Szukaj na tym blogu

środa, 27 lutego 2019

Lud. Z grenlandzkiej wyspy - Ilona Wiśniewska


Hen, daleko leży największa wyspa Ziemi, spowita w 84% przez lód. Na pozostałych szesnastu procentach mieszka pięćdziesiąt sześć tysięcy stu siedemdziesięciu jeden mieszkańców (2017). W 89% jej mieszkańcami są Innuici, rdzenni mieszkańcy. To ludzie o ciemnych włosach i takiej karnacji, potrafiący milczeć i porozumiewać się niewerbalnie, skrywających mroczne wspomnienia i poczucie krzywdy. To też ludzie otwarci, mający poczucie humoru, bezpruderyjni, mówiący o cielesności i seksualności nie owijając w bawełnę. To niestety też ludzie, którzy mają kłopoty z alkoholizmem i używkami. Co roku notowana jest  znacząca liczba samobójstw, zwłaszcza wśród ludzi młodych. To też ludzie zahartowani przez klimat tej wyspy, wyznający zgoła inne zasady niż mieszkańcy oddalonego o około 30 godzin lotem kontynentu europejskiego. Tu zależności dyktuje natura, to ona ustanawia twarde prawa i wyznacza granice działania i zamieszkania. Mieszkańcy  nadal ubierają się w skóry zwierząt, które sami upolują, bo one najbardziej chronią przed panującym tu klimatem. Oczywiście nikt nie zabawia się w zabijanie dla rozrywki, robi to aby przetrwać. Ludzie w tym miejscu nie żartują sobie z natury, są jej poddani i posłuszni, walka z nią nie ma sensu. To ona wyznacza rytm ich życia, dlatego tak trudno im się przystosować do innych warunków i trudno im zrozumieć pośpiech ludzi z kontynentu. Innuici inaczej niż my podchodzą do wielu aspektów życia, wielu nie znają, wielu nie pojmują, bo z niektórymi w ogóle nie obcują na Grenlandii. Nie często zdarza się im podróżować, bo odległości i koszty są dosyć wysokie.

To trzecia książka Ilony Wiśniewskiej w moich rękach i chyba najbardziej wzruszająca. Prowadzi po odległej i nieznanej krainie, w której oczywiście najbardziej interesują ją ludzie. Jej język jest przepełniony ciekawymi porównaniami, opisami i zbliżeniami. Stara się pokazać to co najwrażliwsze, najważniejsze, najcenniejsze, czyli ludzi i naturę wyspy, robi to używając słów i zdjęć, jak zwykle jedne i drugie dopracowane i oddające głębię przekazu. Mam wrażenie, że z każdą książką jej słowa są coraz piękniejsze.

Autorka udała się w te zimne rejony aby pracować w domu dziecka na małym cypelku Grenlandii, zamieszkałym przez ponad tysiąc osób. Dzięki tej pracy poznała otoczenie, ludzi oraz ich historie. Powoli, bez narzucania się otoczenie zauważyło także ją (bo tu udzie przyjeżdżają i wyjeżdżają, nie warto wiązać się z nimi). Zaczęto zapraszać ją do domów i swoich rodzin, uchylać drzwi za którymi można posłyszeć różne ciekawe historie, np. o ludziach i historii tej wyspy. To zazwyczaj historie z mocnymi konturami, w środku których drży delikatna materia. Najbardziej miękki jest środek w którym tkwi sprawa uzyskania całkowitej niezależność od Danii. Uważają, że oddzielenie się od Danii pozwoli im na samodecydowanie i poczucie się obywatelami pierwszej kategorii. Obecnie czują się zależni i częściowo ubezwłasnowolnieni przez bogatego kolonizatora, który traktował Grenlandię z góry, bardziej jako dziecko gorszego Boga, niż kuzyna, którego można wesprzeć, bo z racji klimatu ma trudniej. Dania przyczyniała się do niszczenia tego co grenlandzkie, manipulując, językiem, edukacją, pracą, zarobkami i ludźmi. Czyniono eksperymenty, np. zabierano dzieci z wyspy aby edukować ich w Dani na bardziej światłych i zawsze wdzięcznych poddanych. Silny czynił spustoszenie, nie pytając czy to komuś odpowiada, oczywiście o przeprosinach raczej nie ma mowy. Może lekkie zawahanie, maleńkie zawstydzenie, ale to tylko ci Grenlandczycy, których trzeba prowadzić za rękę, bo nie daliby sobie sami rady.

W opowieściach zebranych przez Ilonę Wiśniewską przenika poczucie oddania tej wyspie i lokalny patriotyzm. Ludzie chcą podkreślać swoją tożsamość i nie wstydzić się swojej ojczyzny, najbardziej ten wydźwięk słychać wśród młodszego pokolenia. W tym pokoleniu drzemie nadzieja dla wyspy, bo oni chcą powrotu do korzeni, prostoty i życia w zgodzie z naturą 

Autorka jak zwykle potrafiła uchwycić czar miejsca i ludzi, przekazać wszystko co istotne dla tematu. Oczywiście pokazała człowieka z jego codziennością, borykaniem się z nią i braniem jej za bary. Sama uległa klimatowi i poznanym osobom. Była jak zwykle uważnym obserwatorem i słuchaczem, skrupulatnym kronikarzem tamtego czasu. Jak zwykle nie oceniająca, pozwalająca wybrzmieć innym. Przekazała tchnącą mnóstwem emocji opowieść o ludziach żyjących w prawdziwej "krainie lodu". Gorąco polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)