Szukaj na tym blogu

piątek, 28 lipca 2023

Bardzo niesamowita medycyna. Przerażająco prawdziwa historia grzebania w ludzkim ciele - Adam Kay

 

Adam Kay powraca z kolejną ciekawą lekcją medycyny. Ludzkie ciało, jego postrzeganie i dbałość o niego na przestrzeni wieków podana w prześmiewczy, przyswajalny i dowcipny sposób. Oj działo się, bo co też ci nasi przodkowie nie wymyślali z ludzkim ciałem! Momentami przydadzą się spinacze na nos, sole trzeźwiące, albo klapki na oczy, bo autor nie owija w bawełnę sposobów na uzdrawiania ludzkiego ciała. 

W książce znajdziemy wiele niesamowitych opowieści o sposobach leczenia, tyleż śmiesznych co niewiarygodnych a nawet strasznych. Choć nie wiadomo czy za wiele lat z obecnych dokonań medycyny nie będą śmiali się nasi potomkowie. 

Historie, opisy i ciekawostki ubrane w ciekawą formę graficzną, które zapadają w pamięć i podnoszą dobrą energię:)

Czas kobiet - Jelena Czyżowa

 

"Czas kobiet" to poruszająca książka o codzienności w Związku Radzieckim, napisana przez Jelenę Czyżową. Przez stronice tej powieści przepływa niesamowita siła emocji, które dotykają serca czytelników i zostają z nimi na długo. Przez pryzmat szarej i siermiężnej komunistycznej codziennej walki o podstawowy byt wracamy do wydarzeń z przed kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. 

Czyżowa przeprowadza nas przez historię głównej bohaterki, niosąc równocześnie ważne przesłanie o sile kobiet oraz ich niezłomnej determinacji w dążeniu do realizacji marzeń i walki z przeciwnościami losu. Poprzez głębię charakterów, autorka ukazuje różnorodność kobiecej siły i odwagi, które powodują, że czujemy się blisko tych postaci i podziwiamy ich wytrwałość.

Niezwykłe w tej książce jest również jej piękne pióro. Czyżowa pisze w sposób sugestywny i empatyczny, oddając nie tylko wydarzenia, ale również uczucia i myśli bohaterów. Jej opisy są malownicze, pozwalając czytelnikowi przenieść się w świat powieści i żyć w nim z bohaterami.

W "Czasie kobiet" autorka porusza wiele ważnych tematów, takich jak równouprawnienie, wyzwolenie, relacje międzyludzkie, pragnienia i niezależność. Ta lektura zmusza nas do refleksji nad społecznymi nierównościami oraz rolą, jaką odgrywamy jako jednostki w kreowaniu zmiany. Czyżowa nie tylko tworzy piękną historię, ale także dowodzi swojego mistrzostwa w kreowaniu postaci. Jej bohaterki są wielowymiarowe i autentyczne. To kobiety o różnych życiowych doświadczeniach, które wnoszą różnorodność i bogactwo narracji, to osoby niejednoznaczne i wielobarwne choć tak zwyczajne.

"Czas kobiet" to powieść pełna emocji, pięknie nakreślonych postaci i ważnego przesłania. To lektura, która wciąga, wzrusza i inspiruje. Polecam tę książkę, bo choć traktuje ona o drobiazgach dnia codziennego pokazuje siłę kobiet i wierzy w ich niezwykłe możliwości. Jelenie Czyżowej należą się gratulacje za stworzenie tak wartościowej i poruszającej powieści o zwykłym, szarym zmaganiu jednostek.

środa, 26 lipca 2023

Wyborny trup - Agustina Bazterrica

 

Augustina Bazterrica napisała książkę, w której ukazuje szeroko pojętą naturę człowieka. Mamy tutaj przerysowany (ale czy na pewno) obraz człowieka, który przekracza kolejne granice człowieczeństwa, moralności, humanizmu przy okazji tworząc nowomowę i ideologię uzasadnień, usprawiedliwień, wyparcia, albo wręcz relatywizmu. Autorka w mojej opinii zamierzenie przekracza granice, aby pokazać powody, najczęściej spreparowane pod okoliczności, oczekiwania pewnych kręgów, chęć zysku, zaspokojenia swoich egoistycznych zapędów, czy ślepego poszukiwania przyjemności. Podkreśla sposoby, w jaki ludzie potrafią usprawiedliwić nawet największe zło bardziej lub mniej wyszukanymi argumentami, dodatkowo odpowiednie światło na sprawę, podsycane siłą mediów i ich umiejętnościami i możliwościami uprawiania propagandy daje wręcz nieograniczone możliwości. "Wyborny trup" to książka ukazująca proces, w którym z jednej strony krok po kroku "pozbawia się" człowieka jego cech i przymiotów, a z drugiej uczy się go zobojętnieć na odczucia, emocje, być chłodnym w odbiorze rzeczywistości, zaspokajać swoje potrzeby, chucie, wydumane zachcianki, generować zyski. Jednocześnie, aby nie czuł się osamotniony, z wyrzutami sumienia, tworzy się dla niego cały wachlarz wzmacniaczy usprawiedliwiających swoje zachowanie. Polityka, cały aparat państwa, nauka, medycyna, nomenklatura stworzona jest na poparcie głoszonych praw, aby osłuchani przyzwyczaili się i uwierzyli, że to jest normalne, aby przyjęli to za pewnik. Jeśli do tego wszystkiego doda się hasła, "chronimy was przed wirusem", "to jest dobre dla was", "tworzymy aparat bezpieczeństwa i jasne sztywne i konsekwentne ramy kontroli, abyście byli bezpieczni" efekt sukcesu murowany.

Autorka nie odkrywa przed czytelnikiem niczego nowego, człowiek to bardzo skomplikowany gatunek, bo choć posiada przymioty wyższego rzędu, m.in możliwość myślenia, analizowania, wyciągania wniosków, konstruowania rozwiązań, czyli takie cechy, których nie posiadają inne gatunki, to jednocześnie jest zdolny do najokrutniejszych zachowań. Opisał je obrazoburczy Markiz de Sade, a człowiek wielokrotnie udowodnił przekuwając je w czyny. I nie mam na myśli tylko tych indywidualnych działań ukrytych po piwnicach, strychach, czy oddalonych albo i niekoniecznie miejscach, w których można prowadzić okrutne eksperymenty na osobnikach tego samego gatunku. Wszelkie działania bestialskich przywódców były tego najbardziej namacalnym przykładem: zbrodnie nazistów, Stalina i jego świty, Mao, rodziny Kim, rzeź Tutsi, czy pogromy na Bałkanach i wiele innych. Chora idea jednego człowieka, która znalazła poparcie jakiegoś grona, strach przed utratą wpływów, pęd do władzy, absurdalne ambicje, a to wszystko podlane odpowiednimi informacjami i zniszczenie gotowe. Człowiek ma zdolność nie wyciągania wniosków z przeszłości, nauka historii nie służy mu do nie popełniania błędów przeszłości, ale często brania rozwiązań i dopracowywania ich korzystając z nowinek technicznych i technologicznych. Człowiek jest zdolny do wielu rzeczy, tych złych też.

Przechodząc jednak do meritum, historia przedstawiona przez autorkę pokazuje kolejny stopień relatywizowania zachowań przez człowieka. Mamy tutaj kanibalizm, ale ubrany w odpowiednie, odczłowieczone słowa, które pomagają nie czuć się winnym, albo wycofać się w jakiś rodzaj zastygnięcia - "marazmu".  Człowiek hodowany na ubój nazywany jest "pogłowiem", "towarem", "mięsem specjalnym", używa się w stosunku do niego nazw: samiec, samica, tusza, kończyna górna, dolna, itp. Książka może budzić obrzydzenie, szokować, poruszać, ale dla mnie ma wymiar przestrogi, bo skłania do refleksji, pokazuje do czego natura ludzka jest zdolna.  Co cenne autorka nie epatuje opisami, nie ubarwia, jej rzeczywistość jest opisana na chłodno, często bezemocjonalnie, aby bardziej skupić się na samych mechanizmach, odkryć jak łatwo jest manipulować ludźmi, którzy ślepo poddają się wtłaczanym przez wielką machinę propagandową treściom. Autorka pokazuje świat, po Przemianie, która wcale nie dała ludziom do myślenia, nie przyniosła czasu na refleksję, która nie zmieniła sposobu życia, odżywiania się, korzystania z dóbr, tylko usprawiedliwiła pomysł na kanibalizm, czyli zjadanie tego samego gatunku. 

"Nie przeszkadza im, że to mięso jest chore, ryzykują, bo nie stać ich na kupienie zdrowego. On przymyka na to oko i stara się kontynuować te akty miłosierdzia czy jałmużny. Robi to również dlatego, że w ten sposób zaspakaja się nieco Padlinożerców i ich głód. Żądza mięsa jest niebezpieczna." (str. 79)

"Wyborny trup" to dystopia, w której w skutek decyzji rządów oraz strachu przed rozprzestrzeniającym się wirusem roznoszonym przez zwierzęta, a tym samym ocaleniem ludzkości, zostały wymordowane zwierzęta wszystkich gatunków. Czas po tych wydarzeniach zyskał miano wielkiej Przemiany, która bynajmniej nie przyniosła żadnej gruntownej zmiany w zachowaniu ludzi, czasu refleksji, zmiany nawyków żywieniowych, wyhodowania mięsa syntetycznego, białka roślinnego, itp., tylko sięgnięto po stare nawyki w nowym wydaniu. Ludzie tak ukochali sobie mięso, że pożądali go nadal, zatem podzielili się na jadalnych i nie do zjedzenia. Ci zjadani byli hodowani tak jak dzisiaj hodowane są zwierzęta "przemysłowe" i przechodziły tą samą drogę cierpienia, dodatkowo pozbawiani byli strun głosowych, żeby nie mieli możliwości komunikowania się, rozumienia świata, odbierania rzeczywistości. Byli sztucznie rozmnażani, ich zastosowanie było bardzo szerokie, w zależności od pomysłów tych "niezjadanych". Jedyna różnica między dzisiejszymi hodowlami przemysłowymi a tymi z książki jest taka, że obecnie ludzie nie chcą wiedzieć i słyszeć co i jak dzieje się z tymi zwierzętami zanim trafią na ich talerz, w książce wszystko jest jawne, akceptowalne i wciąż przesuwają się granice ich wykorzystania.

Autorka powołała do życia kilka ciekawych postaci, które są jaskrawym odbiciem różnych postaw i radzenia sobie z życiem w nowej rzeczywistości. Postacią pierwszoplanową jest Marcos, pracownik rzeźni, który jest postacią nieoczywistą, miejscami dającą nadzieję na zachowanie oderwane od otaczającej rzeczywistości, na bunt, jednak... Postać Marco jest bardzo magnetyczna i niejednoznaczna, podążałam za jego przemyśleniami i decyzjami. 

Podsumowując, choć lektura książki nie jest łatwa w odbiorze, nie epatuje tanią brutalnością, jeśli już to jest ona tłem dla codzienności. To nie jest książka sensacyjna, to dzwoneczek przestrogi dla ludzkości, zaś obszarów nad, którymi powinniśmy się pochylić i przemyśleć jest bardzo wiele. Potrzebna jest refleksja i nie uleganie populizmowi, zatrzymanie pogoni za przyjemnościami bez oglądania się na koszty tychże. Potrzebny spokój i zatrzymanie rozpędzonej machiny, która żąda, chce, zwiększa apetyt jednych kosztem drugich. Potrzebny szacunek do siebie i innych. Ta książka to obnażenie mechanizmów przekraczania granic. Choć to fikcja literacka posługująca się swoimi prawami, to z drugiej strony dźwięczało mi w głowie pytanie - "Czy to nie jest niemożliwe"? Książka nie jest komfortowa.


piątek, 21 lipca 2023

Usta rzeźbiarki - Magdalena Knedler

 

Powieść o życiu Aliny Szapocznikow mnie zachwyciła, przede wszystkim dlatego, że bohaterka była dla mnie odkryciem, kobietą niezłomną, poszukującą, niepoddającą się okrutnemu losowi. Po drugie, że odpowiadał mi styl autorki, pomysł na narrację i uchwycenie atmosfery każdej czasoprzestrzeni. Autorka umiejętnie pokazała drogę rzeźbiarki do tego co tworzyła. "Alinę w jej drodze rzeźbiarki kształtowały różne doświadczenia, oprócz tych z domu, z getta, gdzie musiała opiekować się chorymi w szpitalu, a kiedy ten zlikwidowano szyła ubrania w pracowni krawieckiej, gdzie szyła gorsety, sukienki. Obserwowała otoczenie." Autorka prowadziła swoją bohaterkę dwutorowo, raz pokazując jej młodość i doświadczenia z tego okresu, a potem czas późniejszy, w którym młodzieńcze przeżycia znalazły swoje odzwierciedlenie w jej sztuce. Poza tym autorka zestawiła postać Aliny Szapocznikow z Fridą Kahlo, przykładając miarę do ich przeżyć i mocno powiązanej z nimi sztuki, którą obie się parały. Obie przeżyły w swoim życiu jakąś traumę, poniosły uszczerbek na zdrowiu, czegoś im brakowało, czuły jakąś pustkę, którą choć próbowały zapełnić nie udawało się. 

"Ponoć gorsze od głodu były tam brud i zimno. Tak mawiali Amerykanie, którzy wyzwalali obóz. Kiedy przyszli, zobaczyli mnóstwo martwych i na wpół martwych ciał. Niektóre także nagie i na wpół nagie. I był tam smród, ponoć straszny smród." (str. 374) Ludzi nie było były transporty, w miarę upływu czasu coraz biedniejsze, bo rarytasy już przyjechały wcześniej, teraz docierali ci najbiedniejsi, którym gdzieś udało się przetrwać, skryć, albo byli przydatni do "sprzątania", ale trzeba było kończyć robotę, więc okupanci zabierali wszystkich. Obóz, głód, kawa, nędzna polewka, kawałek czarnego chleba, zastanawiała się jak długo uda jej się przeżyć, ale miała w sobie wolę życia, próbowała znaleźć wyjście, które przedłuży jej życie. Wiedziała jednak, że ciało ludzkie jest słabe, skóra jest słaba, że kiedy zabrać ubranie, jedzenie ciało zacznie się kurczyć, rozpadać, itd. To wszystko widziała Alina Szapocznikow, a choć przeżyła wojnę, to po doświadczeniach z gett i obozów, wyniosła wyczerpanie psychiczne i fizyczne.

Artystka bardzo była zżyta z rodziną, niestety ta rodzina kruszyła się i zabierała bezpowrotnie jakąś część jej. Najpierw odszedł ojciec, jeszcze przed wojną na zapalenie płuc, potem brat w obozie z głodu i zimna, przyjaciele z podobnych powodów, a na ostatnim odcinku gehenny wojennej straciła z oczu matkę. To był cios, poczuła lęk i samotność, bo nie miała już nikogo bliskiego, dlatego kiedy wreszcie dowiedziała się o tym, że matka żyje, odzyskała poczucie bycia kimś, człowiekiem z historią, z korzeniami. "Miała korzenie. Rodzinę. Przeszłość. Miała czym się pochwalić, z czego być dumna." (str. 341) To poczucie artystki wydało mi się takie uniwersalne, większość z nas potrzebuje poczucia zaczepienia w historii, kontynuacji DNA, a Niemcy pozbawili miliony ludzi takiej łączności z przodkami.

Alina Szapocznikow, była kobietą poszukującą, często bezkompromisową, choć nie chciała ranić nikogo. Sztukę stawiała ponad wszystko, a choć zdarzało jej się poświęcać czas rodzinie, to zawsze miała wyrzuty sumienia, że coś lub ktoś na tym tracił, najczęściej sztuka. Poszukiwała spełnienia, wolności, wierzyła w komunizm, który odrzucał stare uwikłania i deklarował wolność dla sztuki, co dla artystki było obietnicą, niestety nie dotrzymaną: "A chcieli przecież wolności twórczej. Alina też jej chciała, choć był taki czas, że rzeźbiła Stalinów, wierzyła w system i wiązała z nim wielkie nadzieje. Nie spełniły się Żaden system nie daje wolności. Zawsze w coś jest się uwikłanym, jeśli nie w cenzurę, to w pieniądze, jeśli nie w ideologię, to w materializm i w konsumpcję. A może zawsze jest jakaś cenzura i jakaś ideologia, nawet jeśli człowiek sądzi, że ich nie ma. Wszędzie do czegoś trzeba się dopasować." (str.368)

Jeśli chodzi o samą twórczość artystki to jej domeną, motywem przewodnim było ciało, albo często jego części, te które były najbardziej symptomatyczne, powiązane z przeżyciami. Ciało towarzyszyło jej od dziecka, dzięki rodzicom, którzy byli lekarzami. Matka Aliny czasami ulegała jej namowom o opowiedzeniu o ciele. Dla Aliny te opowieści były ważne ze względów poznawczych, chciała wiedzieć jak zbudowany jest człowiek, co skrywa w środku, jakim ulega przeobrażeniom w czasie, w chorobie, w trudnych warunkach życia. Ta potrzeba przyglądania się ciału jako tworowi, pozwoliła jej zaakceptować operację piersi, nie czuła utraty kobiecości, bo uważała, że ta ukryta jest nie w powierzchownych przymiotach. Rzeźbiarka była prekursorką w stosowaniu bardzo różnych materiałów do rzeźbienia, lata pięćdziesiąte i produkcja plastiku pozwoliły jest eksperymentować z tym właśnie materiałem, zresztą badała strukturę i możliwości innych: "Użyć taniego plastiku, śmieci, poliestru, bo świat taki teraz jest, z plastiku, śmieci i poliestru, poraniony świat i zagubiony, świat, który również szuka tanich materiałów. Rzeczy na sprzedaż, ludzie na sprzedaż, kobiety, części kobiet, kawałki kobiet. Piękne Ciało." (str. 286) Tworzenie było jej pasją, a ta pasja powiązana z przeżyciami z czasów wojny, ale też ze stanem aktualnym, na który miały wpływ uczucia, emocje i zdrowie. Jej prace stają się zrozumiałe, kiedy mamy świadomość doświadczeń artystki, jej patrzenia na otoczenie, jej wspomnień.

Ta książka zachwyca nie tylko opowieścią o wyjątkowej rzeźbiarce, ale także kunsztem autorki, która używała bardzo skomplikowanych splotów językowych, aby oddać piękno i niezwykłość swojej bohaterki. Potrafiła ciekawie nakreślić swoje bohaterki i bohaterów, okoliczności, miejsca, wydarzenia. Poruszała tez ważne dylematy, zwłaszcza, kiedy na szalę kładzie się życie ludzkie. Byłam poruszona i zaczytana, wciągnięta w przeżycia i rozmyślania bohaterki i w plastyczne obrazy codzienności. Z pewnością sięgnę po kolejne książki tej autorki.

"U każdej z nas chodzi nie tylko o symbiozę, lecz także o zależność człowieka od natury i o to, że natura prędzej czy później nas pochłonie. Że niezależnie od tego, kim jesteśmy, pewnego dnia trafimy do ziemi i wczepią się w nas korzenie roślin." (str. 367)

niedziela, 16 lipca 2023

Zadziwienie - Richard Powers

 

Piękno okładki zachwyca i zachęca do zajrzenia do wnętrza książki, które może dać odpowiedź nad czym autor tak się zadziwia, albo czym chce zadziwić czytelnika. W tej książce znajdziemy intrygujących i niejednoznacznych bohaterów, palące problemy naszej planety, piękne opisy krajobrazu i natury, oraz zafascynowanie nauczaniem i odkrywaniem jakiś odległych galaktyk. Czytając opowieść Richarda Powersa miałam w uszach i przed oczami opowieść Davida Attenborough o znikającej bioróżnorodności, faunie i florze, o niszczeniu przez ludzi pozostałych mieszkańców Ziemi. To kolejna książka - dzwon na trwogę dla naszej planety. Autor pokazuje, że zachwycamy się czymś co jest nieznane, odległe i niepewne, a niszczymy to najbliższe, namacalne, dewastujemy planetę na której mamy swój dom, rodzinę, pracę. Swoją historię wplata w faktyczne wydarzenia polityczne, czym uświadamia czytelnikowi zależności, hipokryzję i brak faktycznych działań władzy, która jest skoncentrowana tylko na przypodobaniu się elektoratowi, na populizmie, na pustych działaniach, które ich utrzymają jak najdłużej przy władzy. Trywializowanie problemów klimatycznych, kwestionowanie konieczności redukcji gazów cieplarnianych, zakłamywanie rzeczywistości, dużo pustej gadaniny aż obudzimy się za późno.

Dlaczego psujemy całą planetę. (...) I udajemy, że nie, jak pani przed chwilą. Zawstydzenie na jej twarzy widać tylko na stop-klarce. Wszyscy wiedzą co się dzieje, i wszyscy odwracają wzrok."(str.259)

Historia jest przepełniona emocjami, tymi makro dotyczącymi stanu planety i tymi mikro w postaci odbioru tych namacalnych zmian przez jednostki. Mamy tutaj szczególną więź rodziny i miłość ojca i syna. Syna, który jako dziecko w spectrum nie wpisuje się wymagane ramy normalności, na dodatek bardzo wyraźnie zauważa jaki wpływ na naturę mają niefrasobliwe lub zachłanne działania człowieka i szuka sposobów informowania o tym otoczenie. Ojciec zaś, szuka sposobów wsparcia swojego syna w tych zmaganiach z otoczeniem i środowiskiem. Stara się pogodzić pracę z rolą samotnego rodzica, szuka wsparcia u naukowców, którzy dysponują nowatorską metodą wsparcia osób z problemami psychicznymi. Ojciec to człowiek rozdarty między bardzo zaawansowanymi badaniami, odkryciami, generalnie specjalistyczną nauką, której sam jest reprezentantem a realnymi problemami codzienności. 

Chłopiec podczas jednej z wypraw w plener z ojcem odkrywa fakty, które są ukrywane w mediach, nie podawane do wiadomości, to nim wstrząsa dogłębnie i uważa, że musi to uświadomić innym: "Do rzeki spływa chemia, którą rolnicy opryskują pola, i przez tę chemię płazy zamieniają się w mutanty. Do tego wszystkiego leki, które ludzie wydalają do toalet. Ryby są kompletnie odurzone. Nie można w niej już  nawet pływać!" (str. 243) Niestety nie znajduje posłuchu w przestrzeni publicznej, co go przygnębia, nie umie pojąć, że ludzie nie ratują swojego domu. Ojciec ze smutkiem wysłuchuje żalu syna, tłumaczy jak może, aby podnieść go na duchu: "Ludzie, Robbie, są gatunkiem bardzo dyskusyjnym." (str. 282) Co oczywiście jest tylko jakimś pustym dźwiękiem, nieudanym wtrętem i nieumiejętnością.

To uwrażliwiająca powieść, pobudzająca do myślenia, podkreślająca grubą kreską i wykrzyknikiem rzeczy ważne. A co może być ważniejsze od bliskich relacji człowieka z człowiekiem i człowieka z naturą, bez której nie przetrwa. To opowieść o spectrum choroby, człowieka, planety i świata.

Na koniec dwa cytaty gloryfikujące edukację i czytanie, nie mogłam się oprzeć:)

"Nauczanie jest jak fotosynteza: wytwarza pożywienie z powietrza i światła. Przechyla szalę na korzyść życia Jeśli o mnie chodzi, dobre wykłady mogą się równać z wygrzewaniem się na słońcu, słuchaniem dobrej muzyki lub kąpielą w górskim potoku." (str. 89)

 "Mój syn uwielbiał tę bibliotekę. Uwielbiał rezerwować książki online i przychodzić po wyczekujący pakunek..." (str. 103)

sobota, 15 lipca 2023

Reguły na czas chaosu - Tomasz Stawiszyński

 

Tomasz Stawiszyński w najnowszej książce ponownie stara się wskazać jakieś jasne punkty, albo raczej drogowskazy, na ten coraz bardziej pogrążony w chaosie świat. Zawiera jedenaście reguł, które mogą pomóc nie zagubić się w przebodźcowanym otoczeniu. Powraca do fundamentalnym wskazówek, aby: 

- nie dać się uwieźć apokaliptycznym wizjom, 

- zdecydowanie ograniczyć używanie mediów społecznościowych, które wciągają odbiorców w coraz większą spiralę negatywnych bodźców, informacji, sztucznych światów, nierzeczywistych czy wręcz ogłupiających zdarzeń,

- przestać się oburzać i nie dawać się wkręcać w wyreżyserowane konflikty, historie, czy w cudze sprawy, których dogłębnie nie znamy, a ich powierzchowność została nazbyt sztucznie nadmuchana,

- nie ulegać polaryzacji, bo jest ona destrukcyjna i prowadzi do kłótni, tracenia czasu na spory, które rujnują zamiast budować. Polaryzacja w mediach społecznościowych powoduje, że ludzie żyją w swoich bańkach, nie mając pojęcia co tak naprawdę się dzieje w szerokim kontekście, nie oceniać z kanapy bez szukania źródeł problemów,

- żyć w niezgodzie ze sobą, bo wewnętrzne wątpliwości i rozdarcia są potrzebne, aby nie popaść w ortodoksję, która jest odporna na zwątpienie i nie daje pola do luk, pytań i niezadowolenia,

- kierować się racjonalnością a nie tożsamością, aby nie dać się wciągać w spreparowane antagonizmy i unikać niepotrzebnych tragedii,

- nie podążać "ścieżką serca", aby nie rozemocjonować debaty publicznej, która i tak świeci się na czerwono,

- przedkładać myślenie nad działanie: "Zaryzykowałbym wręcz tezę - i to wcale nieszczególnie odważną - że homo sapiens zawdzięcza swój niekwestionowany sukces ewolucyjny właśnie wyjątkowo rozbudowanej zdolności do refleksji, nie zaś dobrze skoordynowanych automatyzmów oraz funkcjonalnych skrótów poznawczych wmontowanych w umysł." (str. 173)

- czytać książki, bo "Czytanie książek, jednym słowem, sprzyja zachowaniu proporcji w obcowaniu ze światem." (str. 193)

- nie szukać pewności, bo takowych nie ma, lepiej zadawać pytania, mieć wątpliwości, oczekiwać odpowiedzi, poszukiwać źródeł, łączyć fakty, konstruować parabole i nie dawać się wkręcać w jedyne i absolutne prawdy,

- pamiętać, że umrzemy i nie zakłamywać się w tym, co nie jest łatwe zwłaszcza w obecnym świecie, gdzie tak wiele spraw zostało wypartych, zamkniętych w bańkach.

Jednym słowem warta przeczytania, zwłaszcza, że napisana jest dość przystępnie jak na Tomasza Stawiszyńskiego i daje ogniwo do przemyśleń nad szaleństwem współczesności.





Ile kosztuje żona - Violetta Rymszewicz


"...niemal wszystkie systemy polityczne, chętnie ulegają pokusie kontroli aktywności seksualnej kobiet. (...) Z upływem czasu i umacnianiem się pozycji Kościoła i religii chrześcijańskiej od kobiet zaczęto żądać bezwzględnej czystości przedmałżeńskiej. Wymyślano też coraz bardziej kuriozalne metody weryfikacji dziewictwa. Uważano na przykład, że zwiększenie obwodu szyi to sygnał, iż dziewczyna przestała być dziewicą. Dla kontroli wiązano więc dziewczętom na szyjach bardzo ciasno nitki albo zakładano im ciasne łańcuszki. Przerwany łańcuszek stanowił dowód na utratę dziewictwa." (str. 35)

Czytając takie fragmenty zawsze zastanawiam się, dlaczego mężczyźni robią taką krzywdę kobietom, dlaczego za swoje problemy obwiniają innych, zwłaszcza słabszych, szczególnie kobiety. O co im chodzi, co im doskwiera, czego się boją, dlaczego popadają ze skrajności w skrajność? Mają potrzebę sprawowania władzy, którą nie chcą i nie lubią się dzielić, a także kontroli, dominacji, bycia na szczycie, decydowania nie tylko za siebie, chcą, chcą, a potem biorą na siebie takie ciężary, że kiedy w końcu nie dają rady szukają winy nie w sobie, tylko w innych.

Autorka zajęła się w swojej książce kobietami, ich postrzeganiem, rolą w różnych społeczeństwach, ich traktowaniem, eliminacją, wyrzucaniem za margines, ogromem pogardy i nienawiści. Ta książka ukazuje kobietę, która jest na wiele sposobów traktowana przedmiotowo, dyskryminacyjnie czy wręcz upodlająco. Podobały mi się w tej książce rzeczowość, udokumentowanie, racjonalność, logiczność i niejednoznaczność. Autorka starała się pokazywać problemy w sposób bardzo szeroki. W mojej opinii powiązała fakty, zdarzenia, poszukiwała przyczyn problemów, uświadamiała absurdalność oczekiwań i wymagań względem kobiet.  

Autorka stara się pokazać problemy utraconej tożsamości mężczyzn i ich wzorca jako "głowy" domu, rodziny, itp. Dzisiejsze zmiany przyniosły kryzys, zachwianie ról, wzorców i wymogów względem mężczyzn. "W efekcie przemian społecznych mężczyźni stają wobec wymagań trudnych do spełnienia: przez zmiany w gospodarce nie odnajdują się w roli głów rodzin zarabiających na utrzymanie. Wobec przemian społecznych i kulturowych nie radzą sobie w zmieniających się i niejasnych kryteriach oceny tego, co jest męskie i niemęskie." (str. 89) Dlaczego tak jest, nie uczą się, że nic bardziej stałego niż zmiana, nawet tak zabetonowana jak patriarchat; czy nie chcą utracić monopolu na lepszy komfort życia, wyższy status, władzę?

Ogromnie poruszyła mnie część książki o kobietach "niewidzialnych"," znikających", o życiu których: "Podobnie jak w wielu innych opowieściach o żonach, dziewicach i wdowach prawo do decydowania o ich losach przywłaszcza sobie męski świat polityki i religii." (str.132) To były poruszające historie, ukazujące podłości ludzi względem ludzi, najbliższych względem członka rodziny. Bolesne acz prawdziwe, w XXI wieku ciągle kobiety traktowane są jak gorsze, słabsze, nie umiejące decydować o sobie, oczywiście w oczach mężczyzn i niestety samych siebie. Są kraje, gdzie kobiety do tej pory umierają kiedy umiera ich mąż, gdzie są oskarżane o czary i śmierć członków rodziny, gdzie nie mają prawa do domu, ziemi, dzieci, gdzie wydaje się młode dziewczynki za starców, a potem je pali kiedy starzec umiera! A tak a propos wdów: "Wdowom odbiera się prawo do godności, dziedziczenia, wychowywania dzieci, starzenia się we własnym domu, uprawiania własnej ziemi, a nawet podstawowe prawo do obywatelstwa. Czy wdowy zasługują na współczucie, opiekę państw i wsparcie rodzin? A może nie, bo przyczyniają się do śmierci mężów, są czarownicami i najlepiej żeby zniknęły, ponieważ przynoszą pecha?" (str. 134) To smutne, że w tak wielu krajach kobiety są niewidzialne, znikają z radaru kiedy spełnią wypaczone stereotypami kulturowymi oczekiwania społeczne co do przypisanych im ról, kiedy nie przystają do schematów stworzonych przez patriarchaty zostają wypchnięte na margines, albo zabite.

Ciekawym wątkiem dla mnie, który autorka opisała, był stworzony w czeluściach internetu wirtualny świat dla mężczyzn  - manosfera, w której sfrustrowani, biali, nieatrakcyjni mężczyźni wylewają swoje frustracje, nienawiść i obsesje, które coraz częściej zagrażają bezpieczeństwu kobiet. "(...) biali mężczyźni żyją we frustracji, poczuciu krzywdy i żalu po utraconych przywilejach, które przez wieki "po prostu się im należały". Te frustracje i gniew bierze pod swoje skrzydła prawicowa polityka." (str. 222) Tutaj jako przykład wykorzystania do swojej cynicznej gry białych mężczyzn podany został Donald Trump. Żądania mężczyzn, tych z manosfery - nazywanych incelami - są poniekąd wykluczająca się mieszanką, pomieszaniem pojęć, swoistą niemożliwością i niekonsekwencją: "Kobiety mają być dostępne, ale najlepiej, gdyby były dziewicami. Incele czują się odrzuceni, bo nie spełniają wyśrubowanych norm w zakresie wyglądu, i o odrzucenie obwiniają kobiety, ale bezustannie porównują się do mężczyzn, którym seksualne podboje przychodzą bez trudu. Słowem - inceli irytują normy stworzone przez mężczyzn, ale winą za ich pojawienie się, szeroki zasięg i siłę społecznego rażenia obwiniają kobiety. Socjologowie, badacze męskości, nazywają ten mechanizm "uszkodzonym uprawnieniem" lub "dramatyczną utratą"przywilejów i niezbywalnych praw do seksu." (str. 241) Oczywiście utrata przywilejów, statusu władcy tego świata rodzi frustrację, co jest niebezpieczne, zwłaszcza jeśli przybiera na ilości tych sfrustrowanych. Jest to na tyle poważny problem, że podległa ciągłej obserwacji służb specjalnych.

Podsumowując, książka warta przeczytania, bo to kolejna odsłona traktowania kobiet. Pokazuje całą gamę konsekwencji podejmowanych przez mężczyzn decyzji, ich chwiejności, dwoistości, swoistego "i chciałbym i boję się", albo jeszcze czegoś dziwacznego zapętlenia, mówiąc to mam na myśli m.in. historie: mężczyźni wyeliminowali kobiety polityką, kulturą (Chiny, Indie), a teraz mają pretensje, że jest ich mało i mają utrudniony dostęp do seksu i pozostawienia po sobie genów. Mają pretensje do kobiet, że jest ich mało, że są drogie i niedostępne. Chcą mieć pewność, że urodzone dziecko jest ich, więc oczekują dziewic, a i tak często porzucają swoje dzieci i nie płacą na nich alimentów, co jest kolejnym kuriozum i zapętleniem męskich pomysłów. Itd., itp. 

Ciągle potrzeba nam przede wszystkim szacunku do siebie, akceptacji prawa do życia każdego człowieka, braku sztucznego regulowania seksualności, bo to prowadzi do deregulacji i zaburzeń. Większej świadomości, wiedzy i zrozumienia. Ten świat składa się zasadniczo z kobiet i mężczyzn i dobrze byłoby, żeby każda z płci miała prawo do życia. Ale to tylko moja pisanina i życzenie magiczne.

Cieszę się, że moja mama umarła - Jannette McCurdy

 

Autorka opisała swoje dzieciństwo, które ambitna, acz nie spełniona matka zamieniła w piekiełko. Miałam wrażenie, że autorka, choć zawarła opis zmanipulowanego dzieciństwa, pełnego szamotaniny emocjonalnej, niesprawiedliwości, wysiłku ponad siły dziecka, potrafiła już - zapewne dzięki terapii - pokazać całą historię spokojnie i racjonalnie. Tłumaczyła niezdrowe emocjonalnie relacje panujące w rodzinie, głęboką dysfunkcjonalność wychowawczą, bardzo duże zaburzenia poszczególnych jej członków. Pomimo huśtawki emocjonalnej zachowań matki i jej poważnych problemów psychicznych, które "testowała" na wszystkich, ale w szczególności na Jennette, bohaterce udało się wyjść z koła "spełniania marzeń, życzeń i urojeń" rodzicielki, choć oczywiście przypłaciła to zaburzeniami kompulsywnymi, uzależnieniami i poczuciem straty. To smutna opowieść, w której autorka bardzo obrazowo oddaje pogoń za marzeniami kosztem kogoś innego. To jedna historia, która otwiera oczy na wiedze o całym przemyśle dziecięcego aktorstwa. Być może są dzieci, które same mają jakąś przemożną chęć bycia w show-biznesie, ale jest też mnóstwo, które wpadły w sidła pomysłów dorosłych, najczęściej swoich rodziców.

Jannette McCurdy pragnęła zawsze spełniać życzenia swojej nieszczęśliwej matki, która w ramach "rekompensaty" swojego" zmarnowanego życia" realizowała się wymuszając na córce potrzebę bycia aktorką dziecięcą, oczywiście tą najlepszą, najbardziej ambitną, z wyśrubowanymi normami idealności i perfekcjonizmu. Matka bardzo skrupulatnie pilnowała córkę, woziła ją do specjalistów, zmuszała do ciągłych ćwiczeń, praktyki, oglądania jak to robią inni. Matka pilnowała jej diety, wzrastania, rozwoju fizycznego, mycia, ubierania. Robiła to tak drobiazgowo, że dziewczynka jako nastolatka miała wagę kilkulatka, zatrzymała się z rozwojem fizycznym, w tym płciowym, miała anoreksję, problemy z własną tożsamością i podejmowaniem samodzielnych decyzji. Ciągle obwiniała się za wszystko, bała się, że dorośnie a mama tego nie chciała. Matka nie chciała się pogodzić, że córka dorasta, bo bała się utracić nad nią kontrolę a córka kiedy dorośnie nie będzie umiała bez niej funkcjonować. Jannette bała się, że może zawieźć swoim postępowaniem matkę, a ta w rozczarowaniu i złości ją zostawi, z czym autorka może sobie nie poradzić. To była relacja nacechowana manipulacją, uzależnieniem i kontrolą, wiecznym stawianiem dziecka przed wymaganiami ponad jego miarę. Matka zafundowała jej huśtawkę emocjonalną swoimi manipulacjami, ale także ciągłymi przesłuchaniami do ról. Miała spełniać oczekiwania matki, a następnie ludzi z branży, którzy kazali jej robić coś co im pasowało w danej chwili do roli. Dziewczynka nie wiedziała, co w danej chwili będzie akceptowalne, czy wpisze się w schemat, czy zostanie przyjęta czy odrzucona i co o tym decyduje. Nie była gotowa na taką huśtawkę (chyba nikt nie jest), a zwłaszcza ona, nieśmiała, zalękniona, wychowywana w bardzo dziwnie funkcjonującym domu. Dla niej każde wymagania matki, każde przesłuchanie do roli to był ogromny stress, który, aż nadto uwidaczniał się niedojrzewaniem ciał, ale nikt nie chciał tego widzieć, zwłaszcza ambitna matka. Jannette stała się tylko figurą do spełnienia cudzych potrzeb, zabawką w niebezpiecznych rękach dorosłych.

Warto przeczytać książkę, bo w przystępny sposób opisuje skomplikowane relacje rodzinne i pogoń za potrzebą sławy kosztem dzieciństwa. To może być przestroga dla ambitnych rodziców, którzy pchają swoje dzieci w objęcia "sławy", albo i nie, bo rzadko ludzie wyciągają wnioski z historii, zwłaszcza cudzych. Poza tym to książka, która wciąga i łatwo się czyta.

Autorce udało się po całym burzliwym, zakłóconym, zabranym dzieciństwie znaleźć swoją niszę, spełnić swoje marzenie i napisała książkę. Po śmierci matki odzyskała spokój i swoje życie.

poniedziałek, 10 lipca 2023

Proste równoległe - Agata Romaniuk

 

"Zwinęłam się na fotelu, nasze role nagle odwrócone, choć każda z nas wciąż ta sama, niezmieniona. Ja piętnastoletnia, wciąż projekt, zarys jeszcze, niepewny co do efektu końcowego, i ona, kompletna, skończona." (str. 59)

Agata Romaniuk napisała powieść, która ujęła mnie całą sobą. Główną bohaterką jest muzyka wypływająca z każdego zakątka tej książki. I to ona prowadzi nas przez losy dwóch bohaterek, którym przyszło żyć w różnych czasach, ale które zostały obdarzone podobnym talentem muzycznym i stanęły przed podobnymi osobistymi dylematami. Pokazuje kobiety, które musiały wpisywać się w ramy systemu, oczekiwań społecznych i rodzinnych, a także obowiązkom i dyscyplinie ćwiczeń. Musiały też dokonać wyboru, który jest ostatecznie tylko ich wyborem i to tylko one poniosły zań konsekwencje.

Plastyczne opisy, pięknie ułożone jakby w tony muzyczne słowa przenoszą nas w opowieść bardzo emocjonalną. Autorka umiejętnie przenosi czytelnika w różne przestrzenie, zarówno czasy w których żyły bohaterki, jak i miejsca, w których pojawiały się czytelnikom przy okazji różnych wydarzeń. Opisy muzyki to prawdziwa wirtuozeria, oddająca słowami to co wydaje się pozostawione tylko dla uszu, bez nadęcia, metafor i nadinterpretacji, piękne i głębokie. Wszystkie opisy są równe, bez niepotrzebnego szarpania, napinania, wznoszenia się niepotrzebnie na wysokie tony. Ta historia płynie a czytelnik wraz z nią, czasem unosi się na fali, czasem zatrzyma, ale to wszystko jest adekwatne i potrzebne, nastrojone i rozgrane.

Dla mnie to książka bez błyskotek, ozdobników i bez zbędnych udziwnień literackich, a jednocześnie wciągająca, oddająca rozterki bohaterek, atmosferę czasów i namacalność miejsc w których udaje nam się być z bohaterkami. 

Warto zagłębić się w opowieść Agaty Romaniuk, bo to uczta pięknych słów i obrazów. 

niedziela, 9 lipca 2023

Sąsiednie kolory - Jakub Małecki

 

"Mając do wyboru smutek albo nic, pan wybiera nic? Mikołaj nie miał na to żadnej odpowiedzi. Stał z dłońmi na balustradzie i czekał, ale mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał powiedzieć już nic więcej." (str 125)

Czekam na kolejne książki Jakuba Małeckiego z zapartym tchem, a kiedy otwieram i zagłębiam się w jego opowieściach, zawsze przenoszę się w jakiś magiczny świat, który porusza moją wyobraźnię. Magiczny na różne sposoby, zwłaszcza emocjonalnie, bo Jakub Małecki potrafi mnie zabrać w takie krainy, które poruszają najcieńsze struny duszy.

"- Proszę mu nie wierzyć. Moja matka umarła z tęsknoty." (str. 13)

W tej opowieści wracamy do Koła, w którym panuje jakaś nostalgia, w którym wyczuwa się jakieś tęsknoty, smutki, ale bliżej nie określone, raczej nieuświadomione, podskórne. W tej opowieści mamy wielu bohaterów z zadumą, z rozterkami, z powolną obserwacją otoczenia. Każdy z bohaterów ma swój świat wewnętrzny, który gdzieś tam wychodzi na zewnątrz, ale jakby na chwilę tą potrzebną codzienności, jakimś obowiązkom, przyzwyczajeniom, nawykom. W "Sąsiednich kolorach" autor delikatną kreską kreśli szkice, które albo nabiorą grubszych konturów, albo pozostaną takie nieco nieostre, rozmyte, nad którymi unosi się mgiełka niepokoju o ich byt. Książka delikatna, która pozwala na zadumę nad tym co ważne, co choć uwiera to pozwala żyć, co podtrzymuje, przedłuża, nawiązuje i jest nieuniknione. Dla mnie lektura poruszająca i motywująca do przemyśleń, pięknie intymna.

Dodatkowym atutem tej książki są ciekawe postaci kobiece, natura i oczywiście ten niepowtarzalny rozedrgany styl autora.

Zbuduj swój dom wokół mojego ciała - Violet Kupersmith

  

Piękna okładka tej książki zaprasza do środka, gdzie jest dziwnie, tajemniczo, gęsto od węży i ... jakoś niezrozumiale. Autorka zaczyna opowieść ciekawie, zachęca do wejścia głębiej, ale" im dalej w las tym więcej drzew", dosłownie, jest gęsto od opisów, zjawisk, historii, które dzieją się w plątaninie czasowej, co nie zawsze udawało mi się rozpoznać. W książce jest mnóstwo atmosfery wierzeń, miejscowych obrzędów, charakterystycznych dla Wietnamu odniesień, czego nieznajomość może stanowić problem w lekturze. Kiedy już pogubiłam się z otoczeniem, czasem, bohaterami, generalnie zawiłościami tej opowieści odłożyłam książkę. Rzadko mi się to zdarza, ale jednak.

Zastanawiałam się z czego wynikało moje niezrozumienie tej książki, czy z braku wiedzy o miejscu akcji, czy o skomplikowanej materii tej opowieści, czy z jeszcze jakieś nieumiejętności debiutantki? A może odpowiedź jest prostsza, po prostu nie wszystkie książki każdemu się podobają. Każda książka ma swój czas dla czytelnika i najwyraźniej to nie był mój czas dla niej.

A tak na marginesie, czytając i słuchając opowieści innych o tej książce przyszła mi na myśl książka Radka Raka "Baśń o wężowym sercu...", ze względu na las, węża, tylko, że mój odbiór każdej z nich był inny.