Szukaj na tym blogu

wtorek, 29 listopada 2016

Matka feministka - Agnieszka Graff



Jakoś bardzo długo zwlekałam z tą książką, przyczyna nie znana. Natomiast Agnieszkę Graff czytuję w Wysokich Obcasach (dodatek do GW), słucham w radio i w internecie. Czytam i słucham jej poglądów. Stała mi się szczególnie bliska po urodzeniu dziecka i "zmianie optyki" - jak sama mówi. Zajęła się tematem spychanym na plan dalszy w działaniu, ale nagminnie wykorzystywanym w celach propagandowych.

Bez ogródek napiszę, że w swojej książce zawarła takie treści, które ja wypowiadam, ale których nie przelewam na papier, bo nie jestem taka mądra i wypisana jak moja imienniczka. Tym bardziej cieszę się, że ona jest i tworzenie przychodzi jej z łatwością, bo mogę z tego korzystać;)

Książka zawiera treści bardzo bliskie mojemu sercu. Macierzyństwo, matkowanie, bycie matką, mama/o, to wszystko mi bliskie. Tych doświadczeń i spostrzeżeń o których pisze autorka mam dwa razy więcej. Irytacji na otoczenie też dwa razy więcej. Dlaczego, bo jestem matką dwójki dzieci i wszystkie problemy fizyczne wynikające z użytkowania otoczenia przeżywałam i przeżywam dwa razy. I wcale nie jest łatwiej za drugim razem, wręcz irytacja z czasem narasta, bo niewiele się zmienia, bo drugi raz muszę przejść przez te same problemy na ulicy, u lekarza, w urzędzie, w środkach transportu publicznego. Drugi raz zabrakło żłobka, mam nadzieję, że chociaż przedszkole nie będzie dla nas nieosiągalne, ale któż to wie wobec zachodzących zmian?!

Książka wywołała lawinę emocji, więc trochę ich tutaj zostawię, aby ulżyć duszy. Oczywiście o wszystkich sprawach dotyczących hasła "Matka" nie będę pisać, bo to znane i opisane i za dużo miejsca by zajęło...
Takich głosów jak Agnieszki Graff w przestrzeni publicznej potrzebnych jest więcej. Bo to jest głos realnego macierzyństwa, z szerokokątnym spojrzeniem na wszystkie aspekty tego "zjawiska". Macierzyństwo opisane przez autorkę, jest bardziej ludzkie, bliskie, realne, odczarowane. Matka to nie mit ani legenda, to człowiek i jak każdy przedstawiciel tego gatunku ma swoje prawa i obowiązki z tą tylko różnicą, że natura obdarzyła go możliwością rodzenia przedstawicieli następnego pokolenia. Na tym koniec moich marzeń. Wpisana w stereotyp nie jest już człowiekiem, ale kobietą, matką i w zależności od światopoglądu przypisano jej schematy działania. Zdaniem jednych ma być idealnie zorganizowana, super samodzielna, nienarzekająca na zmęczenie, ma być kobietą sukcesu, świetnie spełniać się na każdym polu działania - nazywam ten gatunek "robotem wieloczynnościowy made in Poland". Inni widzą ją w roli super matki, opiekuńczej, zawsze w gotowości do rodzenia kolejnych dzieci, kochającą i czułą żoną. Jeszcze inni każą jej siedzieć w domu, bo ma sobie radzić sama, nikogo o nic nie prosić i prezentować się nienagannie.

Hm, a gdzie miejsce dla człowieka, przecież opieka nad dzieckiem jest cenna, jest jak wymagający wielu umiejętności zawód, potrzebny wręcz niezbędny, bo przygotowujący kolejne pokolenie.
Graff porusza problem braku sprawowania opieki nad dzieckiem przez oboje rodziców. Obecnie to w zdecydowanej większości przypadków matka zostaje w domu aby podjąć się opieki nad potomkiem. Dziecko najczęściej ma dwoje rodziców, niestety, ten jeden rodzic znika zaraz po urodzeniu, bo ma inne zadania, zostaje na posterunku ten drugi. Graff, co mi się podoba, nie zrzuca za ten stan rzeczy odpowiedzialności na kobiety, ale na państwo i jego podejście do kwestii społecznych i opiekuńczych. Pozostaje jednak kwestia braku wynagrodzenia za sprawowanie opieki nad dzieckiem (po roku zasiłku macierzyńskiego) a nade wszystkim brak właściwej polityki społecznej w zakresie pomocy matce na rynku pracy a ogólniej rodzicom po powrocie matki do pracy.

Zainteresowała mnie poruszona kwestia "tajemnicy kobiecej" i może w tej tajemnicy należałoby szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego to matka zostaje zazwyczaj przy dziecku. Mowa o tym, że dla dziecka jesteśmy niezastąpione - czyli o sednie macierzyństwa, zdecydowanie emocjonalno - psychicznym wyróżniku. Trochę w tym radości, ale i smutku, narcyzmu, ofiarowania, słodkości i władzy. A może też zachłanności i perfekcjonizmu? Niemniej wszystko dobre, jeśli kobieta ma głębokie przekonanie o swojej zgodzie i pewności na taką postawę, gorzej dla niej jeśli nie, bo wszyscy mogą na tym stracić.

Autorka przypomniała, że ruchy kobiece też nie poświęcają wystarczającej ilości uwagi podstawowym problemom kobiecym związanych z macierzyństwem. Podnosi głos, że każda kobieta powinna mieć wybór i ta, której jakoś udaje się pogodzić opiekę nad dzieckiem z życiem zawodowym, albo tę opiekę zostawia komuś innemu i ta która chce poświęcić czas na wychowywanie dziecka. Co ważne ten czas powinien być wyceniony i opłacony. Dobrze byłoby aby same kobiety szanowały swoje wybory i starały się w tym wspierać.

W książce poruszone zostały też sprawy mocno drażliwe, wrażliwe i niezwykle ważne. Jednym z tematów, który od czasu do czasu pojawia się w mediach jest brak funduszu alimentacyjnego i nagminne miganie się mężczyzn przed odpowiedzialnością dbania o dziecko po rozstaniu z partnerką.
Jak do tego dochodzi? Przecież przed rozstaniem kobieta i mężczyzna mający dzieci razem dbali i zarabiali na swoją rodzinę. Jeśli podejmują decyzję o rozstaniu to zmienia się tylko to, że nie są partnerami i względem siebie nie mogą mieć oczekiwań, zostaje natomiast odpowiedzialność za powołane do życia dzieci. One dalej potrzebują jedzenia, ubrania, zabawek, itp., czyżby odchodzący partner zapomniał o tym, albo był do tego przyzwyczajony? Najczęściej dzieci zostają z matką więc siłą rzeczy zostaje nałożony na nią większy ciężar obowiązków, dlaczego zatem zostaje dodatkowo bez pieniędzy?! Państwo" bezwładny twór" taki problem ma w "głębokim poważaniu". Kobiety sobie poradzą, a jak nie poradzą to zabierzemy dziecko do domu dziecka, albo rodziny zastępczej, pod takim batem większość musi dać radę.

Porusza też kwestię prawa do aborcji i ciągłych pomysłów posłów i grup społecznych aby zmieniać i tak wyśrubowane zapisy ustawy obowiązującej w naszym kraju od 1993 roku.

Sporo miejsca autorka poświęciła przyziemnym, codziennym sprawom, np. stereotypom dotyczącym postrzegania dziewczynek i chłopców a to pod kontem zainteresowań, oferty pozaszkolnej, stroju, zabawek, traktowania obyczajowo-kulturowego. O infantylnym i czasami agresywnym traktowaniu dzieci, tylko dlatego że nimi są a normy społeczne tego nie piętnują. A także o obrazie kobiet w mediach i o różnych odsłonach macierzyństwa.

Kończy swoją książkę rozprawką o Matce naturze i wchodzeniu jej w drogę przez różne punkty widzenia.
Przytacza przykład Francji i krajów skandynawskich jako pożądanych przykładów równego traktowania pracy i rodzicielstwa oraz matki i ojca, wszak to nieodłączne i naturalne przymioty ludzkości. Od zarania dziejów ludzie mają dzieci co naturalne i pożądane, ale państwo i pracodawcy o tym zapominają albo wypierają ze świadomości. Jedni ciągle mają inne sprawy "na głowie" i nie chcą kolejnych problemów a drudzy potrzebują gotowego osobnika do pracy, najchętniej bez zaplecza rodzinnego?!

Zakończę cytatem:
"Współczesna Matka Natura lubi równość płci na rynku pracy i partnerstwo w sferze domowej. Równość jest naturalna. To ona jest wartością rodzinną".

Bynajmniej mnie by to odpowiadało...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)