Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Nie zdążę - Olga Gitkiewicz

 

"Postanowił sprawdzić w praktyce demokratyczną zasadę, zgodnie z którą dobro ogółu jest ważniejsze niż interes jednostki. Rozumiał to dosłownie: autobus wiozący sto osób ma prawo do sto razy większej przestrzeni niż samochód z jedną osobą za kierownicą. (...) miasto rozwinięte to nie takie, w którym nawet biedni jeżdżą samochodami, ale takie, w którym nawet zamożni korzystają z transportu publicznego. Albo z rowerów, jak w Amsterdamie. Bo jeśli więcej inwestuje się w drogi i autostrady, to mniej zostaje na szkoły czy szpitale." Enrique Penalosa - burmistrz Bogoty (str. 35,36)

Nie miałam sprecyzowanych oczekiwań co do tej książki, dlatego pozytywnie mnie zaskoczyła. Autorka zawarła w niej: dane dotyczące transportu publicznego/zbiorowego, informacje o problemach społecznych związanych z likwidacją połączeń autobusowych i kolejowych w Polsce, o konsekwencjach dla całych regionów naszego kraju i o ich szerokim aspekcie społeczno-ekonomicznym dla mieszkańców małych miejscowościach. Zapisała rozmowy z różnymi ludźmi: użytkownikami transportu, jego pracownikami, mieszkańcami, samorządowcami, itd. Przytoczyła panujący dzisiaj trend samochodozy, który ma otoczkę nie tylko fizyczną, ale też "psychologiczno-kulturową".

Podała kilka przykładów miast, w których władze pomyślały o demokratycznym dostępie do środków transportu. Na przykład we wspomnianej wyżej Bogocie, w Madrycie, Nowym Jorku, i w Polsce, min. w Krakowie, Jaworznie, Lublinie. Powody mogły być różne (objęcie dostępem do transportu biedniejszych, smog, "odkorkowanie" centrum miasta), ale efekt pożyteczny dla szerokich rzesz odbiorców.Pokazała też, dla mnie rozczulające przykłady, jak kraje uczą swoich obywateli, od początku z korzystania z transportu publicznego i jakie to przynosi efekty (Czechy, Szwajcaria, Niemcy, Estonia)

Zaczęła jednak od strategii na jaką w latach dwudziestych XX wieku wpadł ówczesny prezes General Motors, otóż postanowił on oduczyć Nowojorczyków korzystania z transportu szynowego, który był wówczas najbardziej popularny. Najpierw wykupił firmę autobusową, potem upadającą tramwajową i rozpoczął zamykać nierentowne trasy szynowe, ludzie powoli przesiadali się do autobusów, kiedy to zagrało swój pomysł zaczął rozszerzać na kolejne miejsca i stany. Po nitce do kłębka, podobnie oduczył ich też jeżdżenia coraz bardziej ciasnymi autobusami i pokazał jak to wspaniale jeździ się własnym, wygodnym autem. Szkoda, że dbał tylko o swój interes, bo "dzięki" tym zmianom powstało zjawisko korków i spalin. (więcej na stronie: https://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/rzez-tramwajow-czyli-jak-ameryka-odwrocila-sie-od-szyny-2039.html) Czy nie jest to protoplasta wydarzeń, które miały miejsce w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych. Zmiana zwana transformacją" kłuła" społeczeństwo informacjami, że transport publiczny jest nie rentowny, niewydolny i trzeba go likwidować. Nazwano to szumnie i marketingowo "wygaszaniem popytu", innymi słowy robiono wszystko, aby zniechęcić społeczeństwo korzystania z komunikacji publicznej, czyli pks-ów i kolei. Autorka pod tym kątem uważniej przyjrzała się kolei, którą niszczono skutecznie - "kolej to chaos, który jednak jakoś działa. Z tego chaosu coś się czasem wyłania, linie są, a potem znikają, modyfikuje się rozkład jazdy, gdzieś można dojechać, a gdzieś nie, bo się nie da i kropka. I może to nie jest wynik żadnego zaplanowanego działania - może na kolei niczego nie da się zaplanować, może już dawno wymknęła się spod kontroli i działa tylko siłą rozpędu, jak każdy system, który się wypaczył." (str. 159)

Upadek szlaków kolejowych zmusił ludzi do przesiadania się do powstających jak grzyby po deszczu wszelkiej maści busików, które jednak brały tylko opłacalne ekonomicznie trasy, tam gdzie się nie opłaciło nie dojeżdżało nic. Ludzie zaczęli kupować sobie samochody różnej maści i wieku, itd.. Tych, których nie stać było na samochód, a nie było też połączeń pozostawiono samych sobie. I tak zaczęły się tworzyć białe plamy komunikacyjne w Polsce, ludzie tracili  pracę albo uciekali do wielkich miast czy innych krajów. Wioski wyludniały się, a miasta rozrastały i zapychały, ludzie utykali w korkach i oddychali smogiem. Ot kwadratura koła w smogowej otoczce, o której dzisiaj się nas codziennie informuje. A problem nie znika: "...wykluczenie transportowe to jeden z najpoważniejszych problemów w Polsce. Że skutkuje kolejnymi wykluczeniami." (str. 66) "Bieszczady się wyludniają, podobnie jak wiele rejonów w Polsce. Ten mechanizm działa jak spirala: transport zbiorowy zanika i zmusza ludzi do emigracji - czasem do większych miast, czasem za granicę. Rzadko jada wszyscy. Wyjeżdża mąż, ojciec, zięć. Wyjeżdżają dorosłe dzieci. Zostają osoby starsze albo samotne matki z maluchami. W miejscowości jest mniej ludzi, a więc mniej chętnych do korzystania z transportu zbiorowego, mniej potencjalnych klientów, nie ma komu jeździć, nie ma po co utrzymywać połączeń. I tak odcina się od świata tych, którzy zostali." (str. 85)

Co prawda zaczyna się dzisiaj o problemie dyskutować głośno, ale raczej nie w kręgach najwyższych władz, wiadomo nie od dziś, że łatwiej coś wygasić niż na nowo uruchomić. "- Jednym z kluczowych organów polskiej legislacji jest kolano- podsumował. - Na kolanie ustawy się pisze i kolanem przepycha przez sejm." (str.73) Niemniej czasem to samorządy, jeśli mają mądrego gospodarza potrafią coś zrobić efektywnego dla mieszkańców lokalnie. Niestety czasem też lokalność ma swoje ograniczenia, bo sąsiedzi nie umieją się porozumieć i dobry przykład pozostaje w obrębie np. jednego powiatu, województwa. Z centralnego pułapu byłoby pewnie łatwiej?!

Koniec bardzo interesujący, ale smutny zarazem, bo autorka wzorem pana Kołakowskiego spojrzała na podejście do transportu publicznego z perspektywy przyszłych pokoleń, oby to spojrzenie nie okazało się prorocze.

Podsumowując, książka była dla mnie ciekawa w treści i formie, wciągała w klimat mojego dzieciństwa i lat nastoletnich, pozwalała na retrospektywy z tego okresu i konfrontacje z sytuacją, która jest dzisiaj. Tworzyła atmosferę, dzięki której przenosiłam się do pięknych i brzydkich dworców, klimatu podróży pociągami wakacyjnymi, etc... Pozwalała na odniesienia do innych podobnych transformacji z lat 90-tych i do konkretnego wielkiego molocha, który z początkiem lat dwutysięcznych rozkładano na łopatki, aby aktualnie "zasypywać".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)