Szukaj na tym blogu

niedziela, 28 kwietnia 2024

Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci - Katarzyna Kobylarczyk

 

"Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci" to kolejna książka, po "Strup. Hiszpania rozdrapuje rany", przybliżająca bardzo trudne, żeby nie powiedzieć tragiczne historie i losy ludzkie frankistowskiej Hiszpanii, które zaczynają wychodzić na światło dzienne od kilku lat. Czytając te opowieści trudno uwierzyć, że to tak niedawno, tak blisko, w takim cywilizowanym zakątku świata działy się rzeczy, które w głowie się nie mieszczą. A jednak, jak udowodniono ponad wszelką wątpliwość, chociaż instytucje do tej pory ukrywają rozmiar prawdy i faktów, brak też dowodów, bo często były specjalnie niszczone, zabierano ludziom dzieci. Chcąc być bardziej precyzyjną, zabierano dzieci kobietom zaraz po porodzie i mówiono im, że dziecko zmarło, a szpital się "wszystkim zajmie". Dzieci zabierano tzw. „czerwonym”, czyli rodzinom z drugiej strony obowiązującego systemu, w ramach walki z „genami marksizmu”, o czym pisali czołowi frankistowscy pseudo psychiatrzy. Dzieci trafiały najczęściej do adopcji. Dlaczego kobiety nie upominały się o dzieci? Bo taka była rzeczywistość frankistowskiej Hiszpanii, kobiety były pozbawione wielu praw obywatelskich i ekonomicznych, czyli odmawiano im podstawowych praw człowieka, wprowadzony był system nacjonalistyczno-katolicki, ultra patriarchalny, w którym kobiety miały być posłuszne mężczyznom. Kobiety nie mogły decydować o niczym, nie miały swoich majątków, ani pracy bez zgody opiekuna męskiego. Dlatego łatwo było odmówić im możliwości zobaczenia własnego dziecka, zwłaszcza, że szpitale były pod jurysdykcją kościoła. Kościół miał swoje wpływy na całość życia obywateli, kuratelą moralności "otoczył" zwłaszcza kobiety. Jeśli kobieta zaszła w ciążę pozamałżeńską (czy to z gwałtu, co było częste i zawsze z winy kobiety, czy z chwilowej słabości/miłości) była traktowana jak prostytutka i najczęściej wyrzucana ze społeczności. Takie kobiety trafiały pod opiekę kościelnych instytucji, w których przebywały do porodu, po którym zabierano im dziecko i przekazywano za okrągłe sumki do adopcji, najczęściej małżeństwom, które nie mogły mieć dzieci, ale które było po stronie frankistowskiej. W Hiszpanii Franco kościół dostał w swoje ręce całą opiekę społeczną, edukację, służbę zdrowia i szpitale a także opiekę nad kobietami i dziećmi właśnie, aby zarządzić sacrum domowego zacisza, wyrugować z niej grzeszną cielesność, "zasiać" ideę czystej duszy.

Obecnie trudno wyciągnąć konsekwencje, bo kościelne archiwa zamknięte, bo sprawcy są za starzy, albo nie żyją, bo nie ma woli politycznej, bo sprawy się przedawniły, bo...?! Zawsze w takich sprawach post autorytarnych, dyktatorskich, patologicznych trudno jest o jakiekolwiek zadośćuczynienie niesprawiedliwościom, ukojenie krzywdy, żalu i zniwelowanie podłości. Czasu nie da się cofnąć.

Ta książka była dla mnie bardzo smutna, porażająca i pogrążająca w zadumie nad podłością człowieka względem człowieka, instytucji względem człowieka i wreszcie systemu względem jednostki ludzkiej. Książka Katarzyny Kobylarczyk pokazuje patologię systemu zdominowanego przez rządy dyktatora o podłożu nacjonalistyczno-katolickim, obudowanym ultra patriarchalnymi zapędami. Po Irlandii, Kanadzie to kolejny kraj, który ucierpiał od instytucji kościoła chrześcijańskiego/katolickiego. Porażające jak ci, którzy głoszą peany o Chrystusie (który umiłował miłość i pokój oraz oddanie człowiekowi), czynią okropności dla władzy i majątku. Na krzywdzie zbudowano imperium pychy, podłości i mamony. Hiszpania, to kolejny kraj, w którym skrzywdzono tylu ludzi, tyle kobiet i dzieci, i to tak niedawno. Wstrząsające? Pewnie tak, ale jakie to ludzkie.

piątek, 12 kwietnia 2024

Wyklęte imperium. Irańskie opowieści - Aleksandra Lisewska

 

Autorka zawarła w niej swoje doświadczenia podczas podróży w Iranie. Książeczka zawiera opisy odwiedzanych miejsc, spostrzeżenia z tychże, ale także z rozmów z ludźmi ich zachowań i zwyczajów. Znajdziemy w niej opisy doświadczeń jakie ma kobieta z innego kraju na dodatek niemuzułmanka w kraju gdzie kobieta podlega wielu obowiązkom, począwszy od nakrywania ciała, przestrzegania separacji stref i ogólnie rzecz ujmując innego traktowania, itp.

Książka zawiera wiele pięknych zdjęć z miejsc, które widziałam, które odwiedziłam i które podziwiałam. Dzięki tym obrazom powróciłam do miłych wspomnień. 

Nie przypadły mi do gustu osobiste oceny, od których autorka nie stroni, zwłaszcza, że wiedziała dokąd jedzie. Wiele jest w niej powtórzeń, urywanych opowieści, niekoniecznie pasujących wstawek myślowych. 

Niemniej jeśli ktoś ma ochotę wybrać się do tego kraju to książkę można przeczytać ze względu na zdjęcia, aby się upewnić, że warto.

Woda. Historia pewnego porwania - Szymon Opryszek

 

"-Musisz zrozumieć, że woda jest czynnikiem ekonomicznym. Bez wody mamy biedę, pustynie, brak bezpieczeństwa żywnościowego i wojny. Tam gdzie woda jest niezawodna i bezpieczna, zawsze mamy postęp i stabilność. (...) Jeśli uznamy wodę za surowiec strategiczny, to jasne stanie się, że niewłaściwe zarządzanie nim wywołuje spory i gniew. Dziś zmiany klimatyczne zakłócają wzorce pogodowe, na których zbudowano systemy społeczno-gospodarcze, ale to wcale nie oznacza kryzysu wodnego..." (str. 87)
 
Mocna książka, która prowadzi czytelnika układami wodnymi przez historie, które burzą spokój i otwierają oczy i uszy.

Woda, główna bohaterka tej książki to kanwa wokół której autor pokazał ogrom problemów, ich przyczyn i skutków. Wplótł umiejętnie porwanie i śmierć Homero Gonzalesa - meksykańskiego strażnika sanktuarium motyli, w ogrom problemów krajów biednych, za które odpowiedzialni są biali, bogaci, z "lepszego" świata.

Uprawiane są rośliny, m.in. awokado, które pochłaniają ogromne ilości wody na terenach, gdzie dramatycznie zaczyna brakować wody dla ludzi. Jest to ogromnie groźne zjawisko w wielu krajach, tym bardziej, że uprawy prowadzone są na ogromną skalę, aby jak najwięcej zarobić, kosztem nie tylko wody, ale lasów, gleby pod uprawy dla indywidualnych użytkowników. Wytwarza się ubrania w krajach, gdzie woda jest dobrem dla mieszkańców, a hektolitrami jest używana na potrzeby produkcji taniej odzieży. Wykorzystywana jest też do wielu innych działalności, np. kopalnianej. Często jest bezrefleksyjnie marnowana na różne sposoby. Betonujemy całe połacie ziemi wokół co nie pozwala wodzie m.in. na swobodny przepływ. Zanieczyszczamy wodę, nie dbamy o jej odzysk, używamy wody pitnej do spłukiwania nieczystości, jakbyśmy mieli niewyczerpalne źródło, a przecież to źródło wysycha i to dramatycznie.

Autor otwiera przed czytelnikami całe siatki powiązań, zależności, uwikłań, politycznych, korporacyjnych, przestępczych, włącznie z przekupstwem i korupcją, mających ogromnie niekorzystny wpływ na coraz bardziej biedniejące społeczności. Pokazuje jak pazerność ludzka niszczy obszary, kraje, ludzi i środowisko, pozostawiając po sobie zgliszcza w postaci wysuszonych terenów, rzek, zanieczyszczonych gleb, zaśmieconych wód, wyciętych lasów, pustynnienia, wyludnienia się jednych terenów i zagęszczenia skupiskami ludzi na innych, co generuje kolejne problemy.

Jako Polacy też nie możemy zapominać, że znajdujemy się w opłakanej sytuacji jeżeli chodzi o zasoby wody pitnej, jesteśmy na końcu krajów Europy, za nami tylko Czechy, Cypr i Malta. Osuszamy bagna, przekształcamy i ingerujemy w rzeki, które są dostarczycielami wody pitnej, nie zauważamy, że zmiany klimatu powodują inne występowanie skupisk opadów. Nie jesteśmy przygotowani, ani edukacyjnie, ani technicznie na adaptację do tych zmian. Wody brakuje, i ten czynnik będzie zarzewiem różnych konfliktów i problemów, które już się dzieją, ale mało się o tym mówi we właściwy sposób.

To świetna książka, ważna i niezwykle drobiazgowa w swoich historiach. Autor prowadzi szeroko zakrojoną kampanię pro środowiskową ze szczególnym uwzględnieniem znaczenia wody dla życia dla naszej planety. Bardzo warto przeczytać tą książkę.

czwartek, 11 kwietnia 2024

Matka młodej matki - Justyna Dąbrowska

 

Tym razem sięgnęłam po książkę Justyny Dąbrowskiej, która dzieli się swoimi opowieściami o zostaniu babcią, albo ciekawiej i adekwatnie matką córki, która została matką. Spójna opowieść, która krok po kroku pokazuje drogę córki do porodu, wychowywanie syna, ich wspólny rozwój i wzrastanie w rolach. Autorka na każdym z tych etapów dopisuje obserwacje adekwatne do nowego etapu życia dla córki, dziecka, męża i jej w roli matki młodej matki. Ta rola jest ważna i bardzo szczególna, jeśli jest pełniona w sposób nienarzucający się, bo może być uciążliwością, jeśli matka córki wejdzie za bardzo w rolę wszechwiedzącej. 

Autorka porusza także problemy okołoporodowe, społeczne, stereotypowe względem porodów, rodzicielstwa, macierzyństwa i relacji w tych wyjątkowych strukturach i powiązaniach. Miejscami wzruszająca, czasami przypominająca własne moje zmagania w tym obszarze, często poruszająca do myślenia o tych najważniejszych, najbliższych, zupełnie wyjątkowych obszarach życia kobiet.



niedziela, 7 kwietnia 2024

Opiłki i okruszki - Tomasz Jasturn

 

"Wsiadł do wozu, znalazł na dywaniku przy siedzeniu pasażera okruszek szkła. Tyle zostaje, pomyślał, opiłki, okruszki. Opiłki przykrych wspomnień, okruszki obojętnych lub przyjemnych. Cała nasza przeszłość zlepiona ze wspomnień." (str. 68)

To książka zaskoczenie, przyjemność czytania, refleksje w trakcie i po lekturze. Te coroczne wrzutki bohatera, czy tytułowe opiłki lub okruszki to bezpruderyjne towarzyszenie w życiu człowieka od wczesnego dzieciństwa do śmierci. To przyglądanie się odpryskom pamięci, zapachom, smakom, uniesieniom miłosnym, wzlotom i upadkom. To migawki pamięci, refleksy przebijające się pomiędzy natłokiem szarych zdarzeń, to sceny, które szczególnie zapadły w pamięć, które wracają, pozwalają powiązać przeszłość z teraźniejszością.

Bohater prowadzi czytelnika po odpryskach swojego życia, z każdego roku wybiera tylko jeden maleńki kawałek, zdarzenie, które zakotwiczyło, było ważne, znamienne, pamiętane. Niektóre wspomnienia są bardzo krótkie, jak mgnienie chwili, ulotne, wręcz niewiarygodne, że zapadły w pamięć. Inne nieco dłuższe, pozwalające zatrzymać się na moment, zadumać, przyjrzeć, przemyśleć, odnieść do siebie. Poruszające i generalnie wzbudzające sporo emocji. Odnosiłam je do siebie, bliskich znajomych i rodziny. Były znamienne, smutne i pobudzające do refleksji, bo czymże jest życie, w którym tak biegniemy, na nic nie mając czasu, ciągle za czymś pędząc, aż wreszcie dopada nas starość, ze wszystkimi skutkami, niedogodnościami i rozczarowaniem, że tyle jeszcze było do zrobienia, takie mieliśmy plany, a tu klops, ciało nie słucha, nie ma już z kim realizować codzienności, nie ma do kogo otworzyć ust.

Ta książka pozostawiła ślad, odcisnęła znak, dała sygnał, żeby uważać, bo życie tak szybko ucieka.

Ucieczka niedźwiedzicy - Joanna Bator

 

"Ucieczka Niedźwiedzicy" to zbiór opowiadań, które można czytać jako elementy połączone, albo niezależne byty. Opowiadania są bardzo różne i myślę, że każdy, kto sięgnie po tą książkę znajdzie coś dla siebie. Mnie podobała się większość historii, choć nie udało mi się połapać wszystkich zaplatanych wątków i ludzi. Przydałaby się mapa powiązań bohaterów, którzy raz tu, raz tam pojawiają się, przeplatają losy innych, wpływają na siebie, tudzież są obserwatorami. Często tak mamy w realnym życiu, niespodziewane skrzyżowania dróg są ciągłymi towarzyszami naszych losów.

 W książce Joanny Bator panuje smutek, wynikający z relacji, doświadczeń, przeżyć, albo tęsknota za kimś, za czymś, jakieś poszukiwanie dróg, docieranie do jakichś prawd, historii, wspomnień. Niektórzy odkrywają prawdy, o których nie wiedzieli dopóki coś: człowiek, zdarzenie, los, zdecydował, że czas na jaj ujawnienie. Bohaterowie wychodzą, uciekają, nie wracają, albo zaszywają się w "hotelu Sudety", który jak czarna dziura wciąga nieprzystosowanych i nie oddaje na zewnątrz. Niemało tu wątków z pogranicza realizmu i fantazji, bo oprócz hotelu, swoistej Arki Noego, mamy historię kobiety i żółwia, kobiety nietoperza, kobiety Licha, która wlecze za sobą tajemnicę i nieszczęście.

Autorka w swoich opowiadaniach przypomina swoje poprzednie bohaterki, wątki, sytuacje, łączy, nawiązuje i przypomina. Generalnie myślę, że do tych opowiadań można wracać i przyglądać im się od innej strony, z inną wiedzą, z innymi emocjami. Podsumowując, czytając książkę miałam przyjemność lektury.




Ta literacka magia zupełnie nie sprawdza się za to w „Sadness is a blessing, sadness is a pearl” czy „Batwoman”. Przynajmniej w mojej ocenie. Wy musicie sprawdzić same i sami, bo pomimo kilku słabszych opowiadań po „Ucieczkę niedźwiedzicy” naprawdę warto sięgnąć. Proza Bator potrafi poruszyć emocje. I choć tym razem jest to smutek, z którym zwykle się nie lubimy, to i dla niego dobrze jest czasem znaleźć nieco miejsca. Dać mu z nami pobyć, a potem puścić wolno i zacząć od początku, zostawiając za sobą przeszłość, jak robi to bohaterka ostatniego opowiadania „Tikkun olam” (co, swoją drogą, oznacza po hebrajsku naprawianie czy też doskonalenie świata) w swoim tańcu bez choreografii, prowadzona tylko emocjami i „czuciem”.