Szukaj na tym blogu

środa, 17 października 2018

Tańczące niedźwiedzie - Witold Szabłowski


To moja druga książka tego autora, zawierająca zdecydowanie inny ładunek historyczny i społeczny, niemniej autor pisze bardzo ciekawie, przytacza rzetelne informacje, przyciąga uwagę i wciąga w przytaczane treści.
Tym razem zajął się wolnością i tym co jest z nią związane, czyli zmianami zachodzącymi w krajach postkomunistycznych, trudnymi transformacjami, które niektórym dawały nadzieję, a niektórych przerażały.

W pierwszej części zaczął od wolności, ale dla niedźwiedzi, które przez dziesiątki lat były wykorzystywane przez bułgarskich cyganów do zabawiania ludzi i zarabiania pieniędzy. Te dzikie z natury zwierzęta były w bardziej lub mniej legalny sposób zabierane jako małe misie i uczone "tańczenia" dla ludzi. Niedźwiedzie, które z natury są samotnikami, indywidualistami, niezależnymi i swobodnymi osobnikami zostawały niewolnikami. Aby nie atakowały swoich "właścicieli" robiono im w nosie otwór przez, który przeciągano metalowe kółko (holkę) do którego przypinany był łańcuch. Dla niedźwiedzi to było cierpienie nie do opisania, oczywiście z czasem przyzwyczajały się do bólu i nauczyły z tym żyć tak samo jak z innymi niedogodnościami. Uczyły się, przyzwyczajały, zżywały, tak samo jak ludzie. Opiekunowie niedźwiedzi także zżywali się z nimi czasem nawet mocno, przecież przebywali z nimi mnóstwo czasu, często z dala od domu. Razem jedli, pili i spali, razem zarabiali. Niedźwiedzie stawały się częścią rodziny i to tą, która zapewniała środki do życia. To dzięki nim rodziny miały dość dużo pieniędzy jak na tamte warunki. Cała ta historia miała swoje jasne i ciemne strony, nic nie było oczywiste. Ponoć niedźwiedzie wpisały się w miejscowy folklor, ale nie było to zgodne z ich naturą, to człowiek znowu ingerował w przyrodę, zakłócił jej naturalny bieg. Znaleźli się  jednak ludzie, którzy postanowili te niedźwiedzie przywrócić naturze. Po wejściu Bułgarii do Unii Europejskiej specjalne instytucje zainteresowały się problemem i zdołały namówić Cyganów do sprzedania niedźwiedzi. Po umieszczeniu ich w specjalnym parku zaczęła się praca mająca na celu odwrócenie pogwałcenia natury przez Cyganów. Okazało się to jednak niełatwe, nagle dana wolność była dla niedźwiedzi zjawiskiem nieznanym, niezrozumiałym, wokół którego narosło mnóstwo lęku. Nie umiały sobie poradzić bez swoich panów-opiekunów. Niedźwiedzie przeżywały różne stany lękowe, m.in. opuszczenia, samotności, były też uzależnione od alkoholu i słodyczy, najczęściej były chore, ponieważ nie odżywiały się właściwie niedźwiedziom. Niektóre cierpiały na zaawansowane nowotwory. Nie miały zębów, bo ludzie pozbawiali ich uzębienia, niektóre były łyse. Nie umiały zadbać o siebie, oczekiwały na jedzenie, zabawę, picie, itp. Nie umiały hibernować, nie znały niczego co w naturze byłoby im bliskie. Oddany im we władanie park nie był przez nie wykorzystywany, za to okoliczna ludność nie mogła się pogodzić że niedźwiedzi traktuje się lepiej niż ich. Oburzali się, że w dobie kryzysu, braku pracy i biedy, niedźwiedzie jedzą jak królowie (np. truskawki) a oni mają ledwo na podstawowe produkty. Trudno się dziwić ludziom, że nie pojmują rozdzielności tych sytuacji. Dla większości ludzi najważniejszy jest ich interes, potem innych ludzi, a gdzieś tam zwierząt. Nie mieli tyle świadomości, aby pojąć i przyjąć do wiadomości że instytucje, które zajmują się dolą zwierząt nie zajmują się pomocą ludziom, itd....
To była dla mnie poruszająca część i trudno by mi było zająć obiektywne stanowisko. Jestem wyczulona na krzywdę zwierząt i nie uwzględniam, żadnych "ale" jeśli ma tłumaczyć krzywdzenie zwierząt wbrew ich naturze i potrzebom.

Druga część podzielona na taką samą ilość rozdziałów, z mottami z pierwszej części zawiera opowieści z różnych krajów i miejsc, czasu i kultur. Opowieści pochodzą z krajów "zamkniętych" przez swoich przywódców w jedynie słusznej ideologii. W tych krajach dało się wmówić obywatelom tak dziwne rzeczy, że trudno w nie uwierzyć, a jednak wierzyli i popierali, bo często nie mieli dostępu do informacji z zewnątrz. Zostali utwierdzenie w nie swoich przekonaniach i lękach. Wolność była dla nich abstrakcją, nieznaną ideologią, albo zagrożeniem, z którym nie wiadomo co robić i jak sobie z nim poradzić. Czasami historie zawierały pewien potencjał optymizmu i dozę radości, pokazywały bohaterów przemian i ich nadzieje. Nowa rzeczywistość jednak najczęściej była niezrozumiała.
I tak w pierwszym rozdziale powoli odchodzi Fidel Castro, ten wielki wódz komunistycznej ideologii. Mieszkańcy spekulują co może się dziać po jego śmierci, niektórzy już płaczą i boją się przyszłości, schlebiają swojemu przywódcy. Niektórzy upatrują w tej zmianie swoich szans na bardziej godne życie, albo na ubicie kokosowych interesów.
Drugi to opowieść o niepełnosprawnej Polce, która wyjechała do Londynu w poszukiwaniu "lepszego życia" i obecnie pomieszkuje wokół dworca Victorii, ma tam swoje kątki, ulubione miejsca i tobołki. Obserwuje, rozpoznaje i uczy właściwych zachowań współmieszkańców dworca. Marzy jej się wyjazd do cieplejszych zakątków Europy: Hiszpanii lub Majorki. Spostrzega świat jako otwarty i ciekawy, dający nadzieje.
Trzeci to opowieść o zawiłościach jakie dzieją się na granicy Polsko-Ukraińskiej. To wciąż meandry i chociaż wciąż się dzieją, to i tak łatwiej o nich przeczytać niż je pojąć.
Czwarty to opowieść o Albanii, dla mnie niewiarygodna. To europejski kraj, który być może był najbardziej zamkniętym przez swojego przywódcę. Ludzie, którzy wierzyli we wszystko co wmawiał im wódz, bali się, nie ufali światu i budowali bunkry dla siebie i swojego przywódcy, który cierpiał na manię prześladowczą. Teraz demontują te bunkry, albo robią w nich atrakcje turystyczne.
Piąty to opowieść o Estonii i skomplikowanej sytuacji życiowej Rosjan w tym kraju. Po przemianach znaleźli się w zawieszeniu, bo nie chce ich Estonia, a Rosja nie rozumie ich problemów. Na przekór sytuacji rodziców młodsze pokolenie staje się nacjonalistyczne i domaga się rosyjskości.
Szósty to opowieść o popegeerowskiej Polskiej wsi, którą zamieniono w wioskę Hobbitów i choć może "śmiesznie" to dzięki temu pomysłowi ludzie mają pracę i wykazują się przedsiębiorczością.
W siódmym rozdziale jest historia Radovana Karadźića ukrywającego się pod innym nazwiskiem (Dabić) i profesją. Szanowanego obywatela małego miasteczka, który cieszył się zaufaniem współmieszkańców.  Po aresztowaniu go i skazaniu, stworzony został  popkulturowy wizerunek zbrodniarza i wykorzystywany jest do tworzenia projektów. Oprowadza się turystów ścieżkami, którymi chadzał Dabić, np. - "Tu... robił zakupy" (str 180). A tak naprawdę chodzi o promowanie kultury Serbskiej i przyciąganie turystów.
Ósmy to koleje losu Kosova, zawiłości codzienności, niepojęte szarady i znaki zapytania.
Dziewiąty to opowieść o trwających na posterunku wielkiego wspomnienia po Stalinie "westalkach", sławiących jego wielkość, w którą coraz mniej wierzy. Trwają, ale i tu zachodzą zmiany, choćby potrzeba porozumiewania się w innych językach niż rosyjski.
Dziesiąty to gorzkie przemiany w Grecji, w której czas wolniej płynie, ludzie cieszą się nic nie robieniem i dziwią się, że zabrakło im na to wszystko pieniędzy.


Autor pyta, słucha, podpatruje i zapisuje, nie ocenia i nie wydaje opinii, pozostawia to innym. Choć z pozoru różne historie, w umiejętnym zestawieniu Witolda Szabłowskiego zdają się dopełniać i wiązać. Pozostawia czytelnikowi pole do refleksji, przemyśleń i tworzenia własnych rozwiązań.
Zapewne Wolność nie jest jednoznaczna i postrzegana przez każdego tak samo. Zapewne też wolności należy uczyć się pojmować. Na pewno nie wciskać każdemu, na siłę i jednakowo. To ważna wartość, ale aby ją docenić nie może być narzucona tylko zrozumiana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)