Szukaj na tym blogu

czwartek, 8 września 2016

Beksińscy. Portret podwójny - Magdalena Grzebałkowska



Autorka zebrała ogrom materiału i wykonała tytaniczną pracę. Książka jest bardzo dokładna, zawiera mnóstwo materiału osobistego: listy, dziennik foniczny, dziennik papierowy, wspomnienia znajomych, zdjęcia, obrazy.
Powstała duża gabarytowo, obszerna i ciekawa książka o postaciach niezwyczajnych, oryginalnych, zagadkowych, dziwnych, mrocznych...
Przyznaję, że mimo iż to bardzo ciekawa książka, bardzo dobrze napisana, czytało mi się ją trudno i powoli, na szczęście do 200 strony, zaś kolejne "połknęłam".

O Zbigniewie Beksińskim słyszałam i kojarzyłam jego twórczość, zaś o synu nie słyszałam do chwili jego samobójstwa. Czytałam z zainteresowaniem  informacje o jego pasjach, samorozwoju, samodoskonaleniu się, determinacji. Czytałam z zazdrością o jego umiejętnościach szybkiego poznawania nowinek technicznych. O ciągłych próbach twórczych, sprawdzaniu możliwości, dochodzeniu do rozwoju nowych technik. Zastanawiały mnie: jego potrzeba posiadania nowości technicznych (nawet za cenę przymierania głodem), niechęć do wychodzenia z domu, hurtowe zakupy, nie przywiązywanie wagi do posiłków (byle szybko zapomnieć), kompulsywne najadanie się słodyczami.
Postać Tomasza była dla mnie mroczna, zaś jego zachowanie odczuwałam jako agresywne i egoistyczne. Postrzegałam go jako bardzo inteligentnego człowieka, obeznanego w kulturze, znającego języki, z uzdolnieniami pisarskimi i ogólnie twórczymi o bardzo sprecyzowanych zainteresowaniach i umiejętnościach. Jednocześnie kompletnie nie radzący sobie z innymi ludźmi, aspołeczny, popadający w niezdrowe związki z kobietami, uzależniony (za swoją zgodą) od rodziny prostymi codziennymi sprawami, obsesyjnie poszukujący samounicestwienia.
Zabrakło mi w tej książce informacji o kobiecie, która ukryła się za mężem i synem, a bez obecności której obaj "rozsypali" się - Zofii Beksińskiej. Choć może takie było założenie autorki, że pisze tylko o ojcu i synu. Niemniej wywarła na mnie tak duże wrażenie swoją cicha obecnością, że podzielę się moimi odczuciami związanymi z osobą Zofii Beksińskiej.  Była ich opiekunką, wsparciem psychicznym i fizycznym, kucharką, praczką, kierowcą. Opiekowała się nimi i matkami własną i Zdzisława. Cicha, niewidoczna, nie dbająca o siebie - wręcz chorobliwie skromna i niewrażliwa na kobiece potrzeby. Po wyjściu za mąż za Zdzisława stała się jego cieniem, skryła się za nim. Kiedy ktoś ich odwiedzał, podawała herbatę w taki sposób aby nie być zauważoną, aby goście skupili się na Zdzisławie.
Interesuje mnie dlaczego tak działała, co sobie tym "załatwiała", co spowodowało takie jej wycofanie się. To była wykształcona i oczytana kobieta, której Zdzisław słuchał, to z nią konsultował swoje rozterki twórcze, ona była jego powiernicą i przyjaciółką z którą bez krępacji mógł rozmawiać.
To ona wzięła na siebie cały trud opieki nad dzieckiem, on nie chciał, bał się, nie potrzebował, nie czuł się gotowy aby zostać ojcem.
To na niej skupiały się wszystkie złe stany i zachowania syna Tomasza, to ją traktował najgorzej, ciągle ją ranił i był niezadowolony z jej zabiegów o niego. A zabiegała o niego wszelkimi działaniami: gotowaniem, sprzątaniem po nim i za niego, załatwianiem przeróżnych spraw i rzeczy, przyjmowaniem jego fochów, wulgaryzmów, wyzwisk,krzyków, niszczenie przedmiotów.
Paliła, ogromne ilości papierosów, może ten dym miał przysłonić te trudne sprawy z którymi borykała się sama. Może to był jej jedyny bastion, "przyjemność"?
Nie skarżyła się na swój los, resztę rodziny usprawiedliwiała i wybielała. Nawet kiedy pod koniec swoich dni bardzo cierpiała nie ujawniała tego swoim najbliższym. Sobie powierzała swoje sprawy.

Nie poszłabym na wystawę Beksińskiego, ale wybieram się na film o rodzinie Beksińskich, bo jakby nie patrzeć ich historia zaciekawiła mnie z kilku względów psychologicznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)