Szukaj na tym blogu

środa, 25 stycznia 2023

Karawana kryzysu - Linda Polman

 

"Kto tylko ma ochotę zakłada organizację i zbiera pieniądze. Pracownicy wielu przedsiębiorstw oddają co miesiąc parę procent wynagrodzenia, a gminy "adoptują" wioski na obszarach wymagających wsparcia" (str. 63) Pomaganie jest bardzo szlachetne, świadczy o człowieczeństwie. W wielu krajach jest to bardzo długa tradycja, ale Linda Polman w swojej książce pokazuje drugą stronę pomagania. Można by powiedzieć, że odziera szlachetne założenia, pod którymi pozostaje człowiek i jego różne intencje. Jak zwykle i we wszystkim, gdzie człowiek tam różne zachowania i przesłania. Jedni pomagają z potrzeby serca, inni z pragmatycznych powodów, a jeszcze inni, aby uzyskać określone korzyści. Autorka stara się pokazać pomaganie krajom, a w zasadzie ludziom w tym krajach, którzy cierpią z powodu wojny lub kryzysu wywołanego "suszą" czy też innych czynników. Opisuje misje pomocowe i związane z nimi porażki, problemy, zaniechania, nieuświadomione błędy, niechlujstwo w Rwandzie, Somalii, Liberii, Sudanie, Iraku, Afganistanie, Sri Lance czy Haiti. Choć podaje nazwy organizacji, które uczestniczyły w "pomocy" w tych krajach i dopuściły się tych niezbyt chwalebnych czynów zdecydowanie chodzi jej o sens mechanizmu działania.

...W.A.R. znaczy Waste All Resources. Wszystko zniszczyć. Wtedy wy przybędziecie, żeby to naprawić. (...) Jeśli posługujesz się przemocą w wystarczającym stopniu, przybywa pomoc, a jeśli eskalujesz przemoc, to przybędzie więcej pomocy. Tak dzieje się od dawna i w grę wchodzą coraz większe sumy." (str. 188, 189)

Ze względu na ogromne "zapotrzebowanie" na pomoc, organizacje pomocowe wyrastają jak grzyby po deszczu, bo do ugrania są ogromne pieniądze. Pomoc stała się przemysłem jak każda inna działalność, ze swoimi pozytywnymi i negatywnymi elementami. Zrodziła nowy rynek, o który zabiega się różnymi sposobami, często niestety patologicznymi, bo każda z tych instytucji chce przetrwać, albo dobrze prosperować. Czytając książkę Polman miałam wrażenie, że czytam o firmach, które działają zgodnie z podejściem z lat dziewięćdziesiątych "hit&run", zgarnąć intratny kontrakt, wyłożyć środki, dobrze się zakotwiczyć, a kiedy wiatr zmian zawieje pognać z nim w kolejnym kierunku, do kolejnego projektu przynoszącego korzyści. Organizacje humanitarne potrzebują marketingu, reklamy, którą jak się okazuje zapewniają im "zaprzyjaźnieni" dziennikarze, którzy także czerpią z tej współpracy korzyści, bo ktoś za drastyczne zdjęcia daje im nagrody. Karuzela pomocy się kręci, bo wielu jest beneficjentów tejże, nie mówi się głośno o niewygodnych faktach i danych, żeby nie podważać swojego biznesu.

Organizacje humanitarne chcąc nieść pomoc tym najbardziej potrzebującym często muszą opłacać tych, którzy najbardziej krzywdzą i sieją śmierć. Czasami pomoc prowadzi do sytuacji niewyobrażalnych. "W latach osiemdziesiątych organizacje humanitarne działające w Etiopii i przekazujące tamtejszemu reżimowi pieniądze i towary, pomagały mu przymusowo przesiedlać ludność, co doprowadziło do śmierci dziesiątek tysięcy ludzi. W latach dziewięćdziesiątych organizacje humanitarne pomagały w Gomie odzyskać siły rwandyjskim ludobójcom, dzięki czemu mogli nadal prowadzić swoją kampanię wyniszczania Tutsich w Rwandzie." ( str. 194) Porażające? Być może, na pewno jednak prawdziwe. Można zapytać, czy ktoś zadał pytanie dlaczego tak się działo i czy wyciągnięto wnioski? Ale czy przemysł humanitarny jest od wyciągania wniosków, on sam skupia się na ściąganiu datków i nakręcaniu karuzeli pomocowej. Nie ma rachunków sumienia i uczenia się na błędach, interes ma się kręcić, a że ktoś traci życie, zawsze jednak ktoś zostanie ocalony?!

Autorka odsłoniła kolorowy wachlarz pomocy, za którym skrzeczy rzeczywistość, bardzo często okrutna, okropna, brudna i niesprawiedliwa. Nie ma tutaj dobrego wyjścia, bo co można zrobić? Nie pomagać, zwłaszcza tam, gdzie rządzą reżimy, czy jednak angażować się mimo ogromnego kosztu i podtrzymywania tych patologii, bo zawsze kogoś uda się uratować, bo każde życie jest ważne. Dla mnie smutne jest to, że organizacje, a zapewne wiele z nich, nie uczą czegoś stałego, nie dają przysłowiowej wędki, tylko rybę, która kiedy się kończy ludzie dalej pozostają głodni. Wiele niezorganizowanej pomocy jest marnotrawiona, nie daje żadnych korzyści, a często mnóstwo szkody. Pomagać trzeba i warto, ale zdecydowanie potrzebne jest transparentne jej udzielanie, konieczność sprawozdawania działań, wyciągania wniosków, itd. Generalnie pomagać, ale z głową, zgodnie z radą autorki: „Miej odwagę zepsuć atmosferę podczas narodowych akcji zbierania pieniędzy: zadawaj pytania pracownikom organizacji humanitarnych! Jeśli mówią, że ich działanie pomaga, zapytaj, kto otrzyma tę żywność, te leki. Niewinne ofiary, gubernatorzy wojskowi, a może i jedni, i drudzy?”. Wiele można naprawić, ale wiele można też zepsuć, w zależności od sprawności.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)