Seria: Czytam sobie z kotylionem
Jest rok 1918 w Lublinie. Poznajemy głównych bohaterów - dzieci - z których każde ma jakiś talent. Jeden z nich jest mistrzem rzucania papierowymi strzałkami, pomyślicie, że to może mało przydatna umiejętność, nic bardziej mylnego, w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach bardzo się przyda.
W Lublinie zaczęło być głośno o zmianach, o nadchodzącej nadziei powstania państwa polskiego. Dochodzą słuchy, że Marszałka Piłsudskiego wypuszczono z więzienia i zmierza do przyszłej Polski. Entuzjazm jest ogromny, po ponad wieku Polska wróciłaby na mapę Europy, a Polacy wreszcie nie musieliby się bać bycia nimi. Te przypuszczenia rodzą pomysły, tym bardziej, że chodzą słuchy, że delegaci z Lublina mają udać się do Komendanta, do Warszawy, aby przekazać ważne postulaty. Nasi bohaterowie mają własne pomysły i chcą je spisać na kartce, ładnym pismem i zrozumiałym słowem. Pomysły dotyczą praw, potrzeb, zasad bezpieczeństwa dla dzieci. Te ich potrzeby są całkiem proste, jak na dzisiejsze spojrzenie, bo cóż to za potrzeba "by palono w piecach w szkole podczas lekcji" albo "żeby była gorąca herbata", itp. Podówczas jednak były nieoczywiste i nie stosowane.
Spisane postulaty trzeba było jakoś przekazać delegatom, ale jak, o tym warto przeczytać w książce.
Książki to dla mnie marzenia, źródło wiedzy, pasja i moc. Książki to oczekiwanie na niewiadomą, na tajemnicę, na romans bez pokuty. Wierne, dostępne i otwarte na nowe doznania. To uzależnienie, bez skutków ubocznych, zbędnych emocji i pretensji. Książki to dla mnie ciągle napełniające się źródło, nie wysychające, wystarczy tylko chcieć czerpać, a na razie mam ogromną ochotę.......
Szukaj na tym blogu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)