Szukaj na tym blogu

niedziela, 31 grudnia 2023

Poławiaczki pereł. Pierwsze Polki na krańcach świata - Ula Ryciak

 

Autorka wydobyła na światło dzienne historie czterech odważnych kobiet, którym niestraszne były trudy podróży, odległości, zmienne klimaty, pasożyty, niebezpieczeństwa, niedogodności w miejscach pobytu. Chciały realizować swoje pasje, odkrywać nowe obszary, zjawiska, sprawdzać swoją wytrzymałość i przeżyć życie tak, aby mieć poczucie wypełnienia swoich dni jak najlepiej się da. Ich wypraw z początku XX wieku nijak nie da się porównać z tymi obecnie, nie tylko ze względu na obyczajowość, w której rola kobiet była jednoznacznie osadzona w domu, ale na dodatek na dostępne środki transportu, jakość dróg, itp., itd. Można by rzec, że udało im się spełnić swoje marzenia o podróżach, bo miały szczęście trafić na mężczyzn, którzy nie dość, że nie ograniczali im ich pasji to jeszcze w dwóch przypadkach finansowali i wspierali ich zapędy. Miały ambicje pokazywać nieodkryte i różnorodne krainy. Podróże pokazały im, że poza Europą kobiety nie mają zbyt wielu praw, muszą ciężko pracować i służyć mężczyznom, że wyrzucane są na margines społeczeństwa, jeśli przypisana im rola wygasła (wdowy w Indiach). Niestety w niektórych krajach sytuacja wygląda podobnie jak sto lat temu.

Pierwsza opowieść dotyczyła Michaliny Issakowej, entomolożki, która po zostaniu wdową postanawia zrealizować marzenie męża o podróży do Ameryki Południowej w celu odkrywania nowych gatunków motyli i owadów generalnie. Jej samozaparcie i niestrudzone gnanie do przodu mimo trudnych warunków bytowych i klimatycznych było godne podziwu. Podziwiała świat przyrody, uczyła się rozpoznawać sygnały z niej płynące, chłonęła unikalność barw, zapachów i dźwięków. Miała świadomość zagrożeń płynących z tego nieznanego kawałka ziemi, ale dzielnie go eksplorowała.

W drugiej opowieści spotykamy Jadwigę Toepliz-Mrozowską, odkrywczyni, geografki, która przed wojną próbowała swoich siła na scenie teatrów, z różnym skutkiem, ale grała, próbowała śpiewać, ale dopiero podróże okazały się spełnieniem jej nieokiełznanej natury. Odwiedzała kraje Afryki, Azji, Europy. Była jedną z pierwszych eksploratorek Tybetu. Na jej cześć nazwano przełęcz w paśmie górskim Kurtaku na Pamirze, w pobliżu jeziora Zorkul, który eksplorowała w 1929 roku. Nosiło ją dosłownie, nie mogła wytrzymać w sztywnych gorsetach salonów, uczestnicząc w nic nie wnoszących pogaduszkach, spotkaniach i herbatkach. Podróże przynosiły wyzwolenie od konieczności "bywania", dawały wiedzę, poszerzały horyzonty, uderzały innością. Jadwiga została przyjęta do Włoskiego Towarzystwa Geograficznego, była zapraszana na odczyty i opowieści o swoich podróżach. Była tez zapalona ogrodniczką.

Trzecia opowieść dotyczy Ewy Dzieduszyckiej, doktor antropologii, która jako pierwsza kobieta w swojej miejscowości na Kresach zaczęła jeździć rowerem, czym wzbudzała zdziwienie, a nawet zgorszenie. Zapalona do wspinaczek, wszelkiej aktywności fizycznej nie żałowała sobie doświadczania i sprawdzania w czym może się jeszcze sprawdzić. Gnała pchana jakąś siłą, która nie pozwala jej się zatrzymać, jakby przeczuwała, że wszystko można stracić, oprócz wspomnień i doświadczeń, tego nie wydrze nic. Wchodziła na Mont Blanc, Mont Everest. Karpaty obeszła wzdłuż i wrzesz, Tatry odwiedzała przy różnych okazjach. Nawet wojny nie były w stanie jej zniechęcić i pozbawić energii do podróżowania i opisywania tej różnorodności świata.

Czwarta to Maria Czaplicka, antropolożka, która z niezwykłym samozaparciem, pomimo przeciwności zdrowotnych i braku finansów własnych postanowiła badać zwyczaje plemion syberyjskich. Jej podróż na te tereny była dla mnie ogromnym wyzwaniem wymagającym niezwykłego hartu ducha, ale jak postanowiła tak zrealizowała. Jej wyprawa była trudna pod względem trudności w dotarciu na miejsce, przemieszczanie się tam, a także nieufność i niechęć autochtonów do pokazywania swojego świata. Mimo tych przeciwności udało jej się.

Wszystkie kobiety pozostawiły po sobie spuściznę w postaci napisanych książek, korespondencji i artykułów naukowych.

Cieszę się, że Ula Ryciak wzięła na warsztat życiorysy tych kobiet i podała je na swój sposób, czyli nieoczywistej biografii, czy prostych opowieści, ale pełnych emocji, barwnych jak motyle Michaliny Issakowej, przepełnione piaskiem pustyni przez który przedzierała się Jadwiga Toeplitz-Morozowska, zapachy i barwy Indii, które odkrywały Jadwiga Toeplitz-Morozowska i Ewa Dzieduszycka i wreszcie surowość Syberii odkrywanej przez Marie Czaplicką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)