Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 31 października 2022

Gdyby Nina wiedziała - Dawid Grosman

 

Czytałam już kilka książek z podobnym motywem skomplikowanych relacjach kobiet w kilku pokoleniach. Dawid Grosman opowiada nam historię Wery, serbskiej Żydówki, która w latach pięćdziesiątych po pobycie przez 2 lata i 10 miesięcy w obozie resocjalizacyjnym na wyspie Goli Otok wyjechała do Izraela i zamieszkała w kibucu. Jej córki Niny, która nosi w sobie syndrom porzuconego dziecka, bo kiedy matka przebywała w obozie, Nina odsiadywała swoje małe więzienie u ciotki i wuja, którzy nie mieli do niej serca, i znęcali się nad nią psychicznie i fizycznie. I wreszcie Gili, porzucona przez matkę, która nie umiała dawać miłości, ani bliskości, która uciekała przed swoją matką. Gili, nad którą opiekę przejęli Wera i zawsze jej oddany ojciec. To ona jest narratorką tej opowieści, kuratorką wystawy krzywd i niedomówień. 

Generalnie to opowieść o kobietach, które skrzywdzone przez czynniki zewnętrzne skrzywdziły siebie. To też opowieść o niewiarygodnej historii miłości, która to miłość mogła przyczynić się do tragedii dziecka, które kiedy dorosło nie dało sobie rady. To miłość ponadprzeciętna, ponaddźwiękowa, która oparta była na zrozumieniu, rozmowie i ciekawości siebie wzajemnie, więcej w niej intelektualnego i emocjonalnego porozumienia niż cielesności. To miłość, dla której Wera podjęła brzemienne w skutki decyzje, to uczucie, które towarzyszyło do końca jej dni, zawsze i wszędzie. To uczucie, która trafia się raz na jakiś czas i wypala wszystko w okół, nie daje szansy innym uczuciom.

Akcja książki jest nielinearna, opowieść rwie się i rozłącza, aby po jakiejś wstawce wrócić do swojego toru. Poruszamy się po czasoprzestrzeniach i miejscach, podróżujemy po kraju i świecie. Opowieść jest przesycona dialogami pełnymi emocji, wspomnieniami, swoistymi spowiedziami ze swoich nieumiejętności, nieradzeniami sobie z odrzuceniem. Książka może porwać, albo zniechęcić, mnie wciągnęła, dlatego ostatnie sto stron czytałam już nie odrywając się ani na moment, a właśnie na tych stronach odbywa się to co najważniejsze. Choć uważam, że ostatnie zdania to zbyt mocne uproszczenie. Generalnie powieść drży od emocji.

środa, 26 października 2022

Izbica, Izbica - Rafał Hetman

 

"Ojciec ma rację. Ale Tojwi jeszcze nie wie, że nie zdąży nauczyć się modlitwy za zmarłych. Na razie czyta książki, nie wierzy, że ktoś może traktować poważnie rozwieszone na budynku poczty plakaty z hasłem "Żydzi do Palestyny", nie wie, że nawet największe zło zwykle zaczyna się niewinnie,..." (str. 32)

Hitlerowcom chodziło nie tylko o wymordowanie Żydów, ale i zatarcie śladów po jakiejkolwiek ich obecności. Takim dobrym przykładem tego zamierzenia jest opowieść Rafała Hetman o Izbicy, miejscowości we wschodniej Polsce, w której 95% mieszkańców to byli Żydzi, a pogrom wojenny, który miał kulminację w tej miejscowości w roku 1942 zmiótł praktycznie całą populację. Z czterech tysięcy mieszkańców uratowało się w różnych okolicznościach tylko 23 osoby. Jak pokazuje autor w tym pogromie z wielkim zaangażowaniem pomagali Niemcom miejscowi strażacy i milicjanci, Ukraińcy, Łotysze, i Polacy, motywy były zazwyczaj te same, chęć pozbycia się Żydów, zagrabienie ich mienia: złota, domu, ziemi. To bogactwo to często były tylko mity, ale przecież powtarzane po wielokroć stawały się "objawioną prawdą", jak to kłamstwo powtarzane wielokrotnie. Propaganda i podsycana niechęć jak widzimy nawet obecnie działa, niestety doprowadza do niszczenia, zabijania i nienawiści. 

"Izbica, Izbica" to taki jaskrawy przykład niszczenia Żydów, nie trzeba było zasieków, żeby likwidować z łatwością miejscowych i przywożonych z całej Polski a nawet Europy, bo miasteczko stało się gettem tranzytowym! Zaskoczenie, niedowierzanie, brak informacji, brak jakiejkolwiek reakcji z zewnątrz, brak negacji zjawiska były bardzo pomocne do szybkiej akcji "rozprawienia" się z niechcianym kłopotem żydowskim.  "...przychodzi list od syna: Już od przeszło miesiąca w małej wsi Chełmno w specjalnych ciężarówkach całe transporty Żydów duszone są gazem." - To nie możliwe - mówią rodzice. - To bajki! Nawet Niemcy nie byliby zdolni do takich rzeczy żyjemy przecież w dwudziestym wieku!" (str. 48) Jakież to powtarzalne, jeszcze niedawne też słychać było głosy, że to przecież niemożliwe, żeby w dwudziestym pierwszym wieku rozpętać wojnę, a jednak to się dzieje. Ludzie niczego się nie uczą, a jeśli nawet, to rodzi się kolejny tyran i koło zaczyna toczyć się od początku. Znowu po latach ktoś opisze wydarzenia, ktoś inny pochyli głowę i zaduma się, zapyta jak mogło do tego dojść? A to ludzie właśnie, tak było i jest....

Rafał Hetman wydobył z mgły zapomnienia niewygodne fakty, smutne karty z historii Polaków, czerpiąc z wielu różnych źródeł, warto poświęcić im czas.

poniedziałek, 24 października 2022

Tyll - Daniel Kehlmann

 

To książka nieoczywista, akcja nielinearna, a autor miesza czasy, zdarzenia, bohaterów zaś, co rozdział rzuca w różne czasoprzestrzenie, jednocześnie przypisując im różne role. Opowieści Daniela Kehlmanna przypominają miejscami wątki z "Imienia róży" Umberto Eco, czy "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa. Demaskatorstwo, obnażanie i wyśmiewanie głupoty, nakreślenie okropności a zarazem bezzasadności wojny to dla mnie niewątpliwie atuty tej książki. Autor pokazuje w prześmiewczy sposób naiwność ludzką, pazerność, tendencję do kłamstwa w imię nawet najniższych interesów, przewrotność, niską skłonność do udzielenia wsparcia jeśli to nie przynosi korzyści. W bardzo bezpośredni i odrażający sposób odmalowuje bezsensowność, upiorność i marność wojny, jego przerysowane, a może nie, opisy dotyczące obozu króla szwedzkiego wręcz odrzucają, czuć smród zwłok, odchodów, resztek jedzenia, łatwo wyobrazić sobie obrzydliwe taplanie się w tym bagnie podczas konieczności poruszania się, po obozie. 

Tytułowy Tyll to postać wzorowana na Dylu Sowizdrzale, według ludowych opowieści wędrownego rzemieślnika, kuglarza, psotnika, obdarzonego rubasznym poczuciem humoru. Książkowy Tyll jest typem raczej melancholijnym, niosącym na sobie trudne przeżycia z dzieciństwa, kiedy to inkwizycja kościelna skazała na śmierć jego ojca, w oparciu o wymyślone, spreparowane dowody . Opis procesu sądu kościelnego jest bardzo znamienny i przywodzi na myśl każdą władzę autorytarną, która ma zawsze rację i nie dopuszcza innej opcji. "Musisz powiedzieć nam prawdę, musisz opowiedzieć, jak twój ojciec młynarz wzywał diabła, musisz przyznać, że czułeś strach. Dlaczego musisz to powiedzieć? Bo to jest prawda. Bo my to wiemy. A jeśli skłamiesz, to spójrz tam stoi mistrz Tileman, popatrz, co trzyma w ręce, on tego użyje, więc lepiej mów. Twoja matka już zeznała. Najpierw nie chciała, musiała więc poczuć, ale jak już poczuła, to powiedziała; tak jak zawsze wszyscy mówią, kiedy poczują." (str. 295) Tyll ubrany przez autora w różne role mówi najczęściej gorzką prawdę prosto w oczy rozmówcy, jednocześnie kiedy trzeba niczego nie wyjaśniając, karze i chłosta słowem, a kiedy trzeba czynem. Jest bystrym obserwatorem otoczenia, ludzkich zachowań i niedoskonałości, co z bezwzględnością wykorzystuje, aby ciętymi słowy częstować rozmówców. Tyll to głos rozsądku w oceanie rozkładu, morzu niesprawiedliwości, okrucieństwa, smutku i nędzy.

Autor pokazuje jak tworzy się absurdalne teorie na potrzeby zaspokojenia chorych ambicji. Te teorie są tak nielogiczne, że wydawałoby się, że nikt w nie nie uwierzy, a jednak znajdują wielu fanów, orędowników i naśladowców, a powtarzane po wielokroć stają się faktami, te zaś podawane z ust do ust nabierają mocy sprawczej i zbierają swoje bogate, acz straszliwe żniwa.  "-W tej okolicy najwidoczniej nie dowiedziono nigdy istnienia żadnego smoka. Tym samym mam pewność, że przynajmniej jeden musi tu być. -Ale i w wielu innych miejscach nie dowiedziono istnienia smoka. Dlaczego więc tutaj? - Po pierwsze, ponieważ z tego terenu zaraza się cofnęła. to jest mocny znak. Po drugie użyłem wahadła.' (str. 251) Wyssane z palca teorie, nie poparte żadnymi badaniami, ot rzucone gawiedzi na uciechę, choć były wieki temu to wydają się znane i bliskie współcześnie, te same sposoby manipulacji działają obecnie, choć to już nie smoki są tym wabikiem. "To ważne dzieło. Nie najważniejsze spośród tych, które napisałem, lecz niewątpliwie ważne. Wielu możnowładców pragnie zamówić skonstruowane przeze mnie organy wodne. A w Brunszwiku są plany zbudowania kociego klawikordu według mojego pomysłu. Nieco mnie to zadziwia; była to przede wszystkim gra myśli i wątpię by rezultaty mogły zadowolić ucho." (str. 253) Obiecanki, marzenia, czcze gadanie: "- A jeśli przyszpilimy smoka? (...) - Jeśli go znajdziemy i schwytamy, to co wtedy? -Utoczymy mu krwi. Tyle ile zmieszczą nasze skórzane rurki. Zawiozę je do Rzymu i wykorzystam (...) do stworzenia leku przeciwko czarnej śmierci, który zostanie zaaplikowany papieżowi i cesarzowi oraz  księżom katolickim. (...) Może w ten sposób będziemy mogli zakończyć tę wojnę." (str. 257)

Co w tej książce było dla mnie namiastką nadziei, zdrowego rozsądku, głosem wołającego o opanowanie? Kobiety, bo tylko one w tym szaleństwie zachowały resztki mądrości, chłodnej oceny sytuacji, logiki i chęci uratowania czegoś, kogoś. Matka Tylla, królowa Elżbieta, czy towarzyszka Tylla to kobiety silne, walczące o zachowanie swoich przekonań, podnoszące się nawet po silnym upadku, krzywdzie czy upokorzeniu. To kobiety, które przetrwały i dały nadzieję na odrodzenie, na trwanie, na podniesienie się z bagna.

To ciekawa książka, która w dość pokrętny sposób pokazuje okrucieństwo ludzi wobec siebie, która obnaża bezsens urojonych wojen, opartych na nikczemnych podwalinach. Wojny na tle religijnym obnażają jak niewiele warte są te religie, wszak kierują nimi ludzie i tylko ludzie, którzy są słabi, zazdrośni, rządni tak wielu rzeczy, że nawet wciągają w to siły wyższe. Cierpią maluczcy, najsłabsi, za to ci, którzy rozpętują wojny kryją się w swoich pałacach, namiotach, daczach otoczeni kordonem mundurowych. I tak od wieków, ludzie nigdy nie wyciągają wniosków, bo zawsze rodzą się kolejni satrapii, a nawet jeśli mają wybór (współczesne demokracje) to zazwyczaj ciągnie ich do złudnych, przerysowanych opowieści, którym dają przyzwolenie na władze, decydowanie o losach innych, itd... wydaje się niewiarygodne, a jednak!

Nie zawsze było łatwo, ale książka mnie wciągnęła i dała do myślenia. Opisy, obrazy, styl godne uwagi.

niedziela, 23 października 2022

Skąd się biorą Holendrzy? - Ben Coates

 

To kolejna książka o Holandii, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że chciałabym tam pojechać. A propos podróży, to właśnie Ben Coates zabiera czytelnika w bardzo skrupulatną podróż po tym kraju. Płyniemy, jedziemy, idziemy, zwiedzamy miejsca i miasta, oglądamy krajobrazy i wszędobylską w tym kraju wodę. Autor jest imigrantem z Anglii, zatem sam jeszcze niedawno poznawał ten kraj, a na lamach książki opowiedział o nim innym, urzeczony, zadowolony z dokonanego wyboru, ale też świadomy jego różnych oblicz.

Autor pokazując teraźniejszość, nawiązuje do wydarzeń z czasów dawnych Holandii, opowiada o historii, która przyniosła takie a nie inne rozwiązania, swoiste pomniki przeszłości widać na każdym kroku, m.in. wiatraki i kanały, chodaki i rowery. W tym kraju nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko podporządkowane jest naturze, przede wszystkim wodzie, która wywarła i nadal wywiera największy wpływ na kraj, ale także klimatowi i położeniu geograficznemu. Autor objaśnia, ale też wciąż się uczy i odkrywa ciekawostki o Holandii i jego mieszkańcach. To człowiek, który znalazł dla siebie kawałek świata, w którym najlepiej się czuje i tłumaczy dlaczego. Jego wyjaśnienia są przekonywujące, prostolinijne i zrozumiałe dla mnie. Coates porównuje sztywne i zamknięte zachowanie Anglików oraz szczere i naturalne Holendrów, którzy jeśli coś mają do powiedzenia robią to wprost, bez kluczenia i owijania w bawełnę. Odpowiada autorowi ich towarzyskość i bezpośredni sposób bycia, otwartość na różnorodność drugiego człowieka. Psuje mu to, że Holendrzy umieją cieszyć się z drobnych rzeczy, są bardzo tolerancyjni, nie należą do pracoholików, a mimo wszystko ich kraj jest bogaty i bezpieczny. Mimo tego sielankowego obrazu, Holandia ma też swoje ciemne strony, słabe punkty, nierozwiązane problemy, czy zauroczenia populistyczne, które autor także opisuje w swojej książce. Podsumowując autor pokazuje nam kraj, w którym ogromną wartość stanowi wolność wyboru, swoboda słowa i zachowania, a także brak zaściankowości i bufonady. Holendrzy są dumni z tego co kraj osiąga i nie trzeba im przypominać o ich istotności w Europie, mają na tyle wysokie poczucie własnej wartości, że w znaczącej większości nie dają się wciągać w jakieś podburzanie przeciwko innym, cenią sobie spokój i porządek.

To bardzo przyjemna lektura o otwartym na ludzi kraju, o ludziach pozytywnie nastawionych do siebie i przyjezdnych, o ciekawych symbolach, krajobrazach i rozwiązaniach, które związane są ściśle z naturą.

sobota, 22 października 2022

Ojczyzna jabłek - Robert Nowakowski

 

"Rabikowie nie dziwili się, że ludzie są różni. Przyzwyczaili się i traktowali innowierców jak jeszcze jeden rodzaj biesa, którego trzeba ugościć, a nawet mu przytakiwać - ale potem robić swoje, żyć swoją miarą i wedle swoich potrzeb." (str. 24)

Robert Nowakowski w swojej smutnej opowieści przybliżył losy ludzi, którzy mieszkali na południowo-wschodnich terenach Beskidu Niskiego i Sądeckiego. Łemkowie i Bojkowie, ze względu na swoją inność byli solą w oku wielu, z jakiś względów wadzili i przeszkadzali każdej władzy, zaś lata powojenne, które właśnie są tłem wydarzeń w tej książce, pokazały, że wojna na tych terenach trwała jeszcze długo, nawet po jej oficjalnym zakończeniu. "Fedor rozumiał ponurą alternatywę. Za wyjazd: sznur. Za przeniesienie metryki do parafii katolickiej: sznur. Za pozostanie na miejscu: pepesza, granat, ogień. Za życie wszystkich ludzi tutaj, cokolwiek by zrobili, nawet jeżeli nie robili nic - tylko śmierć." (str. 65) Ci ludzie żyli w jakiejś matni, z której jedyne istniejące wyjścia niosły zgubę, upokorzenie lub zaciskanie zębów. "Przecież wojna to zaraza, a władza to diabelski sposób wodzenia ludzi na zatratę." (str. 64) To zdanie z książki doskonale oddaje sytuację Łemków i Bojków, którzy żyli sobie w swoim zaścianku uczciwie pracując, wierząc w Boga i chcąc spokojnie być, ale zostają wplątani w jakieś niezrozumiałe dla nich rozgrywki polityczne, w urojone wojny, chore ambicje, zwady i zadry. Stają się ofiarami, cierpią za nieswoje, tracą swoją ojczyznę w imię niezrozumiałych dla nich interesów. Zdani na upodlającą tułaczkę, urągające warunki do życia, ostracyzm zostają rzuceni w nieznane im odmęty wielkiej ojczyzny. Władza rozprasza ich, utrudnia im życie na każdym kroku, sąsiedzi traktują jak zdrajców, zabójców, Świerczewskiego, jak to głosi oficjalna propaganda. Nie mogą i nie umieją się przestawić na "nowe", wielu daje radę, bo czas leczy rany, są ambitni, więc zaciskają zęby, ale niektórzy nie mają tyle siły, tęsknią, nie służy im powietrze, klimat, płaski krajobraz. 

Autor w opowieść o Łemkach i Bojkach wplótł też życie Żyda, który "zapodział" się Niemcom z pożogi, przetrwał ostatnie lata wojny w schowku u jednych z książkowych bohaterów, a po ich wywiezieniu nie wiedział co ze sobą zrobić. Autor w mojej ocenie bez patosu doskonale przedstawił beznadziejność tych wszystkich pożóg, unicestwień, nienawiści, podłości człowieka dla człowieka. Pokazał do czego prowadzą nagromadzone i nie wyjaśnione lęki, szukał odpowiedzi na pytanie czego mogli bać się ludzie, kiedy wydawali np. Żydów na śmierć, co mogli im zrobić, brudni, zmęczeni, zalęknieni, szukający pomocy? Nawet już po kapitulacji Niemiec ludzie zabijali, wydawali, nienawidzili, bali się, albo wstydzili, może nie chcieli, żeby ktoś był świadkiem ich słabości, zazdrości, dlatego mordowali sami, albo rękami innych oprawców. "Wszyscy nienawidziliśmy Żydów. Rusnaki, Mazury, Szwaby, Moskale, Rusini i kto tam jeszcze. Był ktoś kto ich nie nienawidził? To teraz powinno przyjść do wszystkich szczęście. Żydów już nie ma. I co?" (str. 78) I nic szczęścia jak nie było tak nie ma, ale to nie ukoiło duszy, jak pokazuje historia lepiej poszukać innego wymyślonego wroga, na którego można zrzucić własne problemy, złość, zazdrość i nienawiść do świata.

Autor pokazał dramat grupy ludzi, ale też wyodrębnionych niektórych bohaterów. Pokazał wyraźnie jak cierpieli, jak nie umieli się odnaleźć, jakie traumy im towarzyszyły i jak sobie z nimi radzili lub nie. Jedna z bohaterek skrzywdzona podczas wywózki znienawidziła mężczyzn: "Znienawidził ten dotyk. Poczuła bydlęcy smród potu spod żołnierskiej kurtki tego człowieka. Brzydziła się tego zapachu. Spoglądał na nią z góry, wysoki, wyższy niż którykolwiek Łemko, czy Bojko." (str. 131) Inny ukarany za nie swoje winy nie umie już żyć "normalnie", kolejny straumatyzowany na wojnie daje na siebie pluć i "wylewać" pomyje. Innym nie chce się wychodzić z domu, jest im obojętne co dzieje się wokół. Trudne to doświadczenia, bo wojna to nie bajka, to nie zmitologizowana chwała, to krew, ból, śmierć i strata. 

Autor napisał bardzo smutną książkę, w której w dużej mierze bohaterką jest przemoc zadawana przez obcych i swoich. Niesie ona zniszczenie, zwątpienie, zabija duszę, czasem jednak stawia do pionu, to takie najprostsze "lekarstwo" na odzyskanie siebie, ale to też trucizna, która zanieczyszcza organizm. Jest nieoczywista, ale niszczy i odbiera nadzieję.

poniedziałek, 17 października 2022

Podhale. Wszystko na sprzedaż - Aleksander Gurgull

 "Na Podhalu rzadko słyszałem, że coś nie jest na sprzedaż. Jednym z miejsc, w których tak właśnie zareagowano, był dom Antoniego Rząsy." (str.203)

W owym muzeum nie ma cen, co bardzo autora poruszyło, dlatego, że prace tego artysty osiągają w desach wysokie oferty zakupu. 

Autor poświęcił swoją książkę wielu bolączkom, niewybrednym działaniom, czy wręcz patologiom, które mają miejsce w stolicy Tatr. To miejsce, które z klimatycznego kiedyś, przekształcone zostało obecnie w mieszaninę wszystkiego, co niechlubne,  niebezpieczne, niepasujące, wręcz brzydkie, drogie, nieprzyjazne naturze, zwierzętom i nawet wbrew pozorom turystom. Zakopane to zdaniem autora miejsce, w którym skumulowały się ludzkie "ciemne" żądze władzy i pieniędzy. To zaścianek pazerności kosztem bezpieczeństwa, estetyki, logiki i dbałości o otoczenie. Komercjalizacja praktycznie wszystkiego wokół, patodeweloperka i budowanie wielu niebezpiecznych tymczasówek bez zezwolenia, brak dbałości o dobro wspólne regionu, o dobrostan zwierząt. Aleksander Gurgull opisał w swojej książce problematykę przemocy domowej w tym regionie, powiązanej z nadużywaniem alkoholu oraz z silnymi powiązaniami z kościołem i obecną władzą. Opisał najgłośniejszy w ostatnich latach przypadek wyładowań atmosferycznych na Giewoncie i całą akcje ratunkową.

Powyższe i inne bolączki tego rejonu Polski opisane przez autora można samemu poznać, doświadczyć i potwierdzić lub nie. Można się z nim zgodzić lub nie, niemniej książka jest w mojej opinii napisana w trosce o ten kawałek Polski, może nawet z lekką nuta tęsknoty za dawnym skromniejszym Zakopanem, ale bardziej klimatycznym, przyjaznym pod każdym względem. Przeczytałam z zaciekawieniem.

 

sobota, 15 października 2022

Sędzia Di i złote morderstwa - Robert Van Gulik

 

To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Książkę czyta się dość przyjemnie i z zaciekawieniem, bo też i czasy i miejsca są z kategorii "egzotycznych". Miejscami pozwala się uśmiechnąć, miejscami zadumać, generalnie dobra książka do autobusu, zwłaszcza dla zwolenników kryminałów. Sięgając po nią nie wiedziałam, że ma kolejne tomy i choć teraz już mam taką świadomość to na razie nie sięgnę po nie, właśnie ze względu na jej obszar tematyczny. Autor stara się bardzo tłumaczyć wiele kwestii, a także zgrabnie prowadzić wątek, który zostaje wyjaśniony i to na dodatek z umotywowaniem.

Generalnie miła lektura, a jeśli dodatkowo ktoś lubi ciąg dalszy to ta lektura  może przypaść mu do gustu.