Szukaj na tym blogu

sobota, 29 września 2018

Nowi londyńczycy - Ben Judah


Czytałam książkę z sentymentem, przypominały mi się miejsca, ludzie, zdarzenia. Też tam byłam, przechodziłam czasem wzdłuż i wszerz to wielkie miasto. Zobaczyłam wiele różnych ciekawych i innych niż w moim mieście zjawisk. Pewne miejsca mnie przygnębiły, pewne zachwyciły, do dzisiaj pamiętam przepiękne i ogromne parki w centrum i na obrzeżach, ogromny ogród botaniczny, zielone przestrzenie jak Greenwich czy Richmond. Budowle historyczne i nowoczesne, sieć połączeń metra, Oxford Street, itd, itd. Pamiętam też widok Polaków wałęsających się w okolicach dworca Victorii, co było dla mnie przykre. Pamiętam międzynarodową społeczność, studentów, ludzi poszukujących pracy i lepszego życia oraz mieszkańców z dziada pradziada. Pamiętam tak wiele, ale to co opisuje Ben Judah to nieznany mi Londyn, zmieniający się diametralnie, przyciągający coraz większe rzesze ludzi różnych narodowości. Demografowie biją na alarm, że stara Europa się wyludnia, może Londyn będzie przykładem tych populacyjnych zmian. Autor podał, że "...co najmniej pięćdziesiąt procent mieszkańców nie jest rdzennymi Brytyjczykami, prawie czterdzieści procent urodziło się za granicą, a pięć procent mieszka nielegalnie." Co będzie się dalej działo skoro w tak krótkim czasie (13 lat) zaszły takie zmiany "Pożyjemy, zobaczymy" (jak twierdzą nasi wschodni sąsiedzi).

Udałam się z autorem na przechadzki po Londynie, zaglądałam do miejsc, które jeszcze tkwią w mojej pamięci, jakże są różne. Autor bardzo oddał się swojemu badaniu, żył czasami z tymi nowymi londyńczykami, najczęściej w miejscach "niegodnych". Bratał się z "gangsterami", handlarzami narkotyków, wysłuchiwał opowieści kobiet filipińskich zmuszonych do prostytucji, Afgańczyków sprzątających miejsca publiczne, bogatych Rosjanek, biednych z Europy B, itd.... Pokazał biedę i bogactwo, tych którzy pracują i tych którzy z tej pracy czerpią korzyści, wykorzystywanych i wykorzystujących, upodlonych i wyniesionych na piedestał. Nie jest to nic nowego w świecie jest mnóstwo takich miast, zwłaszcza w dawnych koloniach brytyjskich. Teraz te zwyczaje zwróciły się do serca imperium, zmieniając jego oblicze. Być może za kilka lat nie będzie już miasta, które pamiętam, zamieni się w nowy twór, bo życie nie zna próżni. Może resztki Anglików wyprowadzą się w inne rejony świata, może stworzą sobie małe oazy, a może zleją się z całą resztą, a może wyprowadzą się do Moskwy?
Ben Judah ukazuje miasto składające się ze zbitek multikulturowych, ale każda z nich broni swojej granicy i nie przekracza cudzej. Rdzenni zaczynają się wycofywać, znikają gdzieś, ich kultura zaczyna być wypierana, niewidoczna, zdecydowanie w mniejszości. Ci słabsi stają się silniejsi i wypierają tych rdzennych, anektują dla siebie coraz więcej miejsca i miejsc. Zmieniają to miasto w coraz dziwniejszy rezultat. Przeplatające się języki, alfabety, religie, kultury, smaki i zapachy.


Londyn, z miasta obiecanego, z ziemi wyśnionej i ucieleśniającej dobrobyt przeradza się w zlepek nędznych skrawków, łat, które zasłaniają coraz gęściej pękające szwy, puszczające łaty. W tej książce autor ukazał jak nędza czająca się do tej pory w zaułkach Afryki, Azji i Ameryki Południowej rozlewa się na stare i bogate miasto Europy. Jak może zmieniać się cały układ geo-ekonomiczo-kulturowy. Czy potrwa to 5, 10 czy 20 lat nie wiadomo, ale że zachodzą zmiany to widać.
To nie jest książka, która się czyta łatwo i przyjemnie, raczej jest to lektura kontemplacyjna. Porządnie napisany reportaż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)