Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 18 marca 2019

Służące do wszystkiego - Joanna Kuciel-Frydryszak


Trafiła w moje ręce książka ogromnie ciekawa w konstrukcji, stylu i ładunku wiedzy. To kolejna po "Alei Włókniarek" książka o kobietach żyjących na przełomie XIX i XX wieku i pracujących w najniżej opłacanych i najgorzej postrzeganych społecznie zawodów. To książka rzetelna, oparta na archiwach, wspomnieniach znanych osób, dziennikach, czasopismach z tamtych lat. To opowieść wydobyta na światło dzienne z czeluści historii. Pochodzące z wykopalisk, wyrwane archiwom, zasłyszane od osób jeszcze pamiętających. Widać w niej mrówczą pracę badawczą, chęć przekazania ważnych informacji, ciekawych faktów i interesujących zdjęć. Książka wciąga w wir opowieści różnego poziomu natężenia emocjonalnego i informacyjnego. Ważna i potrzebna.

W książce zawarte zostały cytaty z poradników, kodeksów i czasopism traktujących o służbie. Zadziwiające jak dużo porad było tworzonych dla pań, które "musiały" umieć nadzorować służbę, której to zadaniem było wykonywanie wszystkich prac domowych, zakupów, obsługi państwa, itp. Tworzone były całe poradniki dotyczące służby traktujące o zagadnieniu bardzo szeroko, od spraw ogólnych do bardzo szczegółowych. Oczywiście były to lektury dla bogatych i umiejących czytać, czyi dla państwa o służbie, aby uczyć się jej obsługi - żądać i nakazywać. Podane zostały dane statystyczne: liczbowe, ilościowe i jakościowe. Czytałam zadziwiona rozmiarem zadań, prac i obowiązków ogromnej rzeszy kobiet znajdujących się w bardzo podłym położeniu. Bycie służącą to była praca często na dobowy etat, słabo opłacana, urągająca warunkom socjalnym. Kobiety podejmujące się tej pracy były zmuszone sytuacją materialną do godzenia się nawet na urągające wszelkim wyobrażeniom przyzwoitości bytowanie. Nie liczono się z nimi dopóki pracowały, nie zapewniano zbyt wiele (oprócz mnogości ciężkiej pracy) i nie przejmowano się ich losem na starość. Służące po prostu były, jak nie ta to inna, nie miały praw tylko wieczne obowiązki.

Autorka naświetla sytuację kobiet (bo to głównie kobiety służyły - 96%) w tamtym okresie, zwłaszcza tych biednych, ze wsi, których było za dużo i z którymi rodziny nie miały co zrobić. Te ponad sto lat temu kobiety w Polsce były w podobnej sytuacji jak w czasach obecnych są w Afganistanie i wielu krajach arabskich - muzułmańskich. Wcale nie tak dawno temu, w naszym kraju były służące do wszystkiego, bez których państwo nie mogło się obyć, ale które traktowano najczęściej bardzo "po macoszemu". Autorka opisała bardzo różne losy kobiet często z imienia i nazwiska. Kobiet trafiały do różnych domów; czasem pod skrzydła "kukułki" a czasem "kwoki", te drugie były często traktowane jako członkinie rodziny, były kochane przez dzieci, szanowane przez panią i pana. Niektórym się trafiało przeżyć długie lata w jednym domu, nawet dożyć w dobrych warunkach do śmierci, inne były polecane, przekazywane znajomym jak skarby, były też nieliczne, które trafiły na łamy prasy/ literatury pozytywnie np. Maria Luty służąca Sienkiewiczów, Grabosia Kazimiery Iłłakowiczówny albo negatywnie, Genia służąca Zofii Nałkowskiej, Teodora Teofila Pytko żona Stanisława Wyspiańskiego. Niemniej to szczytne i będące w mniejszości przypadki.


W książce zawarte zostały nie tylko losy wielu kobiet, ale też ich możliwości, "prawa", obowiązki, normy, przewinienia, występki, zasługi, bohaterstwo. Autorka naświetliła wieloaspektowo rolę służącej, jej prace te oficjalne i te z drugiego planu. Opisała położenie względem "państwa", prawa, społeczeństwa i losy po stracie pracy. Pokazała ich sytuację społeczną, materialną, mieszkaniową, socjalną i emerytalną. Przedstawiła ich szanse na zmianę położenia. Przybliżyła ich wygląd zewnętrzny, "modę" ubraniową, zachowanie, kulturę, umiejętności. Pokazała możliwości: edukacyjne, opiekuńcze i zdrowotne dla służących. Opisała ich człowieczeństwo i przydatność zawodową. Ich różnorodność, bo jak każdy człowiek byli różni i do rożnych zajęć zatrudniani. Wspomniała o organizacjach pomagających służącym, np. "Zytki", które choć w niewielkiej częsci starały się ulżyć doli tej grupy roboczej.
Joanna Kuciel-Frydryszak przypomina o sprawach zapomnianych, przemilczanych, zamiecionych pod dywan. Opisuje stręczycielstwo służących, wykorzystywanie seksualne przez panów, pozbywanie się niechcianych ciąż i bękartów, nadużywanie fizyczne, szantażowanie, nie dbanie, nazywanie ich "Marysiami". Opisała zależności między państwem a służącymi, emocjonalne, materialne i służbowe.

Metaforycznie, bo na przykładzie klatki schodowej dla służby lub miejsca na spanie, można naświetlić ich pozycje w społeczeństwie.

"(...) jedyną perspektywą służących jest przytułek; że wszystko co mają, to kuferek; że tułają się po całej Polsce, nie zakładają rodzin, poświęcając cały swój czas na harówkę na rzecz państwa. Że są bezbrzeżnie samotne. Zmęczone. Pogardzane. I wyśmiewane. I że odkładają na pochówek, bo nikt ich za darmo przecież nie pochowa." (str 327)


Autorka uchwyciła nadzwyczaj ciekawie, barwnie, wieloaspektowo i wielowątkowo rolę i losy służących, do których wówczas nikt nie miał sentymentu. Był to element bytowo- socjalno - kulturowy. Zjawisko tak naturalne jak dzisiaj np.telefon komórkowy. O tym zjawisku się nie mówiło, to się miało, wykorzystywało i z tym żyło. Tak było i nie było o czym mówić. Czasami ktoś się ulitował nad losem służących, zabiegał o ich lepszy byt, czasem ktoś ich szanował i nie mógł się bez nich obyć, ale najczęściej po prostu byli, bo takie było ich przeznaczenie. To była niewola, okupiona łzami, cierpieniem i nieszczęściem, potrzebna nielicznym wykonywana przez tak wielu. Tak nieistotne, nieważne, ale tak pomocne, bez których nie można było dać sobie rady, wręcz funkcjonować.

Urzekł mnie tekst z Dzienników Zofii Nałkowskiej o jej służącej i niech on będzie pozytywnym zakończeniem opisu gehenny związanej z pracą na służbie.
"Zaraz po przyjeździe stał się cud. Dostaliśmy służącą, dobrą, miłą, dobrze się w tej roli czującą, osobę starej daty, analfabetka, wykopalisko, czysta, cicha, świetnie gotuje. Chciałabym, żeby była u mnie zawsze i żebym zabezpieczyła jej starość. Pomyśleć, że dopiero dzięki tej instytucji starego świata - służącej - mogę dla nowego świata pracować." (str 383)

Dobrze, że ta era się skończyła, ale czyż wszystkie sytuacje, mające miejsce w tamtym okresie minęły bezpowrotnie, dzisiaj nie ma służących, ale jest szara strefa pracujących na czarno imigrantów, oferujących możliwość wykonania ciężkiej i niechcianej pracy za niskie wynagrodzenie. Czyż dzisiaj jesteśmy lepsi, bo nie mamy służby, bardziej sprawiedliwi, równi? Niestety i obecnie "(...) chciwość i silnie zakorzenione pragnienie dominacji wciąż prowadzą do wyzysku i pogardy." (str 396), odziała się tylko w bardziej zawoalowane szaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)