Szukaj na tym blogu

wtorek, 24 grudnia 2019

Mali Bogowie - Paweł Reszka


"System jest wyżyłowany na maksa. Lekarze biegają od pracy do pracy, pielęgniarki, ratownicy. Nikogo już nie obchodzi, kto ile pracuje. Liczy się tylko to, żeby jakoś załatać dziury, braki kadrowe. Tak więc wszystko się zgadza, przynajmniej na papierze." (str. 234)

Paweł Reszka w tej książce pokazał wielowymiarowe oblicze służby zdrowia w Polsce. To spojrzenia i głosy z różnych stron, które pokazują, że "służba" zdrowia wcale nie jest służbą, a zdrowie najlepiej mieć, żeby jak najrzadziej z tej "służby" korzystać. Cały układ tej służby jest chory, dziwacznie i pokrętnie zorganizowany, z wieloma nierównościami i absurdami. Pacjent to zło konieczne, choć niezbędne, bo bez niego nie byłoby tej "służby", ale będąc jednocześnie przeszkadza. To bardzo skomplikowana materia, zapętlana i szkodząca sama sobie. To obraz niemocy, zależności, absurdu, chciwości i braku szacunku. Wśród większości głosów przewijało się niezadowolenie, pogoń za dyżurami, łapaniem dodatków, a tym samym pogoń za pieniądzem, przemęczenie, brak czasu dla bliskich, itp.

Paweł Reszka rozmawiał z wieloma lekarzami różnych specjalności, na różnych poziomach kariery, na różnych stanowiskach, kobietami, mężczyznami. Przytaczał fragmenty badań, raportów, informacji o służbie zdrowia.
Swoją opowieść o lekarzach rozpoczął od ich obserwacji, relacji i doświadczeń z pacjentami. Nie jest to relacja łatwa, nie należy też do przyjemnych. Pacjenci wykazują się zaborczością, uzurpacją, brakiem życzliwości i szacunku. Lekarze narzekają na nieuprzejmość pacjentów, coraz niższą jakość i roszczeniowość. Uważają, że ich prestiż spadł w porównaniu z tym sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat.  Lekarze też są tylko ludźmi i różne mają charaktery i zachowania. Często są zmęczeni, zawaleni robotą, mają za mało czasu dla pacjenta, mają kłopoty w domu, dolegliwości fizyczne, itd. Ich podejście pokazuje generalnie podejście człowieka do człowieka, a nie tylko lekarza do pacjenta. W mojej opinii zaczyna się od tego, że Polacy ogólnie nie są dla siebie życzliwi i brakuje im szacunku do siebie i siebie nawzajem. Przy takiej profesji dochodzą jeszcze skomplikowany i niewydolny system, brak pieniędzy na badania, itp. i wygląda to jak wygląda.
Zawód lekarza zaczyna się często od marzeń, lat wytężonej nauki, przygotowań, wyrzeczeń, a potem przychodzi rzeczywistość, zderzenie z wieloma ograniczeniami na studiach, na specjalizacji, z relacjami środowiska. Marzenia zaczynają blednąć na rzecz szarej rzeczywistości, zaczyna kiełkować zwątpienie.
Początek jest pełen zaskoczeń i to raczej z obszaru negatywnego. Przepisy, blokady środowiskowe, presja przepisów, częsta niemożność dostania się na wymarzoną specjalizację, niskie zarobki powodują pierwsze zderzenie ze ścianą. W kolejnej fazie pojawia się codzienność, pogoń za pracą, ciągłe doskonalenie, szukanie pieniędzy, brak czasu dla siebie i ewentualnej rodziny. Zmęczenie, ciągłe zmęczenie, znudzenie pacjentami, może nawet zazdrość, bo ciągle daleko do tych spijających śmietankę. Pojawia się też strach, bo "... w naszym zawodzie błędy kosztują wyjątkowo dużo. Boję się, że popełnię błąd z przepracowania. Bo jak się potem bronić?" (str. 227) Boją się: obsmarowywania w prasie, błędów popełnionych z przepracowania, z niedouczenia, odpowiedzialności za cudze życie. Mają swoje obserwacje i nie napawają ich one optymizmem. A do tego dochodzi system z jego skomplikowanymi procedurami, kruczkami, obostrzeniami, o których się nie mówi, ale trzeba je stosować. Co się opłaci, czego nie zlecać, w jakie zabiegi warto wchodzić, jakie omijać. Dlaczego stary człowiek i "Alzheimer" to problemy, których najlepiej nie przyjąć albo szybko wypchnąć poza system. Jaką rolę odgrywają firmy farmaceutyczne w tym chorym systemie, wspierają czy deprawują?
To "Boskie życie" ma swoje wyzwania i ograniczenia, wkręca w swoje tryby, z których trudno się wydostać, przyzwyczaja. Bycie lekarzem to nie tylko "boskość" i pieniądze to też często samotność, brak rodziny albo czasu dla niej, alkohol, narkotyki, bo czymś się trzeba podtrzymać i wzmocnić. Mam też wrażenie, że sami też się wkręcają w tą sytuację, wyznaczają sobie cele ponad swoje siły i możliwości, potem biegają od dyżuru do dyżuru, aby zarobić na ich spełnienie. Biegają żeby mieć więcej, żeby dorównać do najwyżej "postawionych", ta pogoń u niektórych nie ma końca.

Ta książka odkrywa rzeczywistość "służby" zdrowia w Polsce. Nie ma mowy o pozytywistycznych ideałach, jest system, w który trzeba się wpasować. Do treści zebranych przez Pawła Reszkę pasuje stare powiedzenie: "lekarzu lecz się sam".
To tajemnica poliszynela, bo choć nikt głośno nie mówi to wszyscy wiedzą, że aby ten system uzdrowić trzeba wpompować ogrom pieniędzy, zatrudnić lekarzy na umowy o pracę z rozsądnymi płacami. Trzeba by też dopuścić większą ilość chętnych do tego zawodu, bo lekarzy jest o wiele za mało. I tu pojawia się kuriozum, bo choć lekarze biegają od miejsca do miejsca, narzekają na niesprawiedliwości to właśnie dzięki takiej organizacji ten chory system jakoś się jeszcze trzyma. Gdyby mieli zadowalające pensje i nie biegali od placówki do placówki niektóre szpitale, POZ-y, opieki nocne, ratownictwo, itd. nie miałyby racji bytu, bo nie miałby kto w nich leczyć.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze i do tego się wszystko sprowadza. Mamy biedne państwo i biedną opiekę medyczną. Tylko bogaci zawsze mają lepiej, bo stać ich na płatnych lekarzy.
Koń, jaki jest, każdy widzi i nikt nie będzie tego zmieniać, bo koń przestałby być koniem.

środa, 18 grudnia 2019

Między falami - Sarah Moss


Życie to wielki ocean przez, który płyniemy napotykając na mielizny, podwodne góry, wraki, rafy koralowe, ławice ryb i innych płynących w różne strony. Kiedy ocean jest spokojny płyniemy, unosimy się, delikatnie tylko angażując poszczególne niezbędne elementy. W chwilach spokoju i dobrostanu nie zastanawiamy się więcej niż to potrzebne, ot płyniemy, bez zbędnych refleksji. Kiedy wody zostaną zmącone, a nasz spokój zburzony, staramy się płynąć pomiędzy falami, robiąc co w naszej mocy, aby się nie poddać, dopóki starcza sił. Czasami jednak zdarza się, że sił zabraknie, ale może jest ktoś kto wyciągnie dłoń i wesprze, gorzej kiedy tej dłoni brak. Życie to przemieszczanie się pomiędzy ludźmi, zdarzeniami, zjawiskami, odległościami. Życie to wznoszenie i opadanie to spokój i szum, a my między tym.
Sarah Moss pokazuje człowieka pomiędzy falami myśli, emocji, uczuć, pomiędzy falami miłości, niepokoju i niepewności. W tej historii nagle wzburzona fala zalała spokój rodziny, zatrzymała ją w swoich kleszczach. Wystarczyła chwila, żeby ruszyła lawina niepewności, lęku, niemocy, frustracji, żalu. Co robić, jak sobie radzić kiedy życie najbliższej osoby jest zagrożone. Nawet jeśli nastąpi poprawa znowu może powrócić to najgorsze.

Wśród codziennej bieganiny, obowiązków, działań i zadań wydarza się nagle coś, co może zaważyć na życiu człowieka, zmieść go z powierzchni ziemi, a jego bliskich pogrążyć w rozpaczy. Wśród codziennych działań, często nie ma myślenia, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego i niebezpiecznego. Najczęściej biegniemy od zadania do zadania, myśląc lub mając nadzieję, że tak będzie zawsze. Niemniej czasem zdarza się jakieś zakłucenie, np. nagły wstrząs anafilaktyczny, niedotlenienie mózgu, zatrzymanie akcji serca, itp. i jeśli pomoc nie przyjdzie na czas czyjeś życie się zatrzymuje. Sarah Moss w codzienność rodziny wpisała nagłą zapaść u starszej córki. Opisała akcję ratowania dziewczynki, jej pobyt w szpitalu, powrót do domu i powolne wdrażanie się w zwykłość dnia. Opisała też towarzyszące zdarzeniu emocje pozostałych członków rodziny, zachowania, podejście do zagrożenia. Miałam wrażenie, że rodzice zawiesili się na dłuższy czas w lęku o życie dziecka, przestały bić ich serca, nie starczyło im miejsca dla siebie nawzajem. To skupienie na córce zamknęło małżonków na pozostałe bodźce wokół, trzeba było dłuższego czasu, aby znowu poczuli swoją bliskość, niejako wrócili do siebie.
Wokół głównej kwestii autorka pokazuje stan służby zdrowia w Anglii i podejście do pacjentów. We wplatanym wątku o katedrze Coventry ukazany został zaścianek szkolnictwa wyższego. Mamy też opowieści seniora rodu o próbie życia w innym nurcie, o stracie i smutku z tym związanym, który być może przenosi się na kolejne pokolenia.

Wciągnęła mnie ta książka, podobała mi się narracja, a umieszczenie mężczyzny w roli "opiekuna domowego ogniska" było dla mnie arcyciekawe. Główny bohater był dla mnie symbolem zmian i odpowiedzialności za rodzinę. To książka o miłości, oddaniu się najbliższym, nieustającej opiece fizycznej i emocjonalnej.
To nie jest zwyczajna proza, wymaga większej uważności i wczytania się. Jeśli odda się jej wciągnie bez reszty, ukaże głębie. Mnie przyciągnęła dodatkowo tym, że wiele zdarzeń w niej zawartych było naszym udziałem, wiele przeżyć, myśli, obaw i niepokoju podobnych. Adam stał mi się bliski, bo byłam kiedyś w jego roli. Ta książka trafiła w moje emocje, zrozumiałam przemyślenia, troski, i plany na przyszłość. Może czasami tego lęku i kłębowisk myśli było bardzo dużo, ale każdy z nas ma inaczej, niemniej lęk o dziecko jest chyba największym lękiem jaki staje się udziałem człowieka po urodzeniu potomka. Odpowiedzialność, troska i podejmowanie decyzji jest często nie łatwe, a dbałość o jego bezpieczeństwo to niewyobrażalne wyzwanie.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Dziewczyny Sprawiedliwe - Anna Herbich-Zychowicz


Kolejna książka Anny Herbich-Zychowicz przeczytana. Styl i poziom nie odbiegał od poprzednich pozycji z serii. Tym razem autorka skupiła się na kobietach i ich rodzinach, które ratowały Żydów w czasach dla nich najokrutniejszych, czyli podczas II Wojny Światowej. Czytam te książki, bo to jest kawałek historii opowiedzianej przez kobiety, które były, widziały i przeżywały. To świadkowie wydarzeń, uczestnicy życia, współtowarzysze niedoli. Te kobiety opowiadają swoje wersje, bez zbędnej gloryfikacji i wzniosłych czynów. Ich bohaterstwo było proste, codzienne, opierało się na zwyczajnej pomocy. Tylko, że ta pomoc niesiona w tamtym czasie miała ogromną wartość dla ratowanych i potworne niebezpieczeństwo dla niosących pomoc. Mimo niebezpieczeństwa podejmowano ryzyko i w tych opowiedzianych historiach to ryzyko opłaciło się. Warto podkreślić, że narażały na śmierć swoje rodziny, ale były nieugięte, odważne, zaparte w swoim postanowieniu. Dzieliły się tym co miały choć często był to okruch odjęty sobie od ust. Drżały ze strachu i z zimna. Czasem nie dało się wszystkim pomóc, niekiedy ktoś doniósł i cierpieli wszyscy, niemniej żadna z bohaterek nie powiedziała o pomyłce. Po wyzwoleniu kiedy odpuszczał stres czasem trudno było pojąć jak to się udało, a jednak. Za te bohaterskie czyny, za ocalenie istnień ludzkich zapisano ich nazwiska na wielkiej liście "Sprawiedliwych wśród narodów świata".

Opowieści w książce jest siedem, jednocześnie różnych i podobnych do siebie, czasem bardziej czasem ciut mniej, ale zawsze wzruszających, wartych przeczytania i oddania pokłonu za ich odwagę. To były czasy, które wyzwalały w ludziach niezwykłe pokłady odwagi, wielkoduszności i solidarności. Oczywiście nie zabrakło i tych, którzy denuncjowali, zabierali, zabijali. Niemniej książka skupia się na bohaterach pozytywnych.
Pierwsza bohaterka to Jadwiga, córka leśniczego, która razem z matką pomagała Żydom Przez ich dom przewinęło się kilkanaście osób jedni na dłużej, inni na krócej. Nikomu nie odmówili, niestety zapłacili za to najwyższą cenę. Doniosła na nich sąsiadka, Niemcy spalili dom i rozstrzelali ojca. Po wojnie skończyła szkołę i została muzykiem - perkusistką, grała min. z Mieczysławem Foggiem. Po wojnie odnaleźli jedyną ocalałą Żydówkę, której pomagali. Ta zgłosiła ich do Yad Vashem.
Druga bohaterka to Łucja, pochodząca z Międzyrzecza Podlaskiego. Pochodziła z wielodzietnej rodziny. W momencie krytycznym dla Żydów podjęła decyzję o udzieleniu pomocy swojej dawnej żydowskiej koleżance Beli i jej rodzicom. Bela najpierw przebywała w domu Łucji a potem przez jej brata została wywieziona do Niemiec, bo czasem najciemniej pod latarnią. Dzięki ich ofiarności przeżyła wojnę.
Trzecia to Irena, która opowiedziała bardzo ciekawą historię, bo oprócz wspomnień o uratowanej żydowskiej rodzinie opisała kresy polskie - miasto Borysław z szybami naftowymi. Bardzo ciekawa pokazująca wielokulturowość i atmosferę tamtych czasów.
Czwarta to Jadwiga, która wraz z rodziną pomogła uratować matkę i córkę Szlifersztajn. Opowieść ukazywała trud życia w okupowanej Warszawie i po wybuchu Powstania Warszawskiego. Opisywała też nie tylko jasne strony pomocy Żydom, chociażby ze względu na ludzkie charaktery, ciasnotę, brak żywności, itd. Czytając tą opowieść, miałam wrażenie, że codzienność ówczesna jest w dzisiejszych czasach trudna do pojęcia, ale ludzie nie poddawali się, byli mocni duchem.
Piąta bohaterka to Wanda, jej opowieść jest niezwykła, bo ona wraz z rodziną, a głównie z matką uratowały około trzydziestu osób. Ta skomplikowana opowieść jest wręcz nie do uwierzenia, ale zdarzyła się naprawdę. Opisywane wyczyny przy organizacji i pomocy Żydom były trudne do pojęcia. Na udekorowanie bohaterki w Yad Vashem przyszło dwadzieścia dziewięć osób, uratowanych przez tą rodzinę. To świadectwo niebotycznej odwagi i miłości do ludzi.
Szósta bohaterka to Marianna, pochodząca z wielodzietnej rodziny z miejscowości Piaski pod Lublinem. Ojciec był zaradnym człowiekiem, rodzinie powodziło się dobrze przed wojną. Po wybuchu wojny pomagała Żydom na wiele sposobów. Nosiła lekarstwa do getta, pomagała rodzinie Levinów. Przeżyła wiele niebezpiecznych sytuacji, śmierć braci, śmierć swoich podopiecznych, ale niczego nie żałuje.
Siódma bohaterka to Władysława, która miała biedne dzieciństwo bez ojca. Niemniej kiedy nastała wojna matka przyjęła pod swój dach dziewczynkę żydowskiego pochodzenia, Różę. Dziewczynka stała się tak naprawdę dla nich dzieckiem i siostrą. Po wojnie zjawił się po Różę stryj, który naobiecywał pomóc w jej kształceniu, na co z bólem serca rodzina Władysławy przystała. Przyszłość nie okazała się tak różowa. Niemniej po wielu latach panie się odnalazły i ze wzruszeniem padły w ramiona.

Te wszystkie opowieści chwytały za serce rozmiarem człowieczeństwa. Postawa tych bohaterek była wręcz niewyobrażalna. To dzisiaj dziewięćdziesięciokilkulatki, a wspominały te historie jakby wydarzyły się niedawno. Nadal są to dla nich ważne wydarzenia.

środa, 11 grudnia 2019

Prowadź swój pług przez kości umarłych - Olga Tokarczuk


To jak do tej pory pierwsza książka Olgi Tokarczuk, którą udało mi się przeczytać i to z zainteresowaniem. Poprzednie próby z jej innymi książkami kończyły się na około stu stronach, niemniej daję sobie i im jeszcze jedną szansę. Przypuszczam, że ta pozycja w porównaniu z poprzednimi jest "lekka" i może dlatego przeczytałam ją i to dość szybko. Temat mnie wciągnął, główni bohaterowie i sceneria okolic Kłodzka także. Według mojej opinii autorka ciekawie i plastycznie przedstawiła postaci książki odmalowując grubą kreską charaktery i zachowania. Wątki poruszone przez autorkę są mi bliskie i dlatego bardzo się z nimi solidaryzowałam i rozumiałam. Umiłowanie natury i zwierząt zawsze było i jest dla mnie istotne, a i o myślistwie mam podobne zdanie do przekonań bohaterki książki. Nie jestem zafascynowana astrologią, ale wątki z nią były interesujące, chociaż nie wiem czy były przepowiednią, czy usprawiedliwieniem czynów. Historia rozwija się powoli, autorka dokładnie opisuje zdarzenia i jego elementy. Aura książki jest mroczna, zaś świat wokół miejscami jakby pogrążony w letargu, od zdarzenia do zdarzenia, ale to tylko pozory. Sama bohaterka to z pozoru kobieta wycofana, ale w odpowiednich momentach potrafi uderzyć w wysokie struny.

Zasadniczo książka skupia się na przemyśleniach i działaniach głównej bohaterki Janiny Duszejko, która na emeryturze przeniosła się z Wrocławia do niewielkiej miejscowości w Kotlinie Kłodzkiej. To wielbicielka zwierząt, wykształcona osoba, znająca świetnie angielski. To kobieta zaangażowana w niekrzywdzenie zwierząt, głośno manifestująca swoje poglądy, i stająca zawsze po stronie słabszych. To zapalona atsrolożka i fanka życia zgodnie z naturą. Ta kobieta przyciąga do siebie postaci podobne do niej, outsiderów, ambitnych, ale cichych specjalistów, kreatywnych i spokojnych, nie wychylających się z tłumu.
W miejscu, w którym bohaterka zamieszkała, z pozoru sennym, zaczynają się dziać trudne do pojęcia wypadki. Ludzie, którzy zajmowali wysokie pozycje w lokalnym społeczeństwie zaczynają umierać z nieznanych przyczyn. Zazwyczaj natyka się na nich Janina Duszejko lub ktoś z jej otoczenia. Bohaterka wyznaje teorię, że to zwierzęta mszczą się na złych ludziach, chcą wziąć odwet na tych, którzy je zabijali. Dzieli się tą teorią z innymi ludźmi, w szerszych kręgach zaczyna być postrzegana jako wariatka. Czy tak w rzeczywistości jest, warto przeczytać.

Ta książka to taki dzwon na alarm w obronie zwierząt. To zwrócenie uwagi na zachowania ludzi względem nich, na traktowanie ich bezrefleksyjnie, bez szacunku i troski. Polowania były uzasadnione w epoce kamienia łupanego, kiedy ludzie zdobywali pożywienie polując, bo nie znali i nie mieli innych możliwości, w dzisiejszym świecie nie musimy tego robić, mamy taki zalew dóbr na wyciągnięcie ręki i taką różnorodność, że kolejne cierpienia nie są potrzebne. Dla mnie ta książka była emocjonująca i wnosząca głos w ważnej sprawie. Polecam.

niedziela, 8 grudnia 2019

Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz - Filip Springer


Nie była to łatwa lektura, ale wciągnęłam się i dość szybko ją przeczytałam. Dotychczasowe pisanie Filipa Springera miało inną formę i tematykę, krążyło zazwyczaj wokół architektury. Przeczytałam kilka jego książek, w których właśnie budownictwo i jego znaczenie dla człowieka stanowiły clou. Opisywane przez niego historie były wnikliwe, uważne i dotykały istotnych problemów.  Pisał często o przemianach jakie zachodziły w Polsce po 1989 roku, sięgał też do działań mających miejsce w II Rzeczpospolitej. Jego dotychczasowe zainteresowania krążyły wokół jednorodnej osi tematycznej, mającej bardzo realistyczny wymiar może zmieniały się tylko czasoprzestrzenie, czasami pojawiali się ludzie.
Ta książka jest inna, po pierwsze to nie jest reportaż, to "smok dwugłowy", mieszanka reportażu i opowieści. Autor w oparciu o twarde fakty, np budowle, bohaterowie, książki, stworzył rzecz o poszukiwaniu czegoś mniej uchwytnego i kogoś skutecznie uciekającego. To chęć sprawdzenia i zapisania czegoś niematerialnego, ale mającego ogromny wpływ na zachowania ludzi. Powodowany opisem sprzed lat chciał sprawdzić czy ma odniesienia współczesne. Filip Springer, aby zebrać materiały do książki udał się do Danii, obserwował i spotykał ludzi, czasami z nimi rozmawiał, robił zdjęcia. Te czyny były po coś i dochodzimy wreszcie do sedna, bo autor powodowany lekturą książki Axela Sandemose "Uciekinier przecina ślad...." postanowił sprawdzić czy zjawisko opisane przez pisarza duńsko-norweskiego jeszcze oddziałuje na mieszkańców Danii. Tym zjawiskiem jest tzw. "Prawo Jante", czyli zbiór 11 opresyjnych stwierdzeń, które ułożył i zapisał w swojej książce w pierwszej połowie XX wieku.

Springer podzielił swoją książkę na cztery główne wątki: mosty, książka, Ole i podróż, które się przeplatają, dopełniają i wreszcie sklejają w całość. Mostów w Dani jest tak wiele jak wiele jest wysepek, rzek i wyobraźni ludzkiej, które należy połączyć, przybliżyć lub zrealizować. Każdy z nich ma swoją historię,  znaczenie, wyjaśnienie, zastosowanie, z niektórymi wiążą się też specjalne opowieści a nawet lęki. Mosty to też symbol porozumienia pomiędzy ludźmi lub jego brak. Wątek książki wiąże się z pierwszym egzemplarzem, który krążył  wśród mieszkańców miasteczka "Jante", i w którym to mieszkańcy zapisywali nazwiska rzeczywistych postaci na których wzorował się Sandemose. Springer szuka tej książki w rożnych instytucjach, ale dociera do nich za późno,ktoś go ubiegnie, nie zobaczy tego "białego kruka". W tym wątku przytaczane zostały fragmenty lub streszczenia książki Sandemose. W podróży towarzyszą mu różne osoby, opowiadają mu własne wątki powiązane z "Prawem Jante". Jedna z tych opowieści bardzo szczególnie mnie poruszyła. Była też opowieść syna Axela Sandemose, starszego pana, który porządkuje sprawy po ojcu. Kolejny to wątek Olego, w którym autor opisał swoją pogoń za mężczyzną, który dobrowolnie przeprowadził się do opresyjnego miasteczka i wiedzie tam spokojne życie. Jego niechęć do spotkania z autorem tej książki była jawna i konsekwentna. Autor poległ na tym wątku, bo obiekt nie odpowiedział na jego liczne prośby, e-maile dotyczące zaproszenia do rozmowy. Dlatego zostały autorowi tylko domysły i własne scenariusze czy założenia.

To jest nieco karkołomna książka, niemniej ma swoje zalety. Jest utrzymana w klimacie pustki, samotności, niemalże bezruchu. Zarówno tekst jak i zdjęcia pokazują brak ruchu, brak ludzi, tylko szarość, mrok i cisza. Kilka lat temu moja koleżanka była w Danii i powiedziała mi, że to co ją tam zaskoczyło to był brak kogokolwiek widocznego po zmroku, brak ruchu w domach, brak życia w ogóle. Z książki też wychodzi podobne stwierdzenie, bo choć okna są bez zasłon, to ludzi w domach nie widać, może są gdzieś przyczajeni, ale nie pokazują się światu zewnętrznemu.
Czytając poszukiwania i opowieści Filipa Springera myślałam o tym, że tego czego poszukiwał w Dani mógł równie dobrze poszukać w innym kraju, albo chociażby we własnym. Małe społeczności w wielu miejscach są podobne, nic im nie umknie, mają większą siłę rażenia zarówno pozytywnie jak i negatywnie. "Prawo Jante" to mentalność ludzka, przypisać je można do wielu miejsc i czasów.
Książka została zaprojektowana bardzo ciekawie zarówno styl i grafika przyciąga.

środa, 4 grudnia 2019

Na wskroś piękna. Historia Heleny Modrzejewskiej - Arael Zurli


To biografia znanej polskiej aktorki z dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku. W opinii żyjących w jej okresie była uznawana za piękną, dostojną i elegancką kobietę. Sama aktorka dbała o swoje ciało, kondycję fizyczną, detale w wyglądzie, makijażu i strojach. Dobierała repertuar, ubrania, pozy. Bardzo dużo się uczyła, była ambitna, perfekcyjna, szanowała swoją publiczność, dlatego cały czas rozwijała swoje umiejętności i możliwości sceniczne. Uczyła się dykcji, operowania głosem, języków obcych, itd. Była niezwykłą i odważną kobietą i artystką, bardzo wytrwałą, silną i niedopuszczającą słabości. Dla występów przed publicznością była gotowa na wiele. Czasem mimo wyczerpania lub choroby zbierała ostatki sił i wychodziła na scenę. Lubiła występować, to była jej pasja, miłość i życie i była w tym wyśmienita.
Żyła w nieślubnym związku, po kilku latach wyszła za mąż za szlachcica, urodziła dzieci. Wychowała dwóch synów, jeden z nich był znanych architektem. Była bardzo praktykującą katoliczką, dbała o rodzinę, ubogich i potrzebujących. Mimo nieustających przez około czterdzieści lat występów nie dorobiła się majątku, bo wtedy i gaże i praca aktora miała zupełnie inny wymiar i wartość. Część majątku straciła podczas przeprowadzki do Ameryki, czasem przez zerwane kontrakty, wiele pieniędzy szło na utrzymanie krewnych i przygarniętych osób, opłacenie służby i pomocników, a także stroje, które sama musiała sobie zapewnić do występów.  Jej życie było barwne, niezwykłe i ciekawe. Wiele podróżowała i wiele widziała. Pod koniec życia napisała też autobiografię. Witkacy, jej przyjaciel uważał, że byłaby też dobrą poetką. Miała wielu, znanych dzisiaj, przyjaciół, min. Henryka Sienkiewicza, który notabene był w niej zakochany, Ignacego Paderewskiego, który też darzył ją sympatią, Witkacego, Alberta Chmielowskiego, i wielu innych. Kobieta nietuzinkowa, nie bała się grać różnych ról, radziła sobie z zazdrością środowiska choć oczywiście uwielbiała przychylnych odbiorców. Kochała piękno, przyciągała piękno, sama była piękna. Miała szalone życie i stalową wytrzymałość mimo choroby zawsze gotowa grać. Była obecna na wielu płaszczyznach społecznych, międzyludzkich. Była patriotką, oddaną sprawie wolnej ojczyzny. Tyle skrótu z życiorysu.

Przechodząc do książki to napisana została monotonnie i akuratnie. Jej drobna rozmyta czcionkami przeszkadzała w czytaniu. Treść bardzo szczegółowa i gęsto utkana, czasami nużyła. Niektóre wątki zostały chyba rozmyte, choć w mojej opinii warto byłoby je uwypuklić. Generalnie wszystkie fakty zostały zawarte, ale płynęły równym i spokojnym nurtem. Nic nie zostało podkreślone, dlatego jest ona mniej ciekawa niż mogłaby być. Wydaje mi się, że autor napisał biografię zbyt zachowawczo, nie pokazał rasowej artystki, tylko posągową aktorkę. Nie czytałam innych jego biografii, ale ta jest mocno poprawna, bez emocji jakby Helena Modrzejewska nie miała innego życia tylko scenę. Jakby była bez emocjonalna, nudna, skupiona tylko na teatrze, a to nie prawda.