Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 15 października 2018

Dziewczyny z Wołynia - Anna Herbich-Zychowicz


"Są dwie prawdy. Wasza i nasza." (str 188)

Anna Herbich ma już dużą wprawę w pisaniu o kobietach, których dotknęły jakieś skutki wichrów przemian lub wojen. Tym razem zebrała opowieści kobiet, które w lipcu 1943 lub w początkach roku 1944 cudem ocalały z masakry, która miała miejsce na Wołyniu. Bohaterki opowiadały, wspominały, przeżywały i unaoczniały swoje doświadczenia z rzezi jaką zgotowali im współmieszkańcy Wołynia, Ukraińcy. To dziewięć bolesnych opowieści o niewyobrażalnych zdarzeniach, ludobójstwie, które zgotowali sąsiedzi sąsiadom. To przesycone pytaniami żale i przywoływanie miłego dzieciństwa sprzed krwawych wydarzeń. Wszystko co ludzkie i bestialskie znalazło się w tej książce. Dla mnie ze wszystkich książek Anny Herich ta miała w sobie najcięższy ładunek emocjonalny, bo też i wydarzenia o których napisała autorka są jedyne w swoim rodzaju.
Po przeczytaniu chce się wołać - Oby nigdy i nigdzie nie miały już miejsca ludobójstwa! To hańba dla gatunku homo sapiens! Niestety próżne wołanie, bo podczas mojego średniego życia zdarzyły się dwa: na Bałkanach i w Ruandzie.


Bohaterki to dzisiaj kobiety osiemdziesięcio lub dziewięćdziesięcioletnie, które ciągle mają w pamięci obraz rzezi swoich rodzin i pozostałych mieszkańców wsi. Wszystkie ogromnie ciężko przeżyły stratę swoich bliskich, niektóre do tej pory zadają sobie pytania co się stało, dlaczego do tego doszło. Niektóre dawały także odpowiedzi i to proste, bez zbędnego zadęcia i filozofii. "Pierwszy powód jest oczywisty. Nienawistna nacjonalistyczna ideologia, która zawładnęła duszami części Ukraińców". "Drugi powód jest znacznie bardziej prozaiczny. To zwykła ludzka zawiść i chciwość. Pozbycie się Polaków dawało szansę na przejęcie ich mienia." (str 186) Ukraińcy tak bardzo chcieli mieć swoje państwo, czyste, niezależne, że wszelkimi sposobami i z pomocą różnych okupantów chcieli pozbyć się nie chcianych, znienawidzonych Polaków, Żydów, itp. Może okoliczności wojenne też dały większą zachętę i przyzwolenie na tego typu działanie. Zawsze przemoc rodzi przemoc i nakręca zło, które ma różne oblicza. W przypadku Wołynia to było nadzwyczajnie bestialskie ludobójstwo, bo sposoby zabijania były niebywale okrutne, wymyślne i nie omijające nikogo.
Mimo wszystko po latach prawie wszystkie bohaterki albo starały się odwiedzić Wołyń albo wracały tak często kiedy tylko nadarzyła się okazja. Większości zależało aby upamiętnić pomordowanych pomnikami albo mogiłami. Wiele z nich to działaczki organizacji, które działają na rzecz pamiętania o zdarzeniach takich jak to.

Dla mnie oprócz relacji o okropieństwach rzezi i dalszych losach powojennych bohaterek, cenne były ich wspomnienia o Wołyniu. Opisy jego urody, zachwyty nad bogactwem ziemi, różnorodności kulturowej, folklorze, zwyczajach, religiach. Wołyń to był tygiel, zlepek kultur, religii, przekonań, narodowości, różnorodności we wszystkim a jednocześnie tolerancji. Przeplatające się obrzędy, wierzenia, wydarzenia, świętowanie, a czasem i związki międzyludzkie. Rolniczo to region przebogaty w czarnoziemy, na którym rosło wszystko, co gospodarze uprawiać chcieli i umieli.

Autorka zamieściła w książce wiele fotografii bezpośrednio związanych z bohaterkami i ich rodzinami, albo dające pogląd na zwyczaje i miejsca. 

Książkę warto przeczytać by przeżyć i być świadomym, by nie przegapić niczego co mogłoby doprowadzić do podobnych wydarzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)