Szukaj na tym blogu

niedziela, 28 listopada 2021

Zaraza. Najskuteczniejsi zabójcy naszych czasów - David Quammen

 

"Choroby odzwierzęce przypominają nam, tak jak czynił to św. Franciszek, że my, ludzie, jesteśmy nierozerwalnie związani ze światem przyrody. W rzeczywistości nie ma "świata przyrody", to błędne i sztuczne określenie. Istnieje tylko jeden świat. Jego częścią są ludzie, podobnie jak wirusy eboli, grypy i HIV, nipah, hendry i SARS, szympansy, nietoperze, cywety i gęsi tybetańskie, a także następny zabójczy wirus - ten, którego jeszcze nie odkryliśmy." (str. 597)

Kupiłam ją już dawno i jest cały czas podczytywana, bo to jest książka do której warto powracać.

Autor zebrał w niej kilka znanych globalnie lub lokalnie, od dawna lub od niedawna opowieści o chorobach pochodzących od zwierząt i przenoszeniu się ich na ludzi, czyli tzw. "zoonoza". Nie bez kozery napisałam opowieści, bo książka jest napisana w sposób bardzo zrozumiały, interesujący i wciągający. Możemy dzięki niej podróżować po świecie, a tym samym zdać sobie sprawę, jak nasze nierozważne decyzje i działania wpływają na rozprzestrzenianie się chorób. Autor uświadamia czytelnikom to, że człowiek, będący częścią przyrody narusza jej balans, nadweręża, unicestwia, wykorzystuje, jednocześnie przynosząc szkody całemu ekosystemowi. Ma to niekorzystne działanie również dla niego, co pokazują statystyki zgonów na choroby przenoszone od zwierząt. "Powinniśmy uświadomić sobie fakt, że niedawne ogniska nowych chorób odzwierzęcych, a także nawroty i szerzenie się starych, stanowią część szerszego schematu oraz że to my jako ludzkość odpowiadamy za jego powstanie. Powinniśmy zdać sobie sprawę, że stanowią one następstwo tego, co robimy, a nie po prostu nam się przytrafiają." (str. 594)

Układ odpornościowy człowieka nie wie jak sobie poradzić z chorobami odzwierzęcymi, dlatego są tak groźne dla nas. Aby wytworzyć przeciwciała nasz organizm potrzebuje czasu, a wirusy szybko mutują celem szybkiej replikacji. Zwierzęta, które roznoszą niektóre choroby, np. ebola, SARS, MERS (małpy, nietoperze, wielbłądy) wykształciły właściwości chroniące przed zapaleniem, dlatego mutują, aby stać się silniejszymi. Niektóre zwierzęta są przez wirusy "oszczędzane" jako ich żywiciele. Aby poznać wirusa naukowcy szukają właśnie jego żywiciela/nosiciela (rezerwuaru), aby sprawdzić jego strukturę i sposób zwalczania.

Dlaczego tak się dzieje, dlaczego w dobie takiego zaawansowania medycyny i technologii mamy tak rozległe zagrożenia epidemiologiczne. Jednym słowem dlaczego w XXI wieku wybuchają epidemie? Dzieje się to z kilku przyczyn, po pierwsze to skokowy przyrost populacji (w 1960 roku było nas 3 mld, zaś w 2020 7,75 mld) w krótkim czasie. Żaden inny gatunek dużych zwierząt (pod względem liczebności, rozmiaru i łącznej masy) nie osiągnął takiej liczebności jak ludzie obecnie. Ta wielka masa potrzebuje jeść, a niestety część z tej masy, zwłaszcza bogatej poszła w przemysłową hodowlę wielkich zwierząt, które zagonione w wielkie skupiska są zagrożeniem nie tylko dla środowiska, ale i zdrowia ludzi. Taka ilość ludzi i zwierząt przemysłowych potrzebuje przestrzeni na obory, pastwiska, pola uprawne. Aby temu sprostać wycina się lasy, które do tej pory stanowiły rezerwuar pochłaniania gazów wytwarzanych przez ludzi. Człowiek sięga coraz głębiej, wdzierając się w niedostępne dotąd tereny, eksploatując wielkie obszary leśne i inne dzikie ekosystemy planety, niszcząc ich strukturę i społeczności ekologiczne. Zapuszczając się coraz dalej i głębiej potrząsamy drzewami, z których spadają groźne mikroby, zabijamy, oprawiamy i zjadamy dzikie, nieznane zwierzęta. Zajmujemy coraz to nowe tereny ich zamieszkania. Wyrywamy dzikie zwierzęta z ich środowiska i sprowadzamy je jako maskotki a potem zarażamy się od nich (w swoim czasie w USA odnotowano tysiące zgonów na tzw papuzicę). Rozmnażamy inwentarz na skalę przemysłową, przetrzymując je w zatłoczonych kojcach, zagrodach, klatkach, czyli w warunkach sprzyjających zarażaniu się domowych i pół-domowych zwierząt patogenami ze źródeł zewnętrznych (np. nietoperze). Profilaktycznie te zwierzęta faszerowane są antybiotykami i innymi środkami chemicznymi, aby szybko i opłacalnie rosły, nie zarażając się. Niestety tym działaniem przyczyniamy się do powstawania bakterii odpornych na antybiotykoterapie. Eksportujemy i importujemy dzikie zwierzęta, ich skóry, mięso z przemytu, często z groźnymi patogenami. Przewozimy te zwierzęta i ich pochodne na duże odległości, oczywiście sami też przemieszczamy się po naszej planecie, zatrzymujemy w hotelach, gdzie zatrzymują się ludzie zarażeni, jeździmy do egzotycznych miejsc (targi w Indiach, małpy w świątyniach, jaskinie pełne nietoperzy, kąsające komary, kleszcze). To wszystko powoduje możliwości dla przenoszenia się drobnoustrojów.

Autor napisał, iż powyższe należy do kategorii "ekologii i biologii ewolucyjnej chorób odzwierzęcych". Obecne okoliczności ekologiczne stwarzają sposobności do przeskoku międzygatunkowego, a ewolucja wykorzystuje te sposobności, bada możliwości i pomaga przekształcać przeskoki w pandemie. Autor tym samym przypomina nam, że jako część świata przyrody uczestniczymy we wszystkim co w nim się dzieje. Dlatego jak pokazują nawet ostatnie wydarzenia, sami przyczyniamy się do przyspieszenia i poszerzenia niekorzystnych dla nas zdarzeń i okoliczności. Naukowcy są zgodni, że jesteśmy sprawcami tego co wokół nas się dzieje.

Mimo wszystko, zawsze jest nadzieja, bo każdy nawet indywidualny wysiłek, krytycyzm i decyzje mogą zapobiegać katastrofom, które mogłyby dotknąć grupę. "Każda, nawet najmniejsza czynność wykonana przez człowieka - powiedział John Dwyer - jeżeli tylko odróżnia go od wyidealizowanego standardu zachowania stadnego zmniejsza liczbę zakażeń." (str. 599) Zatem wiele zależy od naszych decyzji i działań.

Autor zbierając materiał do tej książki rozmawiał z naukowcami z wielu ośrodków badawczych w świecie, jeździł, słuchał, oglądał i notował. Odwiedzał te najbardziej wyspecjalizowane w pracach z najgroźniejszymi wirusami na świecie. Książkę czyta się jak literaturę faktu, popularnonaukową, thriller lub przewodnik po świecie, w zależności od zainteresowań każdy znajdzie coś dla siebie. Przystępnie podana trudna wiedza, ważna dla naszej świadomości. Choć to "grubas" pochłania się szybko. Polecam.

sobota, 27 listopada 2021

Ślady - Jakub Małecki

"Zdarza się, że całymi miesiącami nie pojawia się nic nowego. Stare ślady powoli rozmywa deszcz. Eugenia wielokrotnie myśli o tych, które bledną najszybciej." (str. 74)

 Pewne wątki tej książki trzeba łapać w biegu, tak szybko przemijają, pewne ciągną się lub powracają. Autor niektóre postacie wiąże ze sobą: historiami, więzami rodzinnymi lub zdarzeniami, inne zaś dryfują jak elektrony, pojawiają się to tu to tam. Czasem wydaje się, że niektóre z postaci coś zespalają, żeby przy następnej okazji wytrącić to przekonanie. W tej książce jest wiele ulotności, przemijalności i nierzeczywistości. Autor pokazuje jak wiele rzeczy dzieje się poza nami, jak na wiele rzeczy nie mamy wpływu, jak wiele spraw nas przerasta i nie umiemy im sprostać. Daje powody do zadumy nad powodami naszych działań, często zaskakujących i nielogicznych, tak jak u jednej z postaci:  "Klaudiusz Czerski patrzy na dom, który zbudował właściwie bez powodu, i zastanawia się, dlaczego bez powodu wydarza się tak wiele rzeczy w jego życiu." (str. 196) Tak często gonimy za czymś co wydaje się nam niezbędne do życia, a jak już to mamy czujemy się rozczarowani, nie spełnieni, jałowi, popadamy w rozczarowanie, niezadowolenie.

W "Śladach" Jakub Małecki zawarł przypowieści o śmierci, od której tak wielu ucieka, o której tak wielu nie chce słuchać, a która jest taka pewna, czasem zaskakująca, innym razem oczekiwana. Te przypowieści wiążą wszystkich bohaterów, zdarzenia i relacje pomiędzy nimi. Nieoczywiste, jakoś poprzeplatane, nie bez znaczenia, zbliżające do odejścia z tej czasoprzestrzeni, którą znamy. Autor nie bez kozery plecie tak długą historię ludzkich przeżyć, bo każde ma znaczenie i wpływ na kolejne...

Pisze o smutku i samotności po utracie bliskiej osoby wyrażanej tak różnie. Jeden z bohaterów, który przeżył z żoną trzydzieści kilka lat nie może się przyzwyczaić do bycia bez niej. Wszystkie rytuały związane z byciem razem, kłótnie, radości, wyjazdy, rodzina przeminęły, został sam, chociaż, "Pamiętał pierwszy dzień, kiedy musiał iść do pracy, a jej już nie było. (...) Podczas tamtego pierwszego dnia w pracy, pierwszego bez niej, złapał się kilka razy na tym, że wpatruje się w telefon, jakby czekał, że jednak zadzwoni i powie mu,... ." (str. 248) Stanął przed nową rzeczywistością, kiedy już nie ma tej drugiej, jakże bliskiej osoby. Inny żegna matkę, która była gwiazdą, a tak naprawdę nie znał jej dobrze, była utkana z pozorów, słów zabranych innym, daleka, nieuchwytna. Każdy zostawia jakiś ślad po sobie, przynajmniej w sercach najbliższych, niektórzy także w pamięciach szerszych kręgów, ale i jedne i drugie zostaną zasypane kolejnymi następującymi śladami.

 Dobra lektura na listopad, w którym warto zadumać się nad historiami, które dzieją się w najbliższym otoczeniu, w nas samych. Nostalgicznie, w nieoczywisty sposób odmalowane ludzkie losy, których czytanie wciąga w przemyślenia.

Córki i matki. 9 składników serdeczności - Olga Kersten-Matwin

 

Krótki, acz dość treściwy przewodnik po relacjach emocjonalnych między córkami i matkami. Oprócz prawd, zasad i wskazań mamy także przykłady z życia wzięte, w tym relacje autorki z matką i córką. Autorka jako psycholożka i terapeutka wybrała esencję, najważniejsze elementy i podpowiedzi do wypracowania jak najlepszych emocji między córkami i matkami. "Córki i matki. 9 składników serdeczności" zawiera w sobie kroki do dobrego, życzliwego związku z najbliższymi sobie kobietami.

Tak często słyszymy, że mamy chłodne relacje z córką, matką, tak często brakuje nam siebie, że nie umiemy dotrzeć do siebie, chcemy dać sobie miłość, zrozumieć, wesprzeć, ale nie potrafimy. Warto przeczytać książkę, żeby zacząć zmieniać swoje patrzenie na siebie, a po niej sięgnąć po bardziej rozbudowane książki o tym aspekcie.

sobota, 20 listopada 2021

Horyzont - Jakub Małecki

 "Chaos jest początkiem nowego świata." (str. 142)

Kolejna książka Jakuba Małeckiego, którą przeczytałam tak szybko jak tylko mogłam. Wszystko w tej książce mi odpowiadało i współgrało, począwszy od tytułu, który ma tyle znaczeń, ile bohaterowie problemów i demonów na barkach. Konstrukcja, wymowna ilustracja przed każdym rozdziałem dodawały jej znaczeń i prowadziły do poznania kolejnego etapu, wydarzenia, odkrycia tajemnicy. Nieomalże zakochałam się w Mariuszu, dużym, mocnym i kruchym jednocześnie trzydziesto sześcio latku - głównym bohaterze. Kibicowałam jego sąsiadce Zuzi  w jej zmaganiach z tajemnicami rodzinnymi. Przeżywałam historie tej dwójki tak jakbym ich znała naprawdę, to było niesamowite doznanie, i do tego te miejsca, które mijam i znam z życia codziennego. Poruszająca opowieść, spleciona z dwóch wątków tak sobie odległych, ale jednakowo trudnych dla każdego z osobna. Mateusz ujął mnie swoimi wyborami i przeżyciami, które miały miejsce w Afganistanie, jego opowieści były realistyczne i bolesne, chciało mi się go przytulić, tak jak zrobiła to Zuza. Trzymałam kciuki, aby udało mu się napisać książkę, jakby to robił sam autor (a może to robił), aby udało mu się wyjść do świata, nauczyć się od nowa języka tubylców. Życzyłam mu przełamania swojej niechęci do tego co dzieje się na zewnątrz i do powrotu kontaktów z rodziną. Polubiłam Zuzię, dwudziesto dwulatkę, piękną, młodą, inteligentną dziewczynę, która w jednej chwili dowiaduje się o sprawie, która zburzy jej spokój, a jednocześnie oczyści atmosferę. Wszystko to co dzieje się u bohaterów to chaos emocjonalny, wydarzenia, w których brali udział, albo których byli nieświadomi zaprowadziły ich na skraj przepaści, w ciemne odmęty wód, z których podając sobie ręce powoli zaczęli się się ratować. W książce jest więcej interesujących postaci, chociażby babcia Zuzy, Marianna, która wymaga stałej opieki swojej rodziny i która to rodzina zapewnia jej serdeczną i czułą opiekę.

Książka wciągająca, intrygująca, po prostu świetna, a do tego jak to w wydawnictwie SQN, oprawa graficzna minimalistyczna, ale wielce wymowna. W tej książce jest wiele smutku, ale też ciepła, tkliwości i serdeczności. Autor napisał wzruszającą i realistyczną opowieść bez zbędnej ckliwości i ozdobników. Pokazał trud zmagania się z traumami po misjach wojskowych, zawiłości emocjonalne i problemy z powrotem do rzeczywistości. Narysował ciekawy portret rodziny zmagającej się ze spadkiem po nieszczęśliwej miłości. Wszystko to razem dało bardzo, ale to bardzo pasjonującą lekturę.

czwartek, 18 listopada 2021

Krótka wymiana ognia - Zyta Rudzka

"Z tramwaju żądzy wysiedliśmy na moment przed zezłomowaniem." 

Zyta Rudzka nie zawiodła mnie po raz drugi, jej twórczość była dla mnie wyzwaniem intelektualnym. Miałam wrażenie, że język, którym operuje w tej książce jest jeszcze bardziej górnolotny. Słowotwórstwo, mieszanki stylów, plastyczność, soczystość, niebanalność, poza tym jest niebywale ciekawa w konstrukcji, niełatwa, ale mocna, drażniąca i dająca do myślenia. Tytuł jest poniekąd przedmową do tego co znajdziemy w środku. Mnóstwo w niej szybkich, krótkich, celnych opowieści wypowiadanych z szybkością wystrzałów z karabinu maszynowego. To mięsista opowieść o życiu bez ubarwiania, kwiatków, malowideł. To odarta z dekoracji opowieść o życiu kobiety po sześćdziesiątce, która pokazuje nam swoje obecne potrzeby i wspomina minione czasy. To refleksja podszyta potrzebami seksualnymi, które cały czas drzemią w bohaterce, a możliwościami ich spełnienia. Bohaterka wspomina swoje związki z matką, mężczyznami i córką Zuzanną, z których każde było na swój sposób rozczarowujące, popsute, niedające zaspokojenia. Bohaterka chwyta się ostatnich nadziei na spełnienie zatraconych szans, odzyskanie namiastki bliskości. Dopełnienia bohaterki - Romy dokonuje jej matka - Matulka, prowadząc swoją opowieść, która miejscami przyprawia o dreszcz. Relacja matki i córki jest dosyć bolesna, mnóstwo w niej tajemnic, niedopowiedzeń, przemilczeń, wiele spraw zostało wrzucone do "studni", która zbiera wszystkie żale matki i nie opowiada ich dalej. Żale i utyskiwania zostają głęboko w każdej z nich. Romie też nie udaje się ułożyć bliskiego stosunku ze swoją córką, która w pewnym momencie swojego życia rzuca wszystko i ucieka nie pozostawiając śladów po sobie. Nagromadzone emocje nakazują ucieczkę, ale i tak wiążą te kobiety w jakiś podstępny sposób. 

Autorka bardzo ciekawie ukazała mężczyzn, którzy przewijają się a raczej przechodzą przez życie Romy, zawsze pozostawiając jakieś ślady, wgniecenia czy inne pamiątki. Pozostawiają też niezaspokojenie, pustkę i silne wspomnienia. Pamięta ich i wszystko co z nimi związane, co jej dali, co zabrali, z czym odeszli.  "Na koniec wpadliśmy w nigdy niezagojoną ranę wojny." Autorka bardzo umiejętnie przeplatała wątki drugiej wojny światowej i piętnie jakie odcisnęła na życiu ludzi, w szczególności kobiet.

Udało się Zycie Rudzkiej zsumować doświadczenia, całą gamę emocji, niedoskonałości, wątpliwości i skonfrontować ze sobą. Pokazała wartość, znaczenie, sens napotykanych na drodze życiowej ludzi, którzy najczęściej pozostawiają po sobie ślad, czasami wartościowy mniej czasem bardziej, choć o te trudniej, ale zdarzają się. Czasami można spotkać kogoś kto podzieli się miłością, choć to rzadkie, ani matce, ani córce nie było tego dane za wiele. A tak podsumowując to opowieść o relacjach między matkami i córkami, kobietami i mężczyznami, o starości, chęciach na koniec i ambicjach, aby być niezależnym i samo stanowiącym do końca.

środa, 17 listopada 2021

Dżozef - Jakub Małecki

 

Przeczytałam kolejną książkę Jakuba Małeckiego. W miarę ubywania stron lektura tej książki wciągała mnie coraz bardziej. Ciekawość opowieści i wydarzeń nie pozwalała mi na odkładanie jej na dłużej. Zawarta w niej historia jest tak samo niewiarygodna co wyrazista i wymowna. Dla mnie to była bardzo przejmująca lektura, pozostawiająca refleksje i przemyślenia.

Autor postawił na drodze swojego bohatera drewnianego kozła, który stał się symbolem jego życia i tej opowieści. Zawarł w owym symbolu różne postaci lęków, które nosił w sobie główny bohater, a które zamknęły go na świat. "Spętany" przez kozła ograniczył swoje życie do niewielkich obszarów, i nie dał sobie szansy do rozwoju. Swoje życie ograniczył do niezbędnego minimum. Nad tymi emocjami góruje duch Conradowski, który potęguje doniosłość tych wydarzeń. Ta książka jest gęsta od nierealnych wręcz onirycznych sytuacji, od bohaterów, którzy tańczą swój taniec chocholi, którzy zatracają się w destrukcyjnych zachowaniach, którzy podejmują ograniczające ich decyzje.

Opowieść dzieje się na dwóch płaszczyznach, szpitalnej w której w pierwszej fazie mamy czterech pacjentów i drugiej kiedy wracamy do dzieciństwa jednego z nich, zwanego panem Stasiem. Pod koniec książki obie fazy spotykają się w jednej czasoprzestrzeni, zawężonej do ostatnich granic wytrzymałości psychicznej, aby w końcu znaleźć swoje ujście. Każdy z bohaterów dzięki opowieści Stanisława przeżywa swoje życie ponownie, spogląda na nie krytycznie i podejmuje radykalne decyzje, na które bez tych szpitalnych przeżyć nie mieliby szansy.

To książka, po której sama stawiałam sobie pytania o moje lęki i samoograniczenia, o sprawy, które przez nie zarzuciłam, o niespełnione marzenia i odłożone plany. Ile w nas straconych szans, możliwości, samorealizacji, dlatego, że jakiś "kozioł" podszeptuje negatywne myśli, nazywa nas głupcem, szydzi z nas, tylko dlatego, że sam się boi. Czego trzeba żeby go zagłuszyć, w przypadku Stanisława były to książki Josepha Conrada, ale w przypadku ogromnej rzeczy ludzi to trucizny, samo destrukcja. Dla mnie to była kolejna wartościowa lektura.

niedziela, 7 listopada 2021

Cicho, cichutko - Ignacy Karpowicz

 

"-"Czy świat za mną zatęskni? Nie. Czy świat beze mnie będzie uboższy? Nie. Czy świat da sobie radę beze mnie?Tak. Czy świat jest lepszy teraz, kiedy się na nim zjawiłem? Nie. Co zrobiłem, aby go poprawić? Nic". "(str. 254)

Ignacy Karpowicz to dla mnie trening czytelniczy i próba intelektualna. Jego słowotwórstwo, zmienne style, zaskakujące zdania, dialekty, przeplatające się wątki i historie często stanowią wyzwanie. Czasami trudno jest odnaleźć się w tym gąszczu myśli, zdarzeń i emocji. Czasami trzeba skończyć, aby zacząć od nowa, czasami zarzucić, aby po ponownym sięgnięciu zanurzyć się w wir opowieści.

W tej książce mamy historię bardzo osobistą, związaną ze śmiercią przyjaciela, żałobie i tęsknocie za nim. To wspomnienie nieutulonego żalu i złość na niesprawiedliwość. Umarł mężczyzna w kwiecie wieku, najbliższy przyjaciel, z którym wiązały się wspomnienia ze studiów, radosnej młodości, niezależności, szaleństwa, wyprawy i miłości. To też naświetlenie ich relacji, bardzo bliskiej, na tyle, że mogli porozumiewać się "ponaddźwiękowo".

Druga część to bardzo poruszająca historia Anny, która była opiekunką prawną owego przyjaciela, Michała, syna swojej siostry. Historia tej kobiety jest naznaczona tragediami, począwszy na pokoleniu dziadków, poprzez rodziców a skończywszy na jej siostrze i jej rodzinie. Autor do opisania strasznych zdarzeń wykorzystał okrutne i niezrozumiałe wydarzenia tzw. "zbrodni połanieckiej". Anna nie potrafiła pokochać chłopca, po przeżytej tragedii zasuszyła w sobie cieplejsze uczucia, zamknęła się w swojej skorupie. Przeżyła swoje życie w zaciszu biblioteki, być może chcąc zminimalizować kontakty międzyludzkie. Nie zdziwiła jej choroba Michała, ale coś w niej drgnęło po jego śmierci. Zapragnęła dać się przygarnąć.

Pierwsza część utrzymana jest w swoistym chaosie myśli zdarzeń i uczuć, to obraz umierania Michała, ale też jego wspomnienia o przeżyciach, obserwacji świata, relacji z przyjacielem Pisarczykiem (w zasadzie narratorem). Część o Annie czyta się z zainteresowaniem, jest w niej zachowana chronologia co ułatwia zrozumienie wydarzeń. 

Ta książka ma swoją aurę, klimat, tylko trzeba się w nią wczuć, dać jej i sobie szanse. Oczywiście autor jak zwykle bryluje swoimi pomysłami na język polski, wodzi czytelnika meandrami swojej opowieści, nie daje spokoju ani komfortu. Nazywa rzeczy i stany po imieniu nie dając im prawa do infantylizacji, czy schowania za kotarą współczesnego zabiegania i to akurat mi się u tego autora podoba.