Szukaj na tym blogu

niedziela, 1 października 2017

Frantz - wizyta w kinie


Najnowszy film Françoisa Ozona okazał się dla mnie pełen nostalgii, wspomnień, tęsknoty, oczekiwania i marzeń. Przeniósł mnie w czasy tuż po I Wojnie Światowej do roku 1919. W jednym z wielu niewielkich niemieckich miasteczek panuje atmosfera powojennych smutków i żali, poczucia strat i tęsknot za najbliższymi, którzy oddali życie za ojczyznę. Młoda dziewczyna chodzi codziennie na grób swojego narzeczonego, który poległ gdzieś we Francji. Pewnego dnia spotyka na cmentarzu młodego chłopaka, jak się niebawem okazuje Francuza Adriena Rivoire'a, długo rozsiewającego wokół siebie atmosferę tajemniczości. Odkrywa przed dziewczyną i jej opiekunami, że jest francuskim przyjacielem zabitego podczas wojny Frantza Hoffmeistera, narzeczonego i syna. Nieznajomy zyskuje zaufanie pogrążonych w żałobie, opowiada im historie, które wspólnie przeżył z Frantzem, wiernym przyjacielem. Matka i ojciec są mu wdzięczni, odzyskują chęć do powrotu do siebie i życia, Anna jakby obudzona na nowo zakochuje się w nim. Porywy serca, rozczarowania, niespełnienia, oczekiwania i nadzieja dają poczucie nowej miłości, ale nic bardziej złudnego.
Z małego miasteczka jedziemy z Anną do Francji. Przy okazji pozyskujemy garść informacji jak Francuzi przeżywają smutek powojenny, nieutulony żal do agresorów. Analogiczne zachowania, chęć odwetu za poniesione krzywdy.
Wędrujemy po Paryżu, analizujemy i rozważamy razem z głównymi bohaterami.
Gnębiciele i zwycięzcy, pogromcy i pokonani, ale zarówno po jednej jak i po drugiej stronie młodzi ludzie. Wysłani przez ojców ukochani synowie, którzy z honorem mieli bronić ojczyzny, ale przed czym, po co, dlaczego, przecież to nie oni wywołali tą wojnę, (zresztą nie pierwszą i nie ostatnią). Jak to zazwyczaj bywa: wielcy i ważni rozpętują, mali i nieważni muszą ją podtrzymywać a w końcu gasić. Wysłani często wbrew sobie i swoim przekonaniom. Nie pogodzeni, giną na progu swojego życia i ślad po nich zanika. Jak to w takich sytuacjach pokonani nie cierpią wygranych, zaś wygrani mają żal do pokonanych, że zniszczyli ich ojczyznę, zabili im synów.

Film nieoczywisty, bo widz nie wie co za chwilę się wydarzy, zaskakujący do końca, pozostawiający miejsce na własne pomysły i dopowiedzenia. Ozon nie posłużył się utartymi schematami, emocjonalnymi podchodami czy popularnymi sloganami. Trzymał widza w niepewności do samego końca, karmił każdym następnym kadrem.
Frantz w zasadzie utrzymany jest w konwencji czarno-białej a kolory ukazują się widzowi w sytuacjach o wyjątkowym znaczeniu dla bohaterów. Oglądając film miałam wrażenie realności obrazu, bo twórcy filmu stworzyli arcyciekawą atmosferę, scenografię, kostiumy, a także charakteryzację postaci. Otulili całość w doskonałą muzykę i podali widzowi, aby się nacieszył i posmucił. Postaci tego dramatu nie są tuzinkowe, pałają prawdziwymi emocjami, które udzielają się widzowi. Niektórzy bohaterowie z rozgoryczonych przechodzą przemianę i wybaczają. Młoda dziewczyna po okresie żałoby zakochuje się na nowo, matka powraca we wspomnieniach do wspaniałych chwil spędzonych w przeszłości z synem. Młody chłopak poszukuje rodziny równolatka, z którym los zetknął go na wojnie. Bohaterowie w tym filmie są prawdziwi, majestatyczni, zagadkowi, ciepli i otwarci na los.

Ozonowi udało się zebrać wspaniałą obsadę, każda postać była autentyczna i przekonywująca. Paula Beer jako Anna pełna smutku, wspomnień i oczekiwania na coś na co nie ma już szansy. Majestatyczna, z mnóstwem gracji i wdzięku, delikatna, zaskakująca częstymi zwrotami zachowania. Otoczona kochającymi ją rodzicami zmarłego narzeczonego granymi przez Marie Gruber i Ernsta Stötzner'a, szczerymi, wrażliwymi i kochającymi się ludźmi. Główna rola męska przypadła Pierre’owi Niney z którym tak jak i z pozostałymi aktorami zetknęłam się pierwszy raz. Stworzona przez niego postać jest pełna tragizmu, żalu i bólu z powodu traum wojennych. Ten delikatny arystokrata nie był przygotowany na wydarzenia i szarą rzeczywistość na polu bitwy.

Reżyser zajął się w filmie zagadnieniem kłamstwa, które w zasadzie jest negatywnym postępowaniem, niemniej czasami okazuje się usprawiedliwione i znieczulające. Ozon pokazał, że nie ma oczywistości i każda sytuacja wymaga indywidualnego podejścia, u niego kłamstwo jest ratunkiem w trudnych sytuacjach, a nieumiejętnie wypowiedziana prawda ostrym sztyletem. W filmie mnóstwo jest ulotnych zdarzeń, nieuchwytnych emocji, powiewów smutku i żalu.

To prawdziwa uczta duchowa i emocjonalna, pozostawiająca dużo miejsca na przemyślenia i szukanie rozwiązań. Polecam z całą mocą, bo to film na naprawdę wysokim poziomie intelektualnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)