Szukaj na tym blogu

wtorek, 24 października 2017

Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? - Justyna Kopińska

Wyczekana w bibliotece.

Co powiedzieć skoro słów brakuje, co napisać skoro trudno w to uwierzyć, jak uwierzyć skoro to XXI wiek.

"Piekło to inni" J.P.Sartre

Czytając tą książkę czułam niepokój i niedowierzanie, litość i wściekłość, furię i gorycz. Przypomniały mi się obrazy z filmu Siostry Magdalenki (choć i one przy tej historii były "delikatne") i inne filmy pokazujące lub przypominające o niegodziwościach duchownych, np. Spotlight, Tajemnica Filomeny. Powróciły też inne książki o podobnych występkach, oczywiście "Drewniany różaniec" i te o działaniach ludzi duchownych w Afryce i Ameryce Południowej min. Ruandzie.
To koszmar na ziemi, który zgotowali ludzie ludziom, dorośli dzieciom, kobiety potrzebującym miłości i opieki.
To koszmar, bo w cywilizowanym kraju w XX i XXI wieku, gdzie jest mnogość państwowych instytucji powołanych do różnych celów i funkcji, wszystkie zawiodły.
To koszmar, bo ludzie, którzy z racji swoich zawodów i wykształcenia powinni dbać o dobro dzieci nie zwracali uwagi, nie przyglądali się uważnie, nie wysnuwali wniosków albo udawali że niczego nie widzą. Co to za wychowawcy, nauczyciele, kuratorzy, itp., itd. którzy patrzą a nie widzą, słyszą a nie działają, czują a nie pomagają.
To koszmar, bo w mieście Zabrzu ludzie uwierzyli tylko jednej instytucji, kościelnej władzy w państwie świeckim. To straszne, że mentalnie Ci ludzie pozostali w Średniowieczu, gdzie kościół miał nieograniczoną władzę. To potworne, że ludzie zamiast chronić nie szanują tych najmłodszych i najsłabszych.


       Przemoc fizyczna...
                                 Przemoc psychiczna...
Przemoc seksualna...
                                                          Przemoc zbiorowa...

Autorka w oparciu o akta sądowe i sprawdzone źródła opisała los wychowanków domu dziecka u Sióstr Boromeuszek. ""Takich rzeczy jak nam tu siostry robią, to  nawet w filmach akcji nie ma" - zeznał jeden z wychowanków. To była instytucja totalna, zamknięta dla ludzi z zewnątrz i zamykająca w swoim wnętrzu wszystkich i wszystko. Nie istniało życie prywatne ani praca, nie było wyjścia z tej sytuacji. Wszyscy skazani na siebie 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu, święty by zwariował, a co dopiero ludzie i to z problemami zakonno - patologicznymi. Wszyscy byli sobą przerażeni i zmęczeni. Siostry porwały się z motyką na słońce, niemniej pozostawiając ogromne szkody i wyrwy nie do zasypania.

Wychowankowie tej instytucji wymagały specjalistycznego wsparcia i opieki, na którą zakonnice nie były przygotowane ani wykształceniem, ani wsparciem ani samorozwojem. Było ich za mało do takiej ciężkiej psychicznie pracy, ale w ramach bezrozumnego posłuszeństwa zgadzały się na kolejne sieroty. Jedynym środkiem do panowania nad trudnymi dziećmi był system kar cielesnych i udręczanie psychiczne. Przykład szedł z góry, nie wolno się było z niego wyłamać, każde odstępstwo od narzuconej normy było karane okrutnie i przykładnie, a jak dalej nie dawano sobie rady to dodawano kolejne pomysły i osoby, czyli spirala się nakręcała a fala przemocy rozlewała się. Siostry czuły się bezkarne, bo nikt ich nie sprawdzał, ani instytucje świeckie ani kościelne. Nikt nie reagował, ani wychowawcy z zewnątrz, widzący przecież smutnych, posiniaczonych i obdartych wychowanków sierocińca, ani przełożeni zakonni czy księża.  

Wszyscy ślepi i głusi, z podkulonymi ogonami, zamknięci na krzywdę innych.

Instytucje państwowe, publiczne, świeckie były ślepo podporządkowane hierarchii kościelnej, dlatego nie reagowały, przymykały oczy, nie słuchały, zasypywały otrzymywane informacje. Ludzie po prostu nie wierzyli, że siostry zakonne są zdolne do przemocy jakiejkolwiek. Znowu zapomniano, że to tylko ludzie pochodzący z jakiś rodzin, często trudnych, alkoholowych, z środowisk, z miejsc. Osoby z krwi i kości, z emocjami i charakterami. Nie należy o tym zapominać nigdy, zwłaszcza, jeśli oddaje im się w opiekę inne osoby.

Najsmutniejsze jest to, że naczelna siostra, nie uważała, że czyniła źle a wybrane przez nią metody "wychowawcze" są niegodne i naruszają godność drugiego człowieka. Uważała, że to dzieci się zmówiły, bo ona za swoją pracę dostawała poparcie władz i nagrody. Nie składała więc żalu za przewiny, umykała wszelkimi sposobami przed poniesieniem konsekwencji, nie widziała potrzeby pokuty za grzechy.
Nie mniej smutne jest to, że za tym stoją inne zakonnice a podtrzymuje to system, czyli cały zakon, który w obliczu faktów zaprzeczał - zaparł się. Wszyscy się wkręcali w tą spiralę zła i podłości.
Zawsze powtarzam, że "każdy święty ma swoje wykręty", bo był albo jest tylko człowiekiem.

Dobrze, że jednak znalazły się pojedyncze osoby, które mocno i dokładnie zainteresowały się sprawą i dopilnowały do końca jej wyjaśnienie. Otworzyły wrota, aby zło wyszło na światło dzienne, a bezbronne dzieci znalazły właściwszą opiekę.

Mogłabym pisać wiele o tej historii, ale pewnie jeszcze usłyszę nie jedną podobną, bo ludzie szybko zapominają i kolejni czynią zło, czasem nawet podobne. Warto sięgać po takie książki aby nie żyć w nieświadomości.

"Smutno mi Boże" (Juliusz Słowacki, "Hymn o zachodzie słońca na morzu").

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)