Przeczytana na potrzeby Dyskusyjnego Klubu Książki.
Zarówno z tej książki jak i z pozostałych przeczytanych przeze mnie o Korei Północnej wyłania się jeden obraz, ślepego oddania religii i jej głównemu bóstwu - teraz już Trójcy przenajdoskonalszych i wszechmocnych Kimów. W tym państwie obowiązuje specyficzna religia, ślepe poddaństwo, jakie nie miało miejsca w ostatnich wiekach. To rodzaj państwa marionetkowego, gdzie głównodowodzący pociąga za wszystkie sznurki, a jego marionetki podskakują tak jak chce. Przy tym sieje strach, wszechstronną kontrolę i terror na skalę niespotykaną. Paraliżuje, zabiera wolną wolę i chęć decydowania o sobie.
Książka Suki Kim jest relacją z pobytu autorki w Korei Północnej, gdzie uczyła języka angielskiego studentów pochodzących z tak zwanej elity. Była to międzynarodowa szkoła o statusie uniwersytetu stworzona przez kościoły ewangelickie z całego świata, (na podobiznę stworzonej w Chinach). Położona na obrzeżach Pjongjangu. Wykładowcy pochodzili z różnych krajów, ale mile widziane było powiązanie z wyznaniem ewangelickim. Suki Kim długo zabiegała o posadę nauczycielki angielskiego i kiedy wreszcie ją otrzymała znalazła się w potrzasku.
Chociaż była wcześniej w Korei Północnej jako reporterka, urodziła się w Korei Południowej i doskonale znała historie rodzinne które miały miejsce po rozdzieleniu Korei na dwie części, nie była przygotowana na taką rzeczywistość.
Choć decyzję o przyjeździe podjęła świadomie to już po krótkim pobycie w zamkniętym kampusie, w odizolowanym skrawku miasta zamkniętego na świat kraju, poczuła siłę izolacjonizmu w sposób niezwykle dołujący. Przeżywała różne stany smutku, samotności, osaczenia, odizolowania. Kontrolowana na każdym kroku, obserwowana i podsłuchiwana czuła się wycieńczona i wymięta. Myślenie okazało się niebezpieczne i zbędne, bo groziło strasznymi konsekwencjami.
Z przeżyć Suki Kim objawia się niczym nie skażony Orwellowski świat. Niewiarygodny przekład fikcji literackiej na życie w istniejącym kraju. Ludzie ślepo oddani swojemu wodzowi, każdego dnia wypełniają te same rytuały, odkurzają jego portrety, modlą się do niego tymi samymi hasłami, widzą go wszędzie, w każdym działaniu i człowieku.
Autorka opisuje swoich studentów (czasami nazbyt rozwlekle i drobiazgowo) pod kątem postępowania, mentalności, sposobu patrzenia, myślenia i podchodzenia do wielu spraw. Podkreślała ich sposób działania - kolektywny, czyli zawsze razem, dla innych, z innymi, nigdy dla siebie. Ich przekonania i niezmienna wiara w wielkość ich kraju, siłę, możliwości, rozwój technologiczny, sprawność, idealność i postępowość. Zachwyt nad własnym krajem, wiara we wszechpotężność swojego przywódcy i w moc jego przykazań wydawała się zaskakująca, naiwna i straszna. Studenci byli podpięci pod system nakazów i zakazów i wydawali się z tego zadowoleni, usatysfakcjonowani i wręcz wdzięczni. Zawsze z wielkim oddaniem wypełniali swoje powinności. Oczywiście nie było też mowy o dostępie do internetu, nowinek technicznych czy dostępu do spraw dziejących się poza Koreą. Autorka czuła wszechpotężny mur utkany z kłamstwa i nieufności, choć widziała, że w tym świecie dla wybranych wcale nie było różowo, oczywiście lepiej niż w statystycznych miejscach, ale też brakowało prądu, ogrzewania i właściwego jedzenia, otrzymywała informacje o doskonałości tych działań.
Autorka mimo powyższych trudności, z rozrzewnieniem wspomina swoich studentów, miłych, uprzejmych, grzecznych i naiwnych młodzieńców, zafascynowanych swoją wykładowczynią i bez reszty oddanych systemowi. Chciała poruszyć ciekawość swoich studentów na inny świat, ale okazało
się, że z różnych względów nie są oni tym światem zainteresowani, nie
jest on im do niczego potrzebny w ich świecie. Wierzą tylko w to co
widzą i słyszą na co dzień i z czego są rozliczani.
Książka Suki Kim nie była dla mnie porywającą lekturą, niemniej zawierała kolejny ciekawy fragment obszaru zwanego Korea Północna. Odkryła kolejną zasłonę i wpuściła czytelnika do zamkniętego świata.
Pokazała też puste ulice wielkiego miasta, wielkie budowle dla niewielu, pokazowe cuda gospodarki reżimowej i gdzieś tam w oddali szare i ponure życie tych maluczkich obywateli stworzonych aby pracować dla dobra nielicznych.
Książki to dla mnie marzenia, źródło wiedzy, pasja i moc. Książki to oczekiwanie na niewiadomą, na tajemnicę, na romans bez pokuty. Wierne, dostępne i otwarte na nowe doznania. To uzależnienie, bez skutków ubocznych, zbędnych emocji i pretensji. Książki to dla mnie ciągle napełniające się źródło, nie wysychające, wystarczy tylko chcieć czerpać, a na razie mam ogromną ochotę.......
Szukaj na tym blogu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygnębiająca lektura, wymagająca skupienia. Wręcz niewyobrażalna pustka wynikająca z zakłamania. " (...) Nie chodzi o to okropne jedzenie ani o materialny brak wszystkiego. Tylko o elementarne człowieczeństwo. Brakuje go tutaj."
OdpowiedzUsuń