Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość - Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka



Człowieka już nie ma, ale został w ludzkiej pamięci, książkach i w hospicjum.

Kiedy czytałam książkę zapomniałam, że przeniósł się do innej rzeczywistości. Teksty wciąż żywe, intensywne i ważne.

Książkę przeczytałam bardzo szybko i z wielkim zainteresowaniem. I choć waga niektórych poruszanych tematów to raczej kaliber ciężki to całość podana jest w nadzwyczaj przystępny sposób, czasem nawet żartobliwy.
To książka o życiu i jego wszystkich aspektach: radościach, smutkach, codziennościach, wyborach i zrządzeniach losu.
To książka o ludziach, różnej profesji i proweniencji, różnych charakterów i moralności, którzy stanęli na drodze bohatera.
To książka o księżach i o księdzu, który dla mnie był po prostu porządnym człowiekiem, empatycznym, delikatnym i konsekwentnym. Prosto i rzeczowo mówił o sprawach bliskich człowiekowi, tematy trudne starał się przekazywać w łatwiejszy sposób. Był otwarty na człowieka i dla tego człowieka działał. Nie osądzał, ale służył i pomagał. Wciągał w tę pomoc innych, czasem skreślonych przez ich środowisko.
Mówił otwarcie o sprawach, które w kościele mu się nie podobają, o różnych problemach księży i całej struktury. Nie bał się ostracyzmu ze strony swojego środowiska. Był wykształcony i oczytany, o szerokich horyzontach myślowych, otwarty w podejściu do ludzi. Może to było jego tarczą?

W zawartej w książce rozmowie ksiądz Kaczkowski w szczery i prostolinijny sposób opowiada o swoim dochodzeniu do kapłaństwa, o istocie swojej wiary, o pasji pomagania ludziom, o kościele.
W jego odpowiedziach znalazłam wiele informacji podanych w rzeczowych słowach i choć dalej trudno mi się z niektórymi wyjaśnieniami pogodzić na poziomie emocjonalnym to rozumiem je na poziomie moralnym.

Mi brakuje takich głosów z wnętrza kościoła, rozsądnych, rzeczowych, które spraw ważnych nie owijają w bawełnę, a z drugiej strony miłosiernych, życzliwych i uduchowionych. To co głosił było prawdziwe i spójne, praca u podstaw szła na równi z wiarą i jej przesłaniem, mówił, słuchał i rozmawiał.

Z książki można dowiedzieć się o jego domu rodzinnym, o relacjach w nim panujących i o podejściu rodziców do dzieci, min. Jana. O procesie edukacji, o drodze do powołania, życiu w seminarium. Pokazane są pierwsze kroki w kapłaństwie i w pracy kapelana w szpitalu, samorozwój i realizacja pomysłu z hospicjum. Jest rozmowa o sprawach bioetycznych, autorytetach tych znanych i mniej znanych, o kościele tym właściwym i "pluszowym", sumieniu i wreszcie chorobie współautora. Te ostatnie to bardzo szczególne wspomnienia i choć podparte głęboką wiarą Jana Kaczkowskiego to mimo to słychać w nich strach, ból, trud, cierpienie i nadzieję na jak najdłuższe działanie po tej stronie. Bliskie i ludzkie, bez górnolotnego "gadania".

Polecam do rozważenia jego zdanie: ,,Powtarzam jak mantrę: w sprawach zasadniczych - jedność, w drugorzędnych - wolność, a nad wszystkim - miłosierdzie".
Czyż z takim podejściem, rzeczy nie byłyby prostsze a ludziom żyło się łatwiej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)