Szukaj na tym blogu

wtorek, 28 lipca 2020

Epoka milczenia - Kamil Janicki

"Kobiety nie można zgwałcić. Jeśli by chciała, obroniłaby się."
"Mężczyźnie nie mogą kontrolować swojego popędu seksualnego." (str. 349)

Sto lat temu i dzisiaj przestępczość seksualna jest bagatelizowana, może dzisiaj używa się mniej eufemizmów, niemniej jest podobnie bagatelizowana, trywializowana, niepoważnie traktowana. Czy to jest tak, że większość, zwłaszcza decydenci nie potrafią poważnie i naukowo mówić o seksie i jego aspektach. W naszym kraju albo temat się spycha w czeluści albo sprowadza do skrajności, straszy się nim, boi się go, a nie ma nic po środku. A wydawałoby się, że w XXI w dobie takiej technologii, można byłoby świadomiej i z większym szacunkiem spojrzeć na jakże bliską, istotną i intymną kwestię.


Dlatego warto przeczytać tą książkę, bo problemy w niej opisane nie zostały rozwiązane, wręcz przeciwnie, są nadal żywe, zwłaszcza w niektórych kręgach, które hołdują starym zwyczajom, które nie widzą krzywdy tych słabszych, chociaż na ustach niosą hasła obrony i wsparcia. Godność rodziny, matki, żony, córki wynoszone są w słowach na piedestał, zaś w czynach wracamy do zamierzchłej, niechlubnej przeszłości.
Autor pracował nad książka cztery lata, zbierał materiały, aby móc jak najrzetelniej ją udokumentować. Podzielił ją na rozdziały, w których zajmował się wybranym zjawiskiem przemocy. Choć zjawiska były różne to wszystkie nakierowane na najsłabszych, najuboższych, najmniej wykształconych, najbardziej zależnych, nie mających nic do powiedzenia - kobiety i dzieci, zwłaszcza dziewczynki. Przemoc względem kobiet była nie uznawana za przestępstwo, ba nawet za przewinienie. Przecież kobiety nie można było zgwałcić, bo już w okresie dojrzewania miała naturalną tendencję do prostytuowania się. Ponoć kobiety już od najmłodszych lat potrzebowały seksu, w związku z tym nie miały nic przeciwko wykorzystywaniu ich i zniewalaniu. Jeśli nawet, któraś straciła życie, została bardzo skrzywdzona to były nieliczne przypadki, albo wymyślone historie. Wszelkie krzywdy bagatelizowano, nawet język opisujący sferę wykorzystywania kobiet był mocno eufemizowany, który łagodził i glancował zło. Najbardziej przykre było to, że o kobietach, ich cierpieniu, intymności wypowiadali się autorytarnie mężczyźni, nomen omen korzystający i używający. Kobiety choć dostały prawo wyborcze, to było to bagatelizowane, na szczytach i dołach władzy prym wiedli mężczyźni. Oni ustanawiali prawa, podejmowali decyzje, rozdawali karty, zatem nie mogli na tym stracić. Dzisiaj tak często oburzamy się na ludy, które wykorzystują kobiety, ale czy my aż tak daleko odskoczyliśmy od nich?
Kamil Janicki to rzetelnie podchodzący do pracy historyk, który zebrał ogromne ilości materiału do tej książki. Przyjrzał się prawodawstwu, opinii publicznej, autorom epoki, aby naświetlić, że niedaleko odeszliśmy od dyskursu sprzed stu lat. Książka jest napisana językiem przystępnym dla każdego. Autor nie epatuje krzywdą, cierpieniem, podłością, opisuje fakty i wydarzenia. Jedno co można "nad interpretować", ale każdy ma prawo mieć własne wynurzenia po lekturze, to to, że jego książka ma też ostrzegać.

niedziela, 26 lipca 2020

Wakacje w Trzeciej Rzeszy - Julia Boyd


Tytuł tej książki to "Wakacje w Trzeciej Rzeszy", trochę przewrotny, trochę przyciągający uwagę. Niech Was jednak nie zwiedzie.
Julia Boyd spisała obserwacje, które zebrali podczas pobytu w Niemczech podróżnicy, wielu z nich, zwłaszcza z krajów anglosaskich współczuło pobitym Niemcom, ukaranym za udział w wojnie odebraniem kolonii, surowców, zdrowia, dobrobytu i szacunku do samych siebie. Niemcy oskarżali kraje wygrane o niszczenie i tak już powalonych na kolana Niemiec. Oskarżali Francję o napady, zabójstwa i gwałty, uskarżali się na Żydów, którzy przejęli w Niemczech osiemdziesiąt procent władzy. Lista niezadowolenia była długa, dlatego nie dziwi fakt, że niebawem po traktacie wersalskim w Niemczech zaczęły się rozruchy na tym tle. W Monachium już w 1922 roku  rozpoczął swoją działalność polityczną Adolf Hitler, a wojskowi min. Truman Smith, którzy go mieli poznać i porozmawiać z nim, nie rozpoznali w nim zagrożenia, co okazało się kolosalnym błędem.
I tak rok za rokiem, wydarzenie za wydarzeniem, autorka przybliża czytelnika do końca II Wojny Światowej. To oczywiście ogromny skrót myślowy, bo materiał jest bardzo obszerny, udokumentowany, oparty na najważniejszych momentach w historii III Rzeszy. Choć pod wpływem działalności Hitlera Niemcy się zmieniały, obywatele także, jedno pozostawało niezmienne, właśnie turystyka. Turyści przybywali do tego kraju w każdy czas, podczas działań wojennych też, nic nie zmieniło ciekawości do tego kraju nawet bomby spadające na Berlin. To jakaś magia, wręcz magnetyzm, który został z tym krajem do czasów obecnych. 
Dzisiaj Niemcy to oczywiście inny kraj, ale piękno przyrody, architektury, dbałość ludzi o swój kraj pozostał. Ich pracowitość, gospodarność i dobrobyt pozostaje w sferze zachwytów, zazdrości lub ciekawości.

"Wakacje w Trzeciej Rzeszy" to nie jest książka beletrystyczna, to utkana gęsto opowieść osób podróżujących do Niemiec w różnych przedziałach czasu dwudziestego wieku. To książka, która w tle pokazuje piękno tego kraju i możliwości jakie dawał turystom, ale na pierwszy plan wysuwają się zmiany społeczno-polityczne, które doprowadziły do wybuchu największej pożogi wojennej czasów współczesnych. Ci turyści pochodzą z różnych krajów, ich status majątkowy też jest różny, co przekłada się na różny wydźwięk ich opowieści. Każdy zwracał na coś innego uwagę, dla każdego inne zdarzenia były istotne, inne sygnały odbierał. Dlatego ten zbiór jest ciekawy, różnorodny i obfitujący w ciekawostki.
Książka jest zdecydowanie dla osób lubujących się w historii, jest napisana językiem, który pozwala nie tylko czerpać wiedzę, ale i przyjemność z czytania. Wartkie wspomnienia przeplatane z wydarzeniami historycznymi. Ładna okładka, z pozoru nie zapowiadająca tragicznego finału.

Gerda. Historia wieloryba - Peter Kavecký, Adrian Macho


To książeczka dla dzieci, w której mamy do czynienia ze światem podwodnym mórz i oceanów. Główną bohaterką jest wielorybica Gerda, ale mamy też innych mieszkańców podwodnej krainy. To książeczka zawierająca prostą historię, w której smutne wydarzenia są niedopowiedziane, pochowane w podwodne głębiny, ale z ilustracji można się domyśleć źródła smutku i nieszczęścia małej Gerdy.
Gerda odkąd została sama przemierzała tysiące kilometrów w poszukiwaniu utraconej rodziny, bo w głębi serca czuła, że kogoś odnajdzie na pewno. W swojej długiej drodze poznawała różne zwierzęta: ośmiornicę, niezbyt miłą, hałasujące mewy, rozbawione pingwiny, niedźwiadka polarnego oraz mądrego narwala. Każdy napotkany mieszkaniec głębin przekazywał jej jakąś naukę lub wskazówkę, która kierowała ją w następny punkt na mapie wędrówki. Gerda jest stworzeniem,które zwraca się do napotkanych zwierząt z szacunkiem i życzliwością, co zazwyczaj spotyka się z podobnym odzewem. Co spotka Gerdę u kresu jej wędrówki przekonacie się czytając opowieść.

To smutna i zarazem dająca nadzieję historia. Pokazuje też zachowanie ludzi względem otaczającej natury, jego brak szacunku i dbałości, zasypywanie plastykiem mórz i oceanów, polowania na morskie stworzenia w sposób bezczeszczący całą podwodna krainę. Branie dla siebie jak najwięcej, tu i teraz.

Egiptologia. W poszukiwaniu grobu Ozyrysa - Dugald A. Steer


Kolejna interaktywna i edukacyjna książka dla dzieci i dorosłych. Może opowieść i towarzysząca jej historia pozostawia niedosyt, albo wręcz nie porywa to oprawa, ciekawostki, dodatki już zdecydowanie tak. Pewna pani z Europy wyrusza tropem wytyczonym przez odkrywców skarbów egipskich sprzed wielu setek lat, kiedy Egiptem władali władcy zwani faraonami. Chce znaleźć konkretną rzecz. Dzięki jej podróży czytelnik poznaje najważniejsze historie, fakty i mity starożytnych Egipcjan.
W książce umieszczono mnóstwo ilustracji, zdjęć, map, grę, posągi, przedmioty użytkowe, itd. Zrobiono to na wiele ciekawych sposobów, uzyskując efekt pamiętnika z podróży z zebranymi i "zasuszonymi" pamiątkami.
Ciekawa, bo pozwalająca poznawać i odkrywać historię, książka. Piękna, bogata szata graficzna i dodatki. Wciągała młodych i starszych czytelników. Polecam.

Gabinet zoologii - Rachel Williams, Carnovsky


"Gabinet zoologii", to nowe podejście do encyklopedii dla dzieci, bo znajdziemy w niej nie tylko opisane i przybliżone zwierzęta zamieszkujące w różnych częściach świata, ale też rośliny. Cała ta wiedza jest podana jednak w nietuzinkowy sposób, bo dzięki kolorowym lupom widzimy zwierzęta nocne, dzienne i rośliny w zależności, której lupy użyjemy. Wiedzę usystematyzowano według charakterystycznych regionów świata, z podziałem na różne tryby życia: nocne, dzienne i występującą roślinność.
Ale zanim czytelnik przejdzie do poznawania świata fauny i flory dostaje instrukcję użytkowania/korzystania. Bardzo ciekawa książka, zachwycająca dzieci.









W głebinach oceanu (pop-up) - Louis Rigaud, Anouck Boisrobert


To nie jest zwykła książka dla dzieci, to książka wykonana w technice "pop-up" co otwiera nowe możliwości dla dziecka. Czytelnik ogląda ilustracje, które ukazują życie w głębinach.
Ta książeczka pokazuje czytelnikowi rejs dookoła świata jachtem Oceano, który nie jest jednak najważniejszy, jest jakby pretekstem do zajrzenia w głębiny. Odnajdujemy w nich prawdziwe skarby, zadziwiające byty, zazwyczaj niedostępne dla ludzkiego oka.
To jest też książka do edukacji, ciągłej i nieustannej, o szacunku do natury, o potrzebie dbania o nią, bo jesteśmy jej częścią, jeśli zrujnujemy jakąś swoją część i zabraknie nam np. powietrza, wody, gleby, zakłócimy jakiś łańcuch tak że już nie da się go uratować zachwiejemy całością. Dlatego ta książka jak i kolejna z tej serii nawołują do spojrzenia głębiej, do zatrzymania się, zadbania o otoczenie, w którym żyjemy.



W lesie (pop-up) - Louis Rigaud, Anouck Boisrobert i inni


Ta książka to małe dzieło sztuki. Treść nie jest tu najważniejsza, może też nie porwać, niemniej niesie ważne przesłanie edukacyjne dla młodego czytelnika. Pokazuje jak łatwo ludzie niszczą przyrodę, wycinając las zabierają dom zwierzętom. Niszczą też miejsce spokoju ludziom, którzy lubią w nim odpoczywać i kontemplować przyrodę. Strona po stronie widzimy jak znika las zaatakowany przez maszyny i ludzi. Zostaje już tylko garstka, którą udaje się uratować i znowu zbudować dom dla zwierząt.
W książce można poszukiwać leniwca co jest dodatkowym ciekawym elementem.
Książka jest ekologiczna, wielowymiarowa, naprawdę warto po nią sięgnąć, bo to inny wymiar lektury.

Listy do A. - Anna Sakowicz


Moja córka (10 lat) nie mogła przeczytać tej książki, mnie też było trudno, ale dałam radę. Autorka w bardzo umiejętny sposób, choć i tak poruszający najcieńsze struny, pokazuje czytelnikowi zmiany jakie zachodzą w człowieku kiedy dotyka go Alzhaimer. Narratorką książki jest dziewczynka Anielka, która opisuje babcię, swoją ukochaną edukatorkę, opiekunkę, wychowawczynię, która teraz sama potrzebuje opieki i edukacji. Babcia zmienia się i swoje zachowanie na oczach dziewczynki, choroba, która ją dotknęła przekształca mądrą, zaradną i serdeczną kobietę w nieporadną życiowo istotę. Tego nie może zrozumieć Anielka. Nie jest w stanie, mimo wyjaśnień najbliższych, przyjąć do wiadomości, że na chorobę babci nie ma lekarstwa. Jest jej źle, kiedy nie może nic poradzić, pomóc swojej ukochanej babci. Zaczyna pisać listy do tego Pana A. "jakiegośtam", opisuje mu swoją złość, chce żeby zostawił jej babcię w spokoju, aby nie zmieniała się, żeby została taką cudowną babcią jaką była zanim Pan A. z nią zamieszkał. Zarzuca mu, że wszystko co babci się przydarza przykrego to jego wina.
Anielka opisuje mu jak choroba babci wpływa na zachowania całej rodziny, jak cierpi mama, tato, jej starsza siostra i dziadek. Anielka oskarża Pana A. o różne podłości w stosunku do jej babci, chociażby o wyprowadzenie jej z domu, do którego nie umiała trafić. Opisuje mu każdy etap postępujących zmian, coraz bardziej dojmujących i smutnych. Anielka nie rozumie tylu rzeczy, nie chce pewnych przyjąć do wiadomości, niektóre ja przytłaczają. Niemniej jest też dzielna, robi co może, pomaga babci ćwiczyć mózg układając z nią puzzle, zadając zagadki, czytając, rozmawiając, przypominając wspólne działania.
Bardzo przeżywa wiadomość, że babcia musi zamieszkać w szpitalu, takim specjalnym dla tak chorych jak ona, bo tam będzie miała specjalistyczną opiekę, której domownicy nie potrafią już zapewnić. Przyjmuje do wiadomości, choć z trudem, że babcia odejdzie do nieba, gdzie kiedyś i mama Anielki i Anielka do niej dołączą, ale to będzie za wiele lat.

Autorka przeniosła swoje doświadczenia z chorobą bliskiej osoby do tej książki, przedstawiła swoje widzenie na cierpienie i swojej córki. Opisała to w bardzo zrozumiały, wzruszający sposób, przybliżyła chorobę i jej odkrywcę Aloisa Alzheimera. Dała tym samym podwalinę do mądrej dyskusji z dzieckiem o chorobie, nie tylko o tej, ale w ogóle. Jest to choroba wyjątkowo udręczająca, zabierająca świadomość choremu, ale nie dająca też żadnej nadziei bliskim. Na nią nie ma lekarstwa, z czym w dzisiejszych czasach trudno się pogodzić, zwłaszcza kiedy obserwuje się kochaną osobę, zmieniającą się w całkowicie zależną od innych istotę.
Autorka pokazuje miłą rodzinę, w której oczywiście występują różne tarcia, np. między siostrami, ale w której wszyscy starają się sprostać sytuacji, choć często przychodzi im to z trudem. To choroba nie tylko fizyczna, ale nade wszystko emocjonalna, która powoduje cierpienie całej rodziny. Polecam.

Ostatnie historie - Olga Tokarczuk


"Wszyscy umrzemy i powinniśmy się na to przygotować, powinniśmy powołać stowarzyszenia wspierające umieranie i ufundować szkoły, aby się tego nauczyć, żeby chociaż ten ostatni raz w życiu nie popełnić już błędu."

Ta książka Olgi Tokarczuk do najłatwiejszych nie należy, zarówno jeśli chodzi o konstrukcję literacką, clou tematu, jak również towarzyszące temu emocje. Temat tej książki związany jest z przemijaniem a właściwie z jego końcowym etapem, śmiercią. Olga Tokarczuk opisuje przemijanie, jako coś naturalnego, jako kolejny etap, jako końcowy przystanek życia na który potrzeba trochę czasu, bo nie umiera się nagle tylko małymi kroczkami. Nie stawia nawet kropki nad śmiercią, bo po niej też jest kolejny etap. Rozkłada śmierć na czynniki pierwsze, na etapy, na mikrocząsteczki. Daje śmierci główną rolę, jednocześnie nie epatując nią bezpośrednio, wpisuje ją w jakąś postać, która jest obok, którą ktoś przygarnął, z którą ktoś żyje, której ktoś towarzyszy. Olga Tokarczuk oswaja swoje bohaterki a tym samym czytelnika z tym etapem życia.
Treść składa się z trzech opowieści, z pozoru oddzielnych, ale z nikłych nawiązań, wpleceń, odniesień odnajdujemy zależności między bohaterkami tychże. Bohaterki to babka, matka i córka - Paraskewia, Ida i Maja. Znajdujemy je w różnych okolicznościach, sytuacjach, położeniu i na różnych etapach życia. Każda z nich styka się w różnoraki sposób ze śmiercią, jej powolnym nadejściem. Autorka oczywiście nie pokazuje prostych obrazów, jej opowieści są metaforyczne, filozoficzne, z odniesieniami do różnych wspomnień i etapów życia. Wiele w tym retrospektyw z życia własnego lub najbliższych, przypominanie sobie jakiś szpilek, kamieni lub rwących potoków, które zdarzały się po drodze życiowej każdej z nich, a z którymi radziły sobie tak jak umiały. Coś lub ktoś je zatrzymał i mimochodem, chcąc lub nie przyglądają się przemijaniu, ostatnim momentom, które są różne, ani kolorowe, ani miłe, ani ładne, ot po prostu końcowe. Mają różny wydźwięk, ale najczęściej są ciche, schowane przed oczami szerszej publiki.
"Ostatnie historie" to ostatnie tchnienia, ostatnia pomoc, której jeden udziela drugiemu na chwilę przed jego odejściem. To ostatnie podanie ręki, ostatni gest, ostatnie słowo,...
Ta książka to też przykład relacji między trzema bliskimi sobie kobietami, ale tylko poprzez więzy, odpowiedzialność i przywiązanie. Olga Tokarczuk nie obdarzyła swoich bohaterek silnymi uczuciami, nie dała im miłości, bo to zbyt oklepane uczucie. Dała im swobodę działania, każdą pokazała jako niezależną kobietę, która podąża za spełnieniem, czym ono by nie było. Każda z tych kobiet doznaje rozczarowania w związku, każda inaczej sobie z tym radzi. Każda z nich przeżywa jakąś śmierć, własną, bliską i daleką, każda inaczej na nią patrzy i reaguje, każda dostaje szansę odniesienia się do niej.

Nie przygnębiła mnie lektura tej książki, raczej zadumała. Zainteresowało mnie podejście do śmierci samej autorki.

wtorek, 14 lipca 2020

Matki i córki - Ałbena Grabowska


Historia, którą Ałbena Grabowska zawarła na kartach swojej książki była interesująca, smutna, miejscami bolesna. Cztery bohaterki przyciągały do swoich przeżyć, tajemnic, niedopowiedzeń, wyborów. Kobiety czterech pokoleń, czterech różnych światów, historii, wydarzeń historycznych. Różnych charakterów i zachowań względem siebie, czasem oschłe, skryte, oszczędne w wyrażaniu emocji,  przyganiające sobie, niemniej mocno związane ze sobą, może nawet zależne na swój sposób. Każda po różnych przejściach trudnych, traumatycznych lub nieprzyjemnych. W ich życiu i domu nie było mężczyzn, może jakieś ulotne wspomnienia po niektórych, albo przemilczane fakty, brak pamiątek i zdjęć. Ten stan wzbudzał mocno ciekawość w najmłodszej kobiecie tego rodu. Bardzo chciała dotrzeć do źródła wiadomości, bo przecież, niewątpliwie skądś się wzięły na tym świecie, ktoś był współtwórcą ich pojawienia się w tej rodzinie.
Autorka przeplata wątki bohaterek: Marii, Sabiny, Magdaleny i Lilki, odkrywa historię każdej z nich w bardzo umiejętny sposób, jednocześnie nie odkrywając kart do samego końca, kiedy to szast prast poczułam się przyszpilona puentą. Ałbena Grabowska poznaje czytelnika z czterema bohaterkami, rozpoczynając od najmłodszej, która jako dorastająca dziewczyna chce poznać swoją przeszłość, losy ojca i jego rodziny. Intryguje ją milczenie matki, babki i prababki albo ciągłe zbywanie jej frazesami. Jej niezaspokojona ciekawość narastała  a pytania pozostawały z ich strony bez odpowiedzi.

Ciekawe były dla mnie losy kobiet, bo wciśnięte zostały w wydarzenia historyczne, które zwłaszcza w przypadku Marii i Sabiny były burzliwe i trudne. Z tych historii wynikało też pasmo powiązań i zależności w konsekwencji czego przeżycia jednej niosły skutki dla następnej, itd. Lilka w poszukiwaniu prawdy co do losów swoich przodkiń, próbuje zedrzeć warstwy niedomówień, przemilczeń, kłamstw, odkryć choć trochę prawdy?Czy jej się uda, zwłaszcza, że niektóre "uciekają" przed nią na tamten świat.

Opowieść trzymała mnie w ciekawości, napięciu i emocjach do ostatniej literki. Niemniej książka może wzbudzić różne emocje: sprzeciw, niezgodę, frustrację na zachowanie bohaterek albo na autorkę, że ubrała bohaterki w takie a nie inne decyzje i postępowanie. Dla mnie tak historia była nieszablonowa, niosła emocje i trzymała w szachu. Ciekawa.

Moment niedźwiedzia - Olga Tokarczuk


Ta książka to zbiór luźnych tekstów, które ukazały się w różnych periodykach, z którymi można było się zapoznać oczywiście jeśli ktoś interesował się tym co pisała Olga Tokarczuk kilka lat temu. Dla mnie były to teksty czytane po raz pierwszy. W zbiorze panuje, mimo pewnego podziału, swobodny klimat tematów. Teksty dotykają wielu obszarów, światów i punktów widzenia autorki. Ich wartość, różnorodność i konstrukcja jest wieloraka, porządek umowny, granice luźne, tylko przekaz jest równie ważny, sam tytuł zaś może budzić wiele skojarzeń lub zaskoczenie.Wybór tekstów jest różnorodny, bo ich autorka jest osobą wielowymiarową, zainteresowaną złożonością otaczającego świata. Teksty są zarówno filozoficzne, mitologiczne, antropologiczne jak i społeczne, poznawcze, kulturalne i edukacyjne. Dotyczą lokalnego i krajowego podwórka oraz zagranicy.
W pierwszej części mamy przedstawioną koncepcję heterotopii, która ze swoimi założeniami pozwala na wykraczanie poza kostyczny układ społeczny. Podejście do cierpienia zwierząt, w oparciu o różnych filozofów i głosicieli teorii oraz do ich bezdomności. Mamy analizę książki Judith Butler o rozważaniu na temat płci a także o istocie darkroomu i wstydzie związanym z jego odsłanianiem. W drugiej części „Pliki podróżne”, które swego czasu ukazywały się na łamach „Polityki” zawarła autorka obserwacje ze swoich podróży do różnych miast w Polsce, w Europie i poza nią. Opisała system segregowania odpadów w jednym z najbogatszych miast Szwajcarii i ogólnie przyjęty porządek w tym kraju. Trzecia część to już nawiązania do miejsc sobie bliskich i ich specyfiki, historii, zawiłości oraz wspomnień z napisanych książek. Mamy też stronniczy przewodnik po Polsce dla Niemców z okazji przystąpienia do UE. Opowieść o rzece Odrze, która ma różne moce i konotacje. Wyjaśnienie o przywiązaniu do języka. Przemyślenia po wypadku samolotu rządowego w Smoleńsku, w których o ironio opisała obecną sytuację "Sytuacja smoleńska pokazuje też, na jak bardzo kruchych i anachronicznych fundamentach jest zbudowane nasze społeczeństwo. Obraz demokratycznego, nowoczesnego społeczeństwa wydaje się być tylko cienką warstwą, pod którą buzują irracjonalne energie plemienne, które na dodatek zaczynają być wykorzystywane do bezwzględnej politycznej walki." (str. 179) Aż wreszcie opowieść z tytułu o zdarzeniu, które boleśnie ukazuje rozdarcie pokoleniowe, ból niezrozumienia przez najbliższych, dojrzewanie i odcinanie "pępowiny" emocjonalnej. Wytyczanie sobie własnej drogi.

To swoisty misz-masz treści i formy, wart przemyśleń, który przybliża autorkę i pokazuje jej podejścia do wielu obszarów, zagadnień, wydarzeń, wspomnień.Dla mnie ciekawe.

sobota, 11 lipca 2020

Na marne - Marta Sapała


Na początek trochę faktów:
- 1,3 miliarda ton żywności marnują rocznie ludzie w skali globalnej,
-  88 mln ton marnują Europejczycy,
-  9 mln ton marnują Polacy (to piąte miejsce w UE, to wypełnione 220 000 kolejowych wagonów, odległość z Polski do Grecji).
Dane w teorii szokujące, zadziwiające, w rzeczywistości nie robiące wrażenia, mało namacalne, nie zaburzające spokojności sumienia. Konsumenci w Polsce nie zdają sobie sprawy z nadzwyczajności tej sytuacji, wyrzucają, bo np. skończył się termin przydatności, bo za dużo ugotowali, bo nie chcą już jeść, bo za dużo kupili, itp. Wyrzuconej żywności nie przekłada się na realny koszt poniesiony na jej zakup. Być może żywność jest też marnowana, bo ją mamy na wyciągnięcie ręki, i stać nas na nią? Pytania można mnożyć, faktem jest, że marnujemy żywność, mamy jej nadmiar i nie przywiązujemy do niej zbytniej wagi. Bezrefleksyjność i nierównowaga ludzkości z rozwiniętych obszarów globu jest niebezpieczna dla wszystkich ludzi i zwierząt, dla całej natury.

Marta Spała opisała w swojej książce marnowanie, marnotrastwo, wyrzucanie, nadmiar, resztki przede wszystkim w aspekcie żywności, ale nie tylko. Marnowanie żywności opisała w różnych aspektach, w różnych skalach i na różnych poziomach. Przyjrzała się zjawisku pod różnym kątem, zwyczajowym, kuturowym i antopologicznym, zrobiła przegląd roczników i regionów, aby przekonać się gdzie tkwi problem marnotrastwa. Opisała grupy społeczne, które marnują najwięcej żywności, grupy zawodowe oraz branże przyczyniające sie do wyrzucania największej ilości jedzenia. Przytaczała informacje co najczęściej wyrzucają Polacy i dlaczego. Dlaczego sklepy spożywcze, które wyrzucają żywność z różnych powodów, nie oddają jej potrzebującym. Cytowała naukowców, instytucje, którzy zajmują sie problemem na co dzień.
Dała też opinię osoby sprzątającej w korporacjach, która nieomal jak antropolog opisała dwa podejścia do spożywania posiłków w pracy, jakościowo, ilościowo a także marnotrawienia go.

Autorka opisała skąd wzięła się data przydatności do spożycia, jak rozróżnia się dwa terminy jej przypisane: "najlepiej spożyć przed" i "spożyć do" oraz jak podchodzą do nich konsumenci różnych krajów.
Opowiedziała o idei" foodsharingu", Bankach Żywności, jadłodajniach, jadłodzielniach, przekazywaniu żywności, itd., a także o gotowaniu z resztek i podejścia do tego w różnych krajach, o organizacji Food not Bombs, która hołduje freeganizmowi.
Opisała też marnowanie potencjału ludzkiego na przykładzie zniszczonego zakładu pracy.
Pisała o resztkach: ludzkich, zwierzęcych i roślinnych.