Szukaj na tym blogu

sobota, 28 kwietnia 2018

Elegia dla bidoków - J. D. Vance


Trafiła w moje ręce książka po którą bym sama nie sięgnęła, ale skoro już ją miałam to przeczytałam i nie żałuję. Autor przybliża czytelnikom bardzo przyziemne historie swojej rodziny wpisane w specyfikę miejsca i czasów. Historie prywatne otoczył wydarzeniami w kraju. Opisał lokalne zjawiska społeczne, które miały przełożenie i wpływ na szerszą skalę. Przybliżył genezę i zjawiska towarzyszące pauperyzacji pewnych grup społecznych w USA. Pokazał korelację ubożenia z brakiem wykształceniem, słabą kulturą, relacjami międzyludzkimi i szeroko pojętą beztroską. Autor bardzo wyraźnie nakreśla swój punkt widzenia na amerykański system nierówności społecznych i gospodarczych, pokazuje jego rozmiar, skutki i zagrożenia na przyszłość.


Autor skupił się na bidokach z Pasa Rdzy, których są miliony w rejonie Appalachów. To często robotnicy, bez wykształcenia, bez zaplecza finansowego, bez nadziei na poprawę swojego bytu. Co najgorsze to ludzie bez potrzeby i chęci poprawy swojej sytuacji, to obywatele, którzy się użalają i obwiniają innych za swoje położenie. Tam też urodził się i wychował J. D. Vance "w biedzie, w hutniczym miasteczku w Ohio, jednym z wielu w Pasie Rdzy, skąd jak z otwartej rany, (...) wyciekały miejsca pracy i nadzieja."(str. 8). Autor opisał swoje otoczenie wewnętrzne i zewnętrzne, swoje relacje z poszczególnymi członkami bardzo licznej i rozległej rodziny. Te głębokie i bardzo prywatne opisy przybliżyły czytelnika do sedna problemów, przeżyć, codziennych zmagań z niełatwą sytuacją i emocjami oraz zależnościami rodzinnymi. Czytając książkę odniosłam wrażenie, że choć autor pisał o swoim życiu to nie roztkliwiał się, skupił się na opisaniu sytuacji a nie na własnych emocjach i doświadczeniach fizycznych. Nie miał łatwego dzieciństwa, jego niestabilna emocjonalnie matka miała problemy z uzależnieniami, mężczyznami i dziećmi. Te ostatnie były "workami" do wyładowywania emocji i nieradzenia sobie ze sobą. Ojciec długo nieobecny w jego życiu stał się w pewnym momencie ciekawą odskocznią. Do jego rozwoju i wychowania najbardziej przyczynili się dziadkowie, choć dalecy od ideałów byli jego wsparciem, buforem bezpieczeństwa i stabilizacji ekonomicznej. Dawali mu tyle miłości ile umieli. Dzięki ich zachętom udało mu się osiągnąć "sukces" - wyrwać z zapaści i stanąć mocno na nogi.

Autor przybliżył mechanizm napędzania biedy, którą powoduje samo wykluczenie, poczucie bezsensu, bezradność, lenistwo, życie na kredyt i beztroska. Ta Amerykańska bieda to specyficzna "niestabilność", wieloraka przemoc skierowana przeciwko innym i sobie, szerokie spektrum używek, konsumpcjonizm i bezrefleksyjność. To inna bieda niż ta, która panuje w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej. W Ameryce biedacy mają co jeść, mają sprzęt RTV, AGD, auta i miejsca do mieszkania. To inny rodzaj biedy i ubożenia, być może problem tkwi głębiej, w jakiejś bezduszności i bezwartościowości wszystkiego co ważne. Może to pustka emocjonalna, brak ideałów, czegoś wznioślejszego?

Ta książka pokazała, że obiegowa opinia o wszechmocy i bogactwie USA to mit i dotyczy to mniejszości , zaś większa część obywateli, tych o których nie mówi się w mediach, żyje bez nadziei i wiary we własne możliwości i sens.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)