Trzecia część "Schroniska..." już za mną, tak jak i poprzednie wciągała, choć może z innym natężeniem. Co pozostało niezmienne to znowu chciało mi się być w Karkonoszach, zatęskniłam, przeniosłam się oczami wyobraźni do pięknych i intrygujących miejsc. Głównym bohaterem jest oczywiście schronisko, tym razem Strzecha Akademicka.
Tym razem autor dedykował książkę ratownikom górskim, pokazał w niej nie tylko piękno Karkonoszy, ale też ich kapryśne i niebezpieczne oblicze. Opis lawiny był przerażający i stawiał do pionu. Opisał akcję ratowniczą podczas, której starał się oddać mobilizację, energię i emocje, które jej towarzyszą. Ten opis daje do myślenia, szkoda, że nie tym, którzy bezrefleksyjnie, albo z braku szacunku do siebie i innych wyruszają w nieodpowiednim czasie w góry. Narażają siebie, a przy okazji ratowników, którzy w poczuciu obowiązku i misji pędzą by nieść pomoc, czasami tracąc własne życie i pozostawiając rozżalone rodziny.
Konstrukcja książki pozostała taka sama,czyli mamy trzy płaszczyzny czasowe, przeplatające się postaci i wątki, tajemnicę i morderstwa, które mają różne podłoża i oblicza. Tym razem mamy wątek powojennych wydarzeń, początek lat dziewięćdziesiątych i 2007.
Czyta się niezmiennie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)