Szukaj na tym blogu

czwartek, 26 lipca 2018

Dziewczynka z walizki David Serrano Blanquer



To nowa książka o starych sprawach, napisana przez człowieka, który się specjalizuje w tematyce losów Żydów podczas II Wojny Światowej. Spotkanie z autorem odbyło się w lipcu br w Muzeum Polin w Warszawie.
O książce mówiło się zanim się ukazała, bo historia zapowiadała się intrygująco. Autor miał odkryć przed czytelnikami swoje dokonanie - połączył, dzięki swoim badaniom, dwie zagubione po wojnie bliskie sobie osoby. Kobiety, jedna z Urugwaju druga z Polski, przez lata zadające sobie różnego rodzaju pytania o to co się stało z nimi po wojnie. Zaintrygowana, wyczekałam w bibliotece zakupu i jako pierwsza otrzymałam w swoje ręce pachnący farbą drukarską egzemplarz. Przeczytałam książkę szybko.

Historia "Dziewczynki z walizki" była oczywiście wzruszająca, losy jej opiekunów podczas okupacji niemieckiej w Warszawie także, natomiast styl autora, kompletnie mnie nie przekonał. Ostatnio trafiały w moje ręce książki napisane tak, że aż bolało, np. Primo Levi, John Boyne, itd.
W tym przypadku miałam wrażenie, że ciągle czytam te same zdania, frazy, pytania, jakby autor powtarzał się, bo nie miał wiele do napisania. Ciągle nawiązywał do swoich wyobrażeń o tym co mogli inni czuć w tamtych strasznych czasach, dzielił się swoimi emocjami, skupiał się tak bardzo na sobie i swoich przemyśleniach, że zagubił historię bohaterki. Mogłaby być to ciekawa opowieść, bo kanwa była spektakularna, ale została przegadana popisami pisarza na własny temat. Tak na prawdę samej historii głównej bohaterki w wykonaniu tego autora starczyłoby na 50 stron, bo reszta to monologi i powtórzenia pisarza, ciągłe nawiązywanie do tych samych fraz, przepisywanie tych samych zdań, częste podkreślanie i podsumowywanie tymi samymi wyrazami i zdaniami. Bardzo szkoda, bo to badacz, naukowiec, wykładowca, doświadczony zbieracz historii ludzi doświadczonych przez zbrodnie nazistowskie. Co takiego się stało, że wyszło takie zachłyśnięcie się sobą, a zniknęła opowieść o Gizie i jej rodzinie z Polski.
W książce sporo jest też nie prawdziwych informacji, na szczęście wyjaśnionych w przypisach. Miałam wrażenie, że to nie jest książka naukowca, tylko dziennikarza jakiejś gazety sensacyjnej, który szuka poklasku dla samego siebie.
Bardzo mi było szkoda, że został zmarnowany taki wątek z historii, zwłaszcza, że to doświadczony pisarz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)