Szukaj na tym blogu

środa, 6 marca 2019

Nie ma - Mariusz Szczygieł


Zwykliśmy pytać kogo lub czego nie ma i dlaczego tak się dzieje.
Czyżby książka Mariusza Szczygła odpowiadała na te pytania?

"Nie ma" Mariusza Szczygła to w moich oczach bardzo osobista i poruszająca najcieńsze struny duszy. Nie igra z czytelnikiem, pokazuje z jak delikatną materią mamy do czynienia i jak jest ona ulotna. Nostalgiczna, dojrzała, poruszająca, o różnych obliczach człowieka.
Czytałam książkę z czułością, miejscami z rozrzewnieniem, czasami towarzyszyła mi czułość, miejscami rozbawienie. Ta książka jest jak życie, mnóstwo w niej uczuć, emocji, wspomnień, tęsknot nieutulonych albo pogodzonych.

Mariusz Szczygieł pochyla się nad upływającym czasem i zachodzącymi w związku z tym zmianami w jego życiu. Ma świadomość odchodzenia ważnych dla niego ludzi, znikania pewnych i znanych elementów i połączeń fizycznych i energetycznych. W kilkunastu reportażach dłuższych lub krótszych zawarł swoje "Nie Ma", coraz bardziej namacalne i fizyczne.

W pierwszym reportażu przywołuje pamięć o czeskiej poetce Violi Fischerovej, kobiecie, która w swoim życiu robiła wiele rzeczy, żadnej pracy się nie bała, pochowała dwóch mężów. Doświadczona, z różnymi przejściami przed sześćdziesiątką zaczęła pisać, mocno, poruszająco i zauważalnie. To poezja metafizyczna, o której czytelnik wypowiedział się: "W jego budowie i treści jest pokazana sytuacja człowieka w podróży - po sobie, przez siebie i przed siebie; podmiot jest też przedmiotem osobnym, ale i elementem całości - to jak przyglądanie się swojemu odbiciu w szybie pędzącego wagonu przy jednoczesnym posuwaniu się w określonym kierunku, w nieustannie zmiennym krajobrazie." (str. 18). Jej życie to ciągłe przyglądanie się sobie i temu co wokół.

Drugi reportaż to wspomnienie wizyty Jerzego i Mariusza Szczygłów w Pradze, mieście lekkim, w którym ojciec się zmienia, któremu ubywa lat i przestaje być radiomaryjny, staje się otwarty na świat i pragnie utrwalać sobie w głowie pewne rzeczy, bo tylko dlatego warto być.

Dalej to "Bilans Ewy" wspomnienia kobiety "poobtłukiwanej" przez dom rodzinny, która mimo bardzo trudnego początku i samotności nie poddała się, zaskakiwała innych i samą siebie. Odnotowywała swoje sukcesy i stresy (przy czym tych pierwszych było o wiele więcej) w Excelu, dla kogoś kto zastanie ją w ostatniej chwili po tej stronie czasoprzestrzeni. Po co, żeby jednak został ślad. Z tej opowieści pozostał mi cytat: "(...) matka to nie ktoś , na kim można się oprzeć, lecz ktoś, kto uczy, jak się obchodzić bez oparcia." (str. 63). Kobieta niezłomna, która dostawała razy od innych, ale także czerpała od nich najchętniej to co w nich dobre i pomocne.

I kolejny o ojcu, tym razem tracącym już pamięć. Syn proponuje mu nagranie i zdjęcie, aby umieścić je w sieci i zachować ojca "w historii świata". (str 70).

Następnie rozpoczyna się długa opowieść o siostrach Woźnickich Ludce i Zofii, bardzo poruszająca. Bliźniaczki naznaczone sobą jak stygmatem, obie mające kłopoty ze zdrowiem, połączone jakąś metafizyczną siłą, żyjące blisko siebie i dla siebie. Jedna utalentowana literacko i wzbudzająca zainteresowanie innych, druga "obrabiająca" literaturę, cicha i schowana w cieniu siostry.
W finale opowieść Ewy Altyszler, która dopowiada opowieść o siostrach Woźniackich, uzupełnia brakujące puzzle, pokazuje drugą stronę medalu. W kontekście dzieciństwa wojennego sióstr wspomina swoje ukrywanie, zaburzające życie na kolejne lata. Kończy maksymą: "Prawa logiki, równie jak prawo ciążenia, krępują człowieka". (strona. 122).

Wpływamy w "Rzekę", która jest mroczna i gorzka. To opowieść o domu rodzinnym i znowu o ojcu, ale tym razem innym tym krzywdzącym, od którego trudno uciec, niszczącym i upokarzającym. Po którym pozostaje trudne, choć silne wspomnienie.

Kolejną falą wznoszącą jest niesamowita opowieść o człowieku, który z wiary w koniec świata pozbywa się swoich rzeczy, mieszkania i wyrusza w podróż. Ta go odmienia na tyle, że nawet po powrocie już nie powraca do osiadłego trybu życia. Zmienia miejsce zamieszkania i stan posiadania. Tak jest mu lepiej, łatwiej, bez obciążeń i zbędnego balastu. To mężczyzna, który wiele zrobił, nie mało dokonał, sprawdził się na wielu polach, ale rzucił to wszystko i poszukał innego wymiaru, wybrał "Nie ma" i poczuł spokój.

Przerywnik z opowieścią o ojcu, który tworzy wirtualny świat, aby zachować swoją rodzinę. To fantastyka, która zaczyna nabierać realnych kształtów.

Następny to wzmianka o mężczyźnie nie pogodzonym ze swoją płcią, o jego poszukiwaniu, zmianach i chodzeniu na manify. Jego "Nie Ma" jest realne i podwójne, trochę jak strata i zysk, równoważące.

Kolejny reportaż to znowu ojciec i syn - Górniccy, artyści, którzy swoją sztuką krzyczą; w miastach, tych pędzących, bezrefleksyjnych, zaczepiają pobudzającą sztuką, umieszczają rzeźby, symbole w zaskakujących, nieoczywistych miejscach. Zostawiają po sobie ślady w świecie, tym coraz bardziej zapędzonym i nie zniechęca ich strata, niszczenie. Odradzają się jak feniksy, chciwi na życie powstają do nowych realizacji.

"Nie ma" - o kocie, przyjaźni, miłości i pustce.

Wspomnienie o artyście "spętanym" przez reżim. Albania pod rządami Envera Chodży, życie ludzi a w szczególności artystów. Co mogli tworzyć i jak mogli przeżyć? Ich "Nie Ma" było codziennością, ich eliminacja chlebem powszednim. Czasem tylko przeobrażenie się było jedynym wyjściem, bo niezauważany, ale w duszy artysta, mógł urealnić sztukę.

Niezwykły opis willi, jedynej w swoim rodzaju. Stworzonej przez Adolfa Loos'a, architekta z Wiednia dla Milady i Frantiska Mullerów, który zastosował w niej cały wachlarz niepospolitych zabiegów, aby stworzyć efekt "wow". Willa po przeżyciach różnego kalibru przetrwała do dzisiaj. I choć pewnych elementów już "Nie Ma" to wspomnienie zostało.

Aby zatrzymać "Nie ma" Zsolt Redei, Węgier zbiera rzeczy po zmarłych i za symboliczne kwoty odsprzedaje je chętnym kupującym. Przedłuża ich życie, nadaje im dalszy bieg, kolejne znaczenie. Te rzeczy zabierają wspomnienia w dalszą drogę, coś czego nie ma przenoszą w nowy wymiar, aby doczekać kolejnego końca? Zresztą Węgrzy to naród pogodzonych ze śmiercią od samego początku.

Następnie jakby przerywki, krótkie migawki, z Nowego Jorku, ze spaceru podczas którego padają ważne słowa o "Nie Ma":  (...) "A "na zawsze" to jest związek wręcz przestępczy". (str. 265).

I dzwon, który wyciska łzy, wyprowadza z równowagi, rozbija. Opowieść, powrót do historii o chłopcu zakatowanym przez partnerkę jego ojca. Delikatności samej w sobie, "chodzącej" dobroci.
Kończy: "Dla mnie reportaż Śliczny i posłuszny jest lekcją: w świecie internetu "Nie Ma" nie istnieje. Tam grzechu nigdy nie da się wymazać". (str. 300).

Ostatnie akordy: to znowu wspomnienie ojca, najpierw tyrana, którego prochy po śmierci syn rozsypuje w miejscach bez znaczenia. A po nim takiego, z którym żal się rozstać.

I wreszcie krótki tekst, ulotność pamięci, przemijanie, szybkie i bez śladu.
Pożegnanie autora "Dziękuję", bo czyż trzeba więcej?

Chciałam zachować te "Nie Ma" dla siebie tak długo jak się da, stąd moje rozpisanie. Zachować, choć na chwilę mojego pobytu, choć na chwilę przenieść je dalej, a nuż znajdzie się kolejny, kto przesunie je o kolejne pola czasoprzestrzeni.

A w moim życiu? Nie ma kilkorga osób, wielu marzeń i chęci, nie ma absurdalnych oczekiwać i nierealnych pragnień. Nie ma już złudzeń, nie ma zbędnego balastu wspomnień. Wszystkie "nie ma" tworzą moją teraźniejszość. A za chwilę " Nie Ma" osiągnie kolejny poziom, kolejny wymiar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)