Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 6 marca 2017

Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym - Maciej Czarnecki

Wypożyczona z biblioteki.

Książka Macieja Czarneckiego może poruszyć różne emocje. To solidny reportaż, pokazujący zagadnienie Barnevernet czyli Norweskiego Urzędu Ochrony Praw Dziecka, instytucji, która czuwa nad prawami dzieci wieloaspektowo.
Autor zawarł w książce dane liczbowe, fakty, rozmowy i informacje; historie ludzi, którzy mieli złe doświadczenia z tą instytucją, ale i takie którym pomogła. Obiektywizm to moim zdaniem mocna strona tej książki i tego autora. To nie zbiór sensacji, czystych emocji, okrzyków i oburzenia, to zweryfikowane informacje mające swoje źródła.

Książka zawiera też podstawowe i istotne informacje o Norwegii, o prawach, ludziach, emocjach, wychowaniu, obowiązkach, ale też stereotypach, zacofaniu, historii. Autor opisał w niej opowieści prawdziwe, skupił się głównie na rodzinach polskich lub mieszanych, chociaż wspomniał też o głośnym przypadku małżonków Bodnariu (para rumuńsko-norweska).
 
Autor informuje czytelnika, że “Barnevernet miał wkraczać na wczesnym etapie, za to działać przede wszystkim w domu, bez rozdzielania rodziny. Miał być instytucją głównie pomocową, nie interwencyjną. Bardziej nianią niż policjantem.” - tyle teoria. Życie, a raczej ludzie pokazali, że może być inaczej, że emocje nie idą w parze z przepisami prawa. Swoimi historiami pokazał, że z jednej strony można wesprzeć rodzinę w jakimś trudnym momencie ich życia. Z drugiej strony swoimi pochopnymi decyzjami potrafi zniszczyć nieodwracalnie rodziny. Z trzeciej widać wiele zaniedbania w sprawdzaniu wszystkich ważnych aspektów danej sprawy, pomijaniu i niezauważaniu niewygodnych informacji, uleganiu stereotypom, brak obiektywizmu. Z czwartej strony częste lekceważenie problemów rodziny, które mogą doprowadzić do tragedii (historia Andersa Breivika, rodziny Jolanty i Einara).

Każda historia jest inna jak inna jest rodzina i jej członkowie. Niektóre historie zapoczątkowali ludzie z zewnątrz rodziny: nauczyciele, pedagodzy, sąsiedzi, inne były inicjowane przez dzieci lub dorosłych członków, bardziej lub mniej świadomie. Najbardziej smutne i dramatyczne byłe te wynikające z różnic kulturowych, językowych lub czystej złośliwości albo zatwardziałości urzędników.

Autor spotykał się z różnymi ludźmi, z rodzinami, urzędnikami, politykami, intelektualistami, ambasadorem RP aby porozmawiać, o instytucji, która sieje strach wśród emigrantów polskich. Chciał wyjaśnić dlaczego instytucja opiekuńcza wzbudza takie niemiłe emocje, dowiedzieć się jakie czyny urzędników Barnevernet-u są ich źródłem.
Czy autorowi udało się wyjaśnić, pokazać i uświadomić odbiorcę, to pozostawiam do rozważań własnych.
Dla mnie ta książka była kolejną ciekawą pozycją wydawnictwa, które najbardziej cenię i zazwyczaj nie mam rozczarowań...

Podsumowując zacytuję tekst z rozmowy z Panią Witoszek (Polką mieszkającą w Norwegii od lat 80-tych, profesorką, pisarką, którą w 2006 jako jedną z dziesięciu na liście w tym dwu kobiet, uznano za najwybitniejszych intelektualistów w Norwegii). "- W Norwegii nie wolno dawać dzieciom klapsa i basta.... W komunikacji z Polakami i Norwegowie popełniają masę błędów, ale jest też we wzajemnej interakcji dużo polskiego lenistwa i niechęci w poznawaniu kultury kraju, w którym się pracuje..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)