. Znalezienie się po drugiej stronie kończyło się dla nich przykrymi konsekwencjami. Chłopcy nie wiedzieli dlaczego nie mogą się ze sobą bawić, dlaczego jeden najada się do syta a drugi nie ma co jeść. Dlaczego jeden ubiera się w dopasowane do pory roku ubranie a drugi nosi na okrągło pasiasty i brudny zestaw. Dlaczego jeden ma swój pokój a drugi dzieli barak z setkami innych osób. Takich porównań byłaby cała lista, bo autor w swojej książce pokazuje holocaust z perspektywy dziecka, tego niewinnego człowieka, na początku życia, kiedy świat stoi przed nim otworem, możliwości i marzenia kłębią się i wylewają.

Autor pokazuje świat zagłady oczami nieświadomych potworności chłopców, nie mówi nic wprost, zresztą i po cóż miałby to robić? Znamy tę historię, potworną i tragiczną. Pokazuje chłopców, którzy nie mogą korzystać z życia tak jak czynią to normalnie dzieci w ich wieku. Nie mogą wspólnie bawić się, śmiać i cieszyć. Mimo, że obaj są miłymi chłopakami nie mogą swobodnie korzystać z dzieciństwa.

Książkę czyta się jednym tchem, jest wzruszająca i dająca do myślenia po raz kolejny o potworności holocaustu, choć tym razem dodając element innej perspektywy. Autor podkreślił wyraźnie, że nie wszyscy Niemcy byli ciemiężcami, że nawet w bliskiej rodzinie były skrajne poglądy na politykę i działalność zbrodniczą Hitlera. O czym warto pamiętać i nie wrzucać wszystkich do jednego worka.

Z muchą świat zwiedzamy i opowiadamy - Marta Galewska-Kustra

Z biblioteki.
Bardzo ciekawa pozycja wśród książek dla dzieci. Zarówno dorośli jak i młodsi mogą się pośmiać, pogłówkować, zadawać pytania, odpowiadać, snuć historie. Uczyć się i bawić, bo przygoda muchy Fefe jest śmieszna i dowcipna. Ciekawe są spostrzeżenia muchy na otaczający świat. Czytelnik dowiaduje się jak różne są obserwacje muchy i ludzkie.
Pełne energii ilustracje, zadania do rozwiązania i mapa do poszukiwać przygód Fefe to dodatkowe atuty.

Mucha Fefe wzorem swojej przyjaciółki Marty wybiera się na wakacje do Hiszpanii i opisuje codzienne obserwacje w swoim dzienniku. Wszystko ją dziwi, wydaje się interesujące, zaskakujące, niebywałe. Wokół niej same nowości, z których stara się w pełni z nich korzystać, choć nie zawsze zgodnie z zastosowaniem, co w konsekwencji często prowadzi do sytuacji niebezpiecznych. W ogólnym zarysie: krążąca taśma z bagażami podróżnych to dla niej karuzela. Muchy w Hiszpanii mają tylko jedno imię, kino na plaży jest nudne, w restauracji podają do jedzenia potwory, a krowy są agresywne.
Pozazdrościłam Fefe ciekawości, otwartości i odwagi w korzystaniu z atrakcji właśnie poznanego kraju z taką determinacją i oddaniem:) Chętnie wybrałabym się z nią w kolejnąpodróż.
Polecam, dla wspólnej zabawy.

sobota, 13 stycznia 2018

Gdzie? Jak? Dlaczego? Kacper w operze Adam Święcki



Uwielbiam takie książki dla dzieci: zachęcające, interesujące, wciągające, opisujące konkretne zagadnienie. Wprowadzające małego czytelnika w świat bardziej poważny i dorosły. Ciekawymi, błyskotliwymi i magicznymi ilustracjami. Uwypuklone ważniejsze zagadnienia związane z tematem, zaakcentowane większymi literami nowe słowa.

Mama informuje Kacpra, że udają się do Magicznego Miejsca, w którym historie opowiadane są poprzez śpiew. Zainteresowany tym chłopiec z wielką ochotą bieży do Opery. Wszystko jest tam nowe, intrygujące, zaskakujące. Poznaje nowe wyrazy, rytuały i elementy. Oddał się magii miejsca, czasu i wydarzenia. Unosił się, falował, był gościem orkiestry, świadkiem historii.
Choć, niespodziewanie wyrwany z tego niezwykłego stanu, klaskał i machał do nowo poznanych przyjaciół. Podekscytowany wydarzeniem, wprowadził rodziców w wydarzenie, którego był świadkiem i uczestnikiem. Urzeczony muzyką i historią opery w podskokach wracał do domu. A teraz czeka na kolejne wydarzenia, które przygotują dla niego rodzice.

To kolejna perełka na rynku wydawniczym dla młodych czytelników.

Ugotuj mi bajkę! - Majda Koren

Z biblioteki.
Fantastyczna książka dla dzieci, które nie są fanami jedzenia i dla rodziców, którzy nie są fanami niejadków.
Urocze ilustracje i ciekawa opowieść, bardzo wciągająca i zaskakująca.
Dzień bez tej książki był dniem straconym na długi czas.

A w czym rzecz, otóż bohater zajączek o imieniu Serduszko był bardzo marudny przy jedzeniu, ciągle mu coś nie smakowało. Jego mama już wyczerpała pomysły (znam z autopsji), dlatego pewnego razu zapytała go co ma mu ugotować. Synek odpowiedział: "- Ugotuj mi bajkę!"
I tak się ta historia zaczyna. Są powtarzalne rytuały, czyli gotowanie zupy, ale różne skutki tychże. Serduszko, tak jak czytelnik jest zaskoczony produktem finalnym gotowania. Serduszko z początku nie był zadowolony z dań, ale wreszcie mama ugotowała taką, która stała się jego ulubioną. Zmieniały się troszeczkę wersje, ale baza była taka sama. Wreszcie mama nie gotowała już nadaremnie, a synek zajadał z apetytem i przygodą.
Gorąco polecam...

piątek, 12 stycznia 2018

Łagodna - Wizyta w kinie


Wybrałam się na film świadomie, znając realia rosyjskie w różnych obszarach życia. Pozostał po nim ślad, rysa w pamięci, współczucie, jakieś politowanie.

To opowieść o kobiecie, bezimiennej, beznamiętnej, małomównej, niewiadomego pochodzenia, jednak upartej w dążeniu do celu. Widz dowiaduje się, że kobieta mieszka w skromnych warunkach a jedynym jej towarzyszem jest pies. Pracuje na "zdezelowanej" stacji paliw. Jeździ do miasta na pocztę. Nadaje albo raczej tym razem odbiera paczkę, która nie doszła. Została zwrócona z więzienia, w którym jej mąż odsiaduje wyrok.
Kobieta nie wie co robić w tej nowej sytuacji. Pyta na poczcie, ale nie otrzymuje odpowiedzi. Podejmuje decyzje o wyjeździe do miasta, w którym owo więzienie jest. Droga jest długa, męcząca, przemierzana kilkoma środkami lokomocji. Z braku pieniędzy nie je, nie pije, ale wiezie paczkę pełną jedzenia swojemu mężowi. Kiedy tam dociera, dowiaduje się o nędzy sytuacji, w której się znalazła. Odsyłana od okienka informacji więziennej bez najmniejszej informacji o losach męża, tuła się po mieście. "Zaopiekowana" przez miejscową kobietę trafia w ręce sutenera, a od tego dowiaduje się, że jej losami zainteresował się lokalny biznesmen, z władzą i układami. Trafia też do instytucji zajmującej się prawami człowieka oczywiście o specyfice Rosyjskiej. Daje się przerzucać przez różne ręce, jak szmacianka, nie ma woli, siły ani zdania, ale uparcie chce dostać się do męża.
Ostatnie kadry to sen, nie sen, trochę jak z "Mistrza i Małgorzaty". Jedzie saniami obitymi panterką, jak Alicja z Rosyjskiej Czarodziejskiej Krainy. Przebrana w białą, delikatną sukienkę, niewinną i  oderwaną od rzeczywistości. Obserwuje przez uchylone drzwi spotkanie plenarne, w których biorą udział wszyscy, których dotychczas spotkała na swojej drodze. Uczestnicy poddają bohaterkę ocenie a prowadzący podejmuje decyzję o pozwoleniu na widzenie z mężem. Z tej bajki trafia w kolejny poziom tym razem koszmarną czarną otchłań. Potem następuje chwila przebudzenia, ale już następny kadr wskazuje na spełnienie się snu na jawie...

Łagodna, to naiwność, bezradność, łagodność, które w Rosji nie mają szans na przeżycie. Zawsze system znajdzie sposób, aby zniszczyć takich nieprzystosowanych ludzi.
Jest to film niełatwy do przyjęcia, warto się jednak na niego otworzyć, spojrzeć bez uprzedzeń i politowania. Warto popatrzeć głębiej poza warstwę wierzchnią, bo tam można zobaczyć jeszcze drugie dno. Reżyser pokazuje, że głęboka prowincja ulega dalszemu rozkładowi, degrengolada jest obecna na wszystkich poziomach i obszarach życia. Wódka, papierosy, seks, podejrzane interesy, bieda, bezrobocie i beznadzieja.W Rosji po dziś dzień na ulicach królują nazwy z lat radzieckich. Mentalność ludzi nawet nie drgnęła w kierunku zmiany na lepsze, zasklepiła się w swoim marazmie. Bierność obywateli przekłada się na bezkarność i brak działań władzy. Ludzie nie umieją wyjść z pułapki, w której się znaleźli. Nie mają pomysłu, chęci, potrzeby, żeby coś zmienić na lepsze. 
Lektura i filmy o Rosji już dawno utwierdziły mnie w przekonaniu, że to społeczeństwo, które po równi pochyłej zmierza do samounicestwienia. Stalin zabijał miliony ludzi, zabił też duszę i ich świadomość. Potomkowie przekonanie o bezużyteczności wyssali z mlekiem i wódką matki i przekazują to następnym pokoleniom. To takie negatywne dziedzictwo.
Mało jest świadomych jednostek, gotowych uciec z tego niebytu. Jedną z nich, choć wydaje się bezwonna, jest  Łagodna, przynajmniej z uporem maniaka chce dowiedzieć się o co chodzi. Dlaczego jej mąż zniknął? Ma odwagę i chęć, której tak mało w jej kraju.

środa, 10 stycznia 2018

Hen.Na północy Norwegii - Ilona Wiśniewska

Z biblioteki.
Znowu sięgnęłam po książkę Ilony Wiśniewskiej, tym razem o Norwegii a w zasadzie o jej północno-wschodnich zakątkach. Była to dla mnie kolejna udana lektura. Ilona Wiśniewska pisze pięknym językiem, używa ciekawych porównań i opisów. Lubię jej styl pisarski, język i umiejętność uważnego pisania o ludziach i rzeczach. Jest zawsze blisko tematu o którym pisze, stara się go pogłębić, przybliżyć i wyjaśnić. Oczywiście czasem można zauważyć jakąś nieścisłość, może czegoś zabraknie, ale jest to relacja prawdziwa, oddająca rzeczywistość lub historię.

Autorka stara się z dobrym skutkiem oddać warunki, klimat i charakter miejsc do których się udała. Przybliża historie zasłyszane, które miały miejsce w przeszłości dawnej albo niezbyt odległej lub widziane przez nią podczas pobytu na opisywanym skrawku ziemi norweskiej. Opowieść rozwiewa także legendę o bogatych Norwegach, nie występują na tych "rubieżach", oddziela grubą kreską Norwegię południową zadbaną i sytą od tej północnej zaniedbanej i głodnej, a na dodatek zdanej na samą siebie. Autorka pokazuje, że obie są dalekie od siebie nie tylko w kilometrach, ale w postrzeganiu świata, człowieka, potrzeb życiowych i materialnych. Różni ich wszystko, łączy granica na mapie. Też sama północ jest bardzo zróżnicowana i niezrozumiała dla wielu południowców. Autochtoni byli poddawani norwegizacji, metodami bynajmniej łagodnymi. Rybaków z północy traktowano jak wyrobników, których zadaniem było zaopatrzyć południe w żywność. Po kryzysie z końca lat dziewięćdziesiątych północ przestała się liczyć w ogóle, postrzegana jako ciekawostka dla artystów, poszukiwaczy przygód czy zapomnienia, albo sentymentalnych powrotów.

Autorka przenosi czytelnika w świat zapomniany, ale niezwykły ze środkowo europejskiego spojrzenia. Ukazywany na zdjęciach, pełen wspomnień, powiązań, przekazów metafizycznych. Barwna i burzliwa przeszłość przeplata się z szarą i cichą teraźniejszością, zapadłą w siebie, startą przez śnieg i wiatr. Opisy Ilony Wiśniewskiej są niezwykłe tym bardziej, bo pisze o rzeczach zwykłych, niepotrzebnych, porzuconych, a jednak mających swoją historię i znamię.

I jak zwykle ludzie, o nich umie pisać wspaniale, z bliska i bez oceniania. Robi z nich bohaterów, a to przecież zwykli mieszkańcy zapomnianych miejsc, gdzieś "hen na północy...".  Towarzyszymy jednemu z bohaterów do jego końca, poznajemy rdzennych mieszkańców, odwiedzamy wyludnione miasto emerytów.

Ta książka zdziera woal dobrobytu z twarzy Norwegii, pokazuje, że nie wszyscy mieszkańcy są jednakowo traktowani. Odczarowuje zachwyt i zauroczenie. Pokazuje, jak można żyć minimalistycznie pod względem kontaktów międzyludzkich i materializmu.
Dla mnie arcyciekawa pozycja o tych terenach.

niedziela, 7 stycznia 2018

Cicha noc - Wizyta w kinie


Udało mi się zobaczyć Cichą noc. To nieskomplikowane i prostoduszne spojrzenie na życie rodziny w Polsce poza wielkimi miastami. Tam rodziny żyją z zagranicznej pracy jednego z członków, najczęściej ojca, czasem matki albo rodzeństwa. Oczywiście taka praca daleko od rodziny ma swoje konsekwencje, chociażby taki, że traci się kontakt emocjonalny i uczuciowy z daną osobą. Ojciec nie ma o czym rozmawiać z dziećmi, dzieci nie znają ojca i boją się go albo nie potrzebują gdy pojawia się od "święta".
W filmie Domolewskiego mamy do czynienia z dwoma pokoleniami dorabiającymi za granicą. Kiedyś ojciec głównego bohatera a teraz on sam starali się utrzymywać rodzinę albo chcą się wydostać do lepszego życia.
Reżyser pokazuje rodzinę mieszkającą gdzieś na Warmii-Mazurach. Dziadek, rodzice, kilkoro dzieci, żyją ze sobą wśród nieotynkowanych budynków, zabłoconego podwórka. W garażu stoi samochód, który czasami nie chce zapalić. Wokół piękne krajobrazy, jeziora, lasy, pagórki. W oddali stary, zniszczony dom po dziadku.
Rodzina zebrała się z okazji Wigilii. Widzimy krzątaninę w kuchni, przygotowania do kolacji. Każdy coś robi, może nie zawsze związanego z wieczerzą, ale jest ruch, zabieganie, dużo ruchu, śmiechu, hałasu. Do domu wraca Adam, pracujący w Holandii. Zajeżdża wypożyczonym wozem, aby zaimponować rodzinie. Reżyser na bieżąco pokazuje relacje pomiędzy członkami rodziny. Widać, że Adam jest zły na brata, uwielbia najmłodszą siostrę, szanuje starszą. Ojciec jest dumny z Adama i najmłodszej córki Kasi, kocha żonę, która troszczy się o niego, chowa wódkę, aby nie pił w te święta. Dziadek pije i to dużo, ale na wesoło. Czasem komuś puszczają nerwy, bo sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli albo otwierają się oczy i uszy. Czasem się jednoczą innym razem dzielą, kłócą, godzą, jak to w rodzinie. W zasadzie to rodzina przeciętna, nie ma w niej przemocy, patologii, podłości, ot ludzkie emocje i uczucia. Problemy dnia codziennego, zabieganie, aby starczyło na utrzymanie rodziny, aby czasem coś miłego się zadziało, aby czasem sprawić sobie radość. Słychać wspomnień czar i gorycz niespełnienia się w pracy czy w związku, ale cóż trzeba pchać ten wózek i po prostu żyć. Cieszyć się każdym dniem. Niemniej chce się być z tą rodziną, bo cóż jest jedna, własna i znana, choć i ona może zaskoczyć.

Rodzeństwo nie koniecznie się kocha, ono po prostu jest.


W filmie komedia przeplata się z dramatem, złość z radością. Film nie wciska w fotel, nie zaskakuje, nie wrzuca na wyżyny, ale ogląda się go ze zrozumieniem i ciekawością.
Wyszłam z kina spokojna i nie przygnębiona, bo brak bohaterom agresji, uporczywej podłości i jest chęć zrozumienia i miłość.

środa, 3 stycznia 2018

Miłość - Ignacy Karpowicz




"Człowiek rodzi się po to, żeby przeżyć życie, a jeśli los się do niego uśmiechnie - żeby zrobić coś dobrego. Ale żeby zrobić coś dobrego, musi kochać i być kochany." (str. 97) 

O miłości można opowiadać tak różnie jak każdy jest różny i pojmuje ją w sobie tylko rozumiany sposób. Miłość to pojemny termin. Rozległy teren uczuć człowieka do człowieka, ale nie tylko. Kochać można na wiele sposobów, na wielu poziomach i w wielu sferach. Każdy kocha inaczej. Każdy człowiek mówi, czuje i okazuje miłość na swój sposób. Zazwyczaj doświadcza miłości kochając mężczyznę, kobietę, rodzica, dziecko, krewnego, przyjaciela, idola, itp.
Doświadczać można miłości cielesnej, duchowej i emocjonalnej. Kochać płeć przeciwną, tą samą lub obie jednocześnie. Kochać nie zawsze jest łatwo, czasem trzeba to robić w ukryciu, zwłaszcza jeśli miłość jest nieakceptowana, bo stereotypy, środowisko, system, normy społeczne. Jest miłość na którą daje się przyzwolenie, bo taka utarła się od wieków i jest wreszcie ta ukrywana, utajniona, niszowa, zakulisowa, zakazana, karana. I właśnie o takiej pisze Ignacy Karpowicz - w książce ukazuje miłość mężczyzny do mężczyzny. Nie brakuje w niej jednak i silnych bohaterek, które przynoszą wsparcie, bez którego te męskie uczucia nie dałyby rady istnieć.

Ignacy Karpowicz przedstawił miłość poprzez piękno, prawdę i dobro: bazując na historii o Jarosławie Iwaszkiewiczu i jego relacji z Jerzym Błeszyńskim, dystopijnej wizji życia w Polsce przyszłości rządzonej przez homofobiczną formację oraz baśniową wersję miłości duchowej.
Miałam wrażenie, że autor prawie pozbawił swoich bohaterów cielesności. Wszystkie historie krążą wokół bycia ze sobą emocjonalnie. Ciało pojawia się rzadko. Najistotniejsza w relacjach międzyludzkich jest potrzeba bliskości, porozumienia, zrozumienia, oddziaływania na tych samych falach. Bohaterowie nie chcą być samotni, to ich przeraża i pozbawia sił witalnych. Nieśmiało odkrywają przed sobą i innymi swoje uczucia. Bez akceptacji jest to trudne, a czasem niemożliwe.

Autor porusza też wątek mordercy miłości, czyli kłamstwa, które jest w stanie zniszczyć, czasem nawet ostatecznie. Jak pogodzić sferę emocjonalną i cielesną, kiedy przez wiele lat obie szły swoimi równoległymi drogami, bez szans na przecięcie. Czasami dopiero silne zdarzenie przywraca świadomość i potrzebę odkłamania, przyznania się przed samym sobą. Takie łatwe a takie trudne. Dobrze jeśli dostaje się drugą szansę, gorzej jeśli na taką nie ma już czasu.

Dla mnie to była niełatwa książka, czasami potrzebowałam czasu aby wznieść się na inny poziom, aby pojąć w czym rzecz. Takiej książki nie czytałam i pewnie nie sięgnęłabym po nią, gdyby nie DKK. Ta książka wciągnęła mnie. Nie wszystkie rozważania snute przez autora mi się podobały jednakowo, niemniej na poziomie ogólnym autor mnie zainteresował swoimi wyobrażeniami. To nie jest książka oczywista i każdy może ją zinterpretować na swój sposób, może być nie zrozumiana, albo przekręcona.

Z książki wychodzą też lęki autora o kraj, w którym najwięcej praw ma podstawowa większość, zaś ci o innych poglądach, wierze, seksualności są wyrzucani na margines. Podlegają ostracyzmowi, albo w najlepszym przypadku są pozostawieni sami sobie, bez wsparcia i zrozumienia.

Według mnie to książka o tolerancji, wolności i przyjaźni. To rzecz o ludziach, którzy chcą miejsca dla siebie i swoich uczuć, spokoju i zwykłości.