Szukaj na tym blogu

czwartek, 27 października 2016

Szary domek - Katarzyna Szestak, Natalia Jabłońska



Książeczka ciepła, łagodna, wzruszająca, ciekawa i nietuzinkowa, bo sam tytułowy bohater jest niepospolity - domek, mały i nieco przykurzony. Niemniej można się w nim ogrzać ciepłem płynącym z kominka, otulić kocem i zasiąść w fotelu napawając się pachnącą herbatą i ciasteczkami z konfiturą. Choćby dla tego klimatu warto zanurzyć się w lekturę tej książki.
Ale to nie wszystko, bo autorka snuje nieprzesłodzone opowieści o uniwersalnych i najważniejszych wartościach: przyjaźni, szacunku dla odmienności wyglądu i zachowań, akceptacji, samotności, której nie należy się bać.
Ładnie wydana, z ciekawymi ilustracjami.

Historia dzieje się w małym miasteczku o słodkiej nazwie Herbaciane Miastko, w którym kolorowe, i słoneczne ulice to nazwy herbat: Rumiankowa, Kwiatowa, Miętowa, Malinowa. Wokół rośnie mnóstwo zieleni, kwiatów, drzew i panuje atmosfera pełna serdeczności i spokoju.
Ale żeby nie przesłodzić; na obrzeżach jest jeszcze jedna ulica Wietrzna, którą mieszkańcy Herbacianego miastka omijają. Jest tam mroczno, pochmurno i ponuro, ale o ironio, to tam właśnie pewnego dnia pojawia się szary domek. Samotny, przestraszony i bezbronny. Nie mieszka w nim nikt, a on tak bardzo pragnie bliskości, czeka aż ktoś w nim zamieszka i ożywi jego atmosferę, wleje "duszę". Pojawiają się i owi kandydaci na mieszkańców - Wiatr, Noc, Wilk, Wiedźma, ale nie potrafią żyć w domu, za to zostają jako przyjaciele Szarego Domka. Czy domek ma szansę na najprawdziwszego mieszkańca, jest cierpliwy i otwarty, więc los nagrodzi go takowym. Polecam szczerze lekturę książki.

Może książka natchnie Was chęcią stworzenia atmosfery domku, zaparzycie herbaty z konfiturą, przytulicie się i będziecie snuć opowieści, zwłaszcza w te długie wieczory...

środa, 26 października 2016

Afryka Kazika - Łukasz Wierzbicki



Po przeczytaniu książki o wyprawie Kazimierza Nowaka do Afryki zakupiliśmy wersję dla dzieci, którą napisał Łukasz Wierzbicki (to on zebrał listy Nowaka z wyprawy i powołał do życia jego książkę).

Książka Łukasza Wierzbickiego „Afryka Kazika” to także nadzwyczaj ciekawa opowieść o człowieku i prawdziwym podróżniku, który zakochał się w Afryce, ludziach tam mieszkających i ich kulturze oraz oczywiście jej krajobrazach. Kazik to człowiek niebywale odważny, mądry, otwarty, nawiązujący łatwo kontakt z ludźmi, znający ich języki, słuchający tubylców i z pokorą przyjmujący wszystko czym chcieli go obdarzyć. Nie przyjechał, aby ich pouczać lub deptać ich tradycję, kulturę czy wydzierać im bogactwa naturalne, ale aby uwiecznić w opisie i na zdjęciach tą unikalną i zanikającą część świata. „Afryka Kazika” to opowieść wzbogacona w kolorowe ilustracje oraz mapę, na której można prześledzić szlak podróży Kazika.

Zarówno w książce Nowaka tak i w wersji dziecięcej znajdziemy codzienne zmagania człowieka z klimatem, trudnymi warunkami, dzikimi zwierzętami, chorobą czy pustynią. Kazik przeżywa mnóstwo przygód ale przede wszystkim spotyka na swojej drodze różnych ludzi: wojowników, czarownika, ludożercę, uczestników karawany. Po każdym takim spotkaniu Kazik staje się bogatszy o nowe doświadczenia, opowieści o afrykańskich zwyczajach i tradycjach.  Wyruszył do Afryki  nie w poszukiwaniu złota, ale by oddać afrykański klimat, opowiedzieć i przybliżyć innym ciekawy kontynent, ludzi i opowiedzieć o własnych przeżyciach. Kazik wyruszył w swoją podróż rowerem, który wielokrotnie psuł się w trakcie wędrówki. Podróżował również łódkami, konno, pieszo oraz wielbłądem, podczas przeprawy przez pustynię. Ponieważ jego podróż była długa to czasami doświadczał też niebezpiecznych zdarzeń, niemniej udawało mu się wychodzić z opresji obronną ręką. To wszystko czyni tą książkę niezwykle ciekawą i wciągającą.

Po powrocie do kraju chętnie opowiadał o swojej niezwykłej wyprawie i dzielił się przeżyciami. Podkreślał, że „Najważniejsze, co przywiozłem z podróży, to wspomnienia. Największym skarbem są dla mnie zdjęcia, które oglądacie, te opowieści, których słuchacie. Nie zdobycie bogactw jest najważniejsze w podróżowaniu, ale rzeczy, które zobaczycie, i ludzie, których spotkacie".
Niech te słowa zachęcą do podróżowania po kartach tej książki, ale też w rzeczywistości.

Jak jeżyk z jerzykiem odkryli Afrykę - Urszula Kozłowska



To kolejna z naszych ulubionych książek dla dzieci, tym razem z własnych zasobów. Czytanie książek tej autorki zaczęliśmy od książeczki o małym ciekawskim kotku i tak nam zostało.

Jak jeżyk z jerzykiem... to mądra książeczka o przyjaźni, ważnej emocjonalnie potrzebie człowieka, ale też o szacunku, życzliwości, akceptacji, miłości, samodzielności, umiejętności radzenia sobie z napotkanymi na naszej drodze sprawami, tym łatwiejszymi i trudniejszymi. Ładnie wydana i ilustrowana.Uniwersalna i niekomercyjna.
Przyjaźń to bardzo specjalna więź łącząca ludzi, to bliskie serdeczne stosunki z kimś oparte na wzajemnej życzliwości, szczerości i zaufaniu oraz możliwości liczenia na kogoś w każdej sytuacji. Dorośli doskonale wiedzą (mam nadzieję), że znaleźć prawdziwego przyjaciela wcale nie jest łatwo i nie każdemu się to udaje. Czasami powodem są stawiane nierealistyczne oczekiwania względem drugiej osoby, także albo zwłaszcza przyjaciela. Czasami nie umieją określić samych siebie, zaś względem innych mają wygórowane wymagania. Niektórzy w poszukiwaniu przyjaciela robią swoisty casting. Są też tacy, którym tak bardzo zależy aby mieć kogoś wokół siebie, że zgadzają się na brak szacunku a nawet krzywdę.
Niemniej kiedy już uda się spotkać tą prawdziwą przyjaźń, to trzeba o nią dbać, pielęgnować ją, brać ale też dawać, szanować i być w niej szczerym.

W książce Urszuli Kozłowskiej przyjaciela szukał jeżyk Ignacy, niemniej bezskutecznie. Nawet znalazł sojuszników w poszukiwaniu przyjaźni, zwierzęta leśne, które starały się mu pomóc przekazując dobre rady. Wszystko na nic. Wreszcie posłuchał sowy Klotyldy, która podarowała mu nową wiedzę, miał zdać się na los, który być może postawi na jego drodze tego, kogo tak bardzo starał się znaleźć. Tak też się stało, spotkał jerzyka o imieniu Dzióbek. Choć obaj byli jerz(ż)ykami to bardzo różnili się między sobą: jeden miał kolce i pyszczek a drugi piórka i dziobek. Niemniej okazało się, że im to nie przeszkadza we wspólnej doskonałej zabawie i dobrym porozumiewaniu się, dawaniu sobie radości i wsparcia.
Z bohaterami wyruszymy na Czarny ląd w poszukiwaniu rodziny jerzyka.Przeżyjemy zarówno ciekawe i wzruszające chwile.

A tak na marginesie czasami tak bywa, że choć przyjaciele świetnie się dogadują między sobą, to mimo różnic w wyglądzie, kulturowych, światopoglądowych nie podoba się to innym. Tak też zdarzyło się w przypadku przyjaźni bohaterów książeczki.  Dlaczego?...

poniedziałek, 24 października 2016

Kostka i Bruno, bajki wychowajki - Dominika Słomińska



Książka zachwycająca, urzekająca dzieci i dorosłych. Czytaliśmy z przyjemnością, ciekawością, uśmiechem i wdzięcznością za taką lekturę.
Autorka psycholożka już na początku książki serwuje trochę "przypominajek" dla rodziców: że warto wychowywać i poświęcać czas dzieciom, dawać im poczucie, że są dla nich niezwykle ważni, obdarzać ich uśmiechem. Pani Słomińska przypomina stare prawdy, min: o poszanowaniu tradycji, wspólnych spotkaniach przy stole - chociaż raz dziennie, nie przesiadywaniu nawykowym przed komputerem i telewizorem. Poleca też podarowanie dziecku prawa do ponudzenia się i nie przesadzanie, co teraz takie modne, z ilością dodatkowych zajęć. Tak mi się nasunęło, że dobrze jest podarować dzieciom czas na spokój, luz, zabawę, po prostu dzieciństwo, bo "im później zaczną pęd rywalizacyjny, tym lepiej". 

Nie mogę się oprzeć, żeby nie przytoczyć słów z książki, które oddają jej ducha i całą prawdę o nas, rodzicach:
"... tak naprawdę, to my, rodzice jesteśmy lustrami swoich dzieci, jeżeli pokażemy im, że zamiast prawdziwych przyjaciół mamy Facebooka, zamiast prawdziwej pasji - telewizor, zamiast rozmowy - kolejną nową zabawkę (czyszczącą wyrzut sumienia zapracowanego taty), to za dwadzieścia lat wypuścimy spod swoich skrzydeł zimnego robocopa. A jeżeli będziemy się śmiać, gadać, jeść, pomagać starszym i świetnie się bawić - wychowamy cudownych, wrażliwych ludzi. A chyba właśnie o to chodzi!".
 
Książeczka przybliża nam dwójkę głównych bohaterów, sześcioletnią Kostkę czyli Konstancję, która chodzi jeszcze do przedszkola, ale już niedługo zacznie edukację w szkole oraz pięcioletniego Bruna, jej najlepszego przyjaciela. Dzieci spędzają ze sobą wiele czasu i w związku z tym są inicjatorami różnych dziecięcych spraw i dylematów, które stają się wyzwaniem dla rodziców. 
Historie Kostki i Bruna autorka podzieliła na 15 opowiadań, z których każde porusza jakiś problem i/ lub problemy wychowawcze. Dodatkowo pod każdą opowieścią, autorka umieściła komentarz psychologiczny, który może służyć jako wsparcie i wiedza dla rodziców. 
Opowieści dotyczą zarówno tych zdawałoby się niewielkich problemów: niechęci do mycia rąk i strachu przed myciem włosów, i tych bardziej złożonych:
  • jak zachować się w sytuacjach niebezpiecznych i kryzysowych,
  • jak przebrnąć przez rozwód rodziców,
  • jak zniwelować zazdrość,
  • jak rozmawiać o życiu, śmierci, ciężkich chorobach, miłości, inności,
  • jak przyznać się do błędu,
  • jak się zachować gdy inne dziecko dokucza naszemu, jak gdy to nasze dziecko dokucza innym dzieciom, a cóż zrobić w sytuacji gdy nasze dziecko jest świadkiem dokuczania innemu dziecku, 
  • jak uczyć dziecko tolerancji, zrozumienia i szacunku do osób wyglądających i zachowujących się inaczej od dziecka np. osób niepełnosprawnych. Jak dziecko i opiekunowie mają się zachowywać przy takiej osobie. Dzieci potrafią głośno skomentować sytuację której są świadkiem, dlatego warto wiedzieć co z tym fantem zrobić, jak wybrnąć i poprowadzić rozmowę w sposób zadowalający obie strony. 
  • jak rozmawiać z dzieckiem gdy to ono jest niepełnosprawne - trzeba starać się uświadamiać mu to naturalnie podczas codziennych sytuacji życiowych, "bo człowiek świadomy własnych ograniczeń staje się wolny, a człowiek ich nieświadomy pozostaje więźniem swojej wyobraźni, frustracji, lęku."
Ta mądra książka w prosty i piękny sposób może pomóc całej rodzinie, trzeba tylko trochę wysiłku - sięgnąć po nią i przeczytać, zaś dyskusja po niej popłynie spontanicznie z serca. Czasami brakuje śmiałości, pewności albo słów a ta książka podpowiada i ubiera trudne sprawy w słowa łatwo przyswajalne przez dzieci.
To nadzwyczaj cenny zbiór opowieści wspierających, czekamy już na kolejną część.

A na koniec cytat z okładki, który warto wziąć do serca jak Desideratę:
                 "Rodzice,
każda minuta spędzona z dzieckiem jest jak poszukiwanie skarbu. Z tą tylko różnicą, że kiedy szukamy skarbu, mamy mapę i brak pewności, że go znajdziemy. Wychowując dziecko, nie mamy mapy, za to 100% gwarancji, że znajdziemy w przyszłości skarb - mądrego, dobrego, wartościowego człowieka. Ta książka jest drogowskazem w tych poszukiwaniach."
Czyż nie o to nam chodzi? Wiem, że nie zawsze jest łatwo, lekko i przyjemnie, ale wiem też, że jeśli poświęcę czas dla moich dzieci to odbieram "namacalne" efekty mojej pracy i wysiłku, czuję ciepło i serdeczność, widzę uśmiech i słyszę miłe dla serca słowa. Czegóż chcieć więcej, chyba jeszcze tego żeby były zdrowe fizycznie:)

niedziela, 23 października 2016

Chcę mieć przyjaciela... - Elżbieta Zubrzycka



Ponieważ w naszym domu dużo się czyta dzieciom, chciałam się podzielić opowieściami o niektórych z nich, zwłaszcza tych naj najciekawszych.

Dzisiaj o książce z przesłaniem terapeutycznym, bo autorka jest doświadczoną psycholożką i pisarką. Autorka już w „Słowie dla rodziców, wychowawców i nauczycieli” wyjaśnia o czym jest jej książka, jaką niesie przestrogę, na czym powinna polegać dobra przyjaźń i czym może charakteryzować się zła, jaka jest wartość przyjaźni.

W swojej opowieści Elżbieta Zubrzycka chce przekazać dzieciom prawdy o zdrowej przyjaźni, o tym że nie można nikogo na siłę uszczęśliwić, że można zostać skrzywdzonym przez niewłaściwego przyjaciela, że nie warto trwać w takiej przyjaźni i że nie warto rezygnować z poszukiwania tego naprawdę prawdziwego przyjaciela. Pokazuje, że przyjaźń nie powinna stawiać warunków i karać za ich niespełnienie, że przy prawdziwym przyjacielu można bez obawy czuć się sobą. Autorka pisze też o poczuciu winy noszonej w sobie i obwinianiu innych, o potrzebie zmieniania innych i zapominania, że można zmienić tylko siebie a innych trzeba zostawić im samym. Wreszcie o poczuciu własnej wartości, szanowaniu i akceptacji siebie oraz innych.

Przyjaźń opisana w książeczce, szkodliwa, niszcząca, ma pokazać dziecku, a może i przypomnieć przy okazji dorosłym, że warto zadbać o swoją sferę emocjonalną w obszarze bliskich relacji i nie wchodzić w niszczące związki. Warto taką naukę pobierać od jak najwcześniejszych lat, aby umieć nie tracić energii i zdrowia fizycznego na bycie w niezdrowych emocjonalnie relacjach i związkach, aby nauczyć się żyć w zgodzie ze sobą, aby być dobrym dla siebie i nie dopuszczać do siebie destrukcyjnych sił.
  
W książce pokazana jest przyjaźń zła i dobra, ale jak to w relacjach między ludźmi bywa jest też głębszy jej kontekst. Ogólnie kontakty między ludźmi to stąpanie po lodzie, trzeba być uważnym, umieć słuchać i patrzeć, ale też mieć poczucie wysłuchania i dostrzeżenia. To w kontaktach miedzy sobą wchodzimy w relacje o różnym poziomie intymności, dlatego ważne jest ustalenie do którego kręgu naszej sfery dopuszczamy innych. Czy otwieramy się przed każdym nie bacząc na możliwe nieprzyjemne konsekwencje czy dokonujemy uważnej selekcji odbiorców swoich treści.

Warto przeczytać książkę dzieciom, aby od najmłodszych lat uczyły się dbać o siebie w sferze tak ważnej jak bliskie relacje międzyludzkie. Dzieciom bardzo zależy na przyjaźni, dlatego dobrze byłoby aby wiedziały jak nawiązywać te przyjaźnie zaś ta książka ułatwi przekazanie im właściwej tematycznie wiedzy. Książka Elżbiety Zubrzyckiej łączy w sobie ciekawie skonstruowaną opowieść o przyjaźni i poszukiwaniu bliskości i jednocześnie jest cennym przewodnikiem po tym, co wiąże się z kontaktami z innymi ludźmi.

Bohaterka książeczki bardzo chce mieć przyjaciela, dostrzega krokodyla, który jest smutny, chce go rozweselić, robi dla niego tak wiele, że zapomina o sobie i swoim bezpieczeństwie. Dopiero atak krokodyla uświadamia jej, że dzieje się coś niewłaściwego, że coś z tą przyjaźnią jest nie tak. Natomiast spotkany koala pokazuje dziewczynce co tak naprawdę powinno się czuć i jak należy i można się zachowywać będąc w relacji zdrowej i prawdziwej przyjaźni.

poniedziałek, 17 października 2016

W poszukiwaniu Szmaragdowego Lwa - Judith Merkle Riley



Druga część losów Małgorzaty z Ashbury przeczytana.
Autorka podobnie jak w pierwszej części starała się oddać klimat epoki - burzliwe czasy wojny stuletniej - XIV w. Dla mnie ta część była zdecydowanie mniej urzekająca i o wiele wolniej ją czytałam (ale i tak jest to dobra pozycja z tego obszaru tematycznego). Może dlatego,  że akcja była wolniejsza? Może były zbyt długie opisy przemyśleń typu "kocha-nie kocha"? A może dlatego, że jakoś brakowało mi przebojowości Małgorzaty z poprzedniej części. Miałam poczucie jakby autorka zrobiła z niej, trochę na siłę, kobietę bezwolną i zepchnęła na dalszy plan. Niemniej nie zniechęca mnie to do przeczytania za jakiś czas trzeciej części - Wodny diabeł.

W tej części dużo jest alchemii (czuć wręcz te różne składniki wykorzystywane przy poszukiwaniu i odkrywaniu), mocy nadprzyrodzonych, duchów, złych ludzi i mrocznych klimatów.
Małgorzata przyciąga dusze zabłąkane w "międzyprzestrzeni", rozmawia z nimi, wysłuchuje, pomaga i otrzymuje pomoc.

W tej książce autorka poświęciła więcej czasu bohaterom z drugiego planu np. Malachiaszowi, poszukiwaczowi kamienia filozoficznego, przepisu na złoto, alchemika, inteligentnego, bystrego człowieka o pogodnej sile umysłu, poligloty i obieżyświata. Czasami, aby zapewnić byt domownikom, trudniącego się handlem rzeczami zbytecznymi, ale dającymi kupującym złudzenie szczęśliwości. Umiejącego, jak to ująć bardziej współcześnie, zrobić świetną reklamę dla niekoniecznie przydatnego i spełniającego oczekiwania produktu. Nigdy jednak swoimi działaniami nie szkodzącemu innym. Płaczącej Damie, duchowi, matce Gilberta i Hugona, za życia nieszczęsnej żonie, udręczonej matce i niespełnionej damie, osaczonej w nieciekawym otoczeniu. Hrabiemu de Saint Medard, okrutnikowi, dewiantowi, poszukiwaczowi ciemnych rozrywek i mrocznych rozkoszy, beztalenciu literackiemu o wysokim mniemaniu o sobie.

Krótki zarys historii zawartej w tej części:
Małgorzata porwana, wydana za mąż za Gilberta de Vilers zamieszkuje u rodziny męża, w zimnym i brudnym zameczku, gdzie wszy i inne robactwo nie pozwalają spać. W tym domu otacza ją początkowa oziębłość męża, nieprzychylność teścia i jawna wrogość ze strony starszego brata męża. Podczas wyprawy wojennej słuch przepada po Gilbercie, zaś Małgorzata w obawie przed utratą życia swojego i córek ucieka do Londynu. Udaje się do Hildy i Malachiasza, gdzie znajduje pomoc i wsparcie. Następnie wszyscy troje jadą do Francji na poszukiwanie jej męża. Splot wydarzeń pozwala szybko natrafić na jego ślad. Docierają do zamku hrabiego de Saint Medard przebiegłego okrutnika, od którego nie łatwo uzyskać honorem jakiekolwiek zobowiązanie. Niemniej znowu korzystne zdarzenia pozwalają wydostać się z zamku gospodarza wraz z odnalezionym, choć słabym na zdrowiu, Gilbertem. Droga okazuje się długa i trudna.
Niemniej... i tu kończę, aby nie zepsuć puenty.


wtorek, 11 października 2016

Bluźnierstwo - Asia Bibi, Anne-Isabelle Tollet




Ważne elementy: Pakistan, kobieta, wyznawczyni innej wiary niż islam.
To wstrząsająca książka, bo historia jej bohaterki jest tragiczna i  przejmująca. Ta historia ma swój początek, ale końca nie widać, mam też nieprzyjemne wrażenie, że nie ma z niej dobrego wyjścia. Z internetu i prasy wiem, że sprawa bohaterki książki wzbudziła zainteresowanie "Europy", która to nie daje zapomnieć o losach kobiety. A i we własnym kraju istnieją ludzie władzy, którzy nie zasypują jej historii. Niemniej mimo że w lipcu 2015 r. Sąd Najwyższy Pakistanu uznał, że podczas procesu doszło do poważnych nieprawidłowości i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy a oskarżona mogłaby opuścić więzienie w oczekiwaniu na nowy werdykt - nie uczyniła tego z własnego wyboru. Powód? Kobieta nie może opuścić kraju, zaś w Pakistanie czeka ją lincz ze strony fanatyków muzułmańskich. Sam Mufti Islamabadu wyznaczył dla zabójczyni Bibi nagrodę opiewającą na równowartość 430 tysięcy euro. Niebezpieczeństwo grozi także rodzinie oskarżonej, dlatego ciągle zmuszeni są do przebywania w ukryciu.

Jak do tego doszło, przecież ta kobieta żyła w zgodzie z wyznawcami islamu, szanowała ich wiarę, przyjaźniła się z nimi, nosiła dupattę (długą chustę zakrywającą włosy, ramiona i piersi), w czasie ramadanu nie obnosiła się z jedzeniem, a nawet pracowała u bogatych muzułmańskich urzędników. Asia wraz z mężem stara się nie afiszować swoją wiarą, nikogo nie drażnić i okazywać religii swych sąsiadów szacunek, by żyć z nimi w zgodzie. Jedynym znakiem ich religii w domu była mała Biblia schowana pod materacem - symbol, skarb i znak chrześcijaństwa, miłość do Jezusa nosili w sercu.

Odpowiedź znajduje się w książce, do której materiał zebrała francuska dziennikarka Anne-Isabelle Tollet, poruszona jej historią. Otóż Asia Bibi to prosta, uboga kobieta z Pakistanu, mieszkająca w niewielkiej wiosce Ittan Wali, żona Ashiqua, matka pięciorga dzieci, analfabetka, która ciężko i uczciwie pracuje, aby zapewnić lepszy byt swojej rodzinie. Asia (co niezwykle ważne dla całej sprawy) to także chrześcijanka żyjąca w świecie muzułmanów. Właściciel pola na którym pracuje powierza jej funkcję nadzorczyni, jako nagrodę za uczciwą pracę. Nie podoba się to jej muzułmańskim współpracownicom. Gdy w 2009 roku Bibi podeszła zaczerpnąć wody ze studni, wyznawczynie islamu oskarżyły ją o zanieczyszczenie ujęcia. Broniąc się kobieta powiedziała ponoć słowa stanowiące potem podstawę do skazania jej pod zarzutem bluźnierstwa: „Jezus Chrystus umarł za moje grzechy i za grzechy świata. A co zrobił Mahomet dla ludzi?”. Asia została sprowokowana i choć miała możliwość wyjścia z tej patowej sytuacji (musiała ‘jedynie’ przejść na islam), nie zrobiła tego. W 2010 r. Asia została skazana na śmierć przez powieszenie. Pozostała wierna swojej wierze, co z jednej strony wzbudziło szacunek wielu osób, ale z drugiej rozsierdziło wyznawców jedynej słusznej albo raczej dominującej religii w Pakistanie. Ojciec Święty Benedykt XVI i różne chrześcijańskie organizacje, gubernator Pendżabu (muzułmanin) i minister do spraw mniejszości (chrześcijanin) stanęli po jej stronie. Ci dwaj ostatni już nie żyją, zostali zastrzeleni, bo mieli odwagę sprzeciwić się jawnej niesprawiedliwości.
Książka pokazuje też drugie dno tej historii a mianowicie jak żyje się wyznawcom innych religii w świecie muzułmańskim, opętanym nienawiścią, fanatyzmem i brakiem tolerancji. Więcej, w tym kraju panuje prawo przeciw bluźnierstwu, które daje szerokie możliwości do zniszczenia człowieka nawet wtedy, gdy jest niewinny, wystarczy żeby był innowiercą. 

Dzisiaj nadal sprawą żyją organizacje broniące praw człowieka. Starają się jej pomóc różnymi akcjami i apelami, chociażby po to by poprawić jej trudną codzienność. Więzienne warunki w których przyszło żyć Asi są katastrofalne: cela dwa na trzy metry, bez okien i WC (musi sama sprzątać swoje odchody, choć nie dostaje żadnych środków czystości), nie wolno jej wychodzić na spacery i stale pozostaje pod okiem kamery, gdyż wielu więźniów oskarżonych o bluźnierstwo nie doczekuje wyroku. Oto jak opisuje swoje warunki Asia: "Widzę już tylko kraty, wilgotną ziemię i sczerniałe od brudu ściany. Smród tłuszczu, potu i moczu unosi się wszędzie (…) To zapach śmierci, albo rozpaczy…". Nie pozostaje jej nic innego jak modlić się całymi dniami, mieć ufność w swoim Bogu i czekać na spotkanie z ukochanym mężem, który przyniesie wieści od dzieci, albo z adwokatem, który wciąż dzielnie walczy o jej uniewinnienie…"

Takich historii było już wiele i pewnie jeszcze wiele powstanie, bo problemy nietolerancji religijnej są kwestią otwartą. Niemniej każda taka nagłaśniana sprawa, być może uświadomi wolnym narodom problemy, z jakimi muszą się mierzyć mniejszości religijne w krajach zdominowanych przez najważniejszą religię. Myślę też, że może nauczy doceniać życie w państwie gdzie religia jest indywidualną sprawą człowieka - przynajmniej w założeniach i niech tak zostanie.  

niedziela, 9 października 2016

Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936 - Kazimierz Nowak

Zbiory własne.

Przeczytałam ją jakiś czas temu, ale nadal zajmuje ona poczesne miejsce w mojej biblioteczce. Dzisiaj chciałam się podzielić odczuciami przy jej czytaniu.
Ta książka pochłonęła mnie bez reszty, czytałam niemal na jednym wdechu. Po jej przeczytaniu kupiłam też wersję Łukasza Wierzbickiego dla dzieci "Afryka Kazika", dziecku bardzo się podobała.

Kazimierz Nowak marzył by napisać książkę i dedykować swojej żonie Marysieńce, nie zdążył. Udało się to Łukaszowi Wierzbickiemu entuzjaście podróżnika, który zebrał listy i zdjęcia Nowaka oraz opatrzył wprowadzeniem i z pomocą wydawnictwa Sorus wydał w 2000 roku arcyciekawą książkę.
To książka o człowieku niezwykłym, "ambasadorze", antropologu, zakochanym w podróżach, niezwykle skromnym i dzielnym, cichym i skromnym bohaterze.
Kazimierz Nowak wzbudził we mnie respekt, szacunek i podziw za odwagę, niezłomność, niepoddawanie się i siłę ponad przeciętną. Podjął się wyprawy, która była drakońska w samych założeniach, a urealniona okazała się jeszcze bardziej trudna, wycieńczająca organizm.
Podjęte przez niego wyzwanie wymagało, według dzisiejszej nomenklatury, kilkumiesięcznych przygotowań, pozyskiwania sponsorów lub zbierania finansów i tworzenia planów. Nowak nie miał czasu i wielkich możliwości finansowych, wręcz odwrotnie podjął się tej podróży aby uzyskać zastrzyk pieniędzy dla swojej rodziny. Jego źródłem finansowania były pieniądze z redakcji polskich i niemieckich gazet do których żona przekazywała jego artykuły z podróży. Państwo polskie nie udzieliło mu wsparcia, ponieważ nie podzielał jego kolonialnych ambicji. Sam zajmował się swoimi "wehikułami" (organizacją i naprawą), noclegami, pożywieniem i "leczeniem". W swoim podróżowaniu był minimalistą, miał tylko tyle aby wytrzymać zimno, głód i jakieś lekarstwa plus niezbędniki do roweru.

Kazimierz Nowak był niedocenionym obserwatorem kontynentu Afrykańskiego lat 30-tych ubiegłego stulecia. Opisał on realia życia na kontynencie, zagrożenia i bezrefleksyjność i nieuczciwą zachłanność białych kolonizatorów, już wówczas ostrzegał przed skutkami, których świadkami jesteśmy obecnie! Przemierza Afrykę z północy na południe i ponownie na północ ale inną trasą. Jest mu dane odwiedzić i poczuć klimat dziewiczych plemion, zupełnie unikalny i egzotyczny świat. Serdecznie przyjęty i wsparty zostaje przez Polonię afrykańską i przez hrabiego Zamoyskiego.

Drogę powrotną przebywa kilkoma środkami lokomocji: na koniu, czółnem, pieszo, łódką, na wielbłądzie i znowu rowerem.
Po powrocie do domu wita go garstka najbliższych osób. W swoim krótkim życiu po powrocie udaje mu się przekazać w kilku miejscach min na Uniwersytecie Jagiellońskim i Wyższej Szkole Handlowej zdobytą przez siebie wiedzę i poczynione obserwacje. W niespełna rok po powrocie umiera bo jego organizm był bardzo wycieńczony. Pozostawił po sobie mnóstwo materiałów, ale także żonę i dwójkę dzieci, na rzecz których poznańskie organizacje zbierały pieniądze. Nowak był dla mnie bohaterem, niemniej bohaterska była jego małżonka, bo to ona przez pięć lat jego nieobecności dbała o dom, dzieci i jego sprawy. Nie było jej łatwo ani finansowo ani uczuciowo, niemniej robiła co w jej mocy aby pomóc mężowi i utrzymać dom.

Po przeczytaniu książki towarzyszyły mi emocje silnego wzruszenia, ktoś może nazwać go dziwakiem albo szaleńcem, dla mnie był postacią heroiczną, skromną i spełniającą swoje marzenia. Oczywiście okupił to życiem, ale dokonał niebywałego. Szkoda, że zapomniano o jego wyczynie i dopiero po wielu latach Łukasz Wierzbicki odkrył na nowego tego wielkiego odkrywcę dla czytelników i innych zdobywców Czarnego Lądu.
To człowiek, który odnalazł drogę swojego przeznaczenia i zrealizował marzenie, czego życzyłabym sobie.



wtorek, 4 października 2016

Dziedzictwo - Katherine Webb




Przeczytałam jej opis na stronie biblioteki i wypożyczyłam, czego nie żałuję. To książka wciągająca w swoją historię, tajemnicę, która pozostaje nie odkryta prawie do końca. Aby poznać jej wyjaśnienie trzeba czytać uważnie każdą ze stron a te dają się czytać z łatwością i przyjemnością, może dlatego, że Katarzyna Webb posługuje się językiem z wyższego poziomu literackiego - używa krótkich, ale treściwych zdań, bogatych w metafory i niemalże poetyckie porównania.
Autorka potrafi budować napięcie urywając rozdziały w jakimś emocjonującym momencie, przez co naprawdę trudno oderwać się od dalszej lektury „Dziedzictwa”.
Aura książki wpisana została w tajemniczy dom, rodzinne sekrety z mrocznej przeszłości co mnie przyciągnęło. Mało tego, autorka prowadzi dwa wątki przeszły i teraźniejszy co sprawia, że czytamy tak naprawdę dwie, przeplatające się nawzajem, pasjonujące opowieści, które z czasem okazują się mieć wspólny mianownik. Choć to powieść obyczajowa to zawiera w sobie wiele refleksji  w obszarze emocji: zazdrości, nieufności, nienawiści i niepewności. Podsumowując, czułam się wciągnięta w opowieść tak bardzo, że nawet kiedy jej nie czytałam to o niej myślałam.

Pokrótce o zawartej w książce historii.

Prolog: młoda kobieta wkłada bezbronne, szamoczące się maleńkie dziecko do powłoczki i wychodzi z domu. W strugach deszczu przemierza szybkim krokiem trawnik aby dojść do stawu gdzie pozbędzie się problemu. Niemniej cofa się z braku ostatecznej gotowości na tak radykalne rozwiązanie, może odzywają się w niej resztki sumienia. Oddala się od stawu, w stronę obozowiska Cyganów gdzie kładzie chłopca i mimo wahania, powoli wraca do swojej posiadłości.

Pierwszy wątek: wiele lat później dwie siostry, Erica i starsza od niej kilka lat Beth, przybywają do posiadłości Storton Manor, którą odziedziczyły po swojej babce Meredith. Dostały spadek, być może kłopotliwy dla nich obu, choć dla każdej inaczej, a mianowicie aby posiadłość została w rodzinie kobiety muszą zamieszkać w niej na zawsze. Jednak przykre wspomnienie z dzieciństwa związane z tym miejscem zniechęca je do wypełnienia zapisu. Jedna z nich, Beth, od dwudziestu trzech lat żyje w głębokim smutku, popada w kolejne depresje, podejmuje próby samobójcze, dlatego pomysł powrotu do Storton Manor od początku jej się nie podoba, zaś Erica uważa, że to właśnie to otoczenie pozwoli im dokonać rozliczeń z przeszłością. Niemniej daje się wciągnąć w pomysł siostry, co przyniesie nieoczekiwane rezultaty i rozwiązania...

Drugi wątek „Dziedzictwa” dotyczy Caroline Calcott, matki Meredith. Erica odnajduje w posiadłości kilka przedmiotów i listów, które wskazują na to, że przed wyjściem za mąż za lorda Calcotta w roku 1905, Caroline mogła mieć już jedno dziecko, a nawet być mężatką, ale jak zdołała to sprytnie ukryć. Dowiadujemy się, że młoda, elegancka Brytyjka, przyzwyczajona do wszelkich wygód, przyjeżdża do Ameryki i osiedla się na ranczu, gdzie zostając żoną farmera musi odrzucić dotychczasowe przyzwyczajenia i przystosować się zarówno do nowych warunków atmosferycznych, nowego otoczenia, a także do trybu i stylu życia na farmie, który wymaga od kobiety pewnej maskulinizacji, trudnej dla kobiety takiej jak Caroline do zaakceptowania.

Nie bójcie się usiąść w tym pociągu przygody, który proponuje Katherine Webb.

Katarzyna Wielka - Ewa Stachniak



Sięgnęłam po tą książkę po pierwsze ze względu na zainteresowanie wschodem i historią, po drugie bo lubię tego typu literaturę. Intrygują mnie władcy wielkiej Rosji a jeszcze bardziej kobiety, które miały wpływ na losy tego kraju.
Książkę Ewy Stachniak potraktowałam jako gratkę, bo Katarzyna Wielka to władczyni wyjątkowa i niejednoznaczna. Towarzyszyła jej aura złej sławy, wpływowej kobiety, sprawnej i potężnej władczyni.
Książka napisana jest przystępnym i starannym językiem, spójna i dynamiczna. Zaciekawia, nie pozwala się oderwać i daje satysfakcję.

Książki nie należy traktować jako biograficznej, bo to oparta na faktach trawestacja postaci Katarzyny Wielkiej. Książka nie traktuje o wielkiej polityce, ale skupia się na życiu dworskim i konwenansach jakie rządzą najwyższym aparatem państwa. Pokazuje jak budowano zaplecze popleczników, jak zawiązywano lub utrzymywano sojusze. Znajdziemy też wątki sensacyjne albo pikantne szczególiki z życia elit rządzących między innymi ten, że Piotr III z powodu swojej niemożności długo nie był w stanie skonsumować związku z Katarzyną albo ten o problemach z alkoholem i seksualnych ekscesach władców.

Katarzyna a raczej Zofia była córką pruskich książąt, urodzoną w Szczecinie. Została wybrana przez rządzącą wówczas carycę Elżbietę, na kandydatkę na żonę księcia Piotra III. Kiedy przywieziono ją na dwór rosyjski była czternastolatką, która musiała nauczyć się komu warto ufać z kim być bliżej, kogo unikać a komu się nie narażać, ogólnie mówiąc, jak przetrwać na dworze.


Dopowiem, że książka skupia się na okresie przed dojściem do władzy. Autorka wiele stron poświęciła też opisowi carycy Elżbiety, teściowej Katarzyny, czasami miałam wrażenie, że nawet więcej o Elżbiecie (córce słynnego Piotra Wielkiego, apodyktycznej i bezwzględnej kobiecie) niż o tytułowej bohaterce. Niemniej losy i jednej i drugiej to ciekawe historie.

Autorka przypisała rolę narratorki swojej książki Warwarze Nikołajewnej, pochodzącej z Polski córce introligatora. Trafiła ona na dwór carski na stanowisko szwaczki po śmierci rodziców. Jako, że wykazała się bystrością i umiejętnością słuchania została zauważona przez carycę Elżbietę a w konsekwencji stała się jej szpiegiem na dworze. To ta szwaczka prowadzi czytelnika po korytarzach i komnatach dworu carskiego, ukazując kulisy życia jego mieszkańców, ich zachowania, motywacje postępowania, związki i zależności.
Caryca Elżbieta wydała jej rozkaz zdobycia sympatii nowo przybyłej księżniczki Zofi, aby mieć informacje na temat tego, co robi, myśli i z kim się kontaktuje. Początek jest prosty, ale wkrótce Wareńka staje się swoistą bohaterką romantyczną, rozdartą między lojalnością a uczuciem sympatii, postacią tragiczną, bo pokochała młodą księżniczkę a jednocześnie czuła się w obowiązku donosić Elżbiecie, jako swojej dobrodziejce. To ofiara wielkich mocodawców wzbudzająca sympatie i współczucie czytelnika.

poniedziałek, 3 października 2016

Ostatnia rodzina - wizyta w kinie

Wybrałam się do kina na film "Ostatnia rodzina",z kilku powodów:
- bo chciałam zobaczyć jak reżyser ujął fragment biografii Beksińskich,
- bo chciałam zamienić moje wyobrażenia książkowe na obraz,
- bo liczyłam, że popatrzę na historię niebanalnej rodziny wpisaną w klimat  Warszawy z tamtych lat,
- bo chciałam zobaczyć jak aktorzy wykreowali i ożywili bohaterów.
Nie zawiodłam się, z ciekawością obserwowałam jak spełniają się moje oczekiwania.

To nie jest film odtwarzający klatka po klatce szczegółowe losy bohaterów, to wybrane fragmenty z "rozdziału warszawskiego" i to te skupiające się na ich codzienności. Bez fajerwerków i sukcesów obu: ojca malarza i syna radiowca i tłumacza filmów. Ktoś mógłby powiedzieć, że to banalne, przyziemne czy nudne, dla mnie raczej zwyczajne, codzienne, dominujące, bo tego w życiu mamy najwięcej i jest udziałem każdego, to jest najważniejsze, chociaż czasem jest bagatelizowane czy pomijane.
Być może dzięki tym domowym pieleszom można było zobaczyć bardzo wyraźne postaci matki, ojca i syna, a w tle obie babki, Dmochowskiego i którąś z "dziewczyn" Tomka. A może też dzięki tym domowym klimatom stają się tacy bliscy, znajomi, sympatyczni. Kiedy zachwycamy się dziełami jakiegoś twórcy to zachwycamy się najczęściej efektem końcowym, rzadko zagłębiamy się w warstwę podskórną, nie doszukujemy się drobiazgów z codzienności. W tym filmie znanego twórcę poznajemy od zaplecza, rzadko widzimy efekt finalny, najczęściej właśnie te banalne czynności: jedzenie, toaletę, choroby, śmierci. Widzimy, że jego życie to nie pasmo uniesień, euforii i wiecznej szczęśliwości, ale egzystencja blokowa z jej ponurą windą, holem, byle jakimi drzwiami i boazerią. Mnóstwo sprzętu technicznego i płyt.

Reżyser trochę jak w soczewce skupił się na ich dziwactwach, maniactwach, nawykach, szaleństwach, natręctwach i nieumiejętnościach. Moim zdaniem uchwycił też formy porozumiewania się, ich język, wzajemne postrzeganie i zachowania względem siebie. Nie zostały natomiast ukazane ich cechy intelektualne czy duchowe, inteligencja, elokwencja, zdolności do nauki języków obcych, zainteresowanie zaawansowaną technologią i techniką, więc dopowiadam.




Obraz Makuszyńskiego odrzuca "sprawy ważne" - pieniądze, pozycję, blichtr, politykę, modę a ukazuje zwyczajne życie, zmagania z dniem codziennym, ze sobą wzajemnie. Z czasem oczekiwanie na śmierć kogoś z rodziny, ot życie, może mniej euforyczne niż moje czy Twoje, ale zwyczajne, po prostu, tak umiem i tak żyję.

niedziela, 2 października 2016

Genialna przyjaciółka - Elena Ferrante

Przeczytana na potrzeby Dyskusyjnego Klubu Książki.


Usłyszałam i przeczytałam na temat tej książki wiele zachwytów i entuzjastycznych opinii. Tym bardziej ciężko mi napisać, że zmęczyła mnie ta książka i czytałam ją z obowiązku a nie z przyjemności.
Najtrudniejsza była pierwsza część, o dzieciństwie (około 120 stron) i rozwijającej się "przyjaźni" a raczej rywalizacji między dwoma dziewczynkami. Potem było łatwiej, bo część druga, o dojrzewaniu, była bardziej "burzliwa". Niestety ku jakiemuś żalowi, nie pojęłam znaczenia ani nie porwała mnie atmosfera. Naprawdę doszukiwałam się drugiego dna, wytężałam moją percepcję i nic... Ale od razu dopowiem nie należy się moimi odczuciami sugerować, warto przeczytać i zachwycić się po swojemu. Myślę sobie, że czasami tak się po prostu zdarza, że nie trafiamy w temat, historię czy opowieść i trzeba sobie na to pozwolić. Dla mnie to był ten przypadek.

Akcja książki zaczyna się kiedy to 60 letnia Elena dowiaduje się o absolutnym zniknięciu swojej przyjaciółki Lili. Potem akcja cofa się do lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy to miała początek ich przyjaźń. Autorka opisała atmosferę życia pewnego robotniczego osiedla na przedmieściu Neapolu, nasyconą zwykłymi, prostymi i codziennymi zachowaniami mieszkańców oraz ich relacji. Historia jest pełna awantur, wrzasku, zakazów i nakazów oraz zależności obyczajowych mieszkańców osiedla. Bieda, brak wykształcenia, niewielkie zarobki, zazdrość i strach towarzyszą im w codziennych zmaganiach. W oparciu o to otoczenie rozwija się przyjaźń dwóch kobiet. Różnych osobowości, grzecznej, uczynnej i ułożonej Eleny i impulsywnej i wiecznie zbuntowanej Lili. Mimo że są przyjaciółkami to trwa między nimi ciągła rywalizacja. Widać to zwłaszcza na polu edukacji gdzie trwał nieustający wyścig o poszerzanie wiedzy i jak najlepsze wyniki, potem w okresie dojrzewania na polu relacji damsko-męskich. Odniosłam wrażenie, że Elena zazdrości koleżance odwagi i buty, tego że potrafi przeciwstawić się męskiej sile w czasach absolutnej dominacji mężczyzn.
W książce poruszone są wątki pierwszej miłości, dokonywania wyborów przez młodych ludzi i zwykłych lęków dojrzewania.