Szukaj na tym blogu

piątek, 27 października 2017

Ptaki śpiewają w Kigali - Wizyta w kinie

"Ptaki śpiewają w Kigali" to kolejny film małżeństwa Krauze, który obejrzałam. Szczególny i inny z wielu powodów: tematyki, tragedii rodzinnej twórców filmu podczas realizacji, samozaparcia w doprowadzeniu projektu do końca.

Bohaterkami filmu są kobiety: Anna, polska ornitolog i Claudine, Rwandyjka, córka współpracownika Anny. Polka bada w Rwandzie ginącą populację sępów. Badania przerywa wybuch masakrycznej wojny domowej, zdarzenia tragicznego w skutkach dla około miliona osób pochodzenia Tutsi. Wydarzenia dotykają bezpośrednio rodzinę Claudine, ona przeżyła jako jedyna ukryta w bagażu naukowym uciekającej z ociekającego krwią kraju ornitolog. Anna jest świadkiem bestialskiego zamordowania ojca Claudine. Niemniej, to nie wojna jest clou filmu a przeżycia głównych bohaterek, ich zmaganie się z traumą, niemoc odnalezienia się w zwyczajnym życiu. Trudności emocjonalne w relacjach pomiędzy nimi i innymi ludźmi. Strach, przerażenie, ucieczka w głąb siebie, odizolowanie od ludzi, zamknięcie w samotniach wewnętrznych i zewnętrznych.


To obraz nie dla każdego, bo trudna tematyka, bo klatki filmu przewijają się powoli, dając czas na przemyślenie, bo głównym postaciom towarzyszy ból, potworne wspomnienia i trudności z odnalezieniem się po przeżytej traumie. Obrazy są wyraziste do bólu a wrażliwcy mogą poczuć niesmak fizyczny. Film poprzetykany jest symboliką najczęściej pochodzącą z natury, niełatwą i przejmującą, czasem wręcz trudną do przyswojenia. Dało się to odczuć podczas seansu, bo kilka osób wyszło, sporo ludzi ziewało a niektórzy kręcili się z głośnymi sapnięciami. Ja po filmie zaniemówiłam i długo zbierałam się do zebrania jakiś słów, które opisałyby moje emocje i przemyślenia.
W filmie dużo jest kadrów pokazujących intensywne reakcje bohaterek. Ich wzajemne gwałtowne relacje są często trudne albo niezrozumiałe dla widza. Część zdarzeń dzieje się poza kadrem, dając pole do własnych interpretacji i dopowiedzeń. Ten film uczy patrzenia na przeżycia innych, zmusza do spojrzenia na sprawy trudne, uświadamia, krzyczy w ciszy.

Miałam wrażenie, że reżyserka filmu przekazała w filmie swoje przeżycia osobiste po śmierci męża. Tak jak w Tataraku, Krystyna Janda wylała swój ból słowami, tak Joanna Kos-Krauze pokazała go obrazami.

wtorek, 24 października 2017

Petit maluje wieżę Eiffla i inne opowiadania - Aniela Cholewińska – Szkolik

Wypożyczony z biblioteki.

Miś, niedźwiadek - kto z nas ich nie lubi albo nie miał ulubionego (pewnie takich osób jest niewiele). Miś to najpopularniejsza zabawka dziecięca od lat, to pierwszy przyjaciel i "wspieracz". Miś to przytulanka na tyle ważna, że ma nawet swoje święto w kalendarzu ( w tym roku przypada 25 Listopada).
Autorka napisała swoją książkę o misiach, którzy mają swoje przygody i to dziejące się w różnych krajach. Podróżujemy dzięki nim do Paryża, Rosji, Tanzanii, Grecji i Nowej Zelandii.
Misie: malują, szukają zagubionej rzeczy albo drogi do domu, rozwiązują problemy innych, starają się znaleźć wyjście z niełatwych sytuacji. Misie są prawdziwe i pluszowe, ale przede wszystkim są mądre, mówią, bawią, uczą i kochają. Każda przygoda ciekawa i opowiedziana ciepłym, łagodnym językiem.
To historie, które nas zaintrygowały i zmotywowały do sięgnięcia po kolejne opowieści o misiach, bo tak jest jedną z serii. Hura:)

Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? - Justyna Kopińska

Wyczekana w bibliotece.

Co powiedzieć skoro słów brakuje, co napisać skoro trudno w to uwierzyć, jak uwierzyć skoro to XXI wiek.

"Piekło to inni" J.P.Sartre

Czytając tą książkę czułam niepokój i niedowierzanie, litość i wściekłość, furię i gorycz. Przypomniały mi się obrazy z filmu Siostry Magdalenki (choć i one przy tej historii były "delikatne") i inne filmy pokazujące lub przypominające o niegodziwościach duchownych, np. Spotlight, Tajemnica Filomeny. Powróciły też inne książki o podobnych występkach, oczywiście "Drewniany różaniec" i te o działaniach ludzi duchownych w Afryce i Ameryce Południowej min. Ruandzie.
To koszmar na ziemi, który zgotowali ludzie ludziom, dorośli dzieciom, kobiety potrzebującym miłości i opieki.
To koszmar, bo w cywilizowanym kraju w XX i XXI wieku, gdzie jest mnogość państwowych instytucji powołanych do różnych celów i funkcji, wszystkie zawiodły.
To koszmar, bo ludzie, którzy z racji swoich zawodów i wykształcenia powinni dbać o dobro dzieci nie zwracali uwagi, nie przyglądali się uważnie, nie wysnuwali wniosków albo udawali że niczego nie widzą. Co to za wychowawcy, nauczyciele, kuratorzy, itp., itd. którzy patrzą a nie widzą, słyszą a nie działają, czują a nie pomagają.
To koszmar, bo w mieście Zabrzu ludzie uwierzyli tylko jednej instytucji, kościelnej władzy w państwie świeckim. To straszne, że mentalnie Ci ludzie pozostali w Średniowieczu, gdzie kościół miał nieograniczoną władzę. To potworne, że ludzie zamiast chronić nie szanują tych najmłodszych i najsłabszych.


       Przemoc fizyczna...
                                 Przemoc psychiczna...
Przemoc seksualna...
                                                          Przemoc zbiorowa...

Autorka w oparciu o akta sądowe i sprawdzone źródła opisała los wychowanków domu dziecka u Sióstr Boromeuszek. ""Takich rzeczy jak nam tu siostry robią, to  nawet w filmach akcji nie ma" - zeznał jeden z wychowanków. To była instytucja totalna, zamknięta dla ludzi z zewnątrz i zamykająca w swoim wnętrzu wszystkich i wszystko. Nie istniało życie prywatne ani praca, nie było wyjścia z tej sytuacji. Wszyscy skazani na siebie 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu, święty by zwariował, a co dopiero ludzie i to z problemami zakonno - patologicznymi. Wszyscy byli sobą przerażeni i zmęczeni. Siostry porwały się z motyką na słońce, niemniej pozostawiając ogromne szkody i wyrwy nie do zasypania.

Wychowankowie tej instytucji wymagały specjalistycznego wsparcia i opieki, na którą zakonnice nie były przygotowane ani wykształceniem, ani wsparciem ani samorozwojem. Było ich za mało do takiej ciężkiej psychicznie pracy, ale w ramach bezrozumnego posłuszeństwa zgadzały się na kolejne sieroty. Jedynym środkiem do panowania nad trudnymi dziećmi był system kar cielesnych i udręczanie psychiczne. Przykład szedł z góry, nie wolno się było z niego wyłamać, każde odstępstwo od narzuconej normy było karane okrutnie i przykładnie, a jak dalej nie dawano sobie rady to dodawano kolejne pomysły i osoby, czyli spirala się nakręcała a fala przemocy rozlewała się. Siostry czuły się bezkarne, bo nikt ich nie sprawdzał, ani instytucje świeckie ani kościelne. Nikt nie reagował, ani wychowawcy z zewnątrz, widzący przecież smutnych, posiniaczonych i obdartych wychowanków sierocińca, ani przełożeni zakonni czy księża.  

Wszyscy ślepi i głusi, z podkulonymi ogonami, zamknięci na krzywdę innych.

Instytucje państwowe, publiczne, świeckie były ślepo podporządkowane hierarchii kościelnej, dlatego nie reagowały, przymykały oczy, nie słuchały, zasypywały otrzymywane informacje. Ludzie po prostu nie wierzyli, że siostry zakonne są zdolne do przemocy jakiejkolwiek. Znowu zapomniano, że to tylko ludzie pochodzący z jakiś rodzin, często trudnych, alkoholowych, z środowisk, z miejsc. Osoby z krwi i kości, z emocjami i charakterami. Nie należy o tym zapominać nigdy, zwłaszcza, jeśli oddaje im się w opiekę inne osoby.

Najsmutniejsze jest to, że naczelna siostra, nie uważała, że czyniła źle a wybrane przez nią metody "wychowawcze" są niegodne i naruszają godność drugiego człowieka. Uważała, że to dzieci się zmówiły, bo ona za swoją pracę dostawała poparcie władz i nagrody. Nie składała więc żalu za przewiny, umykała wszelkimi sposobami przed poniesieniem konsekwencji, nie widziała potrzeby pokuty za grzechy.
Nie mniej smutne jest to, że za tym stoją inne zakonnice a podtrzymuje to system, czyli cały zakon, który w obliczu faktów zaprzeczał - zaparł się. Wszyscy się wkręcali w tą spiralę zła i podłości.
Zawsze powtarzam, że "każdy święty ma swoje wykręty", bo był albo jest tylko człowiekiem.

Dobrze, że jednak znalazły się pojedyncze osoby, które mocno i dokładnie zainteresowały się sprawą i dopilnowały do końca jej wyjaśnienie. Otworzyły wrota, aby zło wyszło na światło dzienne, a bezbronne dzieci znalazły właściwszą opiekę.

Mogłabym pisać wiele o tej historii, ale pewnie jeszcze usłyszę nie jedną podobną, bo ludzie szybko zapominają i kolejni czynią zło, czasem nawet podobne. Warto sięgać po takie książki aby nie żyć w nieświadomości.

"Smutno mi Boże" (Juliusz Słowacki, "Hymn o zachodzie słońca na morzu").

Mały ślimak i wielka przygoda - Elżbieta Pałasz


Przechodząc pomiędzy regałami na wystawce pod tytułem "Zakupiono z Budżetu Partycypacyjnego" uwagę mojego dziecka przyciągnęła książeczka Elżbiety Pałasz i Marianny Jagody. Cóż, faktycznie okładka jest intrygująca i kolorowa, rysunki na niej niebanalne i urocze.
Po otwarciu książeczki od razu poczułyśmy zachętę do dalszego podążania za bohaterem, chłopcem o imieniu Jasio. Najpierw trochę poznajemy chłopca, mianowicie dowiadujemy się co Jasio lubi a czego nie. Dalej udajemy się z Jasiem i z jego mamą na plac zabaw, gdzie chłopiec zaczyna jeździć samochodzikiem. O mały włos nie przejeżdża ślimaka, ale w ostatniej chwili zauważa go i ratuje, co w konsekwencji staje się początkiem jego przygody. O przygodzie przeczytajcie sami, bo warto. Powiem tylko tyle, że przypomniałam sobie marzenia z dzieciństwa, żeby podejrzeć świat owadów z ich perspektywy.

Ogólnie warto sięgnąć po książkę, bo jest inna niż pozostałe. Inna, bo w niej można, a nawet trzeba rysować, pisać i robić wzory. To książka interaktywna, bo oprócz treści zawiera  mnóstwo zadań dla dzieci - manualnych i logicznych, namawia do wymyślania i pisania, zachęca do zapamiętywania. Dzieci motywowane są do zabawy różnymi poleceniami i mogą wybrać to co im odpowiada. Zawiera piękne ilustracje, trochę dziecięce, bo rysowane prostą kreską za to bardzo barwne. Zewsząd wdzierają się na strony kolorowe kwiaty, owady, skrzaty i inne pomysłowe i inspirujące kształty.
Moje dziecko polubiło ją bardzo, chciało kilkukrotnego czytania i rozwiązywania zadań. Niech to będzie najlepszą zachętą do sięgnięcia po książkę.

Książka zawiera na końcu "Różne ciekawostki ze świata ślimaka" zaskakujące, proste i zachęcające do pogłębienia wiedzy. W książeczce znajdziemy również wierszyki o ślimaku.

To pozycja, którą mogą polubić nawet dzieci szybko zniechęcające się przy samym tylko czytaniu. To książka zachęcająca, pobudzająca i kreująca zainteresowanie.Polecam bardzo.

sobota, 21 października 2017

Tatarka - Renata Kosin

Wypożyczona w bibliotece.

Stało się przeczytałam Tatarkę, nie pamiętam z jakiego powodu sięgnęłam po pozycję. Czytało mi się dość przyjemnie, niemniej na koniec poczułam rozczarowanie. Autorka napisała 477 stron opowieści o kobietach, Tatarach, tajemnicy i uczuciach. Wszystko to całkiem ciekawe i miejscami wciągało, ale gdyby wyciąć 200 stron nie straciłoby na wartości. Autorka niektóre rozmowy przeciągała i wprowadzała jakieś zbędne rozmyślania. Nie mogłam doczekać się końca aby dowiedzieć się wreszcie czegoś konkretnego i choć tak się stało to po odkryciu tajemnicy napotkałam kolejną emocjonalną zasadzkę. Niby bohaterka to ciekawa i przebojowa dziewczyna, ale trafia uczuciowo jak kulą w płot, jej matka ma sporo tajemnic, zaś "babka ciotka" rozśmiesza i złości. W zasadzie bohaterkami są kobiety, bo mężczyźni albo pełnią pomniejsze, irytujące role, albo są jakimiś przesuwającymi się dość szybko i niespodziewanie obłoczkami.

W książce główna bohaterka Ksenia, jeszcze studiującą młoda kobieta przyjeżdża na wakacje do domu w Bujanach, w którym mieszka matka i przyszywana babka. Pewnego dnia Ksenia podsłuchuje ich rozmowę po której zaczyna baczniej przysłuchiwać się i popatrywać na ich działania. Powraca do sekretu rodzinnego związanego z informacją o tatarskim pochodzeniu pradziadka i próbuje go wyjaśnić. Oczywiście przeszkód na drodze nie brakuje, a najbardziej zaskakują te stawiane przez najbliższych. Mnożą się też pytania i postaci z przeszłości.
Przewijają się też wątki sympatii Kseni, które nie spełniają pokładanych w nich nadziei.

Pomimo rozczarowania to powieść, która przybliża  krajobrazy Podlasia, kulturę tatarską i pradawne zwyczaje słowiańskie. Myślę, że ma też klimat, atmosferę i smak przyrządzanych potraw oraz niewątpliwie pobudza do poszukiwań śladów rodzinnych.

Láska nebeská - Mariusz Szczygieł

Z biblioteki.



Do sięgnięcia po książkę Mariusza Szczygła zainspirował mnie on sam najpierw na Targach Książki a potem na spotkaniu autorskim. To człowiek, który przyciąga jakimś wewnętrznym magnetyzmem, kiedy opowiada chce mi się słuchać po wielokroć. Zaczęłam zatem wypożyczać książki rekomendowane i wydawane przez Pana Szczygła.

Zaczęłam od tej niewielkiej książeczki, zbioru felietonów, ciekawostek o Czechach i ich sposobie na życie i śmierć. Zadziwiły i rozczuliły mnie niektóre rozdziały, zwłaszcza ten o "chowaniu"zmarłych, najbardziej optymistycznej książce"Śmierć pięknych saren..." Ota Pavel, o fenomenie mówienia "Dzień dobry" nieznajomym i oczywiście o Jarze Cimermanie – czeskim bohaterze narodowym, który choć został wymyślony fantastycznie egzystuje w Czeskiej rzeczywistości.
Dzięki tym krótkim wypowiedziom, można: zapoznać się z Czeską mentalnością, zobaczyć jak patrzą na siebie i otaczający ich świat, przybliżyć sobie ich bohaterów, twórców, osoby znane i ważne. Autor pokazał ludzi zdystansowanych względem siebie, autoironicznych, mających poczucie humoru, którego np. Polakom brakuje. Z książki wyłania się  obraz ugrzecznionego narodu, akceptującego swoje przywary i żyjącego nieśpiesznie. Korzystającego z radości dnia codziennego zgodnie z maksymą "Dopóki żyjesz, jedz i pij, po śmierci już nie będziesz miał żadnej radości".

Osobiście w Czechach podoba mi się ich zapał do czytania książek, ciekawe filmy, nieśpieszne życie, urocze krajobrazy oraz to, że są blisko.

środa, 11 października 2017

Maudie - Wizyta w kinie

Przeuroczy, wzruszający, czasami zabawny, pełen prostoty obraz o życiu skromnej, delikatnej, życzliwej i ciepłej kobiety. Kobiety niezwykłej przez swoją prostolinijność, skromność i talent, żyjącej w ubogiej wiejskiej chatce na odludziu z mężem o specyficznym usposobieniu. Kobiety, która mimo trudnych i smutnych przeżyć z dzieciństwa i wczesnej młodości nie straciła pogody ducha, mimo choroby i trudności z poruszaniem się nie straciła chęci do uprawiania swojej pasji - malowania.

Film jest skromny w wyrazie, ukazuje tak jak i malarstwo głównej bohaterki, to co widzi się w zasięgu wzroku, to co znane, co otacza każdego dnia. Mogłoby się to wydawać nudne, nieciekawe i niewiele znaczące, niemniej nie dla Maudie, dla której wszystko ma znaczenie, jest interesujące i warte zobaczenia i pokazania. Wszystko co wychwytuje z otoczenia jest barwne, wesołe, nieco naiwne, ale przez to zrozumiałe i bliskie. Potrafiła z prostej, nieciekawej rzeczy zrobić barwną i oryginalną, z ubogiej i brudnej chatynki stworzyć dzieło, które przetrwało lata  a obecnie jest zabytkiem w Galerii Sztuki w Nowej Szkocji. Widz śledzi na ekranie kadry z najbliższej okolicy i otoczenia bohaterki, jest tego niewiele, bo też miasteczko maleńkie, a jej chatka daleko od miasteczka wśród traw, jezior i lasów. Te skromne i proste obrazy skupiają się jednak na pokazaniu ich barw, zmienności, naturalności i zwykłym pięknie. Ukazują rośliny i zwierzęta, zmienność pogody i pór roku, przypominają o cyklach życia, prostocie natury, życiu i śmierci, miłości i potrzebie bliskości drugiej osoby. To wszystko właśnie Maud maluje i pokazuje w swoich obrazkach. Maluje je wszędzie i na wszystkim: ścianach, sprzętach domowych, szybie, drzwiach, schodach, kartkach papieru, deseczkach. Jej styl jest trochę prymitywny, naiwny, dziecięcy, niemniej barwny, radosny, pozytywny, płynący z duszy. Każdy obraz to jej wizja świata, to jej dziecko, to jej radość, miłość i pasja.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego filmu, gry aktorskiej, zdjęć i oczywiście historii życia malarki. To bardzo rozczulająca opowieść o skromności życia, radości i satysfakcji, spełnieniu i miłości, chwytania każdego dnia i czerpania z niego jak największej radości. To film, który nie tylko porusza serca widzów, ale też jury w wielu krajach. Gra Sally Hawkins i Ethana Hawke zasługuje na gratulacje.

Maudie” opowiada o życiu kanadyjskiej malarki Maud Lewis, która mimo śmierci rodziców, postępującej choroby, odrzuceniu przez resztę "najbliższej" rodziny, nie poddała się i cieszyła się każdym dniem, jaki los jej przydzielił. Żyła bardzo skromnie wraz ze swoim mężem Everett'em w Nowej Szkocji malując obrazy na wszystkim co wpadło jej w ręce. Wiadomości o jej talencie roznosiły się po coraz dalszej "okolicy", coraz więcej ludzi chciało mieć obrazek lub kartkę Maudie Lewis, jednym z zamawiających był nawet prezydent Nixon.

poniedziałek, 9 października 2017

Powiernik królowej - Wizyta w kinie

Poszłam na ten film ze względu na Judi Dench (jedna z moich ulubionych aktorek). Wiedziałam na jaką historię idę, więc obserwowałam fabułę bez napięcia, za to uważnie skupiłam się na królowej Wiktorii.
W początkowej fazie filmu widziałam starą zmęczoną życiem kobietę. Męczyło ją wszystko: wstawanie, toaleta, ubieranie, posiłki, przemieszczanie się, każdy obowiązek był torturą. Strasznie męczyły ją dworskie ceremoniały i zachowania otoczenia. Była znudzona i zgorzkniała, samotna i sama.  Ukochany Albert zmarł wiele lat temu, pożegnała też Johna Browna, dzieci porozjeżdżały się po całej Europie, wiele z nich to pasmo rozczarowań, zwłaszcza następca tronu. Wokół nieprzebrane rzesze interesownych dworzan.Wydawałoby się, że nic ciekawego nie zdarzy się w życiu tej starszej Pani.
Nic bardziej mylnego, bo życie jest pełne ciekawostek, niespodzianek, zaskakujących zwrotów akcji. I oto pewnego dnia na dworze pojawia się z absurdalną misją Abdul Karim, indyjski muzułmanin. Młody, miły w obyciu, uroczy, nieco naiwny, prostolinijny, zauroczony zbytkiem i królową młodzian. Po poznaniu go królowa ożywia się, chce jej się powrócić do życia, znajduje uciechy w nauce języka, poznawaniu historii, "szaleństwach" typu spacer po wrzosowiskach czy wyprawa do domku nad jeziorem, itp.
Oczywiście ta relacja, coraz bardziej pogłębiająca się duchowo i emocjonalnie, nie jest w smak dworzanom, służbie a najbardziej najbliższej rodzinie. Dochodzi do buntu, ogromnego niezadowolenia na niskich i wysokich szczeblach. Nienawiść w stosunku do Abdula jest widoczna i odczuwalna na każdym kroku, zresztą on sam korzysta z łaski i nie boi się tego pokazywać, prowokuje swoją innością i apanażami.

Wedle źródeł w oparciu o które reżyser nakręcił film zażyłość trwała około 15 lat, czego niestety nie udało się uchwycić w tym obrazie, są tylko migawki i wybrane historie. Może to przeszkadzać, jeśli ktoś przywiązuje wagę do płynności, dat i faktów, jeśli traktuje historię luźno to nie będzie to przeszkodą.

Powiernik królowej to nie jest wyjątkowe czy ambitne dzieło, ale przyjemne i zabawne filmidło. Aby popatrzeć na bogatych, pośmiać się z ich przywar i abstrakcyjnych problemów. Pochylić głowę nad starszą królową, która mimo władzy i pieniędzy jest samotna i chora, tęskni za czymś zwykłym, normalnym i serdecznym, za ciepłem i miłością, odrobiną słońca w duszy.

‌Nie zawiodłam się na grze Judi Dench, wielka aktorka i dama  nic nie tracąca ze swojego czaru.

piątek, 6 października 2017

Polskie morderczynie - Katarzyna Bonda

Dzięki bibliotece.
Polskie morderczynie

Książka Katarzyny Bondy, to wytrawny dokument, doskonale opracowany językowo i artystycznie. Rzetelny, nie oceniający, pokazujący różne oblicza ludzkich postępowań. Książka to wynik jej kilkuletniej pracy, w tym rozmów z bohaterkami, specjalistami i funkcjonariuszami więziennictwa. To relacje, które podczas czytania budzą różne emocje, wzruszają, bolą, zastanawiają albo budzą wściekłość, niemniej nie pozostawiają obojętnymi.
Autorka podjęła wyzwanie przedstawienia czytelnikom historii kilku kobiet, które popełniły najtragiczniejsze przestępstwo - zabiły człowieka.

Starała się przedstawić swoje bohaterki bez manipulacji, fikcji i własnych dodatków, co odniosło moim zdaniem doskonały skutek. Dało rzeczowy i rzeczywisty materiał, z którym to czytelnik może dowolnie postąpić. Każdy rozdział to jedna historia, jedna kobieta, jedna zabójczyni. Najpierw to bohaterka przedstawiała siebie, opowiadała o rodzinie, przeżyciach, podjętych decyzjach i wyborach. Po tych opowieściach autorka zamieściła metryczkę skazanej a następnie dopowiedziała losy kobiet i opisała dokonany czyn zgodnie z aktami sądowymi, opiniami biegłych i specjalistów. W podsumowaniu dodała historie z "aktualnego życia". Katarzyna Bonda pozwoliła swoim bohaterkom na swobodne wypowiedzi i opowieści, pozostawiając czytelnikowi pole do przemyśleń i wydania własnej opinii.

Bohaterki, a jest ich 14, łączy jedno, otóż wszystkie zostały skazane na podstawie jednego paragrafu - 148 KK, po za tym różni je wszystko, pochodzą z różnych domów, środowisk, mają różne charaktery, wykształcenie, sytuację rodzinną. Mamy tu kobiety, które zabiły, bo przelała się czara goryczy, bo nie wytrzymały wieloletniego bicia, upokarzania, gwałcenia, ale mamy też takie, które zabiły z pobudek zazdrości lub niemocy. Znajdziemy również takie które zrobiły to dla "korzyści" materialnych i wreszcie takie, które zabiły z kompletnie niezrozumiałych przesłanek, bestialsko i bezdusznie. 13 bohaterek popełniło zbrodnie raz, część z nich żałuje i wstydzi się tego, część nie przyznaje do czynu, część niewiele sobie z tego robi. Większość jednak starała się odnaleźć w życiowej sytuacji wynajdując dla siebie jakieś misje, zajęcia, prace, pomoc i opiekę nad innymi, itd.

Te osoby, a raczej ich czyny budzą zapytania o praprzyczyny, źródła i motywy. Łatwiej jest zrozumieć postępowanie kobiety pochodzącej z patologicznej rodziny, która z przemocą żyła na co dzień, zdecydowanie trudniej tej wychowanej w kochającej się rodzinie. Zastanawiało mnie co spowodowało, że kobieta, która wykształciła się na lekarkę zabiła kobietę, matkę dziecka? Albo kochająca żona i matka traci głowę i zabija stołkiem starszą panią dla korzyści materialnej. Najbardziej bestialska była dla mnie zbrodnia dokonana na maturzyście w Lasku Młocińskim. Niepojęte na starszych paniach, które pomagały i okazały serce.

Te historie pokazują po raz kolejny, że ludzie to nie są proste, jednowymiarowe mechanizmy, ale skomplikowane i niezrozumiałe. Każdy przypadek jest indywidualny i wymaga dokładnego przyjrzenia się i rozłożenia na czynniki pierwsze.

Ciekawa dla mnie była rozmowa z dyrektor Zakładu Karnego dla kobiet w Lublińcu. Ta doświadczona kobieta obcująca na co dzień od wielu lat z zabójczyniami stara się pokazać i scharakteryzować przemoc w postaci kobiecej. Przybliża czytelnikowi pewne mechanizmy, wspólne cechy, motywacje i narzędzia charakterystyczne dla morderczyń. Daje wyjaśnienia dla pojawiających się w trakcie lektury niektórych pytań, pomaga "zrozumieć".

Książka zapadająca w pamięć, dająca duże możliwości do rozmyślań.

niedziela, 1 października 2017

Frantz - wizyta w kinie


Najnowszy film Françoisa Ozona okazał się dla mnie pełen nostalgii, wspomnień, tęsknoty, oczekiwania i marzeń. Przeniósł mnie w czasy tuż po I Wojnie Światowej do roku 1919. W jednym z wielu niewielkich niemieckich miasteczek panuje atmosfera powojennych smutków i żali, poczucia strat i tęsknot za najbliższymi, którzy oddali życie za ojczyznę. Młoda dziewczyna chodzi codziennie na grób swojego narzeczonego, który poległ gdzieś we Francji. Pewnego dnia spotyka na cmentarzu młodego chłopaka, jak się niebawem okazuje Francuza Adriena Rivoire'a, długo rozsiewającego wokół siebie atmosferę tajemniczości. Odkrywa przed dziewczyną i jej opiekunami, że jest francuskim przyjacielem zabitego podczas wojny Frantza Hoffmeistera, narzeczonego i syna. Nieznajomy zyskuje zaufanie pogrążonych w żałobie, opowiada im historie, które wspólnie przeżył z Frantzem, wiernym przyjacielem. Matka i ojciec są mu wdzięczni, odzyskują chęć do powrotu do siebie i życia, Anna jakby obudzona na nowo zakochuje się w nim. Porywy serca, rozczarowania, niespełnienia, oczekiwania i nadzieja dają poczucie nowej miłości, ale nic bardziej złudnego.
Z małego miasteczka jedziemy z Anną do Francji. Przy okazji pozyskujemy garść informacji jak Francuzi przeżywają smutek powojenny, nieutulony żal do agresorów. Analogiczne zachowania, chęć odwetu za poniesione krzywdy.
Wędrujemy po Paryżu, analizujemy i rozważamy razem z głównymi bohaterami.
Gnębiciele i zwycięzcy, pogromcy i pokonani, ale zarówno po jednej jak i po drugiej stronie młodzi ludzie. Wysłani przez ojców ukochani synowie, którzy z honorem mieli bronić ojczyzny, ale przed czym, po co, dlaczego, przecież to nie oni wywołali tą wojnę, (zresztą nie pierwszą i nie ostatnią). Jak to zazwyczaj bywa: wielcy i ważni rozpętują, mali i nieważni muszą ją podtrzymywać a w końcu gasić. Wysłani często wbrew sobie i swoim przekonaniom. Nie pogodzeni, giną na progu swojego życia i ślad po nich zanika. Jak to w takich sytuacjach pokonani nie cierpią wygranych, zaś wygrani mają żal do pokonanych, że zniszczyli ich ojczyznę, zabili im synów.

Film nieoczywisty, bo widz nie wie co za chwilę się wydarzy, zaskakujący do końca, pozostawiający miejsce na własne pomysły i dopowiedzenia. Ozon nie posłużył się utartymi schematami, emocjonalnymi podchodami czy popularnymi sloganami. Trzymał widza w niepewności do samego końca, karmił każdym następnym kadrem.
Frantz w zasadzie utrzymany jest w konwencji czarno-białej a kolory ukazują się widzowi w sytuacjach o wyjątkowym znaczeniu dla bohaterów. Oglądając film miałam wrażenie realności obrazu, bo twórcy filmu stworzyli arcyciekawą atmosferę, scenografię, kostiumy, a także charakteryzację postaci. Otulili całość w doskonałą muzykę i podali widzowi, aby się nacieszył i posmucił. Postaci tego dramatu nie są tuzinkowe, pałają prawdziwymi emocjami, które udzielają się widzowi. Niektórzy bohaterowie z rozgoryczonych przechodzą przemianę i wybaczają. Młoda dziewczyna po okresie żałoby zakochuje się na nowo, matka powraca we wspomnieniach do wspaniałych chwil spędzonych w przeszłości z synem. Młody chłopak poszukuje rodziny równolatka, z którym los zetknął go na wojnie. Bohaterowie w tym filmie są prawdziwi, majestatyczni, zagadkowi, ciepli i otwarci na los.

Ozonowi udało się zebrać wspaniałą obsadę, każda postać była autentyczna i przekonywująca. Paula Beer jako Anna pełna smutku, wspomnień i oczekiwania na coś na co nie ma już szansy. Majestatyczna, z mnóstwem gracji i wdzięku, delikatna, zaskakująca częstymi zwrotami zachowania. Otoczona kochającymi ją rodzicami zmarłego narzeczonego granymi przez Marie Gruber i Ernsta Stötzner'a, szczerymi, wrażliwymi i kochającymi się ludźmi. Główna rola męska przypadła Pierre’owi Niney z którym tak jak i z pozostałymi aktorami zetknęłam się pierwszy raz. Stworzona przez niego postać jest pełna tragizmu, żalu i bólu z powodu traum wojennych. Ten delikatny arystokrata nie był przygotowany na wydarzenia i szarą rzeczywistość na polu bitwy.

Reżyser zajął się w filmie zagadnieniem kłamstwa, które w zasadzie jest negatywnym postępowaniem, niemniej czasami okazuje się usprawiedliwione i znieczulające. Ozon pokazał, że nie ma oczywistości i każda sytuacja wymaga indywidualnego podejścia, u niego kłamstwo jest ratunkiem w trudnych sytuacjach, a nieumiejętnie wypowiedziana prawda ostrym sztyletem. W filmie mnóstwo jest ulotnych zdarzeń, nieuchwytnych emocji, powiewów smutku i żalu.

To prawdziwa uczta duchowa i emocjonalna, pozostawiająca dużo miejsca na przemyślenia i szukanie rozwiązań. Polecam z całą mocą, bo to film na naprawdę wysokim poziomie intelektualnym.