Szukaj na tym blogu

niedziela, 28 stycznia 2018

Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz - Anna Kamińska



To kolejna wyjątkowa książka w mojej pasji czytania. Czekałam na nią długo, ale było warto, bo i tym razem Anna Kamińska wciąga w opowieść o nietuzinkowej postaci rzetelnie, ciekawie i z pasją doszukiwania się w człowieku tego co najistotniejsze.

Autorka z pieczołowitością zajęła się historią Wandy Rutkiewicz. To książka o sile, która jest jak tornado, niszczy wszystko wokół siebie, jest napędem do samozniszczenia. To opowieść o miłości  i nieuleczalnej chorobie, którą  nazywa się alpinizmem. Najważniejszym celem życia bohaterki były góry i to te najbardziej nie dostępne, groźne, nieznane, zmienne i kapryśne. Stały się jej celem, pasją, obsesją, jej życiem; dla nich żyła i dla nich umarła, tylko one dawały jej poczucie sensu istnienia.

Wanda Rutkiewicz to kobieta, która ciągle sprawdzała się z samą sobą, mobilizowała, siłowała, brała za bary. Piękna, ambitna, nieustępliwa, zdystansowana i tajemnicza. Zawsze pomysłowa, wyzwolona, odważna, szczera, bezpośrednia i odpowiedzialna. Z jednej strony dbająca o ludzi, oddana, pamiętająca i pomocna, zaś z drugiej zamknięta w sobie, niedostępna, chłodna, prąca do przodu indywidualistka. Posiadająca wiele talentów i umiejętności a także niespożytą energię i potrzebę działania. Posiadała wyjątkowe umiejętności PR - owskie, żarliwie przekonująca potrafiła zdobyć to co było potrzebne aby spełnić cel.
Wychowana w niespokojnym emocjonalnie domu, przeżyła śmierć brata, potworne zabójstwo ojca. Nie znalazła ukojenia w lekkoatletyce, a w szczególności w siatkówce, bo chciała być najlepsza a nie tylko dobra. Praca, choć ciekawa też nie dawała satysfakcji. Nie znalazła radości w swoich związkach. Miała jednak dużo szczęścia do ludzi, którzy bezinteresownie poświęcali jej swój czas i pomagali w różnych sytuacjach.

Intrygowała, irytowała, wywoływała zazdrość, nie pozostawała obojętna. Jej chęć sięgnięcia po najwyższe szczyty irytowała mężczyzn, ale to ją tylko mobilizowało do rywalizacji. Pokazywała, że można, trzeba tylko właściwie się przygotować, nie poddawać i iść na przód.

Ostatnia część książki była dla mnie przepełniona kipiącymi emocjami.
Po pierwsze bohaterki, bo za wszelką cenę chciała zdobyć wszystkie ośmiotysięczniki, nie zważając na stan swojego zdrowia i wiek.
Po drugie środowiska wspinaczy, w którym wrzało oburzeniem, zdziwieniem i niechęcią.
A także bliskich i przyjaciół alpinistki, którzy na przemian trzymali kciuki i dopingowali aby zaraz lękać się o nią.
Autorka pokazała też jak Wanda Rutkiewicz wycofywała się z miejskiego życia, traciła umiejętności radzenia sobie w miejskim gwarze, przeszkadzał jej pęd świata. Po każdej wyprawie coraz bardziej odwracała się od niego tworząc wokół siebie kokon, "sprawiając wrażenie oblężonej twierdzy, kogoś za szybą..." (str. 390). Czuła, że zaczęło brakować dla niej przestrzeni. Odsunięta przez środowisko, za to, że nie potrafiła działać w zespole, stawiała coraz bardziej na indywidualizm. "Dla obu stron nie było wspólnej płaszczyzny, dla której dla nas miałoby to sens i dla niej byłoby okej." (str. 392) Czy doszła do ściany, może zabrakło drogi w przód, dlatego ciągle wybierała wspinanie?

Jak zaślepiona i głucha poszła w swoją ostatnią wyprawę na Kanczendzangę, pozostawiając całe mnóstwo znaków zapytania, niedomówień, pustej przestrzeni. Stała się legendą, wieczną tajemnicą, nieodgadnioną i fascynującą zagadką. Tak za życia jak i po śmierci.

Fascynująca książka o niezwykłej kobiecie, kolosie alpinizmu, przebojowej i heroicznej pasjonatce, zakochanej na dobre i na złe w ośnieżonych gigantach. Wciągająca i pozostawiająca po sobie ślad w pamięci.


Wydawnictwo Literackie, rok 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)