Szukaj na tym blogu

niedziela, 16 lipca 2017

Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci Północnokoreańskich elit - Suki Kim

Przeczytana na potrzeby Dyskusyjnego Klubu Książki.

Zarówno z tej książki jak i  z pozostałych przeczytanych przeze mnie o Korei Północnej wyłania się jeden obraz, ślepego oddania religii i jej głównemu bóstwu - teraz już Trójcy przenajdoskonalszych i wszechmocnych Kimów. W tym państwie obowiązuje specyficzna religia, ślepe poddaństwo, jakie nie miało miejsca w ostatnich wiekach. To rodzaj państwa marionetkowego, gdzie głównodowodzący pociąga za wszystkie sznurki, a jego marionetki podskakują tak jak chce. Przy tym sieje strach, wszechstronną kontrolę i terror na skalę niespotykaną. Paraliżuje, zabiera wolną wolę i chęć decydowania o sobie.


Książka Suki Kim jest relacją z pobytu autorki w Korei Północnej, gdzie uczyła języka angielskiego studentów pochodzących z tak zwanej elity. Była to międzynarodowa szkoła o statusie uniwersytetu stworzona przez kościoły ewangelickie z całego świata, (na podobiznę stworzonej w Chinach). Położona na obrzeżach Pjongjangu. Wykładowcy pochodzili z różnych krajów, ale mile widziane było powiązanie z wyznaniem ewangelickim. Suki Kim długo zabiegała o posadę nauczycielki angielskiego i kiedy wreszcie ją otrzymała znalazła się w potrzasku.
Chociaż była wcześniej w Korei Północnej jako reporterka, urodziła się w Korei Południowej i doskonale znała historie rodzinne które miały miejsce po rozdzieleniu Korei na dwie części, nie była przygotowana na taką rzeczywistość.

Choć decyzję o przyjeździe podjęła świadomie to już po krótkim pobycie w zamkniętym kampusie, w odizolowanym skrawku miasta zamkniętego na świat kraju, poczuła siłę izolacjonizmu w sposób niezwykle dołujący. Przeżywała różne stany smutku, samotności, osaczenia, odizolowania. Kontrolowana na każdym kroku, obserwowana i podsłuchiwana czuła się wycieńczona i wymięta. Myślenie okazało się niebezpieczne i zbędne, bo groziło strasznymi konsekwencjami.
Z przeżyć Suki Kim objawia się niczym nie skażony Orwellowski świat. Niewiarygodny przekład fikcji literackiej na życie w istniejącym kraju. Ludzie ślepo oddani swojemu wodzowi, każdego dnia wypełniają te same rytuały, odkurzają jego portrety, modlą się do niego tymi samymi hasłami, widzą go wszędzie, w każdym działaniu i człowieku.

Autorka opisuje swoich studentów (czasami nazbyt rozwlekle i drobiazgowo) pod kątem postępowania, mentalności, sposobu patrzenia, myślenia i podchodzenia do wielu spraw. Podkreślała ich sposób działania - kolektywny, czyli zawsze razem, dla innych, z innymi, nigdy dla siebie. Ich przekonania i niezmienna wiara w wielkość ich kraju, siłę, możliwości, rozwój technologiczny, sprawność, idealność i postępowość. Zachwyt nad własnym krajem, wiara we wszechpotężność swojego przywódcy i w moc jego przykazań wydawała się zaskakująca, naiwna i straszna. Studenci byli podpięci pod system nakazów i zakazów i wydawali się z tego zadowoleni, usatysfakcjonowani i wręcz wdzięczni. Zawsze z wielkim oddaniem wypełniali swoje powinności. Oczywiście nie było też mowy o dostępie do internetu, nowinek technicznych czy dostępu do spraw dziejących się poza Koreą. Autorka czuła wszechpotężny mur utkany z kłamstwa i nieufności, choć widziała, że w tym świecie dla wybranych wcale nie było różowo, oczywiście lepiej niż w statystycznych miejscach, ale też brakowało prądu, ogrzewania i właściwego jedzenia, otrzymywała informacje o doskonałości tych działań.

Autorka mimo powyższych trudności, z rozrzewnieniem wspomina swoich studentów, miłych, uprzejmych, grzecznych i naiwnych młodzieńców, zafascynowanych swoją wykładowczynią i bez reszty oddanych systemowi. Chciała poruszyć ciekawość swoich studentów na inny świat, ale okazało się, że  z różnych względów nie są oni tym światem zainteresowani, nie jest on im do niczego potrzebny w ich świecie. Wierzą tylko w to co widzą i słyszą na co dzień i z czego są rozliczani.

Książka Suki Kim nie była dla mnie porywającą lekturą, niemniej zawierała kolejny ciekawy fragment obszaru zwanego Korea Północna. Odkryła kolejną zasłonę i wpuściła czytelnika do zamkniętego świata.
Pokazała też puste ulice wielkiego miasta, wielkie budowle dla niewielu, pokazowe cuda gospodarki reżimowej i gdzieś tam w oddali szare i ponure życie tych maluczkich obywateli stworzonych aby pracować dla dobra nielicznych.

1 komentarz:

  1. Przygnębiająca lektura, wymagająca skupienia. Wręcz niewyobrażalna pustka wynikająca z zakłamania. " (...) Nie chodzi o to okropne jedzenie ani o materialny brak wszystkiego. Tylko o elementarne człowieczeństwo. Brakuje go tutaj."

    OdpowiedzUsuń

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)