Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 sierpnia 2016

Historia pszczół - Maja Lunde


Usłyszałam o tej książce w radio i dość długo na nią czekałam. Zainteresowało mnie to, że autorka bardzo poważnie podeszła do tematu, którym zajęła się w swojej powieści. Pszczoły poznała od "ula", rozmawiała z wieloma specjalistami, czytała, słuchała zaś zebraną wiedzę ubrała w trzy ciekawe historie, które połączyła pewnymi wątkami. Choć książka dotyczy pszczół, bohaterami są też ludzie - nieodłączni towarzysze, czerpiący z dobrodziejstw "udomowienia" pszczół. To ludzie dbają o pszczoły, ale ludzie też niszczą pszczoły, co jak się okazuje w dłuższej perspektywie ma kolosalne znaczenie dla przetrwania ich gatunku.

Wydawałoby się, że człowiek to największy mocarz tego świata a zagraża mu takie maleńkie stworzenie. Czasami mam wrażenie, że ludzie stali się uzurpatorami i nie widzą niczego poza własnymi potrzebami, zachciankami, wymysłami, żądaniami, chucią, konsumpcjonizmem i egoizmem. Widać takie podejście w wielu aspektach, kontekstach i płaszczyznach. Chcą, chcą, chcą, często nie myśląc o konsekwencjach, nie oglądając się na nic i nikogo, nie słuchając specjalistów i ekspertów - jeszcze i jeszcze, czerpać, brać, mieć, użytkować ile się da.
Niestety wszystko ma swój kres, wszechmocny człowiek będzie ukarany przez samego siebie, nie od razu, ale jednak. Już dzisiaj słychać, że kończą nam się zasoby naturalne, że produkujemy za dużo, konsumujemy bez umiaru, nie zważamy na zmiany w naturze, że zabieramy przestrzenie innym gatunkom, że ocieplamy swoimi działaniami klimat, że zabijamy pośrednio lub bezpośrednio zwierzęta, że działamy na szkodę otoczenia wielorako. Często ludzie nie zastanawiają się nad niewielkimi ale ważnymi sprawami, pędzą, nie patrzą szerzej, nie zastanawiają się, nie działają razem, nie wspierają siebie i natury.Jestem przekonana, że warto się zatrzymać w tym pędzie, aby coś zrobić dobrego w kierunku ratowania i wspierania naszego świata.
 Ale wracając do clou, książka bardzo mnie wciągnęła i szybko ją przeczytałam. Autorka opowiada ciepłe historie, pełne emocji, ludzkich rozterek i trosk, bliskie zapewne wielu osobom. Opisane przez Maja Lunde historie ludzi są gęste od uczuć i emocji. Niedopowiedzenia, nie spełnione nadzieje i oczekiwania, fizyczny ból, strata bliskiej osoby, poszukiwanie możliwości samorealizacji, strach, odwaga w poszukiwaniu prawdy, pasje i marzenia i oczywiście miłość.

Książka łączy ze sobą dwa światy ludzi i pszczół, tak inne ale jednak podobne, chociaż bardziej na płaszczyźnie symbolicznej niż fizycznej. Tak u ludzi jak i u pszczół, gdy młoda królowa dorasta, szuka sobie nowego miejsca i nowego ula, zabierając ze sobą część roju. Dzieci też potrzebują własnej przestrzeni do realizacji własnych pomysłów, ale zabierają ze sobą to co dostały w procesie wychowania. Nic bardziej naturalnego. Niemniej w obrębie swojej kolonii pszczoły się o siebie troszczą, jeśli zaprzestają o siebie dbać poprzez pozostawianie osobników na śmierć, tak jak ma to miejsce w CCD, to znak zarazy, klęski, wynaturzenia. U ludzi niestety ten mechanizm już działa, rodziny rozpraszają się, zapominając o sobie, nie wspierając się w ważnych i trudnych momentach, młodzi odrzucają starych i niepotrzebnych. Widać to w najbardziej rozwiniętych i bogatych społeczeństwach, gdzie często ludzie starzy choć mają za co żyć, ale nie mają dla kogo, czują się samotni, pozostawieni, bezużyteczni.
Może warto spojrzeć na te społeczeństwa mniej "rozwinięte" technologicznie i mniej bogate, gdzie jeszcze każdy młody, czy stary ma swoje miejsce w rodzinie i uczyć się od nich, bo może oni są bliżej natury i prawdy? Może czas przestać dbać tylko o siebie i swoje potrzeby, rozwój kariery i zdobywanie dóbr?
Może warto spojrzeć szerzej, na innych współzasiedlających tą ziemię i wziąć odpowiedzialność i wspierać się nawzajem w dążeniu do zachowania równowagi. 

Jak widać ta książka poruszyła we mnie wiele emocji i przemyśleń około natury i dbałości o nią. To my ludzie rozpoczęliśmy ten proces wyniszczania i my możemy go zatrzymać, jestem o tym przekonana, ale trzeba to zacząć robić, małymi czy dużymi krokami mniej istotne, ale robić. Tylko biorąc a nie dając idziemy po równi pochyłej ku samozagładzie.... Zatrzymajmy to wspólnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)