W "Epoce człowieka" profesor Ewa Bińczyk dokonuje diagnozy katastrofy antropocenu, czyli epoki, w której działalność człowieka doprowadza świat na skraj zapaści ekologicznej. To jest książka o tym jak człowiek, oczywiście w swojej skali, podcina sobie gałąź na której siedzi i jeszcze to wypiera albo bagatelizuje. Czyni to poprzez techniki wyparcia i zaprzeczenia na poziomie jednostki oraz technologie i media na poziomie działań wielkich korporacji m.in. koncernów paliwowych, firm technologicznych czy tekstylnych.
Autorka podaje definicje, które towarzyszą retoryce na temat niekorzystnych zjawisk w świecie, czyli: "Denializm dosłowny, polega na wyparciu wiedzy o danym fakcie. Denializm objaśniający/interpretatywny polega na przyjęciu faktu wraz z poddaniem go alternatywnej interpretacji - to jak porównać z określeniem ofiar cywilnych konfliktów zbrojnych - "szkody towarzyszące". Denializm implikacyjny świadomie przyjęta postawa bierności w obliczu ignorowanego problemu." (str. 63) Ciągle mnie to zastanawia obserwując ludzi z mojego bliskiego i dalszego otoczenia, wykształconych, oczytanych, którzy nie interesują się co dzieje się z ich domem, którym jest nasza planeta, to smutne i przerażające, kiedy słyszę od nich argumenty wprost z powyższych trzech obszarów denializmu. To tak jak z mieszkaniem w bloku, dopiero jak mieszkaniec bezpośrednio jest dotknięty zaniedbaniami spółdzielni (zarządcy) zaczyna się interesować do kogo ma się udać po naprawę tego stanu rzeczy, a przecież mógł się tym interesować na bieżąco, bo to jest jego dom, cały czas, na dobre i na złe dopóki tu mieszka.
Obecnie jest taka dostępność danych, informacji, wiarygodnych opracowań, które pokazują, że przekroczyliśmy już wiele czerwonych linii granic planetarnych, że wydawałoby się, że powinniśmy zacząć działać na poważnie, aby ten proces odwrócić, ale nie. Zgodnie z badaniami MEA i IGBP, mamy do czynienia z wielkim przyśpieszeniem, a za punkt zwrotny uznaje się 1950 rok (ten rok uznaje się za początek antropocenu). Wielkie przyśpieszenie "oznacza nieobserwowalną wcześniej intensyfikację wpływu człowieka na systemy planetarne, przez co zmierzamy do przekroczenia wielu punktów przełomowych równocześnie." (str. 90)
Ze względu na akademicki i naukowy charakter tej książki, dostarcza ona mnóstwa danych opartych na licznych opracowaniach, badaniach, dokumentach międzynarodowych i innych książkach z podobnego obszaru. Dzięki niej otrzymamy mnóstwo wiedzy, danych i argumentów o antropocenie pchającym ludzi nad przepaść. Autorka przytacza dane o nierównościach społecznych, poziomach w dostępie do energii, wody, edukacji, niszczeniu środowiska, szaleństwie konsumpcji a co za tym idzie niespotykanej dotychczas ilości odpadów na które nie mamy pomysłów. Pokazuje, że obiecywane rozwój techniki i technologii a także niespotykane w swojej skali zachłanne korzystanie z paliw kopalnych nie przyniosły dobrobytu dla wszystkich a tylko dla wybranych, przy okazji degradując środowisko i pogrążając tych biedniejszych. Uświadamia, że traktaty o "wolnym handlu" zabijają małe, lokalne biznesy, a w zamian jesteśmy zalewani dobrami z dalekich krajów, które mają wpływ na gęstą sieć połączeń transportowych, marnowanie żywności, wylesianie, zanieczyszczanie, itd. Zwraca uwagę na swoisty fetysz wzrostu PKB,czyli ciągłej pogoni za rozwojem (a raczej nadprodukcja i nadkonsumpcja) a tak naprawdę to sztucznie wytworzony mit, który na planecie o skończonych zasobach prowadzi do opłakanych skutków. "Mamy do czynienia z dialektycznym połączeniem akumulacji kapitału, pogoni za władzą i procesów wytwarzania natury. Epokę kapitolocenu powinniśmy jak najszybciej zakończyć, w imię emancypacji życia na Ziemi." (str. 158)
Destabilizacja klimatu ma dalekosiężne skutki dla każdego, tu i teraz i w każdej szerokości geograficznej. Generuje realne problemy dla jednostki, społeczności i państw, w obszarach środowiskowych, społecznych i praw człowieka. I choć "Coraz więcej instytucji wymusza dziś wycenę usług ekosystemowych, np. UE w programach. Próbuje się też wycenić koszty utraty bioróżnorodności." (str. 124), wprowadza regulacje umowy, ramy i fundusze "Szkód i strat" to dane pokazują, że produkcja wzrasta, wydobycie wzrasta, poziom CO2 pikuje...Bogaci tego świata wymyślają sposoby opuszczenia tej planety, przeniesienia się na Marsa, co jest tylko niemoralną i szkodliwą retoryką, przepełnioną pychą i egoizmem, zabawą dla bogatych. "Z punktu widzenia antropologii czy dylematów egzystencjalnych możemy zapytać: kim jest człowiek - gatunek, który dokonuje destabilizacji warunków życia epoki holocenu na Ziemi, rozważa ucieczkę na stacje kosmiczne i podbój innych planet?" (str. 162)
Ważnymi problemami jakie autorka porusza w swojej książce po pomysłach opuszczenia zniszczonej planety są inżynieria środowiskowa, czyli drogie, niesprawdzone w naturalnych warunkach pomysły na zatrzymanie skutków ubocznych rozchwianej planety, m.in. odbijanie promieni słonecznych za pomocą luster umieszczanych na orbicie, wychwytywanie i składowanie CO2, rozbijanie chmur za pomocą aerozoli. To kolejne mrzonki, które niosłyby ogromne koszty dla ludzi i środowiska, ale co najważniejsze nie zajmowałyby się przyczyną.
Opisuje też, jak koncerny paliwowe i wielkie korporacje sponsorują finansowo tworzone na własne potrzeby instytuty, które manipulują danymi, piszące fałszywe artykuły. Jak korumpują polityków zwłaszcza konserwatywnych, aby ci pozwalali dalej czynić szkody środowiskowe i społeczne. Jak kreują nowe funkcje w tym systemie "producentów wątpliwości", "handlarze wątpliwości".
To ważna książka, bo pokazuje szerokie spektrum problemów z jakimi przyszło mierzyć się ludziom, dlatego, że nie dbają o własną planetę. "W naszych rękach leży przyszłość takich uwarunkowań, dzięki którym możliwe jest dalsze istnienie znanych nam form organizacji społecznej i ekonomicznej. Chodzi o przetrwanie ekosystemów umożliwiających rolnictwo, a tym samym gospodarkę, do której przywykliśmy. Chodzi o to, by podnoszenie się poziomu morza, susze, powodzie i anomalie pogodowe nie doprowadziły do konfliktów, które rozsadzą znane nam struktury polityczne oraz prawne. W tym sensie zagrożenie klimatyczne dotyczy przede wszystkim społeczeństwa, świata ludzkiego, a nie samej planety czy przyrody w ogóle." (str. 279) Potrzebna nam jest zatem empatia, solidarność i dbałość o szersze dobro, nie ograniczanie się do swoich czterech ścian. Ważne jest to, jeśli nie najważniejsze, że szkodzimy przede wszystkim sobie, przyroda bez nas sobie świetnie poradzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)