Szukaj na tym blogu

niedziela, 7 kwietnia 2024

Ucieczka niedźwiedzicy - Joanna Bator

 

"Ucieczka Niedźwiedzicy" to zbiór opowiadań, które można czytać jako elementy połączone, albo niezależne byty. Opowiadania są bardzo różne i myślę, że każdy, kto sięgnie po tą książkę znajdzie coś dla siebie. Mnie podobała się większość historii, choć nie udało mi się połapać wszystkich zaplatanych wątków i ludzi. Przydałaby się mapa powiązań bohaterów, którzy raz tu, raz tam pojawiają się, przeplatają losy innych, wpływają na siebie, tudzież są obserwatorami. Często tak mamy w realnym życiu, niespodziewane skrzyżowania dróg są ciągłymi towarzyszami naszych losów.

 W książce Joanny Bator panuje smutek, wynikający z relacji, doświadczeń, przeżyć, albo tęsknota za kimś, za czymś, jakieś poszukiwanie dróg, docieranie do jakichś prawd, historii, wspomnień. Niektórzy odkrywają prawdy, o których nie wiedzieli dopóki coś: człowiek, zdarzenie, los, zdecydował, że czas na jaj ujawnienie. Bohaterowie wychodzą, uciekają, nie wracają, albo zaszywają się w "hotelu Sudety", który jak czarna dziura wciąga nieprzystosowanych i nie oddaje na zewnątrz. Niemało tu wątków z pogranicza realizmu i fantazji, bo oprócz hotelu, swoistej Arki Noego, mamy historię kobiety i żółwia, kobiety nietoperza, kobiety Licha, która wlecze za sobą tajemnicę i nieszczęście.

Autorka w swoich opowiadaniach przypomina swoje poprzednie bohaterki, wątki, sytuacje, łączy, nawiązuje i przypomina. Generalnie myślę, że do tych opowiadań można wracać i przyglądać im się od innej strony, z inną wiedzą, z innymi emocjami. Podsumowując, czytając książkę miałam przyjemność lektury.




Ta literacka magia zupełnie nie sprawdza się za to w „Sadness is a blessing, sadness is a pearl” czy „Batwoman”. Przynajmniej w mojej ocenie. Wy musicie sprawdzić same i sami, bo pomimo kilku słabszych opowiadań po „Ucieczkę niedźwiedzicy” naprawdę warto sięgnąć. Proza Bator potrafi poruszyć emocje. I choć tym razem jest to smutek, z którym zwykle się nie lubimy, to i dla niego dobrze jest czasem znaleźć nieco miejsca. Dać mu z nami pobyć, a potem puścić wolno i zacząć od początku, zostawiając za sobą przeszłość, jak robi to bohaterka ostatniego opowiadania „Tikkun olam” (co, swoją drogą, oznacza po hebrajsku naprawianie czy też doskonalenie świata) w swoim tańcu bez choreografii, prowadzona tylko emocjami i „czuciem”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)