Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Jak pokochać centra handlowe - Natalia Fiedorczuk-Cieślak

Wypożyczone w bibliotece.

Choć nie kocham centrów handlowych i z nich nie korzystam sięgnęłam po książkę zachęcona wpisem Małgorzaty Halber.
Lektura tej książki nie była czasem straconym, autorka ma taką lekkość językową, że słowa płyną a emocje kłębią się i burzą. Wróciły do mnie pewne wspomnienia, zdarzenia, wyparte trudy i poczucie samotności. Naszły mnie refleksje i dzisiaj głównie o nich.
Dla mnie to książka, która pokazuje pewien rodzaj "matkowania" i nie nazwę tego odkłamywaniem, bo każdy ma inaczej, wiem że są matki, które popadły w euforię (taką prawdziwą), mają zdrowe dzieci i nie wiele ich zniechęca lub przygniata, są matki, które mocno zderzają się z drugą stroną macierzyństwa, z różnych powodów (a jest ich wiele), własnych, społecznych i ogólno-życiowych. Są też matki zwyczajne, które kochają swoje dzieci, czasami sobie radzą, czasami nie, które potrzebują wyjść z domu bez dziecka, ale nie mają nikogo do pomocy, które podejmują dziesiątki decyzji związanych z życiem własnym, dziecka, rodziny, biegają do lekarza, robią zakupy, pranie, prasowanie, i t d.... Zwyczajne życie z dziećmi w które czasami bezszelestnie i niespodziewanie spada np. choroba dziecka, przychodzi im się zmagać z dodatkowym zadaniem, zostawić drugie dziecko i zająć się tym chorym, mieć wyrzuty sumienia, popłakiwać na zmęczenie własne i cierpienie dziecka. Ale tak to jest i zazwyczaj matki się nie skarżą, może miło było by im gdyby ktoś powiedział serdeczne słowo, zaproponował spotkanie, pogawędkę, wsparcie. Czasami wystarcza pamięć, że ona jest, w tym "swoim" świecie.

Książka Natalii Fiedorczuk-Cieślak to opowieść kobiety, której doszło nowe zadanie, misja - opieka i wychowanie dziecka. To przebudzenie w nowej rzeczywistości, niestety doszła do tego jej choroba, czyli było jej trudniej. Uważam jednak, że dawała sobie radę, podnosiła się z dna, stawała na nogi.
Radziła sobie zwyczajnie, niezwyczajnie, intuicyjnie, tak jak potrafiła. Kochała swoje dzieci i starała się być jak najlepszą mamą, a że czasami miała ochotę gdzieś uciec, oderwać się to chyba nic nadzwyczajnego?! Matki bez depresji też tak mają - korzystam z własnych doświadczeń.

To taka gorzko-słodka opowieść o życiu, o byciu kobietą w dodatkowej roli - matki, o dodatkowych zadaniach i obowiązkach, o realiach, codzienności. Autorka wplatała w zadania i działania emocje bohaterki i tak jak na początku były to częściej smutki i żale to w drugiej części zgoda, spokój i radość.

Dziecko w życiu rodzica, zwłaszcza matki (tak już jest biologicznie) powoduje duże zmiany, niektórzy wchodzą w nie łatwiej, inni trudniej, niektórzy nie radzą sobie w ogóle. Życie, ludzie, kolej rzeczy...etc.
Niemniej nie ma co krytykować, lepiej przypomnieć sobie własne doświadczenia, chcieć zrozumieć, spojrzeć życzliwych okiem, porozmawiać,  pomóc. Ideałów nie ma, a jeśli ktoś tak uważa to może patrzy tylko po tafli, a warto zagłębić się, bo tam częściej tkwi sedno.
. Takie czasy, takie zwyczaje i zachowania. Zmieniło się podejście, możliwości, zaplecze, jedno  pozostało kobieta rodzi i staje się matką, hormony i emocje dostają nową rolę do wypełnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)