Szukaj na tym blogu

środa, 7 września 2016

Dom nad rzeką Loes - Mateusz Janiszewski



Usłyszałam o niej w radio, bardzo mnie zainteresowała i udało mi się znaleźć w jakiejś bibliotece.

Nie zawiodłam się, Timor Wschodni to dla mnie w ogóle nie znany obszar świata
 więc czytałam z wielkim zainteresowaniem i otwierałam oczy na kolejne nieszczęśliwe miejsce do życia na planecie Ziemia.
Oczywiście do stanu dzisiejszego przyczynili się ludzie, najpierw kolonizatorzy, bo
Timor Wschodni od XVI wieku był kolonią portugalską a kiedy w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku Portugalczycy opuścili wyspę, wkroczyły na nią indonezyjskie wojska. Ich okupacja trwała ponad dwadzieścia lat; skutkiem tych rządów była śmierć około dwustu tysięcy mieszkańców. W latach 1999 - 2002 pieczę nad państwem sprawowało ONZ, by końcem końców przekazać pełnie władzy Timorczykom. Niemniej mimo niepodległości Timor Wschodni jest wciąż niestabilny a większość mieszkańców cierpi z powodu przemocy, głodu, ubóstwa i prześladowania.

Autor opisuje Timor Wschodni z perspektywy lekarza wolontariusza którym został, choć nie było to takie łatwe ze względów formalnych. W książce zawarł własne obserwacje i doświadczenia. Postrzega on kraj jako wciąż zniewolony: Słaba opozycja, proindonezyjscy politycy,to mieszanka wybuchowa, która co jakiś czas zostaje zdetonowana. Wojska ONZ obecne na wyspie bezradnie rozkładają ręce, zaś europejskie organizacje humanitarne dbają głównie o własne interesy. Szkoda, że znowu biedni pozostawieni są sami sobie a bogaci czerpią z nich kolosalne zyski. Przykładem tego wyzysku, dla mnie, jest domena Timoru czyli uprawa kawy, której głównym odbiorcą jest Starbuks płacący za ten produkt grosze w porównaniu z zyskami ze swojej działalności.
Autor codziennie pracuje w trudnych warunkach i z ciężkimi przypadkami. Wysłuchuje opowieści doświadczonych lekarzy, którzy często z niemocy działania założyli maskę obojętności. Praca lekarza w tym miejscu to prawdziwa próba wytrzymałościowa, zarówno fizyczna jak i psychiczna. Ubogie warunki stacjonarne, brak sprzętu i leków, długie i ciężkie godziny pracy.
Autor poznał też duchową sferę mieszkańców Timoru Wschodniego. Przyglądał się animistycznym rytuałom odprawianym nad chorymi i choć jako lekarz z twardą wiedzą medyczną nie akceptował tego, jako człowiek wrażliwy miał na to zgodę.
Książka absolutnie mnie pochłonęła, niemniej smutek pozostał. To jeszcze jeden kłębek nieszczęść i biedy w kokonie obojętności i interesów bogatych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)