Szukaj na tym blogu

wtorek, 28 lutego 2017

Kotka Wiktoria i magia uważności - Agnieszka Pawłowska

Z biblioteki.
To czwarta książka z serii Kraina Uważności, którą przeczytaliśmy.

Tym razem mamy do czynienia z bardzo twórczą i pomysłową Kotką Wiktorią, która godzinami potrafi robić tzw. rzeczy plastyczne. Marzycielka, której wyobraźnia nie zna granic. Kreuje postaci, odkrywa w wyobraźni nowe lądy, zachwyca się każdą nową rzeczą. Jej przyjaciele uwielbiali się z nią bawić, bo nigdy nie brakowało wtedy pomysłów na zabawy.

Pewnego dnia osaczyła ją myśl, że te wszystkie marzenia są nieosiągalne, bo ona tkwi w nieciekawym miejscu a co gorsza nie może się z niego wyrwać. Zaczęła popadać w apatię, opuściła ją wena, a ona sama zaczęła unikać rodziców i przyjaciół, Ci zaś tęsknili i martwili się o nią. Szukała dla siebie miejsca w wyobraźni, a nie umiała być tu i teraz. Uciekała w iluzję, w niewiadomą...

Kiedyś, będąc na placu zabaw usłyszała, że lew Staszek mówi swoim kolegom o czymś co nosiło nazwę: Uważność.
Zawstydzona, wycofana nie dopytała o co tak naprawdę chodzi. Była jednak na tyle zaintrygowana, że postanowiła porozmawiać o tym z mamą. Mama wielce się uradowała z pytania córki i zajęła się wyjaśnianiem istoty uważności na przykładzie kwiatów w wazonie. Te "zwyczajne", stojące w wazonie po bliższym przyjrzeniu, okazały się czymś nadzwyczajnym, wielce ciekawym, odkrywczym. Po tym doświadczeniu postanowiła podążać dalej, stanęła pod drzewem, które tak często mijała. Tym razem spojrzała na niego po nowemu i zobaczyła mnóstwo ciekawych szczegółów. Była urzeczona swoimi odkryciami. Jakież kolorowe, niezwykłe może być najbliższe otoczenie, jeśli tylko zechcemy zwrócić na niego więcej uwagi.

W tej książce pojawia się też kolejna zapominana lub wypierana a jakże ważna, cenna i zdrowa maksyma: "Życie tu i teraz..."
Tak często ludzie rozpamiętują przeszłość, chociaż ona już minęła i nie wróci, choć można z niej czerpać doświadczenia i nauki na przyszłość. Snują scenariusze na przyszłość, chociaż nie wiadomo, czy będą one miały racje bytu i możliwości spełnienia.
Mamy wpływ na życie tylko w danej chwili, przed i po to kwestia przebrzmiała albo nie wiadoma. Warto spróbować żyć tu i teraz, bo tylko wtedy mamy wpływ na kształtowanie tego co robimy.
Jeśli podchodzimy do życia (spraw, ludzi, ) bez rutyny, z ciekawością, z chęcią dokładnego przyjrzenia się, usłyszenia to wówczas może się większość tychże okazać o wiele ciekawsza.
Uważność, a nie zakładanie własnych, subiektywnych scenariuszy może przynieść nową jakość życia codziennego. Warto żyć marzeniami i wzniosłościami, pamiętając o codzienności o którą warto się troszczyć bo zdarza się najczęściej:)

niedziela, 26 lutego 2017

Czasy secondhand - Swietłana Aleksiejewicz

Wypożyczona z biblioteki.

To druga książka tej autorki, która trafiła w moje ręce. Nie mogłam jej czytać jednym tchem, bo to książka "pocisk emocjonalny", który musiałam choć na trochę odkładać aby nie wybuchnąć. Choć tyle historii radzieckich już za mną kolejne wciąż poruszają mnie bardzo, bo każda z nich inna, inaczej ujęta, o kimś innym, dotyczy nowej i  innej tragicznej historii. Znalazłam w niej obraz smutny, smętny, bez nadziei. Przychodziły do mnie całe zastępy myśli, czasem odległe od książki, ale bezwzględnie związane z jej tematem. Dlatego pisałam i pisałam, aż upuściłam całe napięcie, które mi towarzyszyło podczas lektury.

Swietłana Aleksiejewicz oddała głos ludziom, zebrała ich wypowiedzi i zapisała w grubej księdze. Opowieści smutne, straszne, przerażające, przygniatające, czarne, przygnębiające, poruszające, warte pochylenia, współczucia. Rozmówcy różni: wiekiem, płcią, wykształceniem, świadomością, przeżyciami, spojrzeniem na świat i siebie. Tak jak w poprzedniej książce i tu autorka nie ocenia rozmówców, pozwala wypowiedzieć się każdemu tak jak potrafi i czuje.
Pogrupowałam jej opowieści tematycznie w kilka akapitów. Mam nadzieję, że moje przemyślenia kogoś zainteresują.

Aleksiejewicz opowiada o człowieku po upadku komunizmu. I już na początku, znowu dopada mnie refleksja; za czym tak tęsknią, czego im tak brakuje? Dotąd żyli ideałami, marzeniami, książkami, poezją, budowaniem wspólnej szczęśliwości i sprawiedliwości dla każdego, 'wielkiego i potężnego' kraju. Te wszystkie wartości roztrzaskały się o rzeczy błahe, o których niedawno niegodnym było myśleć, nie wiedziano nawet, że są potrzebne do życia. Nie byli przygotowani na dzikie prawa "kapitalizmu rosyjskiego", na bezprawie jakie zapanowało, na brak pieniędzy, pracy i zainteresowania. Ale najbardziej bolało wyśmiewanie ich życia, ich celów, duchowości, wiary we wspólną sprawę, zrzucenie z piedestału tego w co tak wierzyli - człowieka i jego roli.

Rozmówcy autorki to ludzie czerwoni, którzy nie odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Poczuli się odrzuceni, nie chciani, podarci, niemodni, wyrzuceni poza nawias, jak rzeczy z secondhandu. Bieda, żebractwo, beznadzieja, niezrozumienie, szarość, niesprawiedliwość podsycają ich tęsknotę za czasami radzieckimi. Tam się śmiali, rozmawiali, wspierali, donosili, cierpieli ale razem, teraz wszyscy się poodgradzali, podzielili na różne nacje, narodowości a brakuje po prostu ludzi. Może gdyby przejście z komunizmu/socjalizmu do kapitalizmu odbyło się spokojnie, sprawiedliwie, gdyby pomyślano o wszystkich, nastroje byłyby inne. Człowiek radziecki zniósłby trudy życia, bo był do tego przyzwyczajany od tylu dziesięcioleci, ale nie zniósł podeptania ideałów i odebranego człowieczeństwa, nie zniósł odebranej godności.

Może lżej jest tym, którzy nie byli tak ślepo przywiązani do swoich wspomnień, którzy zrozumieli, że człowiek to brzmi różnie a nie dumnie. Że wszystko w życiu można i da się zmienić, nawet radziecki stan. Niektórzy wyemigrowali i odnaleźli się, bo zobaczyli, że można żyć inaczej i inaczej być traktowanym. Uciekali, aby chronić swoje dzieci, aby nie dać się zabić, aby móc jeść i mieć gdzie mieszkać. Niektórzy z nich przyjęli się na nowym gruncie, niektórych targa tęsknota, niektórzy dalej narzekają i wspominają czasy radzieckie.

Nie wszystkie jednak historie to tęsknota za czasami sowieckimi, niektórzy rozmówcy wspominali okropieństwa, jakim byli poddawani całymi rodzinami, jak to wpłynęło na ich późniejsze życie jakie pozostawiło stygmaty te wewnętrzne i zewnętrzne. Niektórzy wspominali miłość, która była ich udziałem. Mimo że ludzie byli poranieni otwierali się na drugiego człowieka, szukali miłości, bo bez niej cóż warte jest życie. Czasami ta miłość była zdrowa, ciepła, serdeczna, dająca oparcie, ale w większości przypadków, spopielająca, zniewalająca, niszcząca i zła. Dla mnie nierozumna, straszna, głęboko poniżająca (przypadek Jeleny).

Upadek komunizmu, to także upadek mężczyzn, zwłaszcza tych dumnych wojaków, dyrektorów, działaczy, dla których zabrakło miejsca w nowym państwie, wszak zredukowano siły zbrojne, stanęły fabryki, struktury partyjne rozwiązano. "Duma" nie pozwalała im na podejmowanie pracy byle jakiej, poniżej ich godności. Woleli zapijać się, mądrzyć albo zapadać w marazm. Ktoś musiał, bo były dzieci, bo trzeba było utrzymać dom, tego dumnego męża, którego tak potraktowała nowa władza, kto miał to zrobić, oczywiście kobiety. To nie pierwszy taki przypadek, nie pierwszy kraj, gdzie kobiety biorą trudy na swoje barki. Kolejny przypadek pokazujący, że codzienność opiera się na kobietach i to one są silniejsze, nie poddają się, nie popadają w dumę i zadumanie, nie rozpamiętują, bo trzeba zadbać o to co tu i teraz. Może mężczyźni (nie wszyscy oczywiście!) bardziej są od rzeczy wzniosłych, krótkotrwałych, ale to chwilowe i zmienne, a żyć trzeba codziennie.

Upadek komunizmu to nieszczęścia całych narodowości, które z ludzi radzieckich nagle stały się odrębnymi nacjami. Z rodzin, braci, sąsiadów stali się wrogami. Gruzin zabijał Abchaza, Ormianin obdzierał ze skóry Azera, Azer palił całe rodziny Ormiańskie. W całym regionie zawrzało, wojna zmusiła ludzi do ucieczki, a tam gdzie uciekli nie było lepiej, nic na nich nie czekało, stali się obywatelami drugiej i trzeciej kategorii.
Nieszczęścia, które były ich udziałem to odrębna krwawa księga - wykorzystywani, pomiatani, bez prawa do zamieszkania, pracy, zasiłku, zabijani. Często to ludzie wygnani ze swoich domów, którzy ucierpieli, stracili wszystko, a teraz nie wiedzieli co ze sobą począć. Żyją jak niewolnicy w piwnicach, za dnia pracują, nocą chowają się (jeśli wrócą) do swoich skleconych łóżek, ścianek, rodzin. Potrzebni są Rosjanom "czarni", aby mogli czuć się "białymi" i "patrzeć na kogoś z góry". Są tanią siłą roboczą, której nikt nie szanuje, gatunkiem zagrożonym, którego odwrotnie niż u George Wells'a w "Wehikule czasu", nikt się nie boi. Ale może to do czasu, może to z tej żałości i upodlenia powstali młodzi zamachowcy, z byłych republik, którzy wkroczyli do nowej Moskwy i dosypali strachu do tego ciągłego żaru i życia w niepewności jutra. Powołali do życia nową bestię, która rzuca się na szarego człowieka, który chciał tylko żyć, przeżyć, utrzymać się na fali codzienności...

Usłyszeć można, też głosy, że jest w tych ludziach radzieckich jakieś 'nic nie robienie', tylko narzekanie i oczekiwanie, aż przyjdzie rewolucja i zrobi czystkę, posprząta dla następców, choć nie wiadomo kim oni mieliby być i czy kolejni byliby sprawiedliwsi. Rosjanie to "niewolnicza psychika", wolą siedzieć w kuchni i się użalać, zachlewać od rana do wieczora, lać dzieci i kobiety, wspominać swoją "wspaniałą" przeszłość, czekać na przydział żywności i marzyć o wodzu, który twardą ręką wskaże cel.

Związek Radziecki rozpadł się nie za sprawą oddolnych ruchów, tak jak to miało miejsce w "krajach bloku wschodniego", tylko to najwyższa władza rozsadziła państwo. Państwo zaprogramowane w trybie oczekiwania bojowego, nagle miło stanąć w obliczu pokoju. Co z takim niezrozumiałym darem zrobić? Zawsze mieli walczyć, ślepo oddawać swoje życie ojczyźnie, bez zadawania pytań wykonywać rozkaz.  W ZSRR bycie żołnierzem to było najwyższe wyróżnienie, aż tu nagle Gorbaczow zerwał z potrzebą rozlewu krwi, zrobił rewolucję, bez wojska, jak mieli zareagować. Gorbi był był inny, odstający, nie z tej ziemi, dał im wolność z którą nie wiedzieli co począć. Nie nadawał się na cara. To nie ten kraj albo nie ten przywódca.
Na szczęście nastał Jelcyn, który pokazał swoją siłę dając rozkaz strzelania do swoich, to rozumieli. Chcieli takiego władcy, to znali, dodatkowo obiecał im, że ich poziom życia się nie obniży i nawet jak stało się inaczej (poziom runął w przepaść z wielkim hukiem), szybko o obietnicach zapomnieli, przecież nie pierwszy to raz.


Żaden uczony lub badacz nie potrafi wytłumaczyć fenomenu komunizmu radzieckiego, bezgranicznego i bezrefleksyjnego oddania partii, ślepej wiary w słuszność działań, w sprawiedliwość w niesprawiedliwości.
W książce zawarto takie słowa "Tylko człowiek radziecki może zrozumieć człowieka radzieckiego", a ja nie jestem tego taka pewna, bo często ten komunizm był dla nich zaskakujący, nieodgadniony, niezrozumiały, brutalny i niesprawiedliwy (co niektórzy zrozumieli po czasie). Dali się porwać pięknym hasłom, szczytnym ideom, uwierzyli w nowe szczęśliwe życie, bez ucisku, ogłupiania, wywyższania się, w równość, dobrobyt wszystkich, w kraj miodem i mlekiem kwitnący. Wierzyli, że "komunizm nastał na zawsze" jaśniejący i wszechmocny. Ich życie było proste, wystarczyło niewiele: jedna para butów, kurtka, spodnie, aby nie było zimno i nago. Choć byli i tacy, którzy mieli przebłyski, że "komunizm jest jak "suche prawo" - pomysł dobry, tylko nie działa". Zdarzali się tacy, którzy potrafili głośniej powiedzieć "...jestem szczęśliwy, że i wy komuniści, siedzicie tu tak samo jak ja i tak samo nic nie rozumiecie." Jak pojąć, może nie chcieli pojmować, szli jak owce za swoim pasterzem, bez instynktu, bez strachu, trzeba robić jak wódz każe.

Jak Stalinowi udawało się utrzymać tą fatamorganę tak długo, dlaczego poddało się jej tak wielu, dlaczego romantyczny naród zdolny był do takich strasznych czynów względem siebie. To pytania retoryczne. Czy rzeczywiście, jak mówi jeden z rozmówców, Rosjanom "Nie wolno ...dawać wolności. Bo wszystko spie....ą!" im "potrzebny jest strach. Bez strachu u nas wszystko w jednej chwili się rozwali". A może idealistów łatwiej omotać siecią wzniosłych ideałów, tych niewidzialnych ważnych celów aby tym łatwiej wmawiać im, że aby być szczęśliwym trzeba cierpieć niewygodę i znosić chwilowe niedogodności. Że aby osiągnąć szczęście trzeba użyć żelaznej ręki, twardych narzędzi, topora.

Rosjanie potrzebowali i potrzebują cara, który trzyma ich w ryzach, wali po głowie, wykorzystuje ich naiwność i siłę fizyczną aby budować jego wymysły.  Lubią być masą, za którą ktoś myśli i podejmuje decyzje, oddają dobrowolnie swoje życie w jego opiekuńcze batiuszkowe ręce. "To kraj Wschodu...Feudalny...", tu żadna demokracja nigdy nie miała racji bytu. Państwo nie edukowało i nie edukuje swoich obywateli , nie uczy dbania o siebie, nie dba o ich wychowanie społeczne, bo pewnie nie ma w tym interesu. Niech gnuśnieją w swoim pijaństwie, wspominają przeszłe wiktorie i "wielkość", żyją w majakach i zwidach, w swoim "romantyzmie" i dają się manipulować. Niech dalej się użalają i wychowują w tym duchu kolejne pokolenia, niech się zapijają i dadzą władzy spokój, bo ona ma ważniejsze sprawy na swoich barkach.

Autorka kończy książkę opowieścią młodej dziewczyny, studentki uczestniczki pokojowych demonstracji po wyborach na prezydenta Białorusi. Jej młodzieńcza naiwność, entuzjazm i wiara zostały podkopane po aresztowaniach, które zarządziła władza najwyższa. Jej przeżycia podczas pobytu w więzieniu, przesłuchiwania, metody śledczych, warunki w celach, zachowanie wojskowych przypomniały książki o Stalinie i komunizmie. Uświadomiły, że to wciąż jest żywe i może w każdej chwili wrócić, tym bardziej, że biedy i tęsknoty jest tak dużo.

Taka myśl mnie dopadła po lekturze tej książki, że nie da się czasów, zmiany, życia oddzielić kreską choćby nie wiem jak grubą, żeby nikt nie ucierpiał, bo życie to ciągłość. Przy wszelkich rewolucjach zazwyczaj są ofiary i zwycięzcy, czasami zdarza się łagodniejsza wersja, ale to rzadkość.

Zapadło mi w pamięci zdanie mężczyzny, którego jako chłopczyka wywieziono do obozu i wrzucono do grupy kryminalistów. Po latach powiedział żonie: "To jest jak w teatrze. Z sali widzi się piękną bajkę - posprzątaną scenę, świetnych aktorów, tajemnicze światło, ale kiedy trafia się za kulisy.... leżą kawałki desek, szmaty, niedomalowane, porzucone płótna... butelki po wódce...resztki jedzenia...Nie ma bajki. Jest ciemno...brudno...Mnie właśnie zaprowadzono za kulisy...ROZUMIESZ?".
A jak to wszystko przetrwał, co dało mu siłę i wolę do walki o jeszcze jeden dzień. Uratowała go duża ilość miłości, którą dostał od swoich rodziców, taki "współczynnik bezpieczeństwa", który wspiera w trudnych momentach. Pomyślałam sobie że to musiała być potężna dawka miłości.

"Uwaga zjadaczki chleba" mieszkanki wsi, samotnej listonoszki, podsumowuje trafnie całą tyradę: "A my tutaj, jakeśmy żyli, tak żyjemy. I za socjalizmu, i za kapitalizmu. Dla nas czy "biali" czy "czerwoni"-wszyscy jednacy. Trzeba doczekać wiosny. Posadzić kartofle..." i jakoś żyć, bo i tak żal umierać...

środa, 22 lutego 2017

Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach - Filip Springer



To kolejna książka Filipa Springera, która mnie zainteresowała i wciągnęła. Jej bohaterowie wzbudzili paletę uczuć. Treść przyniosła nową, nadzwyczaj ciekawą wiedzę. Czym bliżej byłam końca tym mniej mi się chciało jej czytać, bo miałam świadomość rozstania z nią. Dobrze, że autor napisał już kilka książek a mam nadzieję, że niejedna jeszcze przed nim... zatem z tęsknoty nie uschnę...

Autor wplata wypowiedzi bohaterów, rodziny i znajomych obojga artystów, jeździ w miejsca w których był Oskar Hansen i gdzie zostawił ślad swojej obecności, min. Finlandii, Poznaniu, Lublinie. Zamieszkuje na osiedlu "dziecku" Hansenów w Warszawie czyli Przyczółku Grochowskim.

A teraz o bohaterach - o Zofii i Oskarze Hansenach - którzy byli dla mnie wyjątkowymi ludźmi, twórcami, wizjonerami, o szerokich horyzontach i planach. Kochającymi siebie, bardzo się wspierającymi i oddanymi sobie. Byli nowatorami w architekturze i pionierami w budowaniu świadomości o nowym budownictwie i przestrzeni publicznej.
Zanim się poznali i założyli wspólnotę rodzinną byli ludźmi z różnych światów, on pół Norweg pół Rosjanin obywatel polski, ona Polka z Mazowsza. Oboje ukończyli Wydział Architektury na Politechnice Warszawskiej. Oboje byli ludźmi oddanymi pracy, marzycielami, niezwykle zdolnymi, otwartymi i ciekawymi świata. Po studiach ona pracowała w Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, gdzie pod okiem doskonałych architektów mogła rozwijać swoje zdolności w duchu spółdzielczości. On zaczepił się w Zakładzie osiedli Robotniczych, choć niedługo po tym wyjechał na stypendium do Paryża gdzie poznawał nowe trendy w architekturze, uczył się malarstwa, korzystał z wiedzy mistrzów Formy Otwartej - której był oddany. Po powrocie dzięki protekcji profesora ASP dostaje tam posadę wykładowcy.

Czym tak naprawdę fascynowali się Hansenowie, czym była ta forma otwarta. Podstawą idei formy otwartej jest założenie, "że przestrzeń należy projektować w taki sposób, by widz był jej podmiotem, nawet przez samą w niej obecność, to ludzie wkraczający w formę otwartą, tworzą zdarzenia, dla których artysta przygotował tylko skromne tło". To swoista rama, którą wypełnia człowiek. Hansenowie chcieli, aby przy projektowaniu byli obecni przyszli użytkownicy przestrzeni, aby mieli realny wpływ na swoje najbliższe otoczenie. Tego przykładem były dwa bloki zbudowane na Rakowcu (osiedle w Warszawie). Mieszkania w blokach powinny dawać możliwość zmiany ścian wewnętrznych w zależności od potrzeb mieszkańca. Przeciwstawiali się uproszczeniom, które zabijały podstawowe treści mieszkania, domu czy osiedla. Buntowali się przeciwko przedkładaniu ilości nad jakość.

Wizje i założenia architektów były na tyle nowatorskie, że wręcz niezrozumiałe i choć doceniane to rzadko wdrażane do realizacji. Ich prace i projekty wyprzedzały czasy, możliwości realizacyjne i materiałowe. Padły też na grunt zamknięty albo kraj, który miał już jasno i sztywno wytyczone cele tworzenia budynków i budowli. Byli idealistami, pasjonatami i chyba trochę błędnymi rycerzami, zwłaszcza pobudliwy i apodyktyczny Oskar. Zofia była opanowaną realistką, to ona tonowała i objaśniała niejednokrotnie projekty Oskara, czym je ratowała przed skreśleniem. On cenił jej trzeźwe spojrzenie i zawsze podkreślał jej współudział w pracach.

Dla mnie oboje byli fascynującymi postaciami, niezwyczajnymi ludźmi, światłymi mentorami, skromnymi i oddanymi ideałom patriotami. Pani Zofia po przeczytaniu Żeromskiego całe życie marzyła o szklanych domach, czym była mi bliska, bo ja też o nich marzyłam, niemniej ona mogła te wizje wdrożyć w życie, a ja z braku talentu nie. Była realistką, mądrą i stonowaną kobietą, utalentowaną i ciekawą osobą, oddaną swojej pasji. Też bym tak chciała.
Oskar Hansen to niezwykły człowiek, otwarty umysł, pasjonat, niezrozumiały przez większość otoczenia.
Hansen udzielał się w Skandynawii, zarażał swoją wizją Formy Otwartej, co akurat tam trafiło na grunt i znalazło naśladowców. Ciekawi mnie dlaczego, jakie zmienne zadziałały. Mam wrażenie, że współcześnie  idee Hansenów znalazły naśladowców wśród twórców Ikea?
Bardzo mnie zainteresowało ich wizjonerstwo Formy Otwartej, często o niej myślę w różnych aspektach i kontekstach.

niedziela, 19 lutego 2017

Beniamin: Mam Super Mamę - Lazai Stefanie



Trafiła w nasze ręce bardzo specjalna książka, przybliżająca chorobę SM czyli stwardnienie rozsiane dzieciom. Bohaterem jest Beniamin, którego mama choruje na SM.
Beniamin przedstawia swoją rodzinę, opisuje dom w którym mieszka i szczegółowo przybliża chorobę swojej mamy czytelnikowi, robi to w sposób bardzo prosty i zrozumiały także dla młodszych dzieci (od 5-6 lat).
Opisuje swój strach i niepewność w związku z chorobą mamy, swoje spostrzeżenia, wątpliwości i rozterki.
Szczęśliwie dla Beniamina z tymi swoimi uczuciami nie pozostaje sam, bo ma bliskich, którzy całą sytuację związaną z chorobą mamy starają się mu przybliżyć w sposób jasny, spokojny i adekwatny do jego wieku. Jego mama tłumaczy mu co się z nią dzieje, czego potrzebuje, jak można jej pomóc i że jej choroba nie jest niczym nadzwyczajnym, bo przytrafia się też innym ludziom. Także pozostali domownicy i bliscy włączają Beniamina do całości sprawy właściwie do jego dojrzałości, tłumaczą, pokazują i wspierają. Dają mu wyraźnie do zrozumienia, że nie jest z chorobą mamy  sam. Także jego mama otoczona jest życzliwą i adekwatną do jej stanu pomocą. Chłopiec uczestniczy w pełni w chorowaniu mamy np. jedzie z nią na badanie. Trudna dla chłopca jest rozmowa o chorobie mamy z osobami spoza rodziny, ale otwartość jego przyjaciela i nauczyciela pokonują i ten lęk. Jest dumny z siebie i ze swojej mamy, która powraca do stanu sprzed nawrotu choroby.

Książka jest warta przeczytania, bo w bardzo przystępny sposób wprowadza w chorobę rodzica. Pokazuje przede wszystkim, że choroba może zdarzyć się w rodzinie i jak warto do niej podejść. Wyjaśnia najważniejsze aspekty choroby. Pokazuje emocje dziecka i jego zachowanie. Atmosferę i zachowanie innych ważnych osób w rodzinie. Najbardziej odpowiadała mi naturalność z jaką autorka opisała trudną chorobę. Ciekawe ilustracje dopełniały historię. Bardzo przypadła nam do serca ta ciepła i ciekawie napisana książka.

sobota, 18 lutego 2017

Sama. Listy z piwnicy - Grzegorz Kasdepke



I jeszcze jedna książeczka z serii Poczytajki/Pomagajki.
Tym razem jakoś trudno nam się czytało, bo też forma - listy do zabawek i zachowanie i opis mamy były nowe dla nas. Dziecko, tak zawsze zainteresowane lekturą, nie chciało już czytania tejże a nawet przestraszyło się.

Temat trudny, bo Kasdepke zajął się rozstaniem rodziców, ich emocjami po rozpadzie związku i sytuacją w domu. Trudna dla wszystkich, nowa, tak inna codzienność przytłacza małą dziewczynkę, rodzi strachy i ucieczkę w świat zabawek. Mama sama nie może jeszcze odnaleźć spokoju po rozwodzie, więc działa chaotycznie i niezrozumiale zwłaszcza dla małej dziewczynki.
Dziewczynka bardzo się boi, a swoje strachy przelewa na listy do swoich starych zabawek, wyrzuconych przez mamę do piwnicy. Tęskni za nimi, bo przypominają jej o rodzinie, która się rozpadła. Tęskni za tatą....

Dobrze, że mama wreszcie dochodzi do siebie na tyle, że dostrzega co dzieje się z jej córeczką, powracają zabawki z piwnicy, tata ma zadzwonić wieczorem a nawet wkrótce przyjechać do niej. Mama znowu staje się bliska i kochana. Dziewczynka ma nadzieję, że stare zachowanie mamy już nie wróci...

Ważny temat, ale chyba forma dla młodego czytelnika zbyt skomplikowana?

Gaduła - Barbara Kosmowska



Z serii Poczytajki/Pomagajki, książeczka o dziewczynce, której buzia się nie zamykała. To historia czasem śmieszna, czasem wzruszająca.
Julka lubi dużo, a nawet bardzo dużo mówić, ma tego świadomość, nie umie nic z tym zrobić, ale chyba nawet to lubi i akceptuje. Ogólnie bohaterka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, świadoma swojego gadulstwa, nie robi sobie z tego powodu "wyrzutów". Poza tym prócz gadulstwa, które może przeszkadzać tak gadule jak i słuchaczom Julka była zbiorem mnóstwa zachowań i cech miłych, min. empatyczności, zainteresowania innymi, niesienia pomocy słabszym, uważności, życzliwości, inteligencji, sporej wiedzy na tematy różne.

Okazało się, że jej mówienie może pomóc osobom, które odrzucane są przez "silnych" w grupie, tylko dlatego, że są nowe, nieśmiałe, itp. Julka potrafi dostrzec trudne zachowania i relacje i swoją wrodzoną umiejętnością rozgadywania spraw rozładować atmosferę. Ratuje to czasami słabszych, może uczy tych silniejszych. Ale co najbardziej istotne integruje grupę do wspólnych i ciekawych działań, znajduje rozwiązanie problemu i rozładowuje niemiłe emocje...

Mnie ta bohaterka bardzo przypadła do serca, może kogoś mi przypomina, kogoś bliskiego:)

Nieśmiałek - Sylwia Chutnik


Kolejna książeczka z serii Poczytajki/Pomagajki, tym razem Sylwii Chutnik.
Przyjemna książka o nieśmiałości, która może być kłopotliwa dla jej posiadacza, bo go krępuje a czasami nie pozwala rozwijać się.
Bohater tej książeczki to pierwszoklasista, dla którego pójście w nowe, szkolne środowisko było trudnym przeżyciem. Bał się nowych i obcych więc odsunął się od kolegów, na bezpieczną odległość - "do kątka". Skoro nie chciał być zauważanym, to mało kto go zauważał. Dzieci się z nim nie bawiły, słyszał wyśmiewanie a to sprawiało, że czuł się odrzucony i samotny.

Ale Nieśmiałek w bezpiecznym środowisku czuł się bardzo swobodnie, był wręcz gadułą. Był też bardzo dobrym uczniem, zwłaszcza z matematyki, która była jego ulubionym przedmiotem. Pewnego razu, właśnie na matematyce pani poprosiła go do tablicy aby rozwiązał zadanie. Okazało się, że skrępowany tym wywołaniem Nieśmiałek nie może ruszyć nawet ręką i nie rozwiązał zadania. Ale to samo zadanie zapisane na kartce rozwiązał w oka mgnieniu. Na szczęście dla Nieśmiałka zobaczyła to jego pani i pełna zrozumienia zwolniła go z wywoływania do tablicy. Nieśmiałkowi taka informacja dodała skrzydeł, otworzyła przed nim pokłady śmiałości...

Każdy z nas jest inny, niepowtarzalny, jedyny, jakiś, ważne aby znaleźć tego aprobatę, zrozumienie a najważniejsze samoakceptację.

czwartek, 16 lutego 2017

Stryjeńska. Diabli nadali - Angelika Kuźniak


Przeczytana na potrzeby DKK.

Czekałam na książkę w długiej kolejce w bibliotece, aż tu nieoczekiwanie miałam ją przeczytać na potrzeby dyskusji w DKK. Jednym słowem udało mi się...

Autorka zebrała materiał, ubrała w słowa, okrasiła zdjęciami prac i wieloma dokumentami, wplotła zapiski i wypowiedzi bohaterki oraz postaci z najbliższego otoczenia. Pozostawiła ocenę postaci czytelnikowi, oczywiście jeśli takowej będzie chciał dokonać. Książka wciągnęła mnie stylem autorki i zawartą historią Zofii Stryjeńskiej.

Bohaterka książki to dla mnie wielobarwna postać nie tylko ze względu na uprawiany zawód - malarstwo, ale także na życie osobiste. Chociaż ta wielobarwność w życiu osobistym to raczej ciągły niepokój emocjonalny i egzystencjalny, gonitwa za pieniędzmi i za sztuką, rozedrganie uczuciowe matki i córki, niespełnienie w miłości partnerskiej. To kobieta, która tworzyła w sobie i wokół siebie dużo szumu, chaosu i hałasu, nie pozostawiając w odbiorcach obojętności. Była zauważalna i pamiętana, choć jej postać pozostawiała zdecydowane wielorakie uczucia.

Jest przykładem rasowej artystki rozdartej pomiędzy sztukę a życie osobiste. Uczucie do męża było tak silne, że wręcz pętające i przeszkadzające. Karol Stryjeński - miłość jej życia, też artysta, potrzebował uwagi i wsparcia, zaś Zofia która potrzebowała tego od niego, nie mogła spełnić jego oczekiwania. Mąż nie wytrzymał, chciał się uwolnić ze związku, posunął się nawet do umieszczenia jej w szpitalu psychiatrycznym. Małżeństwo się rozpada, co podkopuje sytuację życiową i uczuciową Zofii.
Dzieci albo kochane albo odrzucane, przeszkadzające w tworzeniu a z drugiej strony ciągle rozpamiętywane i bliskie sercu i duszy. Jako artystka nie miała czasu dla dzieci, jako matka bolała, że nie może im zapewnić bytu materialnego i dać im chociaż takiego wsparcia. Potrzebowała "ogrzać się i poczuć człowiekiem pośród ciepłych serc", ale nie mogła oddawać się uczuciom macierzyńskim podczas pracy, bo "wytrącały jej pędzle z ręki". Artystka miota się pomiędzy swoim natchnieniem, zamówieniami, propozycjami, pomysłami a obowiązkami jakie ma wobec najbliższych. Kiedy sypie się rodzina chaos uczuciowy także rośnie. Nie umie odnaleźć spokoju, jest samotna w swoim oddaniu sztuce, niemniej potrzebuje wsparcia i ciepła rodzinnego, miłości męża i dzieci - a tego nie ma...

Czytając książkę przeżywałam paletę emocji. Zofia Stryjeńska pozostawiła po sobie trwały ślad w moim patrzeniu na artystów i artystki. Patrzyłam na jej twórczość z zachwytem i zazdrością, na jej wizje twórcze z oczarowaniem, na jej dylematy i rozdarcie ze zrozumieniem i współczuciem. Na jej tęsknotę za dziećmi z żalem i smutkiem. Na chaotyczne działania z politowaniem i rozdrażnieniem, a czasami z chęcią pomocy i opieki.

Niewątpliwie dla mnie to osoba nietuzinkowa, utalentowana, pracowita i twórcza. Wizjonerka. Stryjeńska to też postać tragiczna, nieporadna życiowo, samotna uczuciowo, rozdarta emocjonalnie. Nie umiała sobie poradzić z zapleczem materialnym, ale też nie chciała innych słuchać i nie chciała pomocy w tej sprawie.
Nie wiem czy zdiagnozowana pod koniec życia schizofrenia towarzyszyła jej przy końcu jej drogi życiowej czy zaczęła się dużo wcześniej. Długotrwała choroba weneryczna też pozostawiła trwały ślad w jej organizmie. Niemniej miałam wrażenie, że artystka jest bardzo samotną, smutną i zaniedbaną emocjonalnie osobą. Ona sama nie umiała dbać o siebie, ale też nie dopuszczała innych aby jej tej pomocy udzielili, często wręcz swoim charakterem i/lub zachowaniem odstraszała ludzi.
Ta historia kolejny raz pokazuje, że nie można mieć wszystkiego, że gdzieś tej materii nie starcza i że to  każdy z nas odpowiedzialny jest za swoje życie.
Bardzo ciekawa książka o arcy interesującej artystce i patriotce.
Autorka tą pozycją zachęciła mnie do sięgnięcia po jej inne książki.

Na koniec cytat z książki:
"... dlaczego tak bardzo interesują ją tematy ludowe. Odpowiedziała, że to proste - "tam jedynie znaleźć jeszcze można barwę".

Moje ciało należy do mnie! - praca zbiorowa



Bardzo prosto i logicznie pokazano jak dziecko ma dbać o siebie i swoje ciało. Innymi słowy temat wykorzystywania seksualnego podany w zrozumiały sposób dla małego dziecka.
Jakie zachowanie jest naturalne i dopuszczalne a jakie powinno w dziecku budzić wątpliwość albo wręcz niezgodę. Kto i w jaki sposób może dotykać dziecko. W jakich sytuacjach dziecko powinno być czujne i jak powinno i/lub może informować innych o swoich odczuciach i niezgodzie na dotykanie.
Książka podaje gotowe odpowiedzi jakich może udzielać dziecko jeśli nie zgadza się na bliższy kontakt z inną osobą.
Uświadamia dziecku, że ma prawo nie zgadzać się i szukać pomocy.
A przede wszystkim pokazuje, że dziecko to od początku niezależny byt, który należy szanować fizycznie i psychicznie.
Książkę opracowali specjaliści z Niemieckiego Towarzystwa Planowania Rodziny w trosce o dobro i ochronę dziecka.

Przestańcie sie kłócić!... - Dagmar Geisler



To książka dla dzieci o emocjach a dokładnie o złości, która towarzyszy człowiekowi a nawet jest pomocna. Żeby wiedziały, że wszystkie emocje (pozytywne i negatywne) są naturalne człowiekowi. Oczywiście potrzebne jest też zrozumienie tychże i wypośrodkowanie, ale to już inna kwestia.

Książka pokazuje jak dziecko rozpoznaje emocje (w opisywanym przypadku złość) po mimice twarzy i postawie werbalnej i niewerbalnej rodziców. Jakie wysnuwa przemyślenia, wyraża emocje i zachowania. Opisuje jak rodzice przeżywają uczucie złości i okazują ją sobie wzajemnie.

Autorka pokazała to w sposób bardzo prosty i dostępny. Zachowanie rodziców i ich postawa względem emocji została pokazana czytelnie i pro wychowawczo, dlatego polecam tę książkę. Zapewne książek podobnych można znaleźć sporo na rynku, ale nam akurat ta trafiła w ręce i zyskała naszą akceptację w temacie złości:)

Arcybolek - Joanna Olech



Doczekaliśmy się kolejnych książek z serii Poczytajki - Pomagajki.
Tym razem historia Bolka, przedszkolaka - starszaka, który bardzo potrzebuje akceptacji i przyjaźni. Chłopca, którego tata jest osobą nadużywającą alkoholu, co pisarka podała w bardzo zawoalowany sposób. Autorka użyła języka, który początkowo trudno nam było zrozumieć, ale końcem końców udało się.
Historia pokazała nam ponownie prawdę, że nie wolno nikogo oceniać i nikogo skreślać; warto się poprzyglądać, zapoznać, rozpoznać, wreszcie poznać kogoś aby móc powiedzieć dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej...

Bolek często się złości, zachowuje denerwująco, ale to chłopiec który poszukuje akceptacji, potrzebuje zainteresowania zarówno rówieśników jak i dojrzałych dorosłych. Czuje się samotny, opuszczony, nie ważny, a wszystko dlatego, że ma rodzica alkoholika. Już wie, że nie ma wielu rzeczy i nie może ich mieć bo tata by je sprzedał za alkohol. Wie, że nie ma co oczekiwać pochwały i nagrody od swojego rodzica...

Ale ma szczęście, bo jego talent zainteresował tatę koleżanki. Jest to zainteresowanie, które od zawsze marzyło się Bolkowi. Dostaje wsparcie techniczne, emocjonalne i materialne i jest to jak najbardziej szczere. Bolek umie się zaangażować i odwzajemnić uczucia.
Bolek to artysta malarz z wrodzonym talentem, który to dar dostrzega właśnie tata koleżanki. Zachęca Bolka do rozwijania talentu i wspiera go w tym. Namawia do wzięcia udziału w konkursie przedszkolnym...

Historia warta przeczytania i przedyskutowania  z dzieckiem.

niedziela, 12 lutego 2017

Lew. Bajka o dwóch królach - Elżbieta Zubrzycka



To kolejna książka Elżbiety Zubrzyckiej, którą przeczytaliśmy.
Kiedy sięgam po książki tej autorki jestem spokojna o ich wartość, bo to autorka ze wszech miar kompetentna, aby pisać książki terapeutyczne dla dzieci. Oczywiście czasami książka podoba nam się bardziej a czasem mniej, niemniej warto zajrzeć do każdej.

Książka o Lwach pokazuje i uświadamia jak często przyzwyczajenie do rozsądnego, spokojnego i sprawiedliwego władcy rodzi wygodnictwo, "nudę", a może i gnuśność. Ten władca to dla mnie tylko symbol - ludzi, spraw, zachowań albo rzeczy.

A oto i historia:
W pewnej krainie rządził stary król: opiekuńczy, serdeczny, sprawiedliwy, pokojowo nastawiony, czuwający nad bezpieczeństwem swojej krainy i jej mieszkańców. Pod jego rządami wszyscy żyli spokojnie, szczęśliwie, radośnie, nie znając wojen i niepokojów. Panowała równość i braterstwo, jednakowe prawo obowiązywało każdego. Dzieci bawiły się beztrosko i dorastały w przyjaznym otoczeniu. Było tak sielsko, że czasami aż "nudno".
Pewnego dnia do tej rajskiej krainy wkroczył młody, buńczuczny lew i choć stary lew przyjął go serdecznie, przybysz butnie wyzwał go na pojedynek, którego wynik miał wskazać nowego króla. Stary król był zdziwiony postawą swoich poddanych, bo nie wykazali żadnego zainteresowania wsparciem jego racji! Jedni byli oczarowani młodym, inni zszokowani, zaskoczeni lub bierni. Taka postawa dawnych przyjaciół miała niestety wpływ na wynik pojedynku - opuszczony stary król został pokonany i przegnany z ukochanej krainy.
Młody władca szybko znalazł popleczników, którzy wraz z nim przejadali zapasy pozostałe po poprzednim władcy. Król i jego "bliscy" współpracownicy żyli beztrosko, nonszalancko, bawiąc się nocami a we dnie odpoczywając. W państwie panował chaos, bałagan, niesprawiedliwość i brutalność. Król nakazał zwierzętom sprzątać swoim "dobroczyńcom", gotować, prać, itd. Sztucznie stworzył rasę panów i służących.
Zwierzęta pomne na dawne rządy postanowiły się zbuntować i wysłały do nowego króla przedstawiciela - pumę. Król zakazał buntów i zapowiedział kary dla buntowników.
Zwierzęta jednak nie ustawały w szukaniu rozwiązania dla położenia w jakim się znalazły. Jednogłośnie orzekły, że trzeba odnaleźć starego króla, przeprosić i poprosić o powrót. Nie było to łatwe, ale choć smutny i rozżalony, król nie był głuchy na prośby swoich poddanych i dał się przekonać do powrotu. Kiedy zobaczył go młody lew wezwał go na pojedynek, ale tym razem wszystkie zwierzęta stanęły za swoim starym królem, także i "najbliżsi" poplecznicy młodego króla.
Prawowity król i jego poddani przedyskutowali ostatnie wydarzenia i postanowili zmienić pewne zachowania i obowiązki w królestwie - teraz wszyscy dbali o swoje królestwo, król troszczył się o dobro swoich poddanych a oni pomagali królowi w czym tylko mogli.
Młody lew bardzo skorzystał na tej lekcji, zobaczył, że "poplecznicy" są blisko tylko wtedy kiedy mają z tego przywileje, że jeszcze wiele się musi nauczyć, że warto korzystać z wiedzy starszego, doświadczonego i życzliwego.

Historia o lwach przypomina o niezwykle istotnych sprawach, min o dbałości o to co dobre wokół. Jakże często nie doceniana jest ta sprawdzona rutyna a ciekawi to co nie znane, zabawne, głośne, inne. Autorka pokazuje jak trzeba być rozważnym przy dokonywaniu wyborów w nawiązywaniu przyjaźni, łączeniu się w pary czy oddawaniu głosów.
Oczywiście ciekawość jest naturalna i dobrze jest poszukiwać różnych rozwiązań, niemniej trzeba być bardzo uważnym i cierpliwym, rozważać sprawy pod różnymi kątami, aby nie zaprzepaścić tego co dobre, zdrowe i wartościowe.

niedziela, 5 lutego 2017

Seria Kraina Uważności - Agnieszka Pawłowska


Seria Kraina Uważności

Przybliżę trzy książki napisane przez Agnieszkę Pawłowską dla dzieci w wieku 6-13 lat. Może nie są to łatwe książeczki, ale warto je przedyskutować z dzieckiem nawet z tym starszym.

Co to takiego ta "Uważność", kolejne modne i nowe podejście do samego siebie. A może całkiem stare tylko zatracone w tym biegu po... no właśnie po co, za czym ludzie tak gonią, że zapominają o najważniejszym - o sobie. Otóż, to nic innego jak skupienie swojej uwagi na sobie, na tym co dzieje się we mnie i wokół mnie. Na tym co się dzieje tu i teraz  w doznaniach, myślach i emocjach.
Ważne aby ta uwaga skierowana na siebie była nieoceniająca, akceptująca swoje aktualne zachowania.
Efektem tych umiejętności jest pełniejsze odczuwanie swoich reakcji a tym samym zmniejszanie fizycznych i emocjonalnych objawów nieprzyjemnych odczuć. W Uważności ważny jest każdy oddech, bo to on jest podstawą naszego życia, dlatego należy to robić należycie, ze skupieniem i świadomością.

Właśnie o tym są książki autorki, opisane tak aby dzieci zrozumiały przesłanie i od młodych lat uczyły się zdrowych podstaw życia.
Tyle teoria, bo wiadomo że w codzienności gubimy tą mądrość, niemniej zawsze warto do niej wracać.

Szczurek Rysio bardzo lubił jeść, właściwie nieustannie, robił to bezwiednie i nie lubił się z nikim dzielić. Koledzy przestali się z nim bawić, czym poczuł się odrzucony przez grupę,  swoje żale zajadał coraz większą ilością jedzenia. Znana lawina niekorzystnych zachowań. Rodzice zaczęli martwić się jego zachowaniem i zaczęli chować przed nim jedzenie, nie zrażało go to jednak, bo zawsze znalazł jedzenie.
Miał szczęście, bo na jego zachowanie zwróciła uwagę Pani nauczycielka. Uświadomiła Rysiowi, że zjadł chipsy, o czym nie miał pojęcia, wytłumaczyła dlaczego tak się stało i co można zrobić aby w przyszłości takie zachowanie nie miało miejsca. Pokazała mu jakie zmysły uruchamia uważne jedzenie, albo odwrotnie jak jedzenie działać może na jego zmysły.
Nauka Pani Sowy poskutkowała tym, że Rysio polubił jedzenie, ale teraz traktował je uważnie pod każdym względem. Tworzył dania i serwował je rodzicom i kolegom w szkole. Dzięki uważnemu spojrzeniu w siebie zmienił też podejście innych do siebie.

A teraz historia o Nietoperzycy Kaji, która to była bardzo nieśmiała i uważała się za dziwoląga. Bardzo pragnęła kontaktu z innymi, ale jej natura nie pozwalała na to, o czym Kaja zapomniała? Brak przyjaciół a tym samym samotność rodziła lęki i złość na siebie. Do czasu aż pewnej nocy spotkała Kotkę Wiktorię, która zachwyciła się nią i pomogła jej odkryć w sobie piękno.
Podarowała jej cztery kamyczki z rysunkami: góry, kwiatu, jeziora i nieba. Nauczyła jej medytacji i właściwego odbioru samej siebie począwszy od prawidłowego oddechu. Kaja dowiedziała się, że jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, a "to, w jaki sposób o sobie myśli, zależy tylko od niej." Poczuła ulgę i szczęście.

Poznawanie siebie i swojego ciała to prosta droga do Uważności na siebie i drugiego człowieka o czym opowiada historia Tygrysa Erwina. Był on fanem sportu, który wprost uwielbiał i któremu poświęcał każdą chwilę. Był najlepszy i lubił być najlepszy, koledzy byli mu potrzebni aby go podziwiać, ale oni mieli coraz mniej ochoty na bycie tylko widzami, chcieli wspólnie się bawić.
Początkowo Erwinek obraził się na nich i ćwiczył sam, ale coraz bardziej zaczęła mu dokuczać samotność, dopadały go przytłaczające myśli, brakowało powietrza.
Na szczęście we właściwym momencie zjawił się jego przyjaciel Lew Staszek, który opowiedział mu o swoich zmaganiach z niemiłymi emocjami, które kiedyś zabierały mu radość życia. Dowiedział się jednak, że tak nie musi być i opowiedział Tygryskowi o drodze do odzyskania spokoju i radości.
Tygrysek robił wszystko to co Lew, "podążał" za jego głosem i działaniem, wczuwał się w siebie coraz bardziej świadomy i uważny. Widział siebie nowego i nie wierzył własnym zmysłom, czuł się jak nowo narodzony. Zauważył też, że wspólne bieganie i zabawa są o wiele przyjemniejsze.
Dzięki ćwiczeniom Uważności stał się wyjątkowo lubianym sportowcem.

Chęć poznawania siebie ćwiczona od dziecka skutkuje samorozwojem na najwyższym poziomie, ale też otwartością na innego człowieka. W tym szybkim i konkurencyjnym świecie uważność na siebie jest po prostu zdrowa i tego te książki uczą. Myślę sobie, że to książki nie tylko dla dzieci, ale też dla dorosłych którzy będą je czytać swoim pociechom. Można poćwiczyć razem, zawsze to łatwiej i przyjemniej. Polecam, czekamy jeszcze na dwie pozostałe...

sobota, 4 lutego 2017

Wiza do Iranu - Artur Orzech



Jeśli czytelnik sięgając po książkę Artura Orzecha sądzi, że dowie się jak to autor podróżował po Iranie i omawia odwiedzane zakątki to srodze się zawiedzie.
Motywem powracającym jest "zdobywanie" wizy do Iranu, zaś 95% książki poświęcona jest Iranowi ogólnie i szczegółowo: historii tego kraju, jego społeczeństwu, charakterystycznym ciekawostkom. Autor zamieścił także sporo wspomnień o sobie w kontekście studiów iranistycznych na UW. W książce znalazły się ładne zdjęcia wykonane przez żonę autora.

Starał się być delikatny i skupiał się na jasnych stronach kraju, w mojej opinii czasami nawet za bardzo. Czasami wchodził w rolę poważnego eksperta, do czego pewnie upoważniły go skończone studia i zdobyte doświadczenie. Niemniej i tak miałam wrażenie, że dużo lukru było w jego opiniach, zwłaszcza w tej, że Iran jest trzecią drogą i że wszystko przed nim.

Autor wprowadził trochę chaosu do swojej książki, np. przerywając nagle opowieść, sytuację, bohatera i powracając do wątku w kolejnych rozdziałach, nie budziło to bynajmniej napięcia i ciekawości, czasem przeszkadzało a nawet lekko irytowało.


Autor przybliżył Iran patrząc na niego przez pryzmat kobiety i mężczyzny, ich roli i pozycji w Iranie oraz tego co między nimi zdarzyć się może - miłości. Przy czym miłość w Iranie to zagadnienie bardziej skomplikowane niż w wielu innych krajach. Jest jej oficjalna wersja, usankcjonowana przez duchowego przywódcę oraz prywatna, mocno odbiegająca od nakazów. Miłość w Iranie to sfera prywatna a jednocześnie bardzo dokładnie opisana przez prawo. O miłości pięknie piszą wielcy Irańscy poeci i czytają młodzi i starsi. Miłość w postaci cielesnej to już nie tylko jej dopełnienie, ale też broń przeciwko władzy. To też rodzaj buntu przeciwko głębokiemu wnikaniu władzy w prywatność człowieka, do którego uciekają się młodzi zwłaszcza dobrze sytuowani Irańczycy.
Iran to też religia - islam w odmianie szyickiej, która wyznacza życie mieszkańców tego kraju, to też długa historia z której są niezwykle dumni (tej dumy będąc w Iranie byłam świadkiem).

Na końcu książki autor zamieścił własne tłumaczenia wierszy min. Hafeza.


Podsumowując, polecam książkę jako zbiór istotnych fragmentów wiedzy z zakresu historii państwa, obyczajów w tym roli przypisanej  mężczyznom i kobietom oraz miłości w czasach rewolucji religijnej i obecnie. Może być to ciekawa lektura dla osób, które chcą dowiedzieć się ważnych podstawowych informacji o państwie Iran.

piątek, 3 lutego 2017

Dokuczalska - Joanna Fabicka



Kolejna książka z serii Poczytajki Pomagajki.

Tym razem książeczka o dziewczynce Amelce, która bardzo lubi chodzić do przedszkola, bo lubi i może tam dokuczać innym dzieciom. Robiła to z taką radością i zaangażowaniem jakby to było jej hobby.
Dokuczała wszystkim nawet pani wychowawczyni. Dzieci bały się jej, uciekały i chowały się przed nią. Robiła im psikusy i niemiłe niespodzianki.
Kiedy to pewnego dnia obmyśliła plan podrapania Zosi, ręce zbuntowały się i zaczęły drapać ją. Miały dość jej rozkazów i postanowiły, hm ... ukarać ją, pokazać jej gdzie ich właściwe miejsce i do czego tak naprawdę służą.
Uciekły od niej, pozostawiając ją bezradną, smutną i samotną.

Robiły straszne spustoszenie w mieście: pogilgotały kierowcę autobusu i o mało nie spowodowały wypadku, podeptały kwiaty na łące, pobawiły się w chowanego w koronie drzewa, przy okazji postrącały niedojrzałe kasztany, udawały widelce w restauracji, itd...
Amelka zrozumiała, że bez rąk nie da sobie rady i wtedy tylko pomoc innych zapewniła jej spełnienie potrzeb. Pojęła też, że używała swoich rąk do niewłaściwych czynów i że robienie komuś krzywdy boli.
Na szczęście dla Amelki ręce wróciły do niej, z czego była ogromnie rada. Ale po tej przygodzie nie dokuczała już nikomu.

Historia ciekawa, ale też nieco straszna dla dziecka. Mnie samą zaskoczył pomysł autorki i chwilę mi zajęło jego zrozumienie. Moje dziecko było skonsternowane i "zadziwione" pomysłem i możliwością rąk. Chyba taka wizja autorki ukarania bohaterki przerasta możliwości percepcji i zrozumienia przez mniejsze dzieci.
Dlatego książeczkę polecam na własną odpowiedzialność.

Zmyślacz - Eliza Piotrowska



Książka z serii Poczytajki Pomagajki.

To książeczka o Pawle, który aby pozyskać zainteresowanie i akceptację kolegów wymyślał nieprawdopodobne historie.
Kiedy koledzy odkryli, że jego historie to fikcja a na dodatek, że Paweł nie ma taty zaczęli mu dokuczać. Paweł zawstydził się tak bardzo, że przestał mówić cokolwiek. W klasie nie było już słychać barwnych opowieści i śmiechu jako reakcji na nie. Było szaro, buro i ponuro. Napięcie było tak duże, że Paweł nie chciał chodzić do szkoły.
Na szczęście Pani wymyśliła, że na zakończenie szkoły klasa przygotuje przedstawienie, nie takie zwykłe, ale o sobie. Trzeba napisać scenariusz, co okazuje się niełatwe, bo do tego potrzebny jest ktoś z wyobraźnią, czyli ... Paweł. Ten zgodził się napisać takowy i powstała najlepsza sztuka na zakończenie roku.
Paweł dostał gratulacje od taty kolegi a także cenną informację, że nie tylko on nie ma taty i że takie rzeczy się zdarzają.
Wesołe pożegnanie końca roku, przyniosło kolejne zamówienie na scenariusz przedstawienia, tym razem Bożonarodzeniowego:)

Ta historia, też nam się podobała. Była zrozumiała i przybliżała ważną sprawę kiedy to dziecko nie ma jednego z rodziców. Książka porusza temat do dyskusji z dzieckiem. Polecam.

Nowa w przedszkolu - Katarzyna Pruchnicka




Książeczka z serii Poczytajki Pomagajki.

Książeczka opowiada historię Zuri, która pierwszy raz idzie do przedszkola. Jej mama pochodzi z Afryki, dlatego dziewczynka ma inny kolor skóry niż zwyczajowo dzieci w Polsce.
Kiedy Pani przedstawiła dzieciom Zuri, większość była nią zainteresowana, zaciekawiona, miały mnóstwo pytań. Jeden chłopczyk nie wykazał życzliwego zainteresowania tylko pogardę, arogancję, brak szacunku. Wymyślił niemiłe powiedzonka, czym niestety przyciągnął zainteresowanie dzieci. Zuri została samotna, odepchnięta przez resztę grupy a kiedy przyszła po nią mama powiedziała, że nie chce przyjść więcej do przedszkola.
Niemniej mama z panią wychowawczynią obmyśliły plan na kolejny dzień.
Następnego dnia dzieci weszły do swojej sali i znalazły się w ... wiosce afrykańskiej. Zupełnie nowe doznania zaskoczyły dzieci. Ciepłe i pachnące ciastkami afrykańskimi pomieszczenie pełne było egzotycznych instrumentów i masek. Dzieci były oczarowane, nawet niemiły kolega przyznał, że Afryka może być interesująca i przeprosił za swoje zachowanie.

Kolejna ciepła i mądra książka o ważnych sprawach. Pokazuje dzieciom jak ciekawi mogą być ludzie pochodzący lub mający korzenie w innym kraju i innej kulturze. Jak w ciekawy sposób przekonać dzieci do innej kultury. Ważne, żeby nie pozostawać biernym na pojawiające się problemy i niezrozumienie.

Chorowitek - Agnieszka Kaluga




Książeczka z serii Poczytajki Pomagajki.

Bohaterem tej książeczki jest Witek.Chłopiec po bardzo długiej nieobecności wrócił do szkoły. Powodem tej nieobecności była choroba - rak. Witek opowiada, że był w szpitalu i dostawał lek, który się nazywa chemia. Przybliżył dzieciom co się wtedy z nim działo i z czym jeszcze można skojarzyć ową chemię.

Po powrocie do szkoły Witek oczekiwał, że będzie traktowany jak wszyscy pozostali zdrowi uczniowie, niestety ku jego niezadowoleniu wszyscy dorośli są dla niego zbyt wyrozumiali. Skutkuje to niezadowoleniem innych uczniów, na akceptacji których Witkowi bardzo zależy. Czuje się osamotniony i wspomina miłe początki szkoły.

Witek opowiada, że będąc w szpitalu cały czas pisał bloga o swojej klasie. Tworzył go ze swoich wspomnień, wiadomości listowych od kolegów i koleżanek, zdjęć i rysunków. Wyszedł z tego bardzo ciekawy dziennik - kronika.
Kiedy w szkole ogłoszono konkurs na szkolną kronikę, zgłosił swoje dzieło i ... wygrał. Jego koleżeństwo szalało z radości i gratulowało Witkowi. Witek znowu czuł akceptację i zrozumienie klasy.

Bardzo mądra historia o trudnych dla dzieci sprawach, chorobie która przeraża, o powrocie do codzienności, o szukaniu dla siebie miejsca. O strasznej chorobie zrozumiałym językiem. O pasji, o pomysłowości, o radości zdrowienia. Dodatkowo pięknie ilustrowana.

Zakonnice odchodzą po cichu - Marta Abramowicz



Przeczytałam książkę, ale wydała mi się jednostronna dlatego poszukałam też różnych głosów na jej temat a także informacji o autorce. Przypomniałam sobie losy znanych mi kobiet, które wybrały życie jako zakonnice, albo odeszły z zakonu.

Zasadniczo książka jest ciekawa, dała mi motywację do szerszego spojrzenia na sprawę i poszukania innych punktów widzenia na sprawę. Szybko ją przeczytałam, bo jest napisana prostym, zrozumiałym i stylistycznie poprawnym językiem.

Rozumiem, że trudno było znaleźć kobiety, które odeszły z zakonu, ale skoro już się takowe znalazły to może warto było poszukać dłużej i znaleźć więcej różnych motywacji odejścia.
W tych odejściach była tylko krzywda strony odchodzącej (emocjonalna, psychiczna), żal, poczucie opuszczenia, oszukania emocjonalnego. Kobiety, których losy autorka opisała miały poczucie osamotnienia, często wracały do miejsc, w których mówiło się o takich sensacjach, szeroko omawiając jako ciekawostkę, było im trudno stawić czoła małej społeczności. Według autorki niektóre wracały bose, bez materialnego wsparcia.


W książce znalazły się też dalsze losy bohaterek i w mojej opinii pokazują one, że panie doskonale sobie poradziły w życiu świeckim. Jak napisała autorka skończyły studia, albo kolejne kierunki, znalazły pracę, cały czas podnosiły swoje kwalifikacje, stworzyły udane związki i niektóre zostały matkami. Generalnie okazało się, że życie poza zakonem może być ciekawe i satysfakcjonujące.


Autorka na potwierdzenie doli sióstr zakonnych przytacza rozmowy z braćmi zakonnymi - Dominikanami, o sytuacji w zakonach męskich i o postrzeganiu przez nich zakonów żeńskich. Zakonnicy przyznają, że żyją w dwóch rzeczywistościach, że między zakonami męskimi i żeńskimi jest ogromny rozdźwięk w każdej sferze życia - powołania: duchowej, religijnej, obyczajowej, społecznej. Inaczej wyglądają kwestie relacji międzyludzkich, zdecydowanie inaczej swobody osobiste, wypełnianie obowiązków modlitewnych i pracy na rzecz zakonu i poza nim. Kwestie ubioru, jedzenia i porządku są zdecydowanie inaczej traktowane. Niemniej to jeden głos w sprawie.

Porusza też sprawy około tematu: o różnym podejściu do posłannictwa zakonów w USA i w Europie, zwłaszcza w Polsce. O historii powstawania zakonów, o przemianach około soborowych, o Drewermannie - Lutrze XX wieku, o statystyce kościelnej.

W książce zdecydowanie zabrakło mi głosu kobiet, które odeszłyby z innych powodów niż opisane, z innymi emocjami, itp. Oczywiście historie opisane przez autorkę, są poruszające, czasem nawet budzące we mnie bunt i niezgodę. Opowieści ukazują zachowanie kobiet względem siebie, mamy tu brak życzliwości, szacunku, butę, deptanie czyjejś godności, wzajemna niechęć. Zabrakło zwykłej radości, rozsądku i zwyczajności w podejściu do rzeczy codziennych.
Zabrakło mi większej obiektywności, może takowa wytrąciłaby argumenty środowisk kościelnych i nie atakowałyby aż tak autorki?